002 ; artistic souls
Rozmowy z Nobarą zawsze poprawiały zgaszony humor, jednak tym razem po raz pierwszy czuła swego rodzaju pustkę. Jakby za sprawą magicznej mocy, na jej serce został nałożony słomiany, wykonany przez koleżankę plaster, który mógł rozerwać się od razu po zobaczeniu pewnego osobnika. Przyciągnęła do piersi dłonie, po cichu kierując się w stronę tylnego wyjścia szkoły. Mimo późnej już pory, chciała spróbować ponownie dzisiejszego dnia opuścić budynek, którego zapach przyprawiał ją o mdłości. Sama nie wiedziała tak naprawdę dlaczego, bo przecież nic, oprócz jej idiotycznego zachowania, za które miała ochotę się przekląć się nie stało. Naciągnęła na głowę jeszcze bardziej czarny kaptur bluzy i opuściła teren szkoły.
Napawała się czystym powietrzem, wspinając się którąś minutę coraz to wyżej, po towarzyszącej zieleni ścieżce. Zimne dłonie schowała w kieszeniach ciemnych spodni, by nie zmarzły aż tak, ponieważ nie zamierzała być chora. Wcześniej klikając w telefonie jedną z utworzonych przez nią playlist, dzięki czemu nie była skazana na zupełną ciszę.
— Dlaczego to musi być takie trudne? — zapytała samą siebie, w głębi duszy licząc na jakąś odpowiedź od koron drzew czy traw. Nic jednak takiego nie miało miejsca, więc jedynie westchnęła z bezsilności.
Słyszała kiedyś, że uczucia mogą wyżreć z człowieka wszystko co najlepsze, niczym detergent, nie zostawiając po sobie nic. Na początku w to nie wierzyła, bo przecież jak mogły aż do kości zawładnąć zdrowo myślącym człowiekiem? Otóż o dziwo miały taką moc, a ona coraz bardziej zatapiała się w tych swoich, nie rozumiejąc tego na ten moment.
Kopnęła leżący na środku gruntowej ścieżki kamyk, wsłuchując się w powstałe przez to dźwięki. Zastanawiała się, ile trzeba by poświecić czasu żeby opanować perfekcyjnie grę na perkusji. Rozmyślanie o tym na ten moment nie miało w ogóle sensu, jednak refleksja o tym przyszła tak nagle i niespodziewanie, że zagłębiła się w niej. Czy naprawdę, aż tak bolały nadgarstki od uderzania pałeczkami w talerze bądź tomy? A może, zależało to od tego jak systematycznie ktoś gra? I najważniejsze, w ciągu ilu można było opanować grę do perfekcji?
Satō, nauka oraz gra na skrzypcach zajęła około dwóch lat, a i tak czuła niekiedy, jakby nic nie umiała. Zapewne wynikało to z faktu, iż zaczęła późno naukę, przez co nie była w stanie dać z siebie wszystkiego. A może tak naprawdę, drewniany instrument nigdy do niej nie pasował i lepiej poradziłaby sobie z perkusją? Pokręciła głową chcąc odepchnąć irytujące myśli od siebie. Dążenie do absolutnej perfekcji w tych czasach było niesamowitym utrapieniem, a fakt, iż obsesyjnie niekiedy o tym myślała nie polepszał sprawy. Nie miała w zwyczaju podejmować wyzwań, jakie oferowało jej życie, gdyż te zazwyczaj kończyły się odwrotnie niż by tego chciała.
Uniosła delikatnie głowę, wpatrując się w ciemne, pokryte gdzieniegdzie gwiazdami już niebo. Światło księżyca, próbowało przebić się przez korony drzew, z marnym jednak skutkiem; i chociaż nie wyglądało to źle, Mika wiedziała, że coś nie pasuje w tym krajobrazie. Zmrużyła oczy obracając się nagle na pięcie, by udać się z powrotem w stronę szkoły, jak i tymczasowego miejsca zamieszkania.
Temat placówki był dla niej pewną tajemnicą, a sama jej funkcja wykraczająca poza te, które były w innych, a przynajmniej takie odnosiła wrażenie. Zapewne ludzie, nie mający o niej pojęcia mogliby rzec, iż była to jedynie szkoła prywatna dla bardziej uzdolnionych artystycznie bądź i nie. Prawdą zaś było, iż w całym kraju znajdowały się jedynie dwie takie oto placówki. Co więcej, uczniowie byli wybierani jedynie przez dyrektorów, a łączna suma osób, która się dostała nie wynosiła nawet setki ba! pięćdziesiątki. Łącznie, w tej do której uczęszczała, było ich w sumie około dwudziestu licząc z personelem. Liczba ta, mogłaby wydawać się żartem, jednak był to po prostu fakt. Możliwe, iż pozostali uczniowie, którzy chcieli się tu dostać w większości byli tak beznadziejni, iż tutejszy dyrektor uznał, że szkoda na nich czasu. Z drugiej strony, być może ich wymagania były zbyt wielkie i jedynie garstka osób mogła je spełnić? Dodatkowo, podczas samego uczęszczania do placówki nie mieli oni zbytnio przerw, co dla niektórych mogłoby być idiotyczne czy oburzające dla ogółu.
Wzdrygnęła się na uczucie zimnego podmuchu, który dostał się pod cienki materiał bluzy. Marcowe powietrze nie należało do tych najcieplejszych mimo, iż miesiąc sam w sobie zaliczał się już do okresu wiosny, dalej można było odczuć chłód panujący na zewnątrz. Zielonymi tęczówkami sunęła po widocznych konturach drzew, krzewów czy też oświetlających drogę wysokich lamp. Uśmiechnęła się delikatnie, niemal od razu wyobrażając sobie w głowie obraz Fushiguro, który chłonąłby ten widok niemal tak samo jak ona kolejną linijkę nut. Ciemne oczy, wodziłyby zapewne od konturów obiektów, nawet tych najmniej widocznych, biegnąc do cieni, które tak bardzo uwielbiał uwzględniać w każdej swej pracy. Można było nawet stwierdzić, iż czarne poświaty zostały w pewnym stopniu jego znakiem rozpoznawalnym.
Dreszcz przebiegł wzdłuż jej kręgosłupa, kiedy minęła się z jakimś mężczyzną. Nie wiedziała kim on był, chociaż domyślała się, iż to zapewne zwykły przechodzień, który postanowił tak jak ona udać się na wieczorny spacer. Subtelnie jednak, przyspieszyła kroku, obracając głowę po chwili, by na jej szczęście zobaczyć rozmazującą się w oddali sylwetkę. Westchnęła z ulgą, mając ochotę znaleźć się już w ciepłym budynku lub co lepsze we własnym, miękkim łóżku. A słuchawki w jej uszach, wypełniały ciało cichą klasyczną melodią, do której dostosowywała kroki, niemalże tańcząc na pokrytej cieniami ścieżce.
Zmęczona przeszła przez bramę, tym razem witając frontowe drzwi zamiast tych tylnich. O tak późnych godzinach, gdzie zazwyczaj wszyscy z nich zajmowali się sobą, nauczyciele nie przykładali zbytniej uwagi do tego gdzie są. Możliwe, iż było to nieodpowiedzialne, jednak każdy z nich miał swój rozum i powinien wiedzieć, że wychodzenie czy wracanie już nocą do budynku jest nieodpowiedzialne.
Kroczyła powolnym krokiem po ozdobnym parkiecie, wsłuchując się w głuchą ciszę zabarwioną cichą melodią fortepianu. Dopiero, gdy dotarła na koniec korytarza usłyszała podniesiony głos, wydobywający się z jednego z pomieszczeń. Ściszyła muzykę podchodząc bliżej drzwi, zza których słyszalny był głos przeciwnej do jej płci. Poirytowany chłopak ewidentnie miał pretensje do kogoś, mówiąc że źle się ustawił lub, że nie potrafi wytrzymać nawet minuty w jednym miejscu. Dzięki krótkiemu monologowi, niemal od razu wiedziała do kogo mówił. Uśmiechnęła się słysząc śmiech i odeszła od drewna, nie chcąc już podsłuchiwać. Wznowiła krok, by udać się w końcu w stronę swojego pokoju.
Fushiguro i Itadori, byli zgraną parą, jednak kiedy dochodziło do starcia się ich pasji bądź wymiany zdań, zaczynało się robić ciekawie. Malarz, który potrzebował ciszy by się skupić, nie mający ochoty tłumaczyć po setny raz tego samego. Do tego teatralny aktor, zapewnie przebrany w tym momencie za wymyśloną postać, zbyt energiczny by tylko siedzieć w tej samej pozycji kilka godzin, za to uwielbiający rozmawiać o głupotach. Mimo tego i tak Mika uważała, że są pięknym duetem, a starcie charakterów czy wymiana zdań iście zabawne, w szczególności podczas wspólnych posiłków na stołówce.
Przystanęła przy drewnianych drzwiach, by zaraz nacisnąć klamkę. Wślizgnęła się niemal do środka, z trzaskiem odgradzając od korytarza pomieszczenie. Przeleciała szybko wzrokiem, po oświetlonym przez światło księżyca pokoju, próbując doszukać się jakichkolwiek zmian, nawet tych najmniejszych. Kiedy jednak niczego nowego nie zauważyła, z cichym westchnieniem opadła na jednoosobowe łóżko, mając ochotę na porządną dawkę snu.
Z początku głucha cisza wypełniała pokój, a także jej umysł sprawiając, iż Satō mimowolnie zaczęła odpływać. Szum jednak, który bezczelnie zawitał w pomieszczeniu, pochłonął zmęczone ciało. Po kilku minutach, irytując coraz to głośniejszym dźwiękiem, przez co po jakimś czasie była zmuszona przerwać chwilę odpoczynku. Nie wiedziała od czego zależało pojawienie się tego hałasu, za co jeszcze bardziej nienawidziła cholernie nieprzyjemnego odgłosu. Ociągając się podeszła do szafy, by wyciągnąć z niej ciepłą, wpadającą w pastelowy odcień różu piżamę, mając nadzieję, że noc spędzona w miękkim i przyjemnie pachnącym materiale poprawi jakość jej snu.
Kładąc się, po półgodzinnym prysznicu, czuła ból we wszystkich mięśniach, jakby ktoś położył na nie chmarę wielkich kamieni. Łydki, ba! całe nogi od palców stóp do ud wręcz piekły od spaceru, przez praktyczny brak ruchu. Brzuch mruczał z głodu jakąś wytrącającą z myśli melodię, a głowa pulsowała, jakby miała zaraz wybuchnąć od słyszalnego w ciszy szumu.
— Trzeba było chodzić na te cholerne treningi — szepnęła, przewracając się na lewy bok, by przyjrzeć się po raz ostatni tego dnia pokojowi, oświetlonym delikatnym światłem księżyca.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro