Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

✦◌⋅ ❝ VII. Biedroneczka ❞

✧┈┈┈┈┈┈┈┈┈┈✧

Spojrzałem na zegarek - godzina 8:29. Za pół godziny muszę być w pracy.
Pośpiesznym ruchem zgarnąłem kluczyki z szafki, kiedy telefon znajdujący się w kieszeni moich jeansów zabrzęczał.

- Zajebiste wyczucie czasu - mruknąłem pod nosem, wyciągając go.
''Glizda '' - głosił wyświetlacz.
Czego Maciej chce ode mnie teraz?

Odebrałem.
- Halo, Alek? Wiesz, za bardzo nie mogę gadać, spieszę się do pracy - mruknąłem.
- A, to przepraszam, że zawracam ci gitarę, ale mam do ciebie małe pytanie. Czy chciałbyś dziś wieczorem o osiemnastej wpaść do mnie i Baśki? Robimy kolację. No i koniecznie spytaj się Tadeusza, czy chciałby przyjść. Podobno to twój przyjaciel, więc chcemy go poznać - wypalił szybko.
- O, z miłą chęcią - uśmiechnąłem się do siebie - spytam się go. No i, może zaprosiłbym też Pawełka? To spoko gość, myślę, że się polubicie.

- A Pawełka akurat zaprosiłem - zaśmiał się w słuchawce.
- Skąd...? - nie dokończyłem, bo mi przerwał.
- Wiesz, zawsze jak przychodziłem jeść do tej restauracji, to rozmawialiśmy razem. A z resztą, to mieszkamy razem w kamienicy, więc często się widujemy - wytłumaczył wesołym tonem.
- Aah, a to ci niespodzianka! W każdym razie do usłyszenia, dam ci znać, jeśli Tadeusz się zgodzi. Pa! - mój przyjaciel pożegnał się jeszcze, po czym rozłączyłem się i z prędkością światła zbiegłem co dwa schodki na dół.

✧┈┈┈┈┈┈┈┈┈┈✧

Była godzina szesnasta, a ja wreszcie skończyłem pracować.

Poszedłem do gabinetu Zawadzkiego, mając na celu zaproszenie go na kolację.

- Zosiu? - zacząłem, wchodząc do środka i siadając na krześle. Zastałem Zawadzkiego siedzącego przy biurku i załatwiającego jakąś papierkową robotę.

Minęły jakieś dwa tygodnie od mojego popisowego dania. Od tego czasu nasza przyjaźń zaczęła się rozwijać i spajać. Anka na początku była zdziwiona, że dwójka facetów, która najpierw wyzywała się jak dzieci z podwórka została parą przyjaciół, lecz teraz jest zadowolona że nie ma kłopotu na swojej głowie.

- Hm? - uniósł brwi, odklejając wzrok od dokumentów i przenosząc go na mnie.
- Bo wiesz, ten mój przyjaciel, Maciek robi wraz ze swoją narzeczoną kolację. Chciałbyś wpaść? Prooooszę - zrobiłem słodkie oczy.

- I Pawełek też będzie! - dodałem szybko, kiedy już miał się odezwać.
- Janek, wiesz, że nie lubię takich rzeczy. Z resztą ja ich nie znam - westchnął.
- No to poznasz - prychnąłem - a z resztą będzie fajnie, zobaczysz. To fajni ludzie! - złapałem go za rękę i zacząłem nią potrząsać.
- Zgódź się! Zgódź się! - powtarzałem jak małe dziecko, które prosi matkę o zakup zabawki.

- Niech ci będzie - westchnął z rezygnacją, przewracając oczami - na którą mamy przyjść? - spytał.
- Na osiemnastą - uśmiechnąłem się promiennie.
Tadeusz ziewnął.
- Dobra, ale teraz napiłbym się kawy, bo padam - zasugerował.
- Ja w sumie też. Chodź, zrobimy sobie - pociągnąłem go za nadgarstek i po chwili byliśmy w kuchni.

Ja stanąłem przy ekspresie, on stał kawałek dalej.
- Niech zgadnę... americano dla pana?
- Tak, poproszę - wymruczał.

Zrobiłem je i już miałem iść mu ją wręczyć, kiedy nagle poślizgnąłem się na czymś tłustym - widocznie na podłogę skapnął olej.

To wszystko działo się w ułamku sekundy, lecz ja widziałem to jakby w zwolnionym tempie - moje nogi ślizgają się po płytce, a kawa leje się najpierw na mój t-shirt , a potem na nieskazitelnie białą koszulę Tadeusza.
Wywinąłem sporego orła i gdyby nie to, że Zośka złapał mnie w ramiona, to byłbym leżał potłuczony na ziemi, jak filiżanka, która wypadła mi z dłoni. Usłyszałem brzdęk tłuczonego szkła, które rozprysnęło się po podłodze.

Tadeusz trzymał mnie mocno w ramionach, jedna jego ręka spoczywała na moim barku, a druga w talii. Byliśmy tak blisko siebie, że wyczuwałem jabłkowy zapach jego włosów , a nasze brązowe od kawy koszulki przylegały do siebie. Nie wiedziałem czemu, ale moje serce przyspieszyło.

- Wszystko w porządku? - wyszeptał mi do ucha.
- T-tak. Ja przepraszam strasznie, nie chciałem! - jęknąłem, odrywając się od niego.
Rzucił spojrzenie na jego wcześniej śnieżnobiałą koszulę, na której teraz rozkwitły brązowe, kawowe plamy.
- Trudno, mam w domu masę takich. - Wzruszył ramionami.
Teraz to ja spojrzałem na mój t-shirt - był cały w kawie i na dodatek kleił mi się do ciała.

Rozejrzeliśmy się po miejscu ''wypadku'' - na podłodze leżały odłamki szkła, a wokół nich powstały małe kałuże napoju.

- Trzeba to ogarnąć - mruknąłem, po czym zabrałem się do zbierania większych kawałków szkła. Tadeusz dołączył się do mnie i razem w milczeniu porządkowaliśmy kuchnię.

Następnie poszedłem po mopa, żeby choć trochę umyć podłogę.

- Chodź za mną, nie będziemy przecież tak siedzieć ani iść do Macieja - pociągnął mnie lekko za rękę.
- Ale gdzie ty chcesz pójść? - zająknąłem się, kiedy wyprowadził mnie z kuchni.
- No jak to gdzie? No mojego mieszkania oczywiście.

Przyprowadził mnie do schodów, prowadzących gdzieś do góry. Teraz szybko wszystko skojarzyłem.
- To ty mieszkasz tu na górze?
- No pewnie, dopiero teraz się o tym dowiadujesz? Z resztą, tak jest wygodniej. Pracę mamy pod nosem - prychnął.
Poczułem się nieco głupio - pracuję tu, jak i znam Tadeusza już od miesiąca, a nie przyszło mi do głowy, żeby spytać się gdzie mieszka.

Wdrapaliśmy się po porządnych, drewnianych schodach. Przed nami były drzwi.
Zośka wyjął kluczyki z kieszeni i otworzył drzwi.

- Wejdź - zaprosił mnie.

- Panie pierwsze - wyszczerzyłem się.

- Ja ci zaraz dam panią! - zaśmiał się i zaserwował mi kuksańca w ramię.

Przyjemnie było słuchać i patrzeć, jak się śmieje. Jego zazwyczaj poważna i zadumana twarz ściągnęła się teraz w wyrazie uroczego uśmiechu, a w błękitnych oczach miał migoczące iskierki. Uśmiechnąłem się głupio.

Weszliśmy do środka. Mieszkanie rodziny Zawadzkich było przestronne i eleganckie - nic dziwnego, w końcu to bogacze.
Po przejściu korytarza znaleźliśmy się w wielkim salonie, dalej połączonym z kuchnią. Przy jednej ścianie znajdowały się trzy drzwi - Tadeusz skierował mnie do środkowych.

Okazało się, że to jego pokój. Był urządzony surowo i w zimnych barwach, lecz był bardzo ładny. Przy jednej ścianie stała duża szafa, a przy drugiej duże łóżko. Obok znajdowały się regały i biurko.
- No no, całkiem ładnie - uznałem, stojąc w progu.

Zośka otworzył drzwi do szafy - miał tam pokaźną kolekcję koszul, spodni, marynarek, bluz , i tym podobnych.
Pogrzebał w jednej z szuflad i rzucił mi jakąś czarną koszulkę.

- Masz, będzie ci pasować - powiedział z półuśmieszkiem.
- Ale serio, nie trzeba! - Złapałem koszulkę.
- Nie wygłupiaj się, nie będziesz chodzić w tym brudnym ciuchu - prychnął, przewracając oczami.
- No dobrze, a od kiedy ty taki dobroduszny jesteś?
- Odkąd cię poznałem - zażartował aksamitnym tonem. Wybuchnęliśmy śmiechem.

- Dobra, zobaczę co mi u dałeś, Zosiu - mruknąłem, rozkładając koszulę. Na jej środku była nadrukowana biedronka z uśmiechniętą, kreskówkową buzią. Urocze. Ciekawe, skąd Tadeusz ma taką koszulkę, bo jak dla mnie nie jest typem człowieka, który takie nosi.

- Urocze - rzuciłem z uśmiechem na twarzy.
- Wiedziałem, że ci się spodoba, Biedroneczko - parsknął wyraźnie rozbawiony.
- Ah tak Zosiu, czyli to tak teraz będziesz mnie nazywać? - zaśmiałem się.

- Tak, jeszcze jak - uśmiechnął się wymownie.

- Dobra, to ja się przebiorę - napomknąłem, po czym odwróciłem się plecami. Szybko zdjąłem brudną koszulkę i założyłem czystą, tą z biedronką.

- Połóż tą koszulkę na ziemi, potem ją wrzucę do prania - mruknął szatyn.
- Nie trze- - nie dokończyłem.
- Po prostu ją wypiorę. - Skrócił.
Tak więc zrobiłem tak, rzuciłem ją na podłogę.

Tadeusz wciąż stał przy szafie, szukając czegoś dla siebie.

- Masz tu ekspres do kawy, co nie? - spytałem.
- Tak, jest w kuchni. Zrób sobie i mi, okej?
Potaknąłem, idąc do kuchni.

Była przestronna i po prostu idealna dla kucharza. Obok niej znajdowała się wyspa. Dalej był dębowy stół, który mógł pomieścić wielu gości. Na prawo znajdowała się wygodna kanapa, szafki i wielki telewizor, a z boku drzwi do balkonu z widokiem na miasto.

Zauważyłem porządny, ciśnieniowy ekspres, podszedłem do niego, oglądając go dokładnie.
''Jest zupełnie inny niż ten w restauracji'' - pomyślałem, marszcząc brwi. Przyciski były zupełnie inne, wolałem niczego nie dotykać, bo jeszcze coś bym zepsuł.

- Tadeusz, jak się go włącza? - zawołałem, lecz nie uzyskałem odpowiedzi. Mieszkanie było tak duże, że pewnie mnie nie usłyszał.

Postanowiłem, że do niego po prostu pójdę. Drzwi do jego pokoju były nieco otwarte, więc pewnie nie będzie mieć nic przeciwko, jeśli wejdę.

Otworzyłem szerzej drzwi i zobaczyłem, jak szatyn ściąga poplamioną koszulę, ukazując swój lekko wyrzeźbiony, gładki tors. Przebiegłem wzrokiem po klatce piersiowej, żebrach a następnie umięśnionym brzuchu.
Nie wiedząc czemu, w głowie zaczęła mi lecieć ta charakterystyczna melodyjka z piosenki ''Take on me''.
Poczułem, jak gorąco wpływa na moje policzki.

Zawadzki, będąc w samych spodniach odwrócił się bardziej ku mnie, bo mnie zauważył. Miał nieco zaskoczoną minę.
- Ee... to ja może pójdę do kuchni - bąknąłem z burakiem na twarzy. Cholerny rumieniec, skąd on się w ogóle wziął?

Ruszyłem szybkim krokiem do kuchni, wpatrując się w okno. Wciąż nie mogłem pozbyć się widoku Tadeusza bez górnej części garderoby.

- Chodź, pokażę ci, jak to się robi. - Poczułem jego palce na moim ramieniu.

Odwróciłem się gwałtownie, przy okazji niechcący dając mu z łokcia w brzuch.
- Jezus Maria, czemu mnie straszysz? Chcesz, żebym na zawał zszedł?! - sapnąłem wystraszony. Ten gość skrada się jak duch jakiś!

- Ała, spokojnie - szatyn masował brzuch ze skrzywioną miną.
- No dobra, przepraszam. Ale następnym razem nie skradaj się tak, Zosiu - powiedziałem już spokojnie.

Tadeusz pokazał mi, jak obsługuje się ekspres, po czym przez jakąś godzinkę siedzieliśmy przy kawie i rozmawialiśmy o rzeczach ważnych i mniej ważnych.
Kiedy wybiła godzina siedemnasta trzydzieści wyruszyliśmy do Alka, skąd droga była niedaleka.

Jako że było całkiem ciepło, Narzuciłem na swoją biedronkową koszulkę rozpiętą, sztrukusową kurtkę, a Tadeusz zdecydował się na pójście w samej koszuli.

- Wiesz co, ja chyba jednak wrócę do środka po kurtkę albo przynajmniej bluzę, zimno jest - mruknął Zawadzki po tym, jak wyszliśmy z jego domu i przeszliśmy kawałek.

- Nie gadaj głupot, gorąco jest! - wykrzyknąłem.

- Sam jesteś gorą... A z resztą nieważne. - bąknął, wbijając wzrok w swoje nogi.

- No pewnie, dopiero teraz to odkryłeś? - roześmiałem się.

On za to skulił się bardziej, widocznie naprawdę było mu zimno.

- Z resztą łatwo ci mówić, że ciepło jest, skoro kurtkę masz - mruknął.

- No to zaraz jej nie będę mieć - wymruczałem, po czym zdjąłem kurtkę i narzuciłem ją na plecy wyższego.

Widzicie, jakie ja dobre serduszko mam?

- Co... Janek, zakładaj zaraz tą kurtkę, przeziębisz się! - powiedział najpierw z zaskoczeniem, a potem ostro.
- Och, jakie to urocze! Czy ty się o mnie martwisz? - uśmiechnąłem się szeroko.

- Nie martwię się o ciebie, tylko... Chcę, żebyś był zdrowy i mógł pracować - burknął.

- Jak dla mnie to jedno i to samo.

- Ale serio, Janek, weź tą kurtkę - spojrzał na mnie błękitnymi oczami.

- Nie jankuj mi tutaj, tylko ją załóż - powiedziałem niczym zawodowa matka.

On nie mówił już nic, tylko ją założył.

✧┈┈┈┈┈┈┈┈┈┈✧

- Witamy serdecznie! - drzwi otworzyli nam Alek i Basia.

- Serwus! - Alka przytuliłem,a Basię cmoknąłem po przyjacielsku w policzek.

- Poznajcie Zośkę! - wskazałem ręką na mojego towarzysza.

- Zośkę? - zapytali w tym samym czasie.
- Tsa, ksywa taka - mruknął, podając rękę Alkowi - Tadeusz.
- Maciej - uśmiechnął się blondyn.
- Basia - rozpromieniła się narzeczona Maćka,kiedy szatyn podał jej dłoń.

- No, to widzę że się już znamy, zapraszam do środka - zaprosił nas Alek ruchem dłoni. Weszliśmy do środka, gdzie na kanapie w salonie siedział już Pawełek.

Dobrze znałem to mieszkanie - w końcu często tu przychodziłem. Wyglądało przytulnie i było utrzymane w ciepłych, jasnych kolorach, tak jakoś pasujących do Macieja.

Po miłej pogawędce usiedliśmy do stołu. Nasza para narzeczonych zaserwowała pyszny makaron, a na deser moją ukochaną szarlotkę.

- Janek, a wy jesteście parą? - odezwała się Basia, kiedy jedliśmy bolognese.

- A-ale kto? - rzuciłem jej zdziwione spojrzenie znad talerza.

- No jak to kto? Ty i Tadeusz - powiedziała najnormalniej w świecie.

- Nie, oczywiście że nie - zakrztusiłem się makaronem, że aż Alek musiał mnie klepnąć po plecach.

Tadeusz zaś udał, że klopsiki w makaronie są wielce interesujące.

- A, to szkoda - mruknęła Basia.

W każdym razie, ta kolacja (oprócz tego, że się zakrztusiłem), minęła bardzo przyjemnie.
Po posiłku zagraliśmy jeszcze w monopoly ( ja oczywiście wygrałem ).

- I jak ci się podobało? - spytałem Tadeusza, kiedy już wyszliśmy z kamienicy.

- Całkiem... Fajnie - przyznał z uśmiechem.

Potem się pożegnaliśmy i rozeszliśmy. Ja w jedną stronę, a on w drugą.

✧┈┈┈┈┈┈┈┈┈┈✧

Cześć mordeczki!
Jak wam się podobał rozdział (uff wreszcie go napisałem )

Dajcie znać , jeśli się podobał.

Informuje jeszcze, że w najbliższym czasie rozdziały będą się pojawiać rzadziej, ale nie martwcie się, mam dla was bonus:



















Rośka to prawdziwy ship.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro