Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

✦◌⋅ ❝ XII. Je te veux❞

✧┈┈┈┈┈┈┈┈┈┈✧
30 września, czwartek

Rudy

Otworzyłem zaspane oczy, które wciąż miałem lekko zamglone od długiego snu. Poczułem przyjemne rozleniwienie, które dodatkowo potęgował fakt, że doskonale się wyspałem, pomimo tego że zasnąłem raczej późno. Wyciągnąłem ręce i nogi, rozciągając się na łóżku.
Rozejrzałem się wokoło. Obok mnie leżała roznegliżowana Monia. Jej oczy były zamknięte, a długie rzęsy muskały policzki. Blond włosy okalały jej twarz i spadały kaskadą na ramiona i nagie piersi.

Zdałem sobie sprawę z tego, że jest tak jakoś dziwnie jasno jak na późno wrześniowy poranek. Zazwyczaj kiedy wstawałem o tej porze było nieco ciemniej.
Zakładając, że jest teraz nieco przed siódmą rano sięgnąłem po telefon leżący na szafce nocnej, aby się upewnić w tym przekonaniu.

Początkowo pomyślałem, że chyba nie rozbudziłem się dostatecznie lub że wzrok płatami figle.
Przecieram ze zdumienia oczy i widzę ponownie -  8:34.

Gwałtownie łapię powietrze w płuca i odkładam telefon na szafkę, choć właściwie to prawie nim rzucam, zrywając się gwałtownie z łóżka.
No tak, w sumie to było to do przewidzenia.
Z kina wróciliśmy kwadrans przed pierwszą w nocy, a potem jeszcze kochaliśmy się i zasnęliśmy po drugiej.

— Monia, wstawaj. — Nachyliłem się do mojej dziewczyny i potrząsnąłem jej ramieniem.
— Mmhh.. Weź przestań, spać mi się chce. — wymamrotała z niezadowoleniem, obracając się do mnie plecami.
— Kochanie, zaspaliśmy! Spóźnimy się do pracy. —  Nie daję za wygraną i nadal się z nią szarpię.
Na szczęście ona wstaje, choć z niezbyt  zadowoloną miną.

Adrenalina uderzyła mi do głowy, powodując że moje ruchy są szybkie.
Mocując się ze spodniami z żalem myślę, że nie zjem śniadania bo po prostu nie zdążę.
Może Anka coś dla mnie znajdzie.

Moje tempo jest ekspresowe, bo chcę aby moje spóźnienie było jak najmniejsze. Z resztą, nie mam ochoty na konfrontację z Zawadzkim po tym wczorajszym wieczorze.
Nie wiem, co go wtedy ugryzło ale nadal uważam że postąpił źle. Mimo tego jego słowa utknęły mi w pamięci.
O co chodziło mu z tym, że chciał zapomnieć o jakiejś osobie poprzez randkę z Halą?
Czyżby zakochał się w kimś bez wzajemności?
Mi samemu nigdy coś takiego się nie przydarzyło, w końcu to dziewczyny zazwyczaj prowadziły na mnie miłosne eskapady.
Ale Zawadzki...? Kto by tam go wiedział. Rozmawialiśmy razem na wiele tematów, mądrzejszych i poważniejszych jak i tych głupszych i błachszych, jednak nigdy nie mówiliśmy zbytnio specjalnie o miłości. On unikał jakoś tego tematu, jak tylko pytałem się czy ma kogoś na oku, więc przestałem dociekać.
Pod względem uczuć Tadeusz był dla mnie nieprzenikniony jak głębiny oceanu.

Kiedy Monia się przebrała, zdążyłem jedynie spakować potrzebne mi rzeczy do torby, po czym szybko zgarnąłem kluczyki i wyszliśmy, a raczej wybiegliśmy z mieszkania.
Wyglądałem właściwie tak, jakbym dopiero co wstał łóżka co było z resztą prawdą. Zamiast włosów miałem splątany busz, a na policzku z pewnością odcisk od poduszki.

Spojrzałem szybko na telefon - 8:41. Mam dziewiętnaście minut, aby dotrzeć do pracy. Zazwyczaj docieram tam w około dwadzieścia pięć minut, więc żeby być punktualnie muszę przyśpieszyć.
Problemem był fakt, że musiałem okropnie długo czekać na pasach, kiedy przychodziłem przy Alejach Jerozolimskich. Zupełnie jakby nawet sygnalizacja chciała mi zrobić na złość i  abym się spóźnił.

Potem szedłem przez miasto sadząc tak długie kroki, że Maryna musiała czasem do mnie podbiegać i krzyczeć, żebym zwolnił.

W końcu dotarłem do drzwi restauracji, które od razu otworzyłem i wszedłem do środka gdzie krzątał się już Pawełek, który obsługiwał jakiegoś mężczyznę.
Odłożyłem kurtkę na wieszak i nie widząc żadnych przeszkód zacząłem kierować się na zaplecze wraz z moją dziewczyną.

A wtedy znienacka usłyszałem ten głos,  dobiegający zza moich pleców. Pomimo tego, że byłem rozgrzany szybkim marszem poczułem dreszcz biegnący od moich łopatek w dół kręgosłupa.

— Trzy minuty spóźnienia. — Spokojny ton, lecz kryjąca się w nim mała nutka wyrzutów dała o sobie znać. Był to Zawadzki w rzeczy samej. — Od tego może zależeć wiele w kwestii klientów, Anka zaś uwija się sama jedna w kuchni, a ty masz w głowie amory. Nie mamy na to czasu. —  Mówił tak, jakbym był jakimś głupim gówniarzem, który coś przeskrobał a on jakimś mędrcem pustelnikiem który mieszka w słupie na pustyni.

Dodatkowo, czy on sądził, że te moje nieułożone  włosy, ślady od poduszki na twarzy i rumieńce to kwestia tego, że robiłem to z Monią przed wyjściem i miałem w dupie pracę? Że niby mając świadomość obowiązku i tak zaspokajałem swoje żądze jak jakiś królik?
Coś zaczęło się we mnie gotować, nie dałem po sobie tego jednak poznać.
Zacisnąłem jedynie szczęki i spojrzałem na niego niedbale.

Wedy dostrzegłem, że on zamiast patrzeć na mnie rzuca dość wrogie spojrzenie Moni, która je właśnie wytrzymuje.
Niczego już nie rozumiem. Czemu on nie lubi mojej dziewczyny? Nic mu przecież nie zrobiła, a on wygląda na jakiegoś strutego kiedy tylko ją widzi.

Poza tym, czemu od razu tak mnie atakuje jak spóźniłem się tylko trzy minuty?
Znam go już trochę i wiem, że nie lubi spóźnialstwa ale to na serio już przesada. No i  jeszcze ten jego argument o jakże wielkiej ilości klientów, których w tym momencie było jedynie dwóch.
Mój przyjaciel najwidoczniej wciąż miał paskudny humor po wczorajszym wieczorze i w sumie to mu się nie dziwię.

Oparłem się ramieniem o ścianę i spojrzałem na  sztywną, wyprostowaną postać Zawadzkiego.
— Szkoda... — westchnąłem teatralnie. — Może by  ci trochę ciśnienie zeszło — Uśmiechnąłem się szelmowsko.
Pawełek, który niby czyścił stolik obok a tak naprawdę przysłuchiwał się nam, zaniósł się rechotem, a Monia zachichotała.
Tylko Zawadzkiemu nie było do śmiechu. — A tak na serio to nie żadne amory, tylko zaspaliśmy.

— Beka jak rzeka — prychnął Zośka. Z resztą, budzika nie masz? — Wbił we mnie te swoje przenikliwe, błękitne  oczy.
— No cóż, zasnąłem wczoraj dość późno i zapomniałem go nastawić — przyznałem się. — Choć dziwi mnie fakt, że ty także zasnąłeś późno a mimo tego obudziłeś się wcześnie, gotowy do pracy. Gdybym był na twoim miejscu to nie mógłbym zmrużyć oka po powiedzeniu komuś czegoś takiego, jak ty Hali. — Odwróciłem kota ogonem, wciąż opierając się o ścianę i patrząc się na niego wręcz z bezczelnością.

Zacisnął usta wąską kreskę, a jego rysy jakby wyostrzyły się i nabrały chłodu. Wiedział o swojej winie i jako że nie posiadał żadnych sensownych argumentów, to burknął jedynie sucho: "Zabierzcie się lepiej do pracy". Z jakiegoś powodu wydało mi się to śmieszne, więc parsknąłem na odchodne śmiechem.

Reasumując, to w sumie moje życie jest w  mniejszym czy większym stopniu śmieszne.

✧┈┈┈┈┈┈┈┈┈┈✧

Zośka

Moje życie jest śmieszne mniej lub bardziej, albo żałosne raczej.
Siedziałem teraz moim gabinecie na fotelu, zastanawiając się nad wszystkimi decyzjami które zaprowadziły mnie do tego zasranego kurwidołka.

Zakochałem się w moim najlepszym przyjacielu.
Potem on został chłopakiem laski płytszej od brodzika dla niemowląt, pomimo tego że nie widzieli się od kilku lat.
Potem zacząłem od tego wszystkiego wariować, bo nie wiem jak mam się zachować.

Dać sobie spokój czy, nie? Dawać jakieś sygnały, a jak tak to jakie mają być?
Sił mi brak i już nie chcę nic wiedzieć, bo mam od tego wszystkiego mętlik w głowie.
Prawdziwe słowa i emocje cały czas wiążą mi gardło i serce, nie umiem powiedzieć więc tego, co czuję. To dla mnie zbyt ciężkie.
Mimo wszystkiego czuję, że moje serce rwie się tylko do Janka. Chciałbym kiedyś odczytać z ruchu warg jego ust, że też coś dla niego znaczę, lecz nie mogę się pogodzić z tym, że mógłbym nie doczekać takiej chwili.

Jak na ironię chcę bliskości, ale jednocześnie się jej obawiam. Skąd obojętność, która każe mi stać kiedy chciałbym za nim pobiec?

Boję się odrzucenia i  tego, że po prostu się komuś znudzę, będę już nic nie wartym śmieciem, którego się wykorzystało i wyrzuciło zapominając o nim.
Z resztą, obawy te nie wzięły się znikąd.

Wszystko zaczęło się w szkole średniej.

Chodziłem do typowego, prywatnego liceum dla bananowych dzieci, które mają w większości znanych i bogatych rodziców. Zawsze byłem raczej sam, bo przywykłem do samotności i lubiłem ją. Na początku koledzy z klasy próbowali do mnie zagadywać, ale szybko dali sobie z tym spokój.

 A wszystko zmieniło się w czwartej klasie w trakcie pracy nad projektem, który robiło się w parach. Sparowano mnie z jakimś raczej popularnym typkiem, do którego raczej byłem sceptycznie nastawiony i sądziłem, że jak tylko skończymy projekt to przestaniemy się zauważać.

 Ale okazało się, że chłopak jest całkiem fajny i dość szybko złapaliśmy wspólny język. Jako, że należał do popularnej grupki klasowej to można powiedzieć, że także przez jakiś czas do niej należałem przez niego.

 Raz kiedy rozmawialiśmy o czymś, nie pamiętam już o czym ja wspomniałem, że dziewczyny mi się raczej nie podobają.

 Odtąd nasza przyjacielska relacja uległa lekkiej zmianie.

On przytulał mnie jakoś częściej i stawał się taki czuły... Musiałem przyznać przed samym sobą, że się w nim zakochałem. Prawda była dla mnie jednak ciężka, bo bałem się że on mógłby mnie odtrącić, no i dodatkowo czułem się niepewnie, bo pierwszy raz poczułem do kogoś jakieś poważniejsze uczucia.

 Aż pewnego razu, kiedy spotkaliśmy się u mnie on mnie pocałował. Byłem szczęśliwy jak nigdy, a moja radość sięgnęła granic, kiedy spytał się mnie, czy chcę być jego chłopakiem. Naturalnie zgodziłem się.

Jakiś czas później spotkałem się tym razem u niego na nocowaniu.

 Oglądaliśmy film i przytulaliśmy się do siebie, aż atmosfera zgęstniała. Zaczęło robić się coraz namiętniej, w końcu on powiedział, żebym się rozebrał. Wiedziałem, do czego to zmierza i nie byłem pewien, czy jestem na to gotów, ale postanowiłem, że mogę spróbować skoro on mnie tak o to prosi.

 Kiedy już leżałem nago na łóżku, spostrzegłem że on nadal jest w ubraniach i sięga po telefon. Nagle wycelował we mnie aparat i zrobił mi zdjęcie. Nie wiedziałem, o co tu chodzi. On natomiast zaczął się śmiać, szydząc ze mnie: "Ty na serio myślałeś, pedałku że coś do ciebie czuję?" "Jak mogłeś chcieć dać dupy facetowi, ty chory pojebie?" i wiele innych.

Nie mogłem powstrzymać łez, więc tylko ubrałem się pośpiesznie, po czym wybiegłem z jego mieszkania.

 Jak się okazało, założył się z przyjaciółmi ze swojej paczki, czy zdoła mnie rozkochać a potem rzucić.

 Czyli że te wszystkie jego słowa okazały się być po prostu żartem, a naiwny ja uwierzyłem w to...

 Tego samego wieczora rozesłał moje zdjęcie przyjaciołom, a na grupie klasowej wysłał ostrzegawczą wiadomość w stylu, że na nocowaniu u niego nagle rozebrałem się sam i chciałem go zmusić do wiadomego celu. Ostrzegał, że jakoby jestem chory i nieobliczalny, i że niebezpiecznym jest jakikolwiek kontakt ze mną. Chętnym rozesłał także moją nagą fotkę.

A to wszystko żeby zabawić się moim kosztem. Odtąd stałem się klasowym popychadłem a potem i nawet szkolnym. Wołano za mną "Pedał", "Pojeb", "Zboczeniec" i robiono niemiłe rzeczy. Stałem się pośmiewiskiem będąc niczego winnym. Próbowałem mówić, że to nieprawda ale wszyscy oczywiście wierzyli klasowej gwieździe, a nie cichemu dzieciakowi. Wiedziałem, że mogłem to gdzieś zgłosić, ale za bardzo się wstydziłem i wyszło tak, że nikt z moich bliskich się nie dowiedział o tym zajściu. Nie powiedziałem ani rodzicom, ani siostrze, dusiłem to po prostu w sobie.

Z utęsknieniem liczyłem dni do matury i końca szkoły, aby to piekło się wreszcie skończyło. Odciąłem się w końcu od tych wszystkich ludzi, ale powracali oni do mnie w formie wspomnień, których nie potrafię się pozbyć.

Dlatego właśnie ciężko mi komukolwiek zaufać, a co dopiero zakochać się w kimś.

 Zanurzając się z powrotem w bolesnych przeżyciach, które porwały mnie ze sobą jak oceaniczna fala, założyłem słuchawki i włączyłem playlistę ze smutnymi piosenkami na Spotify.

 Roztrząsałem różne sprawy z przeszłości, które sprawiły że stałem się taki, jaki jestem teraz.

 A wtedy oczywiście po przesłuchaniu piosenki "Another Love" Wysłuchałem jakże pasjonującej reklamy o kubełkach chrupiących skrzydełek kurczaka z KFC, z promocją -50% na drugi kubełek. Cały melancholijny nastrój prysł jak mydlana bańka. Zdjąłem ze zdegustowaniem słuchawki z uszu. Życie jest żałosne 

I wtedy przypomniała mi się cała ta afera z Halą, jej zapłakane oczy i to spojrzenie Janka, pełne wyrzutu i odrazy. Kiedy cała złość mi przeszła poczułem się nieswojo. Hala naprawdę niczemu nie zawiniła, a ja ją tak ostro potraktowałem. Chyba powinienem ją przeprosić, ale czy ona chciałaby mnie wysłuchać?

 Ta dziewczyna jest naprawdę fajna i była całkiem w porządku koleżanką. Jest naprawdę rzetelna i dobra. Chciałbym mieć z nią dobre stosunki, zwłaszcza że jestem jej szefem. No i jest też ona najbliższą przyjaciółką mojej siostry, więc chcąc czy nie będzie się pojawiać dość często w moim życiu.

 Będąc dość niepewnym i tak wstałem z fotela i skierowałam się do kuchni, gdzie spodziewałem się zastać Halinę.

No i nie myliłem się, bo siedziała na stołku przy Marynie i pomagała jej kroić włoszczyznę.

Był tam także Janek, który jak tylko podszedłem do Hali odwrócił ostentacyjnie wzrok, udając spore zainteresowanie rosołem, który właśnie gotował się wielkim garnku.

— Halu, czy mogę cię prosić na moment? — Podjąłem łagodnie, stając przed czarnowłosą. Rozległo się milczenie, myślałem że już się nie odezwie.

— Jestem zajęta — mruknęła cicho po chwili.

— Trzcińska sobie bez ciebie poradzi, z resztą już kończy to obieranie.

— Mam potem przygotować ciasto na pierogi. — Jej głos nadal był nieprzyjazny, widocznie poważnie się pogniewała za wczoraj.

— Proszę cię, to zajmie tylko chwilę. — Nie ustępowałem.

 Czarnowłosa rzuciła mi poirytowane spojrzenie, mówiąc ciche "Dobra".

 Poprowadziłem ją do mojego gabinetu i stanąłem przy oknie, z którego roztaczał się widok na Warszawską ulicę oraz na stare kamienice.

Zarejestrowałem kątem oka, że Hala stanęła przy mnie, aczkolwiek zachowując dystans. 

— Jeśli przywlokłeś mnie tu aby mnie pocieszać, to mogę ci tylko powiedzieć że Rudy a w szczególności twoja siostra cię już wyręczyli — parsknęła dosyć chłodnym jak na nią głosem.

— Chcę tylko powiedzieć, że zdałem sobie sprawę z tego, że postąpiłem źle. — Zacząłem, obserwując samochody przejeżdżające za oknem.

— Woow, to naprawdę niesamowite, że wreszcie to zrozumiałeś — parsknęła sarkastycznym głosem, choć wcale się nie uśmiechając.

Skrzywiłem się nieco, ale wiedziałem że mi się to należało.

— Dałem się ponieść frustracji i złości, a te negatywne emocje rozładowałem niestety na tobie. Bądź świadoma tego, że naprawdę nie żywię do ciebie żadnej urazy i uważam, że jesteś bardzo w porządku. Nie panowałem wtedy nad sobą i za to chcę cię przeprosić. — Ciągnąłem dalej. Nie było mi łatwo, słowa z trudem formowały się w mojej krtani. Wszystko to przez mieszaninę wstydu i niepewności. Dało się wyczuć, że atmosfera zgęstniała.

Lustrowałem dziewczynę uważnym wzrokiem. Spuściła wzrok, ściągając brwi, a na jej twarzy były wypisane wszystkie słowa, które chciała uwolnić. Powstrzymywała lawinę skarg zagryzając wargę, lecz w końcu nie wytrzymała tego napięcia.

 Uderzyła mnie pięścią w tors, ja jednak ze spokojem przyjąłem ten cios. Następnie dała ujście potokowi żalu, zanosząc się cichym łkaniem.

Wtuliła się we mnie nagle, a ja zesztywniałem początkowo, lecz po chwili objąłem ją niepewnie. — N-nawet nie wiesz, jak się wtedy poczułam. Tyle czasu pragnęłam, abyś mnie zauważył! S-specjalnie wstawałam wcześniej przed pracą, aby się wypiękniać przed lustrem...specjalnie dla ciebie, a ty miałeś to gdzieś, GDZIEŚ! Specjalnie mnie zawsze unikałeś! Mogłeś mi to po prostu powiedzieć w twarz! A j-ja wciąż miałam jakieś nadzieje... — Jej słowa przerywał szloch i spazmatyczne łkanie.

Zacisnąłem mocniej szczęki, zdając sobie sprawę z tego, że jej obecny stan to tylko i wyłącznie moja wina.

 Czemu nigdy nie zadałem sobie trudu i nie pomyślałem nawet, jak ta dziewczyna może się czuć?

Miała rację, traktowałem ją jak jakiś uciążliwy rzep, który się mnie uczepił. Zachowywałem z nią jedynie neutralne stosunki, bo traktowałem ją jak dobre narzędzie do pracy, którego nie chcę stracić. Dlaczego akurat kiedy sytuacja robi się poważna, ja dopiero teraz potrafię zrozumieć mój błąd?

Przycisnąłem do siebie mocnej dziewczynę, obejmując ją ciepłym, kojącym ruchem.

— A kiedy mnie zaprosiłeś do tego kina to tak się ucieszyłam! Pomyślałam sobie, że może jednak po tylu miesiącach dostrzegłeś mnie... Czułam potem, że wcale nie chcesz tam być, ale nie wiedziałam o co chodzi. Chciałam być miła, a potem ty... — Zakończyła wypowiedź jeszcze głośniejszym szlochem.

Jej głos tłumiło lekko moje ramię, w które była wtulona. Trzymała się go kurczowo jak rozbitek spróchniałej deski, jak tonący brzytwy. Znajdowała we mnie teraz oparcie pomimo tego, że to ja zadałem jej tyle bólu, jak na ironię.

— Ci... Spokojnie. Już dobrze. Wszystko już będzie w porządku, przepraszam cię. — Szeptałem do jej ucha kojącym głosem, starając się powstrzymać narastającą gulę w moim gardle. Gładziłem dłonią jej plecy, chcąc dodać jej otuchy. Z ulgą zauważyłem, że łkanie powoli cichnie, a dziewczyna się uspokaja.

— Teraz już wiem, że nic by z nas nie było. Jednak ja nie chcę, żeby panowała między nami jakaś nieswojość, i pomimo tego, że czasem zachowujesz się jak dupek to chciałabym, żebyśmy zachowali przyjazne stosunki — odezwała się do mnie i spojrzała na mnie swoimi brązowymi, zaczerwienionymi od płaczu oczami. Jej wzrok był już spokojny i poważny, ale i wyczekujący.

— Halu, nie musisz o to pytać. Chcę, aby panowała między nami dobra atmosfera — powiedziałem łagodnie, starając uśmiechnąć się delikatnie. Odpowiedziała mi tym samym i znowu się do mnie przytuliła.

— Ale jedno nie daje mi spokoju. Powiedziałeś wtedy, że poszedłeś ze mną tylko dlatego, bo chciałeś o kimś zapomnieć. O co i o kogo chodzi?

 Spiąłem się nieco. Nie miałem ochoty o tym rozmawiać, w końcu co ona by sobie o mnie pomyślała?

— Dobrze, nie muszę wiedzieć o kogo chodzi. Ale zobrazuj mi przynajmniej tą sytuację. Czuję, że jest ci ciężko, ale jeśli mi się wygadasz, to poczujesz się lepiej i może ci jakoś pomogę — powiedziała cicho, ale z przekonaniem. Otworzyłem usta, słowa powoli formowały się w moim gardle.

Otwieranie się przed innymi zdecydowanie nie było moją mocną stroną. Zawsze radziłem sobie z moimi problemami sam, bez pomocy innych, ale teraz czułem, że jestem jej winny chociaż wyjaśnienie.

— Po prostu zakochałem się w kimś bez wzajemności, bo ten ktoś jest już w związku — mruknąłem cicho, nie owijając bawełnę. Czułem, jak pieką nie policzki zawstydzenia.

Miałem wrażenie, jakbym zrzucił z siebie ciężką zbroję, pozbywając się ciążącego na mnie jarzma. Ale jednocześnie bez tej zbroi jestem nagi i zupełnie bezbronny.

Hala też tężeje nieco, domyślam się że to także musi być dla niej trudne, bo w końcu jest we mnie zakochana. Mimo tego, kiedy się odzywa jej głos jest łagodny i życzliwy.

— Domyślam, się co czujesz. — Przyznaję jej rację, bo w końcu była w nieco podobnym położeniu.

— Nie wiem o kogo chodzi, ale postaram ci co nieco doradzić. Nie poddawaj się, bądź cierpliwy. Pamiętaj, że twoje serce ma tylko jeden zamek, i tylko nieliczni mają do niego klucz. Jeśli czujesz, że ta osoba może być właścicielem tego klucza, to bądź wytrwały. Z tego co mówiłeś, to ta dziewczyna jest w związku, ale nie zniechęcaj się, nigdy nic nie wiadomo. Po prostu bądź blisko niej, pozwól aby miała na tobie jakieś oparcie. Nie sugeruję oczywiście, abyś odbijał ją jej chłopakowi. Może się jeszcze wszystko ułoży — Mówiła zupełnie szczerze i z chęcią,aby mi pomóc pomimo tego, że w głębi duszy cierpiała. Trochę ją z tego powodu podziwiałem. Gdybym tylko mógł brać z niej przykład...

Fakt, tu nie chodziło o żadną dziewczynę, a o chłopaka, nie wiedziałem jednak jak ona na to zareaguje i z resztą łatwo możnaby wtedy domyślić się, że to Janka kocham.

— Ja... Naprawdę dziękuję, Halu — Odrzekłem jej, będąc nieco wzruszonym tym pocieszeniem. Chyba poczułem ulgę, wreszcie od pewnego czasu poczułem się lekko.
Byłem jej wdzięczny, że okazała mi takie wsparcie mimo tego, że jej samej nie było łatwo. Trochę to zabawne, bo przyszedłem tu abym to ja ją pocieszył, a stało się odwrotnie.

— Nie ma sprawy, jakbyś miał jeszcze jakieś pytania, to śmiało możesz podejść i zagadać do mnie. — Poklepała mnie po plecach.
Odsunąłem się od niej i podziękowałem jej miłym uśmiechem.
Potem ona musiała już pójść, bo czekały ją obowiązki.
Usiadłem na fotelu z poczuciem, że może kiedyś jeszcze się wszystko ułoży.

✧┈┈┈┈┈┈┈┈┈┈✧

Rudy

Kiedy lepiłem pierogi z Halą, mój brzuch warknął niczym wściekły pies ze wścieklizną.

 Moim ostatnim posiłkiem były dwie kanapki, które spożyłem wczoraj w nocy kiedy wróciłem z kina, a teraz była już czternasta. Przez cały dzień nie miałem nic w ustach, może oprócz wody.

— Może skoczysz na zaplecze i przekąsisz coś, twój brzuch brzmi jak Tyranozaur — zauważyła z troską dziewczyna.

— No dobra — wymamrotałem słabo. Odczuwałem wielkie zmęczenie i byłem wyzuty z energii, jakbym przez cały dzień wirował w pralce.

Nie miałem totalnie nic do jedzenia, ale może Monia coś ma?

 Miałem wrażenie, jakby mój żołądek pożerał samego siebie, czułem nieznośne ssanie. Podszedłem do zlewu, aby umyć dłonie pobrudzone mąką i kiedy włączyłem kram przed oczami miałem czarne, tańczące płatki.

Z nogami jak z waty podreptałem na zaplecze.

 Doszedłem do lodówki lecz nie otworzyłem jej, bo pociemniało mi przed oczami. Dolne kończyny trzęsły mi się, więc oparłem się o lodówkę, dotykając czołem jej chłodnych drzwi. Oddychałem szybko i nierówno, na mojej skroni lśniły kropelki zimnego potu a w ustach miałem słodki smak.

 Wtedy drzwi na zaplecze otworzyły się i ktoś wszedł do środka.

— Rudy? Co ty tu... — zająknął się Tadeusz.

— To nic... idź sobie — sapnąłem, nie chcąc aby mnie widział w takim stanie. Teoretycznie to chciałem go wygnać z jego własnego pomieszczenia, ale nie dbałem o to teraz, tak słabo mi było.

 Poczułem okropny, pulsujący ból w skroni i świat zawirował. Straciłem równowagę i w jednej chwili zapanowała ciemność.

✧┈┈┈┈┈┈┈┈┈┈✧

Zośka

Janka przed dość mocnym upadkiem na ziemię powstrzymuje fakt, że w ostatniej chwili do niego podbiegam i łapię go w moje ramiona.

Spoglądam na jego twarz, jest blada, oczy ma zamknięte, głowa wymyka mi się z ramion i bezwładnie zwisa.
Dłonie mi się trzęsą, nie mam pojęcia czemu zemdlał. A co jeśli to coś poważnego?
Stresuję się, ale nie pozwalam sobie na panikę. Delikatnie kładę go na podłodze, możliwe że będę musiał przeprowadzić resuscytację krążeniowo-oddechową.
Nachylam się nad jego twarzą, chcąc zbadać jego oddech. Czuję go na sobie - rozwiewa mi delikatnie kosmyki włosów.

Aż nagle jego dłoń ląduje na moich plecach, przechodzi mnie niespodziewany dreszcz.
—Janek, dzięki Bogu... — Wzdycham z ulgą. Już myślałem, że stało mu się coś poważnego.
Wciąż czasem mam w końcu przed oczami widok mojej nieprzytomnej matki leżącej na podłodze, bałem się że historia mogła chcieć się powtórzyć.
Jego oczy są lekko zamglone, jak jesienny  poranek. Rozchyla wargi, ale nic nie mówi, chyba jest lekko oszołomiony.

— Uwaga — Ostrzegam go, po czym chwytam go w stylu panny młodej. Jest ciężki, ale udaje mi się go przenieść na starą kanapę stojącą w kącie pomieszczenia. Kładę go tam delikatnie, upewniając się, że leży wygodnie.
Usiadłem na skraju kanapy, on patrzy mi w oczy.

— Co się stało? — Pytam ze zmartwieniem, aż zaczyna mi coś świtać. — Kiedy ty coś ostatnio jadłeś, Rudy? — Chłopak rozgląda się po ścianach, widocznie unika udzielenia mi odpowiedzi.
— Janie Romanie Bytnarze — mówię stanowczo, łapiąc go za dłoń i ściskając mocno.
— Wczoraj. — Mruknął jedynie, zamykając powieki.
— Co? — Odebrało mi mowę.

Nie wiedziałem nawet, czemu tak zrobił. Tyle pytań, żadnych odpowiedzi, bo on widocznie nie był chętny do rozmowy. Mogłem jedynie snuć domysły.
— Dlaczego nie zjadłeś śniadania ani czegokolwiek? — Pytam ostro, kiedy już odnajduję język w moich ustach. Otwiera oczy, którymi następnie teatralnie przewraca. Kiedy odpowiada przynajmniej już nie sądzę, ze specjalnie się głodzi.
— Może dlatego, że po pół godzinie odkąd się obudziłem byłem już w pracy, gdzie ty się do mnie przypierniczyłeś o jakieś trzy minuty. — Powiedział spokojnie, zamiast patrzeć się na mnie podziwiał niesamowite kolory sufitu. Czyli że się chyba obraził, ale dalej trzymał mnie za rękę, może więc nie jest tak źle.

O tej całej aferze dotyczącej spóźnienia to szczerze zdążyłem już zapomnieć, dopiero kiedy Janek ją przywołał poczułem ukłucie winy -  przeze mnie nie zjadł śniadania, a potem nawet nie miał na nie czasu bo był zajęty pracą.
Nie winię się teraz o to, że nie spytałem go czy coś zjadł, bo takie pytanie nawet mi nie przyszło wtedy do głowy, tylko raczej o to, że wtedy tak na niego naskoczyłem.
Miał rację - to były tylko trzy minuty, a ja zareagowałem tak, jakby to było co najmniej z pół godziny.
Dopiero teraz czułem, jakim jestem kretynem. Japierdolę, gdzie ja byłem kiedy mózg rozdawali?

— Przepraszam — wyzdycham. — Wiem, zachowałem się jak...
— Dupek. — Stwierdza bezceremonialnie. Może i jestem jego szefem, ale jednocześnie przyjacielem, ma prawo mnie opieprzyć, a i tak zachowuje się nader delikatnie. — Halę też tak sobie przeprosiłeś i wybaczyła ci? — Prycha jeszcze słabym głosem, bawiąc się swoimi dłońmi.
— Wierz mi lub nie, ale tak. — Nachylam się nad nim, usilnie próbuję spojrzeć mu w oczy. On w końcu unosi wzrok, nasze spojrzenia krzyżują się na moment, ale chłopak od razu ucieka gdzieś oczami.

— Janek, proszę cię — jęczę. — Nienawidzę, kiedy panuje między nami taki chłód. Pragnę twojej przyjaźni. — Pragnę ciebie. Przyznaję w końcu, nie wytrzymując już.

On zaś powoli kieruje na mnie spojrzenie swoich szaro błękitnych oczu, aż podnosi się niezdarnie na rękach, po czym obydwiema mnie obejmuje, przytulając się do mnie.
Otaczam go swym ramieniem, dłoń kładąc na przestrzeni pomiędzy jego łopatkami, którą gładzę.
Twarz wtulam w zagłębienie pomiędzy jego barkiem a szyją, wdycham łapczywie jego zapach, jakby to był jakiś narkotyk. Jest taki ciepły, w jego objęciach czuję się bezpiecznie i spokojnie.
On kładzie swoją ciepłą dłoń na moim karku. Kiedy go delikatnie dotyka, przesuwając po nim palcami, z mojego brzucha próbują się wydostać wściekłe motyle z ADHD i nerwicą.

— Ja też tego nienawidzę, Tadeuszu. — Słyszę jego głos przy moim uchu, jest lekko stłumiony gdyż chłopak wtula się w mój bark.  Moje imię w jego ustach brzmi tak pięknie, jak zaklęcie zdolne mnie zaczarować.
Po chwili unosi lekko głowę, a ja czuję że jego szczęka ociera się o mój policzek. Ten prosty, lekki gest wywołuje elektryzującą falę wzdłuż mojej szyi i pleców, drżę nieznacznie.

— Cieszę się, że mogliśmy to sobie wyjaśnić. — Jego oddech muska moją szyję, kolejne fale dreszczy przechodzą moje ciało spragnione jego dotyku.
Wtedy on nagle lekko drży, wciąż będąc osłabionym po omdleniu i upada na kanapę, oczywiście ciągnąc mnie za sobą.
Leżę na nim, nasze klatki piersiowe się stykają, a bicia naszych serc tworzą wspólny rytm.
Nasze ciała są prawie że splątane.
Jego dłoń mnie wciąż obejmuje, a moja leży pod jego plecami.
Jedna moja noga zwisa z kanapy, druga mieści się pomiędzy jego kończynami.  Twarz mam  wtuloną w jego szyję i pachnące słodkim zapachem włosy.

Unoszę się lekko na łokciu, nasze twarze dzieli jedynie kilka centymetrów. Spoglądam w jego oczy, szaroniebieskie niczym wzburzony ocean oświetlony promieniami słońca. Jest taki piękny -  błyszczące tęczówki okolone czarną zasłoną rzęs, równe łuki brwiowe, kształtny nos i malinowe, lekko rozchylone usta. Przebiegam wzrokiem po jego rozwichrzonych, ciemno kasztanowych włosach i linii szczęki, na policzkach zauważam drobne piegi, które pewnie staną się widoczniejsze w lecie. Towarzyszy im delikatny rumieniec.
A co najważniejsze, jesteśmy tak blisko siebie, że czuję jego lekki oddech łaskoczący moją twarz. Gorąco obejmuje moje policzki, chociaż w sumie to nie, nawet całe moje ciało.
Czemu tu jest tak parno?  Mam wrażenie, że powietrze między nami zgęstniało tak, że można by je ciąć nożem.

A potem on uśmiecha się lekko, uśmiecham się także i ja. Po chwili melodia, na którą składaja się kakofonia naszego śmiechu niesie się przez cały pokój.  Widzę piękne dołeczki w policzkach Janka i  jego perłowe zęby wyszczerzone w szerokim uśmiechu.

Ciekawe, co by sobie pomyślała Trzcińska gdyby nas teraz zobaczyła. Myślę sobie, że jej mina musiałaby być przecudowna.
Myślę sobie także, że jesteśmy tak blisko siebie,  wystarczałby jedynie lekki ruch, a mógłbym pocałować Rudego, poczuć na sobie ponownie dotyk tych miękkich warg  i ich smak.
Nie robię tego oczywiście, nawet jeśli bardzo tego chcę.

Po chwili rozplątujemy się z tej istnej plątaniny ciał. Wymaga to od nas oczywiście współpracy.
Potem wstaję, wciąż z delikatnym rumieńcem na twarzy. On patrzy na mnie z błyszczącymi oczami i uśmiechem.

— Umierasz pewnie z głodu, jak mogłem zapomnieć. —  Dotykam swojego czoła. — Skoczę do mnie na górę i coś ci przyrządzę —  poinformowałem go. — I nawet nie protestuj. Zaopiekuję się tobą — dodałem tonem nie  znoszącym sprzeciwu, kiedy tylko Jan otworzył usta aby się wtrącić.

— Na pewno mogę cię tu zostawić samego? — Po chwili wyraziłem niepewność. W końcu był taki osłabiony.
On jedynie zaśmiał się, przeczesując swoje niesforne włosy.
— Tadzik, jeśli już tak bardzo chcesz mnie nakarmić, to idź już, nie umrę tu przecież.
Posłuchałem się go i szybko wspiąłem się po schodach, po czym wszedłem do mojego mieszkania.

Zdecydowałem, że przyrządzę Jankowi coś na ciepło, bo w końcu nie jadł czegoś takiego od ponad doby.
Postawiłem na tosty z żółtym serem i salami, bo szynki nie miałem.
Kiedy je zrobiłem i wsadziłem do tostownicy, zacząłem wyciskać świeży sok z pomarańczy, jest podobno dobry po omdleniach. Nie chciało mi się wyciągać sokowirówki, bo chciałem oszczędzić na czasie, więc wyciskałem pomarańcze gołymi rękami.
Kiedy zrobiłem trzy tosty a sok przelałem do szklankiz postawiłem to wszystko na tacy wraz z najdorodniejszym jabłkiem jakie znalazłem, może Janek się skusi.
Wszystko robiłem ekspresowymi ruchami, aby Bytnar nie  musiał długo czekać.

W końcu niosąc tacę zszedłem po schodach i trafiłem na zaplecze, gdzie chłopak leżał plackiem na kanapie i wpatrywał się w sufit.

— Nie jest to jakieś wysublimowane danie, ale dobrym tościkiem chyba nikt nie pogardzi. — Postawiłem tacę na stoliku stojącym przy kanapie. — Smacznego, Biedroneczko. — Rudy patrzy się najpierw z zaskoczeniem to na mnie, to na jedzenie, aż uśmiecha się z nietypową dla niego nieśmiałością. — Dziękuję, Tadziu. Wiesz, dla takiej opieki jak ta to mógłbym mdleć  codziennie. — Szczerzy się do mnie filuternie.
— Ani mi się waż. — Grożę mu palcem, ale i nie bez uśmiechu. — Zawsze możesz do mnie czasem wpaść na kolację — podsuwam, choć wiem że jest przecież zajęty tą swoją dziewczyną. Siadam sobie na krześle stojącym przy kanapie i patrzę się w podłogę.

Bytnar zaczyna jeść, wgryza się w chrupkie pieczywo.
— Mmm, pyszne. — Wyraża aprobatę.— Och, czy to salami Gusto Bello dostępne w Biedronce za jedyne 8,56 zł za 100 g? Monia takie uwielbia — mruknął, po czym nagle ucichł, zdając sobie sprawę z tego, że ta wzmianka o salami i Moni była lekko mówiąc niepotrzebna. Milczę i ja, w końcu co ja mam powiedzieć? Chłop przynajmniej ma dobrego nosa do wędlin. Wyobraziłem sobie, jak zasłaniają mu oczy opaską po czym podsuwają do degustacji wędliny różnych marek, a on ma je rozpoznać. "To Sokołów, chociaż nie, myślę, że to Kraina wędlin. A to z kolei jest Tarczyński, tak, z pewnością". Z moich mięsnych fantazji wytrąca mnie głos Janka, który źle się czuje w tej głuchej ciszy.

— Wiesz, tak sobie myślałem,  że ty jak tylko widzisz Marynę, to stajesz się taki jakiś... odległy, nieprzyjazny... — Zawahał się. — Ty jej nie lubisz? — No po prostu geniusz kurwa. Gratuluję spostrzegawczości.
— Monia to dobra pracownica — odpowiadam wymijająco, choć prawdziwą odpowiedź mam wymalowaną na twarzy. Poprawiam się na krześle.

Janek bierze kolejnego gryza tosta, który chrupie mu na zębach. Patrzy na mnie ze zmrużonymi oczami, oczywiście się domyśla, że nie lubię typiary której sam głos sprawia, że mam ochotę zarzygać wszystko wokół, a w szczególności ją.
— To nie jest odpowiedź. Z resztą, czemu jej tak nie lubisz? Jest przecież miła, dobra i mądra — pyta mnie. O ja cię, aż trzy kłamstwa w jednym zdaniu, nieźle.
— Nie wątpię w to — mruknąłem wbrew sobie. — Po prostu nie da się lubić każdego, ja w szczególności nie jestem jakieś towarzyski. Ale spokojnie, to nic personalnego. — Myślę, że to dobra wymówka, a i  nie okrasiłem tego żadnym kłamstwem. No, może poza tym ostatnim zdaniem.
— No dobra, niech ci będzie. — Jego wypowiedź kończy wypicie łyka soku pomarańczowego. Po chwili widocznie się zamyśla -  wpatruje się w jeden punkt, nawet nie mrugając. Jedyny ruch z jego strony to przeżuwanie tosta.

— Ej Tadeusz, a wtedy w kinie powiedziałeś, że poszedłeś tam z Halą tylko dlatego, bo chciałeś o kimś zapomnieć. O kogo chodzi? — Pyta podobnie jak Hala wcześniej, mówiąc powoli, ostrożnie.
Nerwowy skurcz żołądka mnie przechodzi i promieniuje na moje ciało. Za żadne skarby mu przecież nie powiem, że to o niego chodzi. To byłaby katastrofa, wszystko by przepadło!
— Nie interere bo kociej mordy dostaniesz. — Ucinam, wpatrując się w moje dłonie.
— Ej no weź — oburza się Janek. Odkłada talerzyk na stolik, po czym buńczucznie zakłada ramiona. — A ty mi jakoś powiedziałeś dopiero po paru dniach, że jesteś z Monią. Chociaż nie, dowiedziałem się o tym po tym, jak widziałem was pożerających swoje twarze nawzajem — odrzekłem z przekąsem.

— Ech, no niech ci będzie. Prędzej czy później i tak to z ciebie wyciągnę, Tadi. — Wzdycha ciężko.
— Tadi? — Powtarzam, unosząc brew.
— Noo, nowe przezwisko ci wymyśliłem. Fajne, co nie? — Wyszczerzył się radośnie.
— Nie jest fajne, jest głupie. — Odpowiadam, choć walczę z uśmiechem.
— Wiem, że ci się podoba, Mój Tadi — chichocze, przybliżając się do mnie.

— Wcale że nie — odpowiadam spokojnie, choć teraz już się uśmiecham.
— Wcale że tak! — Nagle dźga mnie palcami w bok. Wydobywa się ze mnie zaskoczony krzyk, po czym zginam się wpół, nie mogąc zatrzymać lawiny śmiechu.
— Jak mniemam, księżniczka już się dobrze czuje? W  takim razie czas na  moją kolej. — Rzucam się na niego i wściekle łaskoczę go po bokach czy brzuchu, a Rudy wydaje z siebie piski, okrzyki i śmiechy. Wprost nie mogę się nacieszyć tą dzieciną zabawą. Dla takich momentów jak napastowanie łaskotaniem bezbronnych ludzi warto żyć.






✧┈┈┈┈┈┈┈┈┈┈✧

5404 słowa.

Cześć kochani! Udało mi się wreszcie naskrobać to coś. Pamiętacie jak mówiłam, że ten rozdział będzie krótki i szybko się pojawi? To było kłamstwo porównywalne do tego, że Monia jest miła, dobra i mądra XDD

W ogóle dodam że nie spodziewałam się że aż taki długi będzie ten rozdział, początkowo szacowałam jakieś 2k słów a tu proszę, prawie 5,5k XD
Początkowo miał być jeszcze dłuższy bo chciałam dać dwa wątki, ale zdecydowałam się że będzie to już a następnym rozdziale, który tym razem NA PEWNO będzie już krótszy.

W ogóle z każdą częścią to te rozdziały są coraz dłuższe lol

Aż mema musiałam zrobić:



Mam jeszcze pytanie, wolicie takie krótsze rozdziały, że np. po dwa tysiące słów czy jednak takie dłuższe, po cztery tysiące?

Ciekawa jestem, co wam bardziej odpowiada.











Ej, w ogóle to jak chciałam wtedy napisać "Tadi" to autokorekta mi zmieniła na "Daddy" musiałam się tym podzielić po prostu XD



Ale ale, to nie koniec jeszcze mojego pierdolenia.
Przed chwilą opublikowałam nową książkę, jest to zbiór one-shotow z Rośki!
Pierwszy one-shot już jest :3
Miło mi będzie jak przeczytacie 💖

Tak ogólnie wygląda ta książka:




No to siema kochani, widzimy się w następnym rozdziale! 😻🌈


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro