♡ 𝐑𝐎𝐙𝐃𝐙𝐈𝐀𝐋 𝐈𝐈
═════ஓ๑♡๑ஓ═════
Kilka dni później
— Jaką mamy następną lekcję? — spytałem, podążając za Alkiem, który szedł do jakiejś sali.
— Twoją ulubioną z twoim ulubionym nauczycielem — zażartował i tyle wystarczyło, bym domyślił się, że chodzi o chemię.
— O matko.. — wysapałem, spuszczając głowę. Ostatnie, na co miałem ochotę, to kolejna lekcja z Zawadzkim.
— Noo, na ostatniej postawił ci pałę — odparł, patrząc mi prosto w oczy. Dopiero po chwili zrozumiałem dwuznaczność jego słów.
— Ale ty głupi jesteś — burknąłem, dając mu kuksańca. On na to wybuchnął śmiechem, podczas gdy usłyszeliśmy dzwonek.
Wchodząc do klasy, gdzie już czekał Zawadzki czułem się co najmniej jak małe dziecko, któremu upadł lód na ziemię.
Całe szczęście, Pawełka dziś nie było (oczywiście nic do niego nie mam, to mój przyjaciel), więc dzięki jego nieobecności mogę usiąść z Alkiem, a nie z Maryną.
Gwary i szmery szybko ucichły, wszyscy przecież szybko się przekonali, że z nauczycielem nie warto zadzierać. Szkoda tylko, że to ja byłem pierwszą ofiarą, która miała okazję poczuć to na własnej skórze.
— Dzień dobry wszystkim — zawołał Zawadzki, na co odpowiedział mu chórek uczniów. — Proszę wyciągnąć podręczniki i zeszyty. — Wszyscy wypełnili jego prośbę, przez chwilę panował szmer jakby w roju pszczół.
— Najpierw jednak chciałbym coś ogłosić — poinformował nas, kiedy już zrobiło się cicho. — We wtorki i w piątki po lekcjach będzie się odbywać kółko chemiczne — rzekł, po czym usiadł na swoje miejsce. — Czy ktoś byłby chętny się zapisać?
Kilka osób podniosło rękę do góry - w tym także Alek. Mimo, że brzmiało to jak torturowanie samego siebie, byłem świadomy tego, jak mało wiem o chemii. Potrzebowałem jakiejkolwiek pomocy pozalekcyjnej i brzmiało to jak idealna, bezpłatna okazja. Podniosłem więc rękę do góry, tym samym kreśląc wój własny los.
— Ty na kółku z chemii? — zdziwił się Alek. Przytaknąłem.
— Muszę jakoś pozalekcyjnie się uczyć chemii, a gapienie się w podręcznik jeszcze nigdy skutków mi nie przyniosło — wytłumaczyłem.
— Nieźle. Szczerze, nie widzę cię tam. Nie obraź się, ale możliwe, że będą to jakieś przygotowania do konkursów, olimpiad..
— Nie gadaj już tyle, bo jesteś jak Monia — burknąłem. Kolejna jedynka naprawdę mi się nie marzyła.
— Noo, bo jeszcze znowu postawi ci pałę — szepnął z tym samym, głupim uśmiechem, tak jak wcześniej.
— Alek, ty zbereźniku! — Syknąłem, dając mu z łokcia w żebra — jesteś jakiś niepoważny.
Speszyłem się zarówno jego słowami jak i lękiem o to, że Zawadzki może zauważyć, że znowu gadam. Wtedy byłbym prawdziwym pechowcem.
On jednak patrzył tylko, ile i jakie osoby podniosły ręce. Oprócz mnie i Alka był to Jan Wuttke, zwany także Czarnym Jasiem, oraz Hala Glińska.
Błękitne spojrzenie Zawadzkiego przesuwało się po tychże osobach; na moment spoczęło także na mnie. Czy tylko mi się to wydawało, czy profesor uniósł lekko brew?
— Dobrze, zapiszę was na liście. A teraz zaczynamy lekcję. Będziemy kontynuować powtórzenie wiadomości z poprzednich dwóch klas — podszedł do tablicy i zapisał kredą lekcję, datę i temat. Jego pismo było ładne i czytelne, kreślił powoli zawiasy wykwitające pośród zieleni tablicy.
Otworzyłem swój zeszyt od chemii, po czym zacząłem pisać temat. Kiedy kolejny raz spojrzałem na tablicę, ukazała się na niej nieuzupełniona reakcja chemiczna. Wymieniłem z Alkiem znaczące spojrzenia, które oznaczały, że nie wiemy co tu robimy, co to jest i jaki jest wzór sumaryczny glinu.
Na domiar złego, zaraz mieliśmy usłyszeć, że jest to przykład do zrobienia przez kogoś przy tablicy.
— Czy jest ktoś chętny? — spytał Zawadzki. W klasie zrobiło się tak cicho, że dźwięk odkładania kredy przez nauczyciela nagle wydawał się stosunkowo głośny. — W takim razie sam wybiorę kogoś do odpowiedzi.
Serce podeszło mi do gardła. Jedyne, co mi brakowało, to kolejna jedynka z chemii. Chciałem powiedzieć to na głos Alkowi, ale w zamian na pewno znowu usłyszałbym coś podobnego do tego, że postawi mi pałę. Zostało mi już tylko modlić się w duchu, że zaraz nie usłyszę swojego nazwiska z ust nauczyciela.
— To może Jan Bytnar? — zaproponował, a ja miałem ochotę po prostu podejść do drzwi, wyjść i nie wracać. Zastanawiałem się, czy zrobił to celowo, czy po prostu mam pecha. Spojrzałem na nauczyciela i przez chwilę złapałem kontakt wzrokowy z jego błękitnymi oczami. Zostało mi jedynie westchnąć cicho, zaszurać krzesłem i podejść do tablicy.
Wpatrywałem się tępo w tablicę, czując na swoim tyle świdrujące mnie spojrzenia wielu osób, a już zwłaszcza Zawadzkiego.
Al__ + Na__ --> __(OH)_ + __O
To właśnie było wypisane na tablicy schludnym pismem nauczyciela.
Tylko że był jeden problem, a mianowicie taki, że już prędzej rozszyfrowałbym egipskie hieroglify, niż te literki i szlaczki.
Nie mogłem pojąć, o co w tym wchodziło. Co miałem napisać i gdzie? I miałem napisać w pustym polu litery, czy może cyfry? Chyba jedno i drugie. Tylko gdzie?
Pamiętałem jakieś regułki jak przez mgłę, ale i tak wszystko mi się plątało.
Wpatrywałem się w tablicę z taką siłą, że białe zawijasy aż zaczęły mi się rozmazywać i zlewać ze sobą przed oczami.
Stałem przed tą tablicą jak zupełny kretyn, tracąc poczucie czasu. Stałem tak pół minuty, pięć minut, a może pół lekcji?
Nie wiedziałem. Znalazłem się jakby w bańce i nikogo oprócz mnie w niej nie było.
Aż do chwili, w której Tadeusz próbował mi coś podpowiedzieć nieco zirytowany głosem.
— To reakcja wymiany, jakbyś nie wiedział. Co ją charakteryzuje?
Odwróciłem się z powrotem do tablicy, czytając ponownie zapis. Reakcja wymiany. To żeś mnie oświecił.
— No myślałem, że srania — wymamrotałem do siebie. Byłem odwrócony plecami do nauczyciela, więc wydawało mi się, że mnie nie usłyszy.
— Słyszałem to, Bytnar — oznajmił lodowatym tonem. Serce mi stanęło. Powietrze w klasie było tak gęste, że można by było pociąć je na małe kawałki. Zacisnąłem kredę w dłoni.
— Słucham? — odwróciłem się do Tadeusza i zacząłem udawać, że nic nie powiedziałem. Była to moja ostatnia deska ratunku. Nerwowo poprawiłem włosy, bo musiałem zająć czymś dłonie.
— Umiesz zrobić ten przykład? — spytał, tym samym, oschłym głosem. Niemalże niezauważalnie pokręciłem głową w obawie, że zaraz usłyszę słowa "dostajesz jedynkę".
— Siadaj do ławki.
Podreptałem do swojego krzesła. Nie wiedziałem, co się tak właściwie stało. Odpuścił mi? Wstawi mi złą ocenę?
Iskierka ulgi i nadziei została jednak przygaszona wraz z momentem, kiedy ja usiadłem w ławce a Tadeusz dosłownie się odpalił.
— Naprawdę, jestem niezwykle rozczarowany poziomem twojej wiedzy Bytnar. I to jeszcze najpierw przeszkadzasz na mojej lekcji, a później nie potrafisz wykonać tak śmiesznie prostego zadania jak to. Takie przykłady daje się dzieciom w podstawówce — prychnął, wpatrując się we mnie swymi oczyma w barwie chłodnego błękitu, który prawie przyprawiał mnie o dreszcze.
Poczułem niemiły ścisk w żołądku i tlący się we mnie płomyk złości, kiedy musiałem wysłuchiwać jego uwag na temat mojej niewiedzy i nieogarnięcia.
— Właśnie, w podstawówce. Mam wiele ważniejszych spraw na głowie niż jakieś reakcje s- wymiany, o których uczyłem się kilka lat temu. Mam prawo zapomnieć, prawda? — Zdziwiłem się, jak pewnie i oschle zabrzmiał mój głos. — A pan jeszcze zachowuje się w związku z tym jakbym panu ojca zamordował. — Zobaczyłem przez moment w jego oczach błysk czegoś dziwnego, niepojętego. Coś jakby... Żal? Szok? Tylko czemu? Może powiedziałem ciut zbyt wiele?
— Dziecko, uważaj, co mówisz, bo to wymyka się spod kontroli. Słyszałem już nawet, jak nazywasz mnie tyranem, i to jeszcze okropnym. I nie mów mi, że starasz się o dobre oceny z chemii, bo jakoś tego nie widzę. Koniec dyskusji — gdy skończył, usiadł na swoje miejsce. Moją uwagę przykuła ta jego reakcja na to, co powiedziałem. Czemu w jego oczach pojawiły się tak dziwne uczucia, gdy wspomniałem o jego ojcu?
Albo może to ja już mam jakieś zwidy. Zamilkłem. Alek spoglądał na mnie i chyba próbował obczaić, co tu się wydarzyło - bez skutków.
Najgorzej.. Pożegnałem się z dobrymi ocenami z chemii.
Reszta lekcji minęła wszystkim w nieprzyjemnej ciszy, czasem przerywanej nazwiskami osób proszonych do tablicy przez Tadeusza.
Dopiero gdy obmyślałem jego słowa po raz kolejny, zorientowałem się, że wcale nie było go przy mnie i Alku, gdy nazwałem go tyranem. Ale byłem głupi. Obgadywałem nauczyciela pod drzwiami sali, w której był. Chociaż czemu to zapamiętał? I mimo to, jak usłyszał to przez ściany?
Eh, nieważne.
To wszystko jest takie głupie...
A świadomość, że będę miał pod górkę przez jakieś dziesięć miesięcy z racji tego, że mam z Tadeuszem na pieńku nie była przyjemna.
Jednak... może nie wszystko stracone? Może zdołam jakoś naprawić moje stosunki z nauczycielem, dzięki czemu więcej się na mnie nie uwzie?
Tylko od czego zacząć... już jestem pewnie najmniej lubianym przez niego uczniem w szkole...
A gdyby go tak przeprosić? Zostać w sali i powiedzieć zwykle przepraszam?
Nauczyciele chyba lubią, kiedy przyznaje im się rację i zwraca się z uniżeniem. Lata edukacji mnie o tym przekonały. Czy to zadziała także teraz?
Wreszcie zabrzmiał ostry, nieprzyjemny dźwięk dzwonka, który jednak napełnił uczniów uczuciem ulgi, że ta nieprzyjemna lekcja właśnie się skończyła.
Dla mnie jednak niezupełnie.
Serce niesamowicie szybko biło mi w mojej piersi i nerwowo przełykałem ślinę, kiedy powoli zbliżałem się do biurka Tadeusza, gdzie wciąż przy nim siedział.
— Chciałem.. przeprosić za to wszystko — wymamrotałem. Gdy patrzył na mnie lodowatym wzrokiem, ciężko było mi przypomnieć sobie, co tak naprawdę chciałem powiedzieć.
— Bytnar, naprawdę, jesteś... nietypowym uczniem — odparł nauczyciel. Wbrew mojej marnej nadzieji, w jego głosie nadal słyszałem zimno. Wiedziałem, o co mu chodziło. — Nie umiesz nic z chemii i jeszcze mi odpyskowujesz na każdym kroku. Jednocześnie przepraszasz, mówisz, że ci zależy, zapisujesz się na kółko.
Przez chwilę zapanowała cisza. Nieznośna cisza. Czułem się głupio, od razu pytając o tą jedynkę. Ale w końcu to tylko mój nauczyciel. Po co się tak przejmuję?
— A.. Postawił mi pan pa- yy, jedynkę? — spytałem, zaciskając zęby. Modliłem się, aby brzmieć poważnie.
— Nie, nie postawiłem ci pa- jedynki. — Odniosłem wrażenie, że lekko mnie przedrzeźniał. — Wbrew twoim domysłom, które stworzyłeś sobie dość szybko, nie znając mnie zbyt dobrze nie sypię ocenami niedostatecznymi.
Prawie że odetchnąłem na głos.
Może jeszcze nie wszystko stracone.
— Dziękuję. Naprawdę postaram się już nie sprawiać panu problemów — powiedziałem ugodowo.
Zawadzki przybliżył się do mnie.
Jeden krok. Drugi krok. Dystans pomiędzy nami się zmniejszył. Jako, że był ode mnie wyższy, patrzył teraz z góry wzrokiem pozbawionym emocji.
— Mówić a robić to dwie różne rzeczy. Przekonamy się na jutrzejszym kółku, już jutro piątek — rzekł cicho.
Nie wiedziałem czemu, bardzo chciałem to wiedzieć, ale głos zwyczajnie uwiązł mi w gardle.
— Uhm... — Udało mi się jedynie wymamrotać.
— Idź już. Zaraz kolejna lekcja, a ja mam dyżur. — Nie oglądając się na mnie, odwrócił się i wyszedł.
═════ஓ๑♡๑ஓ═════
hejkaa kociaki 😻😻
przychodzimy do was z kolejnym rozdziałem, mamy nadzieję że wam się podoba!! (my miałyśmy zajebiscie duzo fun'u przy pisaniu shdhshs)
pa paaa ~
30 stycznia 2024.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro