Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝓡𝙾𝚉𝙳𝚉𝙸𝙰Ł 𝙿𝙸𝙴𝚁𝚆𝚂𝚉𝚈.

𝐓𝐄𝐀𝐂𝐇𝐄𝐑
﹙ 𝒓𝒐𝒛𝒅𝒛𝒊𝒂𝒍 𝒑𝒊𝒆𝒓𝒘𝒔𝒛𝒚﹚
࿐ ‧₊˚✧ ࿔*
▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂

     Muzyka stawała się coraz cichsza, aż w końcu na dobre przestała grać. Towarzystwo z każdą kolejną minutą rozchodziło się coraz bardziej, aż w końcu został sam gospodarz domu, który zorganizował imprezę razem z garstką znajomych. Jacquline wzięła ostatni łyk kamikaze, odstawiając pusty kieliszek z powrotem na blat stolika. Rozejrzała się jeszcze dookoła swoimi błyszczącymi, szarymi oczętami, stwierdzając, że dawno nie widziała takiego syfu, jaki został po tej domówce. Wszędzie walały się puste butelki, naczynia, opakowania po jedzeniu i porozrzucane przedmioty. Wiele rzeczy w domu Scott'a, który zorganizował u siebie imprezę, zostało po prostu zniszczonych. Jackie wiedziała, jednak że chłopak zbytnio się tym nie przejmie, bo mieszkał sam, a jego cholernie bogaci rodzice pokryją jakiekolwiek starty finansowe. Blondynka trochę mu zazdrościła, bo gdyby ona u siebie zorganizowała taką imprezę, to rodzice chyba by ją zamordowali. Serio, po czymś takim nie miałaby już po co wracać do domu. No, chyba że po wpierdol. Ale nikt o zdrowych zmysłach nie pcha się prosto do paszczy lwa, tylko czeka cierpliwie, aż burza minie, żeby wrócić, kiedy gniew i gromy miną, a na ich miejsce pojawi się bezchmurne i słoneczne niebo.

Blondynka zdjęła ze swoich stóp dwunastocentymetrowe szpilki, biorąc je do dłoni. Rozejrzała się jeszcze raz po salonie, po czym wstała z kanapy i lekko chwiejnym krokiem ruszyła w stronę drzwi. Cóż, czas wracać, bo za kilka godzin musi siedzieć grzecznie w ławce ubrana w szkolny mundurek, słuchając wychowawczyni, która co roku pieprzy o tym samym. Och, panienka Grant naprawdę tego nienawidziła i gdyby tylko mogła, to po prostu rzuciłaby szkołę. Uważała, że to tylko strata czasu. W rzeczywistości dziewczyna była naprawdę inteligentna i lubiła się uczyć w domu, ale tylko tego, co ją interesowało. Poza tym od jakiegoś już czasu rzadko kiedy bywa w swoim mieszkaniu, większość czasu spędzając razem z przyjaciółmi gdzieś w plenerze.

Zamknęła za sobą drzwi cichutko, aby przypadkiem nie obudzić tych, którzy jeszcze spali. Sama nienawidziła być budzona i doskonale rozumiała, jakie to chujowe uczucie. Wyszła z domu i zamiast iść przeznaczoną do tego ścieżką, która wysypana była białymi kamieniami, dziewczyna zamiast tego wolała raczej swoimi bosymi stopami przespacerować się po idealnie przystrzyżonym trawniku. Jackie dałaby sobie rękę uciąć, że Scott nie przycinał go sam, bo był zbyt tępy, aby obsłużyć kosiarkę i miał od tego swojego człowieka. Blondynka nie miała nic przeciwko ułatwianiu sobie życia, ale kiedy ktoś wykonuje za ciebie każdą, nawet najprostszą czynność, to jest już lekka przesada. Szczerze? Nie znosiła  Scott'a, a zdecydowała się przyjść na jego imprezę tylko, dlatego że spora część szkoły potwierdziła swoją obecność na niej, a Jackie jako jedna z najpopularniejszych dziewczyn w szkole, nie mogła być gorsza, jeśli chciała utrzymać swoją pozycję.

Kiedy wracała do domu na pieszo, niosąc w dłoni swoje szpilki, słońce właśnie wschodziło nad horyzont. Mogła więc podziwiać jeden z najpiękniejszych wschodów słońca, jaki dane było jej zobaczyć. Tak naprawdę to nie było w nim nadzwyczajnego, a samej Jackie wydawał się on być tak niesamowity tylko, dlatego że dziewczyna wciąż była jeszcze zjarana. Tak czy siak blondynka naprawdę kochała momenty takie, jak te. To właśnie w tych skradzionych chwilach, które wiedziała, że zapamięta do końca swoich dni, czuła, że żyje. Na jej twarzy cały czas malował się uśmiech, chociaż trochę żałowała tego, że wakacje dobiegły już końca. Chętnie spędziłaby kolejne dwa miesiące, a może nawet dwanaście, dokładnie tak samo jak te. Chociaż popełniła wiele błędów, to i tak wspominała ten czas naprawdę dobrze, bo po prostu świetnie się bawiła. A dla tej osiemnastolatki zabawa oraz przyjemność były najważniejsze w życiu. Zdecydowanie prowadziła hedonistyczny styl życia, nastawiając się w głównej mierze na tych przyjemnych aspektach. Nigdy nie płakała za straconą miłością, bo za każdym razem to ona kończyła związki. Nie płakała już też za utraconymi przyjaźniami, bo zrozumiała, że życie to tak naprawdę teatr. A ludzie to tylko aktorzy, którzy pojawiają się na chwilę, aby odegrać swoją rolę, a później znikają z twojego życia, jak gdyby nigdy nic. Nikt tak naprawdę nie zostaje  w nim na zawsze. Każdy prędzej, czy później odejdzie. Była to smutna prawda, ale człowiekowi nie pozostawało nic innego, jak tylko się z nią pogodzić, żeby w życiu było lżej. Jedyne, za czym mogła płakać, to za rozbitą butelką i zmarnowanym alkoholem. Taka właśnie była Jacquline. Chciała się bawić, póki była młoda i piękna, bo później pozostanie jej już tylko nudne i odpowiedzialne dorosłe życie.
   
   
    
     Budzik zadzwonił punktualnie o szóstej nad ranem. Ciemnowłosy mężczyzna przekręcił się na drugi bok, niechętnie otwierając swoje błękitne oczy. Podrapał za uchem białego owczarka szwajcarskiego, który spał razem z nim, po czym wstał z łóżka. Podszedł do okna, otwierając je i wpuszczając do pomieszczenia trochę słońca. Przyjemny, orzeźwiający powiew wiatru rozwiał ciemne włosy mężczyzny, sprawiając, że były one w jeszcze większym nieładzie, niż po wstaniu. Zostawił okno otwarte, po czym poszedł do łazienki, która znajdowała się w jego sypialni. Zdjął z siebie bokserki i wszedł pod prysznic, odkręcając kurek z chłodną wodą. Mężczyzna właśnie taką uwielbiał najbardziej. Zdecydowanie bardziej od gorących i relaksujących kąpieli wolał zimne prysznice, dzięki którym z rana był pełen energii, a jego umysł pracował na najwyższych obrotach. Po prysznicu umył jeszcze zęby i przepłukał jamę ustną płynem. Włosy, które przez to, że były teraz mokre, mały czarny odcień, pozostawił do wyschnięcia, a sam wrócił do sypialni, aby przejść do garderoby. Przeleciał swoimi błękitnymi tęczówkami po ubraniach, które wisiały na wieszaku, aby ostatecznie sięgnąć białą koszulę oraz czarne, eleganckie spodnie. Wziął jeszcze świeżą bieliznę, biżuterię i dodatki, po czym wrócił do sypialni. Wszystko położył na dużym, miękkim łóżku, po czym założył na siebie bieliznę, a później spodnie. Białą koszulę wsunął w nie i zostawił u samej góry kilka rozpiętych guzików, aby nie wyglądał na typowego sztywniaka. Założył jeszcze pasek ze srebrną sprzączką, zegarek, który dostał od swojej byłej żony, ale się go nie pozbył, bo po prostu mu się podobał oraz sygnety, bez których nie wyobrażał sobie wyjść z domu. Przejrzał się w dużym lustrze, które wisiało na przeciwko łóżka i musiał nieskromnie przyznać, że wyglądał po prostu zajebiście dobrze. Wziął jeszcze plecak, który nijak pasował do jego eleganckiego outfitu, ale musiał gdzieś schować materiały, które będą mu potrzebne na dzisiejszych zajęciach. Zjadł lekkie śniadanie w postaci owsianki, wypił podwójne espresso, po czym zabrał kluczyki do swojego białego Audi R8 i wyszedł z domu.
  
   
   
     Jackie stała przed klasą, walcząc z mdłościami, które towarzyszyły jej, odkąd tylko stężenie alkoholu w jej żyłach zmalało. Przeklęty kac i słaby żołądek. W imprezowaniu wszystko było super, poza tą jedną rzeczą. Ale blondynka miała na to swój złoty środek; ❝żeby nie mieć kaca, nie można przestawać pić❞, dlatego dzisiaj zamierzała zrobić powtórkę z rozrywki i również się upić. Tak czy siak czuła się naprawdę fatalnie. Nie miała nawet siły, aby rozmawiać ze swoją najlepszą przyjaciółką, Maggie. Głowa po prostu jej pękała, a ona sama oddałaby naprawdę wiele, aby teraz móc położyć się do łóżka i pójść spać. 

— Nienawidzę poniedziałku — zdążyła powiedzieć do Maggie dosłownie chwilę przed tym, jak poczuła obok siebie naprawdę ładny zapach męskich perfum. 

Tom przekręcił klucz w zamku, otwierając drzwi i stając zaraz obok nich, aby przepuścić uczniów przodem. I wtedy właśnie Jacquline go ujrzała. Poczuła się, jakby właśnie trafił ją piorun, a po całym jej ciele przeszedł prąd. Gdyby była to bajka, to w tym momencie poleciałaby jakaś romantyczna muzyka, tempo by zwolniło, a w oczach blondynki pojawiłyby się dwa, uderzające serca. I chociaż nie była to bajka, to panienka Grant czuła się właśnie tak. Na jedną, krótką chwilę cały świat przestał istnieć. Nigdy nie wierzyła w miłość od pierwszego wejrzenia, ale chyba właśnie się zakochała. Mężczyzna stojący przy drzwiach i uśmiechający się w tak czarujący sposób, był w jej oczach po prostu ideałem. A serce nastolatki zabiło do niego mocniej.

— Cholera, chyba jednak polubię te poniedziałki... —  rzuciła do Maggie rozmarzona, kiedy udało jej się już dojść do siebie, po czym ruszyła w stronę klasy. Czy wspominałam wcześniej, że Jackie nienawidziła szkoły? Cóż, to już jest chyba nieaktualne.

   
   
    
 ↷ ➤AUTHOR'S NOTE ! ↶° ✧ ° ┈┈┈┈┈┈┈┈┈┈┈┈┈┈ ° ✧ ° ︶︶︶︶︶︶︶︶︶︶︶︶

          |
          ╰──➤ dzień dobry / dobry wieczór!
                       dajcie znać, czy rozdział
                       wam się spodobał i
                       powiedzcie, co sądzicie o
                       postaci Toma.

                                       ——— buziaczki 💋

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro