𝐓𝐡𝐞 𝐃𝐞𝐞𝐩𝐞𝐬𝐭 𝐃𝐚𝐫𝐤𝐧𝐞𝐬𝐬 #𝟐
Wpis z pamiętnika dnia XX.06.20XX roku.
Mawia się czasami, ze potwory są straszne, bo wyglądają jak ludzie... czy tam że potwory są prawdziwe i wyglądają jak ludzie... czy że wszystkie potwory to ludzie... cóż, nie chcę was zamartwiać, ale to prawda.
Kiedy on potrafi przywdziewać ludzka skórę swoich ofiar, by upodabniać się do ludzi i w ten sposób ich mordować... to nabiera zupełnie nowego sensu...
Ale zacznijmy od początku. Ostatnio miałem koszmar. Byłem w hotelu, ale sam. Nie było żadnych innych wczasowiczów. Byłem w nim całkiem sam. Od początku wydawało mi się to podejrzane, ale szedłem do przodu. Obszedłem całe pierwsze piętro i całe drugie, ale nie znalazłem nic poza jakąś podejrzaną plamą na wykładzinie i na szerz otwartymi drzwiami do maszynowni.
Ruszyłem dalej w nadziei, że odnajdę kogokolwiek. Było słychać jedynie ciszę okazjonalnie przerywaną echem moich kroków i szumem wentylacji. Światło było słabe. Było tak niezręcznie, że aż strasznie i zapragnąłem się stąd jak najszybciej wydostać.
Dziwne rzeczy zaczęły się dziać, kiedy dotarłem na piąte piętro. Przez chwilę miałem uczucie jakbym był obserwowany, ale kiedy odwróciłem się, nikogo tak nie było. Czułem na sobie jedynie martwe spojrzenie wind i sąsiedniego korytarza. Ruszyłem korytarzem przed siebie. Z rozsianych pokoi nie dochodziły żadne dźwięki, ale okazjonalnie słyszałem szelest w wentylacji.
Kiedy wszedłem na ostatnie piętro, straciłem nadzieję. Usłyszałem jednak cichy szelest i jęk pracujących maszyn. Jakże głupi wtedy byłem, gdy pomyślałem, że to ogrzewanie. Postanowiłem zapuścić się na zaplecze dla pracowników. I to był mój największy błąd jaki popełniłem w całym moim życiu. Z walącym sercem i nogami jak z waty ruszyłem dębowe drzwi, które ustąpiły ze szkrzypnieciem i ruszyłem ciemnym, szarym korytarzem przed siebie. Miałem wrażenie, że szedłem bez końca, jednak wtem doszedłem do metalowych drzwi. Wpisz kod. I klawiaturka z numerkami. Nie znałem kodu więc darowałem sobie wpisywanie, i już miałem zawrócić, ale okazało się, że drzwi są lekko uchylone. Na szczęście udało mi się przez nie przecisnąć. Za drzwiami były dwie windy. Jedna była zepsuta, ale druga działała. Wsiadłem do niej. Wewnątrz windy (która wyglądała jakby zaraz miała się rozlecieć) był tylko jeden przycisk: maszynownia. Wcisnąłem go i czekałem. Winda ruszyła, z początku wolno, ale potem czułem się, jakby spadała razem ze mną. Nigdy tego nie zapomnę.
Wdech, wydech. Po otwarciu drzwi windy dojrzałem tylko jedne, ciężkie stalowe drzwi z napisem: nie otwierać; zagrożenie życia. Nieupoważnionym wstęp wzbroniony. Stwierdziłem że skoro tak daleko zaszedłem to nie mogę się poddać.
Szarpnąłem za drzwi, ale nie ustąpiły. Coraz bardziej zestresowany i zdesperowany szarpnąłem za nie drugi raz. Stwierdziłem że potrzeba do nich klucza, ale nic nie znalazłem. Na szczęście ustąpiły za trzecim, mocniejszym razem.
Wszedłem do środka, i... nic nie ujrzałem. Poza faktycznie niebezpiecznie pracującymi maszynami. Stwierdziłem że cała droga poszła na marne, w końcu i tak nikogo nie znalazłem. Już miałem wracać, ale usłyszałem za sobą trzask. I niski, głęboki głos:
- Nikt nie będzie Cię szukać, prawda...?
Pogodziłem się z tym.
Ostatnie co usłyszałem to jakieś dziwne odgłosy. Potem nastała ciemność.
Moja teoria jest następująca... on został zamknięty w pokoju w bardzo drogim hotelu. W ukrytym, odludnym miejscu z dala od innych gości hotelowych, w obskurnych korytarzach dla personelu... Tam mieli zamiar robić eksperymenty na nieszczęśliwie zabłąkanych gościach, których nikt by nie szukał...
Zadaniem mordercy było zabijanie tych ludzi i patroszenie ich w taksydermicznym celu... nie wiecie o czym mowie prawda? W skrócie, jego zadaniem było wypychanie ludzi jak zwierząt...
Pracownicy, którzy tam byli, byli zszokowani i przerażeni, ale nie odważyli się interweniować, był dla nich zbyt niebezpieczny... i zgadnijcie co zrobił potem...
Rzeź... zabił ich wszystkich... a eksperymentarium zostało porzucone, ciemne, zapomniane... na wiele lat...
Nikt Wam o nim nie powie, bo to temat tabu... Ale ludzie giną... giną, ale nikt wam o tym nie powie... nawet policja, która jest wobec niego bezradna...
Powie wam o tym tylko on sam, kiedy już was znajdzie...
Ja nawet nie wiem czy ja na pewno uszedłem z życiem. Choć prawdopodobnie zostałem jedynie ludzką powłoką, skórą, którą nosi jak kostium żeby upodobnić się do nas, ludzi...
Proszę, nie ufajcie nikomu, kto wygląda pozornie jak człowiek.
Bo skończycie tak jak my wszyscy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro