Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

♡ 𝐑𝐎𝐙𝐃𝐙𝐈𝐀𝐋 𝐗𝐗𝐕𝐈 (18+)


═════ஓ๑♡๑ஓ═════ 

Janek


"Mamy ci coś do powiedzenia, synu. Chodzi o Tadeusza."

Gdy usłyszałem słowa które wyszły z ust mojego ojca oraz matki, zadławiłem się ziemniakiem. W przypływie paniki (bo lękałem się zarówno słów moich rodziców, jak i tego, że się uduszę. Żenująco byłoby umrzeć przez kawałek ziemniaka) zacząłem gwałtownie kasłać. Wyglądałem zapewne jak kot usiłujący wyrzygać kłaczka, mimo to rodzice popatrzyli na mnie ze strachem. Na szczęście udało mi się opanować sytuację i chwilę później mogłem rozdrobnić nieszczęsnego kartofla zębami i bezpiecznie go przełknąć.

— Nic mi nie jest — wychrypiałem. Matka i ojciec spojrzeli po sobie.

— Skąd taka reakcja? Spokojnie, chcieliśmy ci tylko coś powiedzieć...

— To... to nie przez to! To już człowiek nie może się raz na ruski rok ot tak, ziemniakiem zadławić? — Zaoponowałem nerwowo, czym zrobiłem z siebie idiotę. Nadszedł mój koniec. Koniec mnie i Tadeusza. Na pewno się domyślili. Może gdy spałem zauważyli ślad na szyi i połączyli kropki... Albo mój ciekawski ojciec chciał obejrzeć z bliska medalik i gdy drzemałem, otworzył go i zobaczył wygrawerowany w środku napis będący wyznaniem miłości...? No, to jestem ugotowany. No bo jaki może być inny powód nagłej chęci rozmowy o Tadeuszu...?Rodzice ponownie wymienili się skonsternowanymi spojrzeniami.

— Skoro jest już wszystko w porządku... Chcieliśmy ci tylko powiedzieć, że... — zaczęła matka.

— Że...? — dopytałem słabo, nie mogąc już wytrzymać. Nie chcę odwlekać tej chwili. Co ma być, to będzie. Dodatkowe sekundy nie zbawią mnie od strasznych słów, które za chwilę zostaną wypowiedziane... Staram się wyglądać normalnie (na tyle, na ile może wyglądać normalnie ktoś, kto przed chwilą prawie zginął przez kartofla), ale cały wręcz osłabłem i zapewne pobladłem.

— Że bardzo się cieszymy, że nasz syn ma takiego dobrego przyjaciela! — wtrącił ojciec.

— Dokładnie. Nie wiem, jak zdołałeś się tak mocno zaprzyjaźnić ze starszym mężczyzną, nauczycielem w dodatku, ale to chyba o czymś świadczy. Ta przyjaźń została już dawno temu napisana przez los! — dodała matka.

Gdybym miał w ustach ziemniaka, to znowu bym się nim zakrztusił. Tyle strachu, tego obezwładniającego przerażenia tylko po to, by usłyszeć te słowa? Nie spodziewałem się, że rodzice pochwalą mnie za dobór przyjaciela. Byłem pewien, że nadeszła moja zguba... A jednak... Co za ulga!
Odetchnąłem powoli ale długo, że aż zakręciło mi się lekko w głowie.

— Tak... Też w to czasem nie mogę uwierzyć — uśmiechnąłem się słabo. — To prawdziwy przyjaciel. Cieszę się, że go mam.

Przez resztę kolacji moi rodzice rozprawiali o tym, jaki to mój "przyjaciel" jest inteligentny, odpowiedzialny, życzliwy, kochany i szczodry. Aż zrobiłem się przez chwilę zazdrosny; przypomniało mi się jednak po chwili, że rozmawiają o moim ukochanym, i aż cieplej zrobiło mi się na sercu.


═════ஓ๑♡๑ஓ═════


Następnego dnia, późnym rankiem zacząłem przebierać się w odświętniejsze ubrania — wybierałem się z Alkiem na imieniny Krzysia Baczyńskiego, który chodził z nami do klasy. Glizda miał przyjść pod moją kamienicę, skąd wyruszylibyśmy do Krzysztofa. Założyłem eleganckie spodnie i jedną z nowszych, białych koszul. Zaczesałem starannie włosy, upewniłem się, że malinka nie wystaje spod kołnierzyka, wsunąłem na nogi lakierki i wyszedłem z domu. 

Alek czekał na mnie; przywitaliśmy się serdecznie i poszliśmy. W trakcie drogi rozmawialiśmy o tym, co u nas się ostatnio działo.

— Robiłeś wczoraj coś fajnego? — zapytał dryblas.

— Spotkałem się z... kolegą — palnąłem.

— O, a którym? — dopytał zaciekawiony Aleksy.

Że też tak łatwo wpadłem! Oczywiście że nie powiem, że z Zawadzkim. To by od razu wydało się dziwne — były licealista spotykający się w wakacje ze swoim nauczycielem, w dodatku nazywając go swoim kolegą. Muszę powiedzieć coś innego.

— Nie znasz go, naprawdę. To świeża znajomość — odparłem to, co wydawało się być najbezpieczniejszą opcją. Nie chciałem wymieniać imienia jakiegoś z naszych znajomych, w końcu łatwo mogłoby się wydać, że skłamałem.

— Ej, super! Jak się poznaliście?

Matko Bosko, Alek i ta jego ciekawość... I co ja teraz powiem?

— Spotkaliśmy się w... — myśl Janek, myśl! — kawiarni. Wiesz, on jest baristą. No i jest dość kontaktową osobą, więc zagadał i okazało się, że mamy wspólne tematy do rozmowy. — Chyba zabrzmiałem dość wiarygodnie, więc rozluźniłem się trochę. Ku mojej ogromnej uldze, Maciek nie ciągnął już dalej tego tematu, powiedział tylko coś w stylu, że to świetnie i tak dalej.

Ja za to zacząłem myśleć o Tadeuszu. A raczej o tym, jak by zareagował Alek gdyby usłyszał, że nie dość, że jestem zakochany w mężczyźnie, to jeszcze naszym byłym nauczycielu. Maciek to mój najlepszy przyjaciel, praktycznie nie mamy przed sobą tajemnic (tylko ja mam jedną...). W dodatku jest bardzo ciepłą, życzliwą i wyrozumiałą osobą. Nigdy nie był dla nikogo niemiły, chyba że naprawdę miał powód. Na pewno byłby zszokowany tym faktem, ale co dalej? Zaakceptowałby to, czy skreślił mnie zupełnie? W końcu "mężolubstwo" jest potępiane przez tak wiele osób i generalnie jest to temat tabu...

— ... No i wiesz, ja wtedy patrzę tak na to i myślę sobie... Ej, słuchasz ty mnie w ogóle? — Nagłe szturchnięcie wytrąciło mnie z moich rozmyślań. — O czym tak namiętnie rozmyślasz? A może raczej o kim? Czyżby jakaś panienka, rudzielcu? — wyszczerzył się Alek. Skrzywiłem się. "Właśnie, że nie panienka. I w tym problem." Jednakże byłem bardzo ciekaw tego, co na temat osób homoseksualnych myśli Aleksy. Oczywiście nie chcę mu mówić o mojej relacji, najpierw wolałbym wybadać grunt!

— Tak właśnie myślałem o tym znajomym, o którym ci opowiadałem... No i wiesz, on tak jakby... lubi mężczyzn. — Oczy Alka zrobiły się dwa razy większe. — W sensie żyje z mężczyzną. Wiesz, kocha go. Co o tym sądzisz? — Choć mówiłem spokojnie, to jednak cały się spiąłem. Ze stresu zabolał mnie aż żołądek. W napięciu oczekiwałem na słowa Aleksego i obserwowałem jego zaskoczoną twarz.

— No wiesz... Nie jest to raczej spotykane zjawisko... I nigdy nie spotkałem osoby, która by... polubiła osobę tej samej płci. — Miałem ochotę zaśmiać się nerwowo i powiedzieć, że już przecież spotkał, i że tą osobą jestem właśnie ja, ale oczywiście tego nie zrobiłem. — Więc to takie... bardzo nietypowe — ściągnął brwi, a jego język zdawał się plątać. Trochę zrzedła mi mina. Pewnie powie coś w stylu, że to nienaturalne, że coś takiego nie powinno istnieć...

— Ale wydaje mi się, że takie osoby nie robią nic złego. W końcu kochają się, no nie? A miłość to przecież piękna rzecz i nikt mi nie wmówi, że to zła rzecz, bo to brednia. A skoro tak... to dwaj zakochani w sobie mężczyźni nie popełniają grzechu. I choć jest to dość niecodzienne, to jednak nie powinno się tego potępiać — powiedział w końcu już pewniejszym głosem. Po wysłuchaniu tej wypowiedzi miałem ochotę go przytulić! Co za ulga... Teraz wiem że w razie czego, mój przyjaciel na pewno mnie całkowicie nie skreśli.

— Wiesz co? Ja uważam dokładnie tak samo.

Parę minut później dotarliśmy do mieszkania Baczyńskiego. Nie było ono specjalnie duże, więc nie mógł zaprosić zbyt wielu ludzi. Oprócz mnie i Alka była tu dziewczyna Krzysia — Basia, Jan Wuttke z Maryną (sądząc po tym, jak na siebie patrzą, musi coś między nimi być!) i Andrzej Morro. Było ciasno, ale przyjemnie. Wznieśliśmy toast za naszego kolegę, zjedliśmy zakąski i zaczęliśmy miło rozmawiać. Maryna nie odstępowała Wuttkego na krok, właściwie tak jak Basia Krzysia. Puściliśmy muzykę z gramofonu i zrobiło się naprawdę przyjemnie.

Rozmawiałem z każdym, toteż po jakichś dwóch godzinach ożywionej rozmowy odszedłem nieco na bok. Nalałem sobie wody ze dzbanka, by nawilżyć wyschnięte gardło. Niedługo potem znalazł się obok mnie Alek. Nic nie mówił, ale po chwili zaczął mi się wnikliwie przyglądać. 


— Hej, co ty masz na szyi? Skaleczyłeś się? — Spytał zdziwiony i nim zdążyłem zareagować, odchylił kołnierzyk mojej koszuli, by lepiej się przyjrzeć. Otworzył szeroko usta, po czym wygiął je w szelmowskim uśmieszku.

— Ohoho, widzę, że jednak znalazłeś sobie jakąś pannę! Tylko czemu, wiewióro niemyta, mi nic nie mówiłeś, hm? — Przypatrzył mi się oskarżycielsko, choć widać było, że jest podekscytowany.

— Ja... ja nie... — wybąkałem cicho.

— I w dodatku mnie okłamałeś, że byłeś wczoraj u kolegi, kiedy na pewno spotkałeś się z jakąś dziewczyną! Ładnie to tak? Przecież bym cię nie wyśmiał, więc czego się wstydzisz! — ciągnął dryblas, udając że jest obrażony.

I co ja mam powiedzieć? Nie wymyślę sobie przecież żadnej dziewczyny. Monia odpada, bo jej wielka miłość do mnie już przeszła i obecnie ugania się za Wuttkem. Nie podam przecież imienia którejś z naszych koleżanek, bo kłamstwo wyda się od razu, gdy Alek będzie przy niej coś insynuować. Nie poproszę przecież też żadnej dziewczyny, by ot tak nagle zaczęła się ze mną "na niby" umawiać! Zatem skoro już wybadałem grunt i wiem, że mój przyjaciel nie jest negatywnie nastawiony do osób homoseksualnych... To może powinienem powiedzieć mu prawdę? Chyba po zrobieniu tego zemdleję, ale co innego mi pozostaje? Że też ja mam taki talent do wkopywania się w takie sytuacje...

— No właśnie chodzi o to, że ja byłem wczoraj z kolegą — mruknąłem czując, jak moje serce wręcz galopuje.

Alek przez chwilę gapił się na mnie z tym samym uśmieszkiem, ale po chwili dotarły do niego moje słowa. Ściągnął brwi, a uśmiech zniknął z jego twarzy. — Zaraz... co?

— Tak naprawdę, tego baristę kolegę to sobie wymyśliłem — wydukałem drżącym głosem.

Bruzda zamyślenia na czole Macieja pogłębiła się.— Ja już nie rozumiem. Najpierw mówisz, że byłeś z kolegą, potem wszystko wskazuje na to, że byłeś z dziewczyną, ale ty mówisz że byłeś z kolegą, potem dodając, że jednak go sobie wymyśliłeś — nie mógł się nadziwić.

Wziąłem tak głęboki wdech, że aż zakręciło mi się w głowie.— Nie byłem z żadną dziewczyną, bo jej nie mam, ani z żadnym kolegą baristą, bo go wymyśliłem. Okłamałem cię, bo bałem ci się powiedzieć tego, z kim wczoraj spędzałem czas — mówiłem nieco urywanie, bo miałem trudności z oddychaniem. Mój oddech był płytki, a w dodatku dłonie trzęsły mi się tak, że musiałem je zacisnąć w pięści.

— To z kim byłeś? Przecież możesz mi powiedzieć, jesteś moim najlepszym przyjacielem! — odparł łagodnie, lecz dociekliwie Aleksy.

— Z... Z Zawadzkim — odetchnąłem w końcu i zamknąłem oczy. Niby poczułem jakąś ulgę, że powiedziałem w końcu prawdę, ale jednocześnie byłem taki zdenerwowany i zlękniony, że moja dusza miała ochotę opuścić moje ciało, zrobić kilka fikołków i dać mi plaskacza w twarz. Aleksy stał i się nie odzywał. Jedynymi ruchami jakie wykonywał, było mruganie. Nie wiem, czy przetwarzał tą informację przez dziesięć sekund, trzydzieści czy może pięć minut, bo straciłem poczucie czasu.

— Co? — Dryblas był w stanie wypowiedzieć tylko to jedno słowo.

— Bo... ty nie wiesz kilku rzeczy o mnie — wybąkałem słabo. Boże, daj mi siły... — Przede wszystkim to... powiedziałem, że ten wymyślony kolega lubi mężczyzn bo chciałem się dowiedzieć, co sądzisz o takich osobach. Zrobiłem to po to by wiedzieć, czy mnie zaakceptujesz... Bo ja tak naprawdę... lubię mężczyzn — wydusiłem z siebie i zakryłem twarz dłonią. Aleksy wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi oczami.

— No a druga rzecz to to, że... spotkałem się wczoraj z Zawadzkim. Naszym byłym nauczycielem chemii. Bo my... jesteśmy razem, kochamy się — zrobiło mi się tak słabo, że aż musiałem przysiąść na krześle. Musiałem mówić jeszcze ciszej, bo jakaś osoba aż zwróciła na nas uwagę. Alek za to nadal stał jak wryty i nie wiedział, co ma powiedzieć.

— Chryste, aż mnie głowa rozbolała od tego wszystkiego — wymamrotał, chwytając się za skroń, po czym usiadł obok mnie. Nie umiałem mu spojrzeć w oczy. — Czyli mam rozumieć, że... pociągają cię mężczyźni i w dodatku masz romans z naszym... byłym nauczycielem i w dodatku dowódcą? — westchnął z niedowierzaniem.

— Tak, właśnie tak — potwierdziłem prawie że płaczliwie. Na pewno teraz usłyszę słowa krytyki. On mnie znienawidzi. Zresztą, nie powinienem się temu dziwić. Każdy, kto by usłyszał mój sekret, uznałby mnie za chorego psychicznie dziwoląga! — Tak, wiem, pewnie dla ciebie jestem jakiś nienormalny. Jeśli chcesz... to możesz się już ze mną nie przyjaźnić, bo pewnie mnie nienawidzisz... Tylko błagam, nie mów o tym nikomu! Tylko o to cię proszę — lamentowałem.

 Ale ku mojemu zaskoczeniu... Alek położył dłoń na moim ramieniu. Odważyłem się na niego spojrzeć i zobaczyłem, że na jego twarzy nie maluje się nienawiść, a zaskoczenie zmieszane z troską.

— Nadal jest mi ciężko w coś takiego uwierzyć... Wiesz, zupełnie nie byłem przygotowany na takie wyznanie. Ale póki co, możesz być pewien, że nie zamierzam cię zostawić. Mówiłem przecież wcześniej, że miłość nigdy nie jest grzechem. Dlatego... wydaje mi się, że nie robiłeś nic złego. — Popatrzyłem na niego tak, jakby co najmniej wyrosła mu druga głowa. On... wspiera mnie? — Tyle że pozostaje jedna kwestia... On był naszym nauczycielem... No i to trochę dziwne. Od kiedy to trwa?

— Zdałem sobie sprawę o moim uczuciu do niego jakoś pod koniec grudnia, on zapewne wcześniej — wyznałem cicho.

— O matko... — westchnął Aleksy. — Nie wiem, co mam o tym myśleć... Jak to się w ogóle stało? Czy ta twoja trójka z chemii na koniec to...

— Alek, naprawdę, przysięgam, on nie podwyższał mi ocen. Zawsze był sprawiedliwy. To nie wynikło z tego, że chciałem mieć lepsze oceny w dzienniku. Sam zapracowałem sobie na tą ocenę — zapewniłem go gorliwie.

— Dobrze, wierzę ci — kiwnął głową i wyglądał na nieco spokojniejszego.

— Ja... w sumie nie wiem, jak to się zaczęło. Na początku go nie lubiłem, sam pamiętasz, jak na niego narzekałem. — Przytaknął mi. — Ale potem jakoś tak wyszło, że zaczęliśmy rozmawiać. A ja zacząłem czuć coraz większe pociąganie, choć na początku myślałem, że to tylko uznanie i chęć zaprzyjaźnienia się. Spotykaliśmy się po lekcjach na zapleczu sali muzycznej, gdzie grał dla mnie na fortepianie i opowiadał ciężkie historie ze swojego życia. Wysłuchiwałem go, a on był mi za to wdzięczny. Zżyłem się z nim. Aż w końcu zrozumiałem, że to wcale nie przyjaźń, lecz kochanie. On czuł do mnie to samo, ale ponieważ byłem jego uczniem, wolał rozpocząć związek dopiero po tym, jak skończę osiemnaście lat oraz szkołę. On jest naprawdę wspaniałym człowiekiem, Maciek. Kocham go, naprawdę go kocham — mówiłem już spokojnie. Jedynie moje ostatnie słowa stały się lekko płaczliwe. Aleksy słuchał mnie w milczeniu, kiwając nieznacznie głową. Gdy skończyłem mówić, odezwał się:

— Nadal uważam fakt, że romansujesz z byłym nauczycielem za dziwny, ale... akceptuję to. Jeżeli naprawdę jest tak, jak to opisujesz, to nie mam tu nic do gadania. Mogę powiedzieć ci tylko to, że nigdy w życiu bym cię za to nie potępił, oraz że życzę ci szczęścia. Głowa do góry, Jasiek! Smucić mógłbyś się gdybyś zrobił coś naprawdę obrzydliwego, a ty przecież tylko kochasz! Miłość to piękne uczucie i nikt mi nie wmówi, że jest inaczej. — Nagle porwał mnie w swoje objęcia, prawie mnie dusząc. — Pamiętaj, jeśli tylko będziesz miał jakiś problem, jeśli będziesz potrzebował pomocy, to ja zawsze jestem tu dla ciebie. Jesteś moim najlepszym przyjacielem i nic tego nie zmieni. I możesz być pewien, że nikomu o tym nie powiem. — Wtuliłem się w niego mocno i naprawdę miałem ochotę się rozpłakać. Okazał mi tyle wsparcia, nie wyśmiał, starał się mnie zrozumieć... Taki przyjaciel to najrzadszy skarb! I pomyśleć, że bałem się o to, że mnie znienawidzi i zmiesza z błotem. 

— Dziękuję, Alusiu, naprawdę bardzo ci dziękuję... — wyszeptałem, roztkliwiony. Ale nagle coś mnie tknęło. Malinka!

— Ten ślad... Skoro ty zauważyłeś, to inni też zobaczą. Zaczną się niewygodne pytania. A ja nie dam rady ciągle wszystkich okłamywać! — jęknąłem, nieszczęśliwy.

— Nie martw się, coś wymyślimy — pocieszył mnie. — Może pożycz puder od mamy lub Danki? — zaproponował po chwili namysłu.

— To się nie uda. Mama od razu zacznie dopytywać po co mi on, a Danka nie ma pudru — pokręciłem głową, zrezygnowany.

— Cholibka, moja mama też nie używa pudru — mruknął, ale zaraz się ożywił. — Ale zaraz! Mogę popytać siostrę lub Baśkę. Jeśli ładnie poproszę, to któraś z nich zgodzi się pożyczyć mi puder! A wtedy jutro, akurat na zbiórce, przed wyjazdem, dam ci go.

— Maciuś, jesteś wspaniały! — wykrzyknąłem i rzuciłem się mu na szyję.


═════ஓ๑♡๑ஓ═════

Minęły ponad trzy tygodnie. Wróciłem z obozu, cały opalony i rozweselony. Bawiłem się świetnie, ale mimo to każdego dnia okropnie tęskniłem za Tadeuszem. Na szczęście, dziś była okazja, bym mógł się z nim spotkać! Zadzwoniłem do niego i powiedział mi, bym do niego przyszedł. Stwierdził, że spotkanie w parku nie ma sensu, gdyż na dworze panuje straszliwy skwar, a akurat jego mama idzie dziś na herbatę i podwieczorek u sąsiadki, więc będziemy mieli trochę czasu sam na sam. Naturalnie, od razu się zgodziłem.

Spotkaliśmy się o godzinie szesnastej pod moją kamienicą. Obaj mieliśmy na sobie koszulki z kołnierzykiem na krótki rękawek, bo sierpniowy upał był nieustępliwy.

— Tadziu, jak ja się stęskniłem! — pisnąłem, rzucając się na niego. Złapał mnie i przez chwilę unosił w powietrzu. Gdy już odstawił mnie na ziemię, zamknął mnie w szczelnym uścisku.

— Ja za tobą też, mój najdroższy — wyszeptał w moje włosy. Potem musiał mnie niestety puścić, bo zbyt długi uścisk mógłby wyglądać dziwnie, byliśmy w końcu na ulicy. Dopiero u niego będziemy mogli tulić się do woli. Odsunął się o krok i przypatrzył się mi.

— Wyglądasz ślicznie. Wyszło ci jeszcze więcej piegów — zauważył i uśmiechnął się.

— A ty jak zwykle wyglądasz nieziemsko — skomplementowałem go, na co on w uroczy sposób się speszył.


Ruszyliśmy do jego domu. Gorąco było dokuczliwe, ale pocieszały mnie zapewnienia Tadeusza, że od razu po przyjściu do mieszkania naleje mi chłodnej lemoniady. Nie mogliśmy iść zbyt blisko siebie z oczywistych powodów, więc cieszyłem się każdym momentem, gdy nasze dłonie muskały się ukradkowo.
W końcu dotarliśmy do mieszkania Zawadzkich

— No i co fajnego robiłeś na obozie, mój drogi? — spytał Tadeusz, gdy już usiedliśmy na przeciwko siebie, popijając cudownie orzeźwiającą lemoniadę.

— W Beskidzie Śląskim było świetnie! Maszerowaliśmy na Baranią Górę, nie jesteś w stanie sobie wyobrazić, jak pięknie i słonecznie tam było! Potem wyruszyliśmy do Trzyńca, gdzie zobaczyliśmy huty żelaza. Następnie poszliśmy do Górek Wielkich, wiesz, tam jest ośrodek harcerski, więc czekał na nas miły odpoczynek. Tam podobało mi się chyba najbardziej. Wygrzewaliśmy się na słońcu jak jaszczurki i piliśmy świeże mleko. Potem maszerowaliśmy jeszcze do Równicy i Brenny. Było cudownie, mówię ci! Ale codziennie też za tobą tęskniłem... Zawsze przed snem o tobie myślałem.


— Na szczęście do końca wakacji mamy dla siebie tyle czasu, ile tylko zapragniesz — uśmiechnął się Tadeusz.

Gdy wstaliśmy od stołu z zamiarem pójścia na sofę, gdzie moglibyśmy się do siebie przytulać, nie wytrzymałem. Podszedłem blisko Tadeusza, wtuliłem się w niego i pocałowałem. Nie odsuwał się, tylko pogłębił pocałunek, czule dotykając mój policzek. Wszystko wokół i nasze zmartwienia przestały istnieć — byliśmy tylko my dwaj, nasza miłość do siebie i ta magiczna chwila. Odsunęliśmy się nieco, byśmy mogli spojrzeć sobie prosto w oczy.

— Kocham cię, Janeczku — wyznał Tadeusz, głaszcząc moją twarz. Oddałem się tej pieszczocie i przymknąłem na chwilę oczy.

— Ja ciebie też, Tadziu.

Ponownie się całujemy. Ale jest to inny pocałunek, niż wszystkie wcześniejsze. Jest w nim dużo więcej żaru, namiętności, coraz mniej skrywanego pożądania.

Gdy nasze języki i wargi stawały się dla siebie coraz zachłanniejsze, poczułem, że muszę wsunąć dłonie pod jego koszulę i dotknąć jego skóry, jakby to była najważniejsza pod słońcem rzecz do zrobienia. Robię to, wyczuwam wewnętrzną stroną dłoni i palcami zarys jego mięśni i wystających kości. W odpowiedzi gładzi mój kark opuszkami zimnych palców, czym przyprawia mnie o dreszcze i gęsią skórkę, a długą dłoń wplątuje w moje włosy — to przeczesuje je, to zaciska w pięści.

Napieram na niego biodrami, i choć równie dobrze mógł być to po prostu nieskoordynowany, przypadkowy ruch, on sztywnieje, odczytując moje intencje prawidłowo.

Nagle czuję, że nadszedł ten moment, że jestem gotowy. Gotowy na to, bym oddał się Tadeuszowi, by moje ciało poddało się jego ciału.

— Kochaj się ze mną — szepczę, wprost do jego ucha. Oddycha ciężko, tak jak ja i waha się.

— Janek... jesteś pewien? — wydusił z trudem, a moje biodra wciąż napierające na jego własne chyba mu nie pomagały; poczułem opór.

— Tak. Zróbmy to, proszę...

Kiedyś zawsze myślałem, że mój pierwszy raz będę dzielił z jakąś dziewczyną w moim wieku, a rzeczywistość okazuje się być taka, że po raz pierwszy będę kochać się z moim byłym nauczycielem chemii, a w dodatku moim dowódcą.

Wciąż widzę zawahanie w jego oczach.

— Jeśli mam przestać, to od razu mi to powiedz — informuje mnie, po czym zaczyna mnie rozbierać, ostrożnie, jakbym był lalką z porcelany. Ja podchodzę do niego z większym zniecierpliwieniem, bo pospiesznie rozpinam guziki jego koszuli, później ze zniecierpliwieniem prawie ją z niego zrywając.

A dwie pary spodni, skarpetek i bokserek później, ja leżę na kanapie w salonie, a on góruje nade mną, poznając tajemnice swych ciał.

Pomimo wszechogarniającego mnie podniecenia, gdzieś w głębi mojego umysłu, kłębią się wątpliwości — w końcu jestem taki niedoświadczony, w przeciwieństwie do Tadeusza, jak ja sobie poradzę?

Uspokajam się jednak, bo Tadeusz jest delikatny, troskliwy, ostrożny, cały czas pyta się, czy może zrobić tak, a tak, czy wszystko w porządku, czy tak jest mi dobrze...

I choć na początku dobrze nie jest, bo czuję rozrywający ból, a do oczu cisną się łzy, które próbuję powstrzymać, to potem stopniowo pojawia się przyjemność.

 Każdy jego ruch, każde pchnięcie i cofnięcie się przyprawia mnie o dotąd nieznane, ekstatyczne doznania. Leżę jakby w malignie, prawie nieprzytomny przez potęgującą się rozkosz; chyba jęczę, może krzyczę jego imię, zmieszane z jakimiś bezsensownymi słowami.

Czuję, że nadchodzi szczytowy moment, on przypada bliżej mnie, obejmuje, szepcze do uszu czułe słowa, potem zagłusza jęki pocałunkami. Wtulam się w niego, klejąc się do jego ciała i oplatając go nogami.

Z jego lędźwi płyną kolejne fale wprawiające mnie w stan ekstazy, aż w końcu, kiedy czuję, że dłużej już nie wytrzymam, że chyba zaraz eksploduję, osiągam szczyt, a on parę chwil po mnie.

Zamieramy, nie mogąc wręcz oddychać przez to słodkie, ale przytłaczające spełnienie; on szepcze moje imię, ja jego wykrzykuję, aż wszystko powoli się uspokaja.

Patrzy na mnie z miłością, odgarnia moje sklejone potem włosy z rozpalonego czoła i mówi, jak bardzo mnie kocha. Spełniony, jak nigdy dotąd w życiu, poddaję się jego dotykowi, pieszczącemu moją twarz i tulę się do mojego ukochanego, zamykając z błogości oczy. 


═════ஓ๑♡๑ஓ═════

3625 slow.

hejj misie kochane, witam was juz w nowym roku! cale szczescie, ze nie zeszlo mi sie z pisaniem tego rozdzialu tak dlugo, co wczesniej. postaram sie tez aby nastepny rozdzial pojawil sie szybko!

i co sadzicie o tej scenie say gex?? mam nadzieje ze was nie skrindzowalo i ze jestescie usatysfakcjonowani😭

papapa<3


5 stycznia 2025.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro