Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

♡ 𝐑𝐎𝐙𝐃𝐙𝐈𝐀𝐋 𝐗𝐗𝐈𝐈𝐈


═════ஓ๑♡๑ஓ═════

Janek


Dziś nadszedł wielki dzień... zakończenie roku szkolnego. I ogólnie, całej szkoły. Kończyłem drugą klasę, a za dwa tygodnie miały rozpocząć się matury...

Czułem, jakby w moim życiu kończył się jakiś rozdział — kończyły się czasy nastoletnie, te frywolne lata (chociaż w gruncie rzeczy, wojna zabrała większość owej beztroski, jeśli mam być szczery), dorosłość była tuż tuż.
Odczuwałem pewną ulgę, kończąc szkołę. Oczywiście, podobały mi się te lata, ale wiem, że nie mogę się zatrzymywać, powinienem iść dalej, przed siebie.

I tak, jak wypełniała mnie lekkością ulga, tak też ciążyła mi jednocześnie niepewność: strach o to, co będzie dalej.
Owszem, wiem, że pójdę do szkoły imienia Wawelberga (i będę uczyć się na tajnych kompletach Agrykoli) a w chwilach wolnych podejmę się jakiejś pracy, ale mimo to łaskocze mnie swymi szponami lęk — lęk przed nieznanym, bo choć to zupełnie naturalne zjawisko, to przyszłość przedstawia mi się jako majaczący gdzieś w oddali krajobraz, tonący w straszliwie gęstej mgle.

— Jasiek, chłopie! — Do rzeczywistości przywraca mnie gromki okrzyk Alka oraz jego klepnięcie mnie w plecy. — Minę masz, jakbyś na ścięcie szedł.

— Zamyśliłem się po prostu — odparłem, uśmiechając się słabo.

Szliśmy razem do szkoły na zakończenie, choć on przez swoje długie nogi i niewyczerpane pokłady energii zawsze był krok lub dwa przede mną.

Maciek przyciągnął swoim spojrzeniem moje i popatrzył mi badawczo w oczy.
— Boisz się — czytał ze mnie jak z otwartej księgi.

— Nie, żebym się od razu bał, choć jakąś niepewność czuję. Wiesz, koniec znanego, początek nieznanego... No i jakby nie patrzeć, zżyłem się trochę z tą szkołą — wyraziłem swe obawy i troski. Maciej zatrzymał się wraz ze mną i oparł swe dłonie na moich ramionach.

— Kochany, za cztery miesiące studia. Jeszcze ci minie tęsknota za nauką — zaśmiał się, a ja nie umiałem powstrzymać się od tego samego.

Potem Aleksy dodał już odrobinę poważniej:
— Wiem, masz wątpliwości, ale każdy przez to przechodzi. Pomyśl tylko, ile przed tobą szczęśliwych chwil! Dlatego głowa do góry i idź prosto przed siebie! — zawołał optymistycznie. — A jako, że mamy jeszcze sporo czasu, to możemy wstąpić na szklankę wody sodowej, coby nas orzeźwiło. Co ty na to? Ja stawiam!

— Och, Alek... Dziękuję, że cię mam — westchnąłem z ulgą. Wystarczyło parę słów z jego ust i promienny uśmiech, by moje troski usunęły się w kąt, jak ręką odjął. 

Uściskaliśmy się długo, mocno i serdecznie, a następnie zamówiliśmy w pobliskiej kawiarence dwie szklanki wody sodowej. Tak jak zapowiadał Maciek, musujące mój język i podniebienie bąbelki orzeźwiły mnie i dodały mi sił. 

Po wypiciu napoju przyjrzałem się samemu sobie w szybie od stóp do głów — błyszczące lakierki, czarne spodnie, bialutka koszula i marynarka nonszalancko przewieszona przez ramię, bo dzisiejszy dzień mile zaskoczył wszystkich ciepłem, i włosy, które całkiem nieźle się ułożyły. 
Tylko czegoś tu brakuje.
To uśmiech, w który zaraz się przystroiłem! Byłem gotów, by pójść na zakończenie roku szkolnego. 

Większość osób już zajmowała swe miejsca przypisane do klas w sali gimnastycznej, choć do inauguracji ceremonii zostało jeszcze kilkanaście minut. 

Mój wzrok wyłapał Tadeusza, który stał nieopodal wejścia do sali gimnastycznej. 
Zaraz potem moje spojrzenie przeniosło się na drzwi do trzech pomieszczeń — szatni damskiej, męskiej oraz kantorka, gdzie przechowywano sprzęt sportowy.
W zamku tych ostatnich tkwił klucz... Uśmiechnąłem się pod nosem. 
Tadeusz plus kantorek, równa się... Jaki będzie wynik tego równania? Z przyjemnością się o tym przekonam. 

Alek pobiegł gdzieś za swoją Basieńką, a większość osób była  już na sali gimnastycznej, toteż nikt nie zagrażałby moim planom. 

Przebiegłem przez łącznik do Tadeusza i bez ostrzeżenia złapałem go za rękę, ciągnąc go za sobą. 

— ...Janek? — zdołał jedynie powiedzieć ze zdziwieniem, choć posłusznie dał mi się prowadzić. 

Nic nie odpowiedziałem, tylko uśmiechnąłem się szelmowsko i przekręciłem kluczyk tkwiący w zamku, po czym zamknąłem nas obu w kantorku. 
Zrozumiał.

Pomieszczenie było nieco zagracone, pod nogami plątały się piłki, przejście zastępowały skórzane kozły stare jak świat, stos materaców pnął się aż pod sufit, niebezpiecznie się przechylając. Przez małe okienko przesączały się jasne  promienie słoneczne, kontrastując z mrokiem panującym w kątach pomieszczenia. W ich świetle tańczyły w powietrzu drobinki kurzu. 

Stanęliśmy z Tadeuszem w rogu, we wnęce między ścianą na rogu, a szafką. Wbiłem w niego łapczywe, rozelśnione spojrzenie. 

— Jest już zakończenie. Chyba wiesz, na co czekam — szepnąłem, uśmiechając się delikatnie. 

— Właściwie to jesteś jeszcze moim uczniem, zakończenie roku się jeszcze nie odbyło — droczył się ze mną, choć mimo to położył dłonie na mojej talii. 

— Czepiasz się — mruknąłem, stając na palcach, by zrównać się z nim poziomem (co i tak mi się nie udało, gdyż Tadeusz ma cholerne prawie sto dziewięćdziesiąt centymetrów, podczas gdy ja sto siedemdziesiąt pięć). 

Zbliżyłem powoli swą twarz do jego twarzy, ale nie zamierzałem jeszcze łączyć naszych ust, o nie. Chciałem jak najbardziej odwlec tą chwilę w czasie, drażnić jego i siebie samego, niecierpliwiących się. A to po to, by później nasze wygłodzone usta mogły wpić się w siebie z większą łapczywością, doceniając ten upojny moment.
Zupełnie, jak z cukierkiem — zostawia się go na koniec, na deser, świadomie go od siebie odsuwając, by później móc go z lubością smakować i mieć poczucie, że się na niego zasłużyło.


Gładziłem opuszkami palców twarz Tadeusza z taką delikatnością i czułością, jakby to był największy skarb. Mrużył swe błękitne, w świetle słońca jasne jak lód oczy niczym kot, czując przyjemność płynącą z mojego dotyku.

Palcami wyczuwałem prosty, rzymski nos, krzywizny kości policzkowych, ślad niedawno zgolonego zarostu, miękkość ust...


Nagle Tadeusz ujął mój policzek dłonią, tą cudowną, jedwabistą dłonią, której chłód koił żar mej rozpalonej rumieńcem skóry. Przyciągnął moją twarz do jego twarzy, wpatrując się w moje oczy spojrzeniem pełnym miłości; nasze nosy zetknęły się — mój ciepły, jego lekko chłodny.

Rozchyliłem swe usta, zwabione obietnicą rozkoszy, którą dały im usta Tadeusza.


I wtedy nastąpiła chwila, na którą tyle czasu czekałem — nasze wargi musnęły się tak delikatnie, jak gdyby były płatkami kwiatów lub eterycznymi skrzydłami motyla. Usta Tadeusza były takie, jak je sobie wyobrażałem, a nawet lepsze — miękkie, słodkawe, zapraszające. Początkowo jedynie niepewnie, bezmyślnie poruszałem wargami, ale po chwili szybko odnalazłem rytm, a każde muśnięcie przyprawiało mnie o przyjemne ciepło.

To był mój pierwszy pocałunek. Owszem, kiedyś wymieniałem z dziewczętami szybciutkie, nieśmiałe buziaki, które jednak nie mogą równać się z tym prawdziwym pocałunkiem, z tym zapierającym dech w piersiach doznaniem.

Tadeusz zatopił swą dłoń w moich włosach, zaciskając na nich delikatnie palce, a ja ściskałem w rękach materiał jego marynarki. Pocałunek pogłębił się, stając się zachłanniejszym. Czułem dreszcze przebiegające od mojej kości ogonowej, wzdłuż kręgosłupa, po łopatki, gdy język Tadeusza przesuwał się po moich wrażliwych wargach. Rozpierała mnie euforia, ekstaza wręcz, tak dojmująca była ta pieszczota i uczucia, jakie mi towarzyszyły. Odczuwałem niewysłowioną radość i przyjemność; to była jedna z najszczęśliwszych chwil mego życia. Nie wyobrażałem sobie w tej chwili, by mógł istnieć kiedykolwiek piękniejszy moment od owego.

I nawet gdy oderwaliśmy się od siebie by popędzić na halę, gdzie zaczynał się apel, ja nie mogłem pozbyć się uśmiechu i słynnych motyli łaskoczących mnie od wewnątrz. Gdy zajmowałem miejsce przy Alku, nim Tadeusz usiadł na ławce przeznaczonej nauczycielom, złapał ze mną kontakt wzrokowy i dotknął znacząco swój krawat. To był znak dla mnie, bym poprawił swój kołnierzyk (bo istotnie moja koszula była nieco rozchłestana i wymiętoszona). Czułem, jak moje serce nabrzmiewa od pięknego uczucia, jakim jest miłość.

I nawet podczas i po zakończeniu uroczystości zakończenia roku szkolnego, po wręczeniu mi świadectwa i rzewnych pożegnaniach, tak jakoś raźniej mi było i przestałem martwić się przyszłością i tym, co nieznane, czując miłą lekkość na sercu.


 ═════ஓ๑♡๑ஓ═════

hej misie!!

najmocniej przepraszam was za to, ze tak dlugo mnie nie bylo, ale szkola nie daje zyc i nie mam na nic czasu.

wybaczcie tez ze ten rozdzial jest taki krociutki, ale specjalnie to zrobilam gdyz chcialam iddzielic od siebie watki - imo pierwszy pocalunek jest bardzo wazny. U WGL JAK WAM SIE PODOBALO??? 

dodam ze nastepny rozdzial mam juz gotowy, opublikuje go w niedziele lub piniedzialek:333


i wazne info.

ten rozdzial dedykuje @StNicky14 , ktory obecnie jest w szpitalu i czeka na operacje. zycze ci duuzo zdrowka i zebys sie tam trzymal kochany, wszystko bedzie dobrze!!! 💓💓




i na koniec jeszcze ilustracja mojego autorstwa:



WRESZCIE COS PORZADNEGO NARYSOWALAM.



11.10.24

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro