♡ 𝐑𝐎𝐙𝐃𝐙𝐈𝐀𝐋 𝐗𝐈𝐗
═════ஓ๑♡๑ஓ═════
Tadeusz
Był piątek, w dodatku popołudnie, toteż skończyłem już wszystkie lekcje, a raczej ich prowadzenie, i mogłem przywitać weekend. Zostałem zaproszony na obiad u Bronki i jej przyjaciółki Ewy. Na samą myśl o cieplutkim, pysznym jedzeniu (bo Ewka jest znakomitą kucharką!) ciekła mi ślina i aż przyspieszałem kroku, by opuścić wreszcie szatnię i budynek szkoły. Na dziedzińcu miałem poczekać na Bronię, z którą pójdę do jej domu.
Kiedy przechodziłem obok jednego z opustoszałych już boksów na odzież wierzchnią, czyjaś dłoń wysunęła się nagle z niego, złapała moją i pociągnęła ku sobie, do środka.
— Co... — zdołałem ledwo wykrztusić, kiedy czyjś palec spoczął na moich wargach, skutecznie mnie uciszając. To Janek stał przede mną we własnej osobie, patrząc na mnie rozmigotanymi oczyma.
— Cześć — szepnął, wpatrując się we mnie z utęsknieniem. — Stęskniłem się.
Moje spojrzenie momentalnie mięknieje, a serce rozpływa się, gdy widzę ten słodki wyraz jego twarzy. Mojej ukochanej twarzy.
— Ja za tobą też, Janeczku. Najmocniej cię przepraszam, ale sam wiesz, że albo nie mamy czasu, bo musisz uczyć się do matur, a ja przygotowywać do nich uczniów, albo coś wiecznie nam przeszkadza — wzdycham, a on krzywi się na wspomnienie naszych przerywanych schadzek.
Raz, będąc sam na sam w sali chemicznej, już mieliśmy się czule objąć, kiedy do środka wpadł jakiś uczeń. Szybko musieliśmy udać, że Janek przyszedł do mnie tylko na najzwyklejsze w świecie konsultacje.
Innym zaś razem woźna przyłapała nas na trzymaniu się za ręce w męskiej toalecie. Znaleźliśmy się tam, bo często widziano nas razem w sali chemicznej i nie chcieliśmy wzbudzać podejrzeń.
Ponownie uruchomiliśmy wtedy swoje aktorskie umiejętności, przekształcając tą sytuację tak, by wyszło na to, że po prostu przypadkowo spotkaliśmy się w ubikacji i na powitanie serdecznie podaliśmy sobie dłonie. Wydało nam się, że kobieta nie wyczuła przekrętu, ale przecież nigdy nic nie wiadomo... Niestety, wcale nie jest tak łatwo kryć się z naszą relacją, jak mogłoby się wydawać.
— Wiem, wiem — mruknął, niepocieszony.
— Obiecuję, że wkrótce znajdę dla nas trochę czasu, choćby nie wiem co — zapewniam i ściskam lekko jego dłoń. Rozpogadza się lekko.
— A teraz? Masz jakieś plany? — pyta.
— Tak, spieszę się na obiad u Broni. Jeśli chciałeś spędzić czas ze mną, to naprawdę cię przepraszam, ale niegrzecznie byłoby z mojej strony odwoływać spotkanie na ostatnią chwilę. Zresztą, obiecałem jej, że przyjdę — zmieszałem się.
— Spokojnie, nie tłumacz mi się tak, ja rozumiem — uśmiecha się, rozbawiony moim zmartwieniem. — Niczego nie planowałem. Ja też muszę zaraz iść. Fizyka się sama nie powtórzy — wzdycha ciężko i przewraca oczami, ale chwilę później spogląda mi w oczy.
— Wyciągnąłem cię tu, bo od tej studniówki strasznie mi ciebie brakuje. Chciałem tylko na choćby parę minut ujrzeć cię, usłyszeć twój głos... przytulić się do ciebie... — szepcze, nie odrywając ode mnie wzroku. Na jego twarz wstępuje rumieniec, oczy płoną jasnym blaskiem. Jego wyznanie rozczula mnie, rozbraja w zupełności. Nie próbuję powstrzymać uśmiechu cisnącego mi się na usta, ani rąk obejmujących Janka i przyciskających go do mojej piersi.
Chłopak wtula się we mnie; jego policzek zdaje się idealnie pasować do mojego torsu. Pachnie słodko, miło.
Niestety, choć wiem, że to konieczne, odsuwa się ode mnie.
— Nie będę ci już zabierać czasu — mówi, choć po jego twarzy widzę, że mógłby się tak do mnie tulić jeszcze nawet przez godzinę. Przez moment waha się, a potem wspina na palce i całuje mnie w policzek, blisko kącika ust. W jego spojrzeniu nieśmiałość miesza się z rozradowaniem. Żegna się ze mną, a ja z nim, i szybko odchodzi. Wsłuchuję się w odgłos jego stopniowo cichnących kroków.
Chryste, jak ja go kocham. Oczywiście nie chcę, nie mogę mu tego powiedzieć. Nie pragnę, by wiedział o sile mojego uczucia do niego, wszak on może uznawać swoje tylko za zauroczenie, bądź przejdzie mu ono z czasem. Rzecz jasna, nie chcę w żaden sposób umniejszać jego uczuciom, chciałbym, by kochał mnie tak mocno, jak ja jego, i wierzę, że to, co do mnie czuje uważa za szczere. Niemniej jednak, wciąż odkrywa samego siebie i to, co wcześniej wydawało mu się oczywiste i prawdziwe, później może już takie nie być.
I on pewnie nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że ja tak samo jak on, a może nawet i bardziej, chcę go pocałować, dotknąć jego warg moimi, przekonać się, czy są tak samo miękkie i ciepłe, jak je sobie wyobrażałem...
Ale wiem, że nie mogę. Jeszcze nie. Czułbym się z tym źle, z uwagi na jego wiek i fakt, że jest moim uczniem. Zależy mi na nim, ale nie chcę też go w jakikolwiek sposób skrzywdzić. Dlatego, jeśli tylko zobaczę, że krzywdzę go, albo jestem źródłem jego problemów, to odejdę, usunę się w cień, poświęcę miłość dla jego dobra, które jest dla mnie najważniejsze. W definicję miłości powinny być przecież także wpisane poświęcenia.
Kiedy zamierzam już wyjść z boksu, a następnie szatni, okazuje się, że problemy mogą odnaleźć mnie i Janka szybciej, niż sądziłem. Bo oto właśnie z sąsiedniego boksu wychodzi jeden z nich, stając na mojej drodze i przypatrując mi się złośliwie.
To Kraise, rodowita Niemka, która w tej szkole uczy niemieckiego. [A/N. Kraise mogliście po raz pierwszy poznać w szóstym rozdziale] Często mijałem ją na korytarzu, lub spotykałem w pokoju nauczycielskim. Choć żywiłem do niej skrytą odrazę, przez jej pychę, irytujący sposób bycia oraz nienawiść do do tego, co polskie, to starałem się być dla niej uprzejmy, a ona, mimo mojego pochodzenia całkiem za mną przepadała (do czasu...). Robiłem to ponieważ wiedziałem, że może okazać się niebezpieczna — w końcu, jej mąż jest oficerem gestapo.
Choć jest to niska, krępa kobieta o zbyt wymalowanej twarzy, której komiczny wraz zadufania często wzbudza śmiech, to autentycznie poczułem się zagrożony. I chociaż już wiedziałem, czemu kobieta mnie zaczepiła, to i tak poczułem oblewającą mnie, zimną falę strachu, gdy usłyszałem jej słowa:
— Ich habe alles gehört [Wszystko słyszałam] — odzywa się swym złowrogim, szwargotliwym głosem.
Faktycznie, mogła słyszeć. Ściana oddzielająca oba boksy jest cienka, w dodatku zewsząd panowała cisza, tylko głosy moje i Janka, nawet, jeśli szeptliwe, były jedynym dźwiękiem. Zastanawiałem się jedynie, jak mogliśmy jej nie usłyszeć, kiedy się zakradała? Od razu jednak dostałem odpowiedź na to pytanie, jak gdyby Kraise czytała mi w myślach.
— Ich sah die Arschloch, die sich dort versteckte, und ich versteckte mich und wartete darauf, was er ablegen würde. Und jetzt weiß ich [Spostrzegłam, jak ten gówniarz kryje się tam, i aż sama skryłam się, czekając, co zamierza odstawić. A teraz już wiem] — syczy.
W tej chwili nie myślę o sobie. Myślę o Janku. Nie, nie, nie, to nie może się tak skończyć. On nie może być w to zamieszany. Wezmę całą winę na siebie. Powiem, że to ja go uwiodłem, i...
— Obwohl du Pole bist, hatte ich eine wirklich gute Meinung von dir. Leider hast du mich mit deinen Handlungen enttäuscht und es macht mich krank, wenn ich daran denke, was zwischen dir und diesem Schüler passiert [Choć jest pan Polakiem, miałam o panu naprawdę dobre mniemanie. Niestety, zawiódł mnie pan swoimi poczynaniami i aż bierze mnie na mdłości, kiedy myślę o tym, co dzieje się między panem, a tym uczniem] — spojrzała na mnie z obrzydzeniem w złośliwych oczach. — Aber wegen meiner seltsamen Schwäche für dich kann ich so tun, als wüsste ich nichts. Ich hoffe, dass es nur ein einziger Streich war, und dass Sie zur Vernunft kommen. [Ale przez dziwną słabość do pana mogę udać, że o niczym nie wiem. Liczę na to, że był to jedynie pojedynczy wybryk, i że pójdzie pan po rozum do głowy.]
Nawet, jeśli nie znam perfekcyjnie niemieckiego, to wiem, co właśnie do mnie powiedziała. Czyli, że może jednak jest jakaś nadzieja? W duchu podziękowałem samemu sobie, że wcześniej zaskarbiłem sobie sympatię tej niemry, ba, pewnie nawet jej się spodobałem. Bo gdyby nie to, było by już po mnie, a Janek byłby w niebezpieczeństwie.
— Natürlich sollst du diesem Jungen nicht mehr näher kommen, als es sich gehört, ich möchte dich nicht noch einmal in so einer Situation erwischen. Und wenn so etwas noch einmal passiert, dann... Ich glaube nicht, dass ich Ihnen sagen muss, was passieren wird, oder? [Oczywiście, ma pan więcej się nie zbliżać do tego chłopaka bardziej, niż to stosowne, nie chcę was ponownie przyłapać na podobnej sytuacji. A jeśli coś takiego się powtórzy, to... Chyba nie muszę panu mówić, co się stanie, prawda?
Owszem, nie musi. Wystarczy tylko kilka jej słów skierowanych do męża, a wraz z Jankiem możemy zostać zaaresztowani, albo nawet pójść do obozu. A jeżeli szkopy odkryją jeszcze, że działamy w konspiracji, to uruchomimy istną lawinę nieszczęścia — inni konspiranci także mogą na tym ucierpieć. Nie, to nie może się wydarzyć...
— Verstehen wir uns? [Czy się rozumiemy?] — pyta.
— Verstehen [Rozumiemy] — chrypię cicho, po dłuższej chwili.
— Lauter [Głośniej] — syczy, odsłaniając pożółkłe zęby zza krwistoczerwonych warg.
— Wir verstehen uns [Rozumiemy się] — powtarzam, a ona rzuca mi ostatnie złowrogie, przeciągłe spojrzenie, w którym kryje się groźba, po czym odwraca się i idzie w swoją stronę.
Boże, dlaczego musieliśmy zostać przyłapani, i to w dodatku przez tą swołocz? I to akurat wtedy, kiedy przyrzekałem sobie, że będę mógł poświęcić swoją miłość dla dobra Janka? Co za okrutna ironia losu. Chcę dla niego tego, co najlepsze, ale przecież nie poradzę sobie z bólem serca — moim i jego, gdybym znowu zaczął go unikać. Nie, nie możemy zakończyć tego tak nagle, ledwo po tym, jak pozwoliliśmy swoim uczuciom rozkwitnąć. Ale jednocześnie, jak mogę się z nim widywać z wiedzą, że śledzi nas zawistne spojrzenie Kraise, które, jeśli nas dosięgnie, sprawi, że znajdziemy się w śmiertelnym niebezpieczeństwie?
— Tadziu, tu jesteś! Przepraszam, że tak mi się zeszło, ale musiałam pomóc jednej uczennicy w nauczeniu się Tańców Węgierskich Brahmsa — przybiega zdyszana Bronia.
Spoglądam na nią, starając się zamaskować udrękę w moich oczach, kiedy w jej dostrzegam zdziwienie i podejrzliwość. Patrzy się tam, gdzie chwilę wcześniej zniknęła Kraise. — Co ta harpia chciała od ciebie? — spytała. Niech to szlag, musiała nas widzieć. Ufam Broni, ale nie chcę, by w tą sprawę wmieszało się więcej osób.
— Nic takiego — przybieram swobodny ton, jakby wcześniej zupełnie nic się nie stało. — Zalazł jej za skórę jakiś uczeń. Pytała, czy na moich lekcjach też źle się zachowuje, albo czy wagaruje. Nic dziwnego, że ten uczeń jest taki niegrzeczny na jej lekcjach. Bo na moich to zupełny aniołek — wymyślam coś szybko na poczekaniu. W sumie, całkiem niezłe to kłamstwo.
Jednak po minie Bronisławy zobaczyłem, że nie jest pewna prawdziwości mojego wytłumaczenia, ale przynajmniej nie wałkowała tematu. Robi to świadomie, zrozumiałem. Wie, że mam swoje sekrety i że niełatwo się otwieram, nie chce więc mi się naprzykrzać i psuć mi nastroju. A ja z kolei nie chcę psuć nastroju jej, bo przed nami ma być obiad, koniecznie w dobrej atmosferze. Niech więc zostanie tak, jak jest.
Wychodzimy razem ze szkoły i idziemy do domu Broni. Droga nie jest długa, wręcz przeciwnie — w końcu Bronka mieszka z Ewką i Irenką tuż przy zespole szkół, w którym pracujemy.
Drzwi do jej mieszkania otwiera nam szczupła, wysoka kobieta o zaczesanej do tyłu płowej grzywie włosów, wąskiej, piegowatej twarzy i piwnych oczach. To Ewka. Ma na sobie spodnie, całkiem nowoczesne podejście.
Wyciera ręce w fartuch i mówi: — Wejdźcie, moi mili. Właśnie podałam rosół do stołu. Potem będą pierogi.
Moją troskę przyćmiła wizja spożycia pierogów, która była cudowna — w końcu, z ręką na sercu mógłbym przyznać, że pierogi Ewy są najlepszymi ze wszystkich, jakie kiedykolwiek jadłem. Moje troski pojawiły się jednak tak szybko, co zniknęły. A co, jeśli Kraise kłamała, i właśnie pędzi, by złożyć na mnie i Janka donos...
Na szczęście, moje zatracanie się we zmartwieniach przerwało małe coś, które wbiegło rozpędzone do przedpokoju, kiedy zdejmowałem płaszcz.
— Tadeuś! Tadeuś! — pisnęła rozradowana Irenka, przytulając się do moich nóg.
— Cześć, skrzacie. Co tam? — pogłaskałem ją po jej jasnej główce. O ile zazwyczaj nie przepadam za dziećmi, o tyle do Irenki mam słabość.
— Zobać. Narysowałam nas wśystkich — oznajmiła, z dumą pokazując kolorowy rysunek, na którym ja, Irenka, Bronia i Ewa trzymaliśmy się za ręce, stojąc na zielonej trawie. Z rogu kartki spoglądało na nas uśmiechnięte słońce.
[A/N. oto wizualizacja rysnku renci. tak, wiem, zajebiscie piękne, (nie)staralam sie. to raczej ja powinnam zostac druga tamara lempicka]
— Renciu, jak ślicznie! — pochwaliłem zadowoloną z siebie dziewczynkę. Czułem ciepło w sercu, gdy patrzyłem na ten rysunek.
— No proszę, Tadeusz jak żywy — Bronia zajrzała mi przez ramię.
— Jak dorośniesz, będziesz lepsza od Tamary Łempickiej — zwróciłem się do Irenki. Bronia wytrzeszczyła oczy, a następnie parsknęła śmiechem. W końcu, każdy wiedział, że Łempicka tęgo hulała i nie prowadziła się zbyt dobrze.
— Ale poważnie, jak na cztery lata, to wygląda nieźle. Pomyśl kiedyś o artystycznym wykształceniu, Irenko.
— A kto to jest—
— Wszyscy marsz do łazienki myć ręce, raz raz! — Bronia przerwała córce, klaszcząc w dłonie. — A ty, Tadziu, natychmiast zdejmij te buciory, bo jeśli zabłocisz mi dywan, to ci nogi z du— Ekhm.
— Oczywiście, oczywiście, już zdejmuję.
— Szybciej, bo wystygnie! — dobiegł nas krzyk Ewki.
Wszyscy ekspresowo myjemy ręce i zasiadamy do stołu. W całej kuchni i pokoju dziennym, połączonym z jadalnią, pachnie nieziemsko. Nim zdołam pomyśleć, cała miska pysznego, rozgrzewającego rosołu znika w moim żołądku, kojąc smutki. Nawet, jeśli nie był to rosół z kury, a z jakiegoś gołębia złapanego na strychu, a przynajmniej tak podejrzewałem, to i tak smakował znakomicie.
Nadszedł czas na drugie danie — upragnione przeze mnie pierogi. I choć mięsnego farszu jest mało, bo o mięso w tych czasach ciężko, to nie zmieniało to faktu, że wyszły przewybornie.
— Tuczysz mnie — zawołała Bronia oskarżycielsko do Ewki. — Niby czasy chude i mało jedzenia, a ja wciąż mam tą samą masę, a nawet większą, niż powinnam. A z ciebie takie o, chucherko.
— Tak, chucherko, zwłaszcza wtedy, kiedy daję ci wycisk podczas... — Ewa urwała widząc, że Bronia puka się palcem w czoło.
— Ekhm, masz rację — odchrząknęła ze zmieszaniem. Wraz z Irenką przyglądałem się im z niezrozumieniem podszytym ciekawością.
— Ja się chętnie dowiem, o co chodzi.
Bronia skrzywiła się, a następnie przypatrzyła mi z podstępliwością.
— Może się dowiesz, jeśli powiesz mi najpierw, co tak naprawdę chciała od ciebie Kraise.
Spory kawałek pieroga utknął mi w gardle. Wytrzeszczyłem oczy i przez moment walczyłem o życie, próbując przełknąć opornego pieroga.
— Wszystko w porządku? — spytała jednocześnie skonsternowana i zmartwiona moją reakcją Bronia.
— W jak najlepszym, przecież widzisz jego twarz — sarknęła Ewka, wskazując na mnie — czerwonego, duszącego się i ze łzami w wybałuszonych oczach. Potrzebowałem chwili, by dojść do siebie.
— To nie jest dobry temat do rozmowy przy obiedzie — chciałem zabrzmieć stanowczo, lecz jakieś drżenie wkradło się do mojego głosu, przez co wygłoszone przeze mnie słowa zdawały się wyrażać wahanie.
— Teraz to mnie naprawdę zaciekawiłeś — stwierdziła Bronisława, marszcząc brwi. — To zabrzmiało poważnie. I złowieszczo. Tadziu... nie chcę ci się narzucać, ale może powiesz, co tak naprawdę się stało? Interakcje z Kraise zazwyczaj nie kończą się dobrze, więc może będę mogła ci jakoś pomóc, albo przynajmniej służyć radą?
Choć przemawiała przez nią troska o mnie i chęć udzielenia mi pomocy, wciąż nie byłem pewien, czy byłbym w stanie powiedzieć jej, jaki był prawdziwy powód mojej konfrontacji z Kraise. Bronia jest moją przyjaciółką i ufam jej, ale przecież może istnieć prawdopodobieństwo, że odrzuci mnie po tym, co ode mnie usłyszy.
Nie mówiąc już o tym, że przy stole siedzą jeszcze jej przyjaciółka i dziecko.
— Renciu, zjadłaś już? Chodź pobawić się do swojego pokoju — Bronisława delikatnie przekazała córce, że nie powinna dłużej pozostawać w towarzystwie dorosłych.
— Mamoo, ale ja nie chcę! — zaprotestowała gwałtownie dziewczynka.
— Ja z nią pójdę — oznajmiła Ewka wyczuwając, że łatwiej będzie mi rozmawiać, kiedy zostanę z Bronką sam na sam. — Poczytam ci bajki, co ty na to? — zwróciła się do czterolatki.
— Ale to mają być "Baśnie braci Grimm", dobrze? Są tak dziwne, że aż śmieszne.
— Niech ci będzie. Ale jeśli znowu będziesz miała koszmary, mój kochany ptysiu, to budź w środku nocy Bronieczkę, a nie mnie — parsknęła w połowie żartobliwie, po czym zniknęła w pokoiku dziewczynki wraz z nią.
Bronia popatrzyła się na mnie z uwagą. Wziąłem głęboki wdech, gdy szukałem odpowiednich słów.
— Broniu... wpierw, by przejść do meritum, musisz coś o mnie wiedzieć — z trudem wypuściłem powietrze ciężkie jak cement z moich płuc.
— Tak? Mów śmiało — zachęciła mnie kobieta, uśmiechając się przyjaźnie.
— Ja... ja... Jakby to ująć... Czuję miłość do ojczyzny... i do drugiego mężczyzny — wypaliłem, uśmiechając się głupawo. Myślałem, że drobny żart rozluźni atmosferę, lecz jedynie się wygłupiłem. Widelec, który Bronia wcześniej trzymała w dłoni, upadł z brzękiem na talerz. No, świetnie. Teraz pewnie myśli o mnie nie wiadomo co, zaraz się obruszy, nie będzie chciała mnie znać i...
— Trafił swój na swego — powiedziała powoli po dłuższej pauzie.
— Co? — nie rozumiałem.
— Jakby to zgrabnie ująć w twoim stylu... — namyślała się przez chwilę. — O, wiem. Miłość do pięknej kobiety, i czosnkowej bagiety — powiedziała wreszcie, z uśmiechem samozadowolenia.
Nadal patrzyłem się na nią tępo, trwając w skonfundowaniu.
— Ojeju — westchnęła, przewracając oczami. — Naprawdę myślałeś, że Ewka jest dla mnie tylko przyjaciółką, i że opiekuje się Irenką oraz zajmuje domem, gdy mnie nie ma, tylko w zamian za nocleg? — spojrzała na mnie z politowaniem, zmieszanym z rozbawieniem.
— Co... Co. Nie wierzę... — szepnąłem, otwierając szerzej oczy.
Nie mogłem uwierzyć w to, że oto przede mną siedzi kolejna osoba, która tak jak ja, czuje pociąg do swojej płci. Wydało mi się to lekko absurdalne, bo spodziewałem się braku zrozumienia, a w dodatku nigdy nie posądzałbym Bronki o skłonności homoseksualne, a tu taka niespodzianka! Jednocześnie czułem radość, że ludzi takich jak ja jest więcej: Janek, Bronia, Ewa... Wcześniej jedyną osobą mającą takie preferencje, którą znałem osobiście, był Jacek. Ile może być na świecie takich osób? A ile z nich, tych "kryptogejów„ , bojących się mówić o swoim prawdziwym obliczu, ukrywa się i drży o to, co powiedzą inni?
— Co prawda, pociągają mnie też mężczyźni, na przykład mój były mąż, niech mu ziemia lekką będzie... No i, jeśli mam być szczera, to na początku naszej znajomości podobałeś mi się... Ale przeszło mi. Poznałam Ewkę, może też jakoś podświadomie wyczułam moim homo—radarem, że i tak by były z tego nici — zmieszała się delikatnie, choć jednocześnie wyglądała na nieco rozbawioną.
Moje oczy rozwarły się jeszcze szerzej. Cóż to za szokujący dzień: najpierw grożąca mi Kraise. Potem dowiaduję się, że moja przyjaciółka lubi kobiety, a następnie, że była kiedyś we mnie zadurzona.
— No, nieważne. Lepiej opowiadaj, co ma z tym wspólnego Kraise.
— Ad rem: przyłapała mnie...
— Przyłapała... W szkole? Zaraz, co? Z kim ty się spotykałeś w szkole, żeby... Nie no, ja nie wierzę. Uczeń?!
— Uczeń — potwierdzam. Bronia nie wygląda na zadowoloną.
— Tadziu, ja rozumiem, że młodzi chłopcy mogą wyglądać pociągająco, sama czasem patrzę na niektóre licealistki dłużej, niż powinnam, ale... Na litość boską, żeby tak od razu z uczniem? Jeszcze mi zaraz powiesz, że ze sobą spaliście...
— Nic takiego nie miało miejsca — przerywam mocnym głosem. — Janek... ja traktuję go inaczej, jest taki delikatny... Nie chcę go skrzywdzić, daję mu mnóstwo przestrzeni.
— Zaraz, Janek? Janek Bytnar? — Pokiwałem twierdząco głową. — No przecież, mogłam się domyślić, w końcu zdarzało mi się was widzieć razem... — westchnęła. — I, jak mniemam, Kraise przyłapała was na niezbyt przyjacielskich czynnościach?
Potaknąłem i opowiedziałem jej, co dokładnie zaszło, i to, jak Kraise mi groziła.
— Oto kolejny powód, bym mogła nienawidzić tej dziwki, dziuniowatej, głupiej niemry — parsknęła ze złością, gdy skończyłem swoją niezbyt dobrze rokującą opowieść. W jej zielonych oczach migotał gniew.
Po chwili jednak uspokoiła się, spojrzała mi głęboko w oczy i nakryła moją dłoń swoją, chcąc dodać mi otuchy.
— Tadeuszu, może i nie do końca pochwalam to, co robisz, ale wiedz, że jestem po twojej stronie. Jeśli będę mogła, będę was kryć. Chcę dla was tego, co najlepsze.
— Jesteś pewna? Nawet nie wiesz, w co się pakujesz — odpowiadam frasobliwie.
— Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Nie zapominaj, że jestem sanitariuszką. Dodatkowo przekazuję czasem korespondencję i zdarzało mi się także przyjmować w domu i ukrywać rannych konspirantów lub Żydów. Wiem, co to dyskrecja.
— Jestem ci naprawdę bardzo, bardzo wdzięczny za twoje wsparcie — zaciskam palce na jej dłoni, wzruszony jej oddaniem mi.
— Pamiętaj, zawsze jestem tu dla ciebie. Tylko proszę cię, bądź ostrożny.
Widząc powagę i zmartwienie w jej spojrzeniu, po raz kolejny tego dnia zdaję sobie sprawę z tego, jak niebezpieczna może być wszelka niedyskrecja, i jakie mogą być jej skutki....
═════ஓ๑♡๑ஓ════
3445 slow.
misie, roska to kanon!!!
otoz, piec dni temu przed zasnieciem wyobrazalam sobie (jestem delulu wiem) ze stoje nad grobami alka rudego i zoski i przepraszam ich za to ze pisze roski i jednoczesnie mowie ze chcialabym wiedziec jak to bylo naprawde, czy miedzy jankiem a tadkiem cos bylo. no i prosze ich ze jezeli bylo to zeby mi zeslali znak - wiewiore.
i dwa dni pozniej, 10 sierpnia na zoskanizmie (takiej grupce kamieniowo-roskowej na mess, jak ktos chce zebym go dodala do piszcie smialo) wydra, StNicky13 wyslal zdjecie wejwiury dziwiac sie, bo w jego miasteczku nigdy wejwiur nie widzial. i jak mi sie przypomniala ta wizja to sie zaczelam radowac bo juz wiem ze roska to canon. i to wszystko dzieki wejwiurce. wejwiurki to swiete zwierzeta.
a tak w ogole to zapraszam was do mojej nowej roski, "ars est amor", jest juz prolog i dzis prawdopodobnie wleci rozdzial 1 :33
do nastepnego <3
13 sierpnia 2024.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro