Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ten statek tonie


Przez ostatni miesiąc Artur bardzo ciężko pracował. W zasadzie nie wychodził z restauracji, byleby wyrobić z zaległościami. Jeździł z miejsca na miejsce, zatrudniał nowych ludzi i szukał księgowych, które zajęłyby się jego robotą, a ja nadrabiałam swoje obowiązki w pracy, przez co prawie w ogóle się nie widywaliśmy. Jakoś przywykłam do tego, że go nie było. Budziłam się sama i kładłam się sama, a to stawało się wyjątkowo męczące, gdy ciągle mi go brakowało. Miałam gdzieś z tyłu głowy myśl, że przecież niebawem to wszystko się skończy i będziemy mogli spędzić ze sobą więcej czasu. Dodatkowo obiecał mi wspólny wyjazd na wakacje, gdzieś, gdzie będziemy mogli spokojnie nacieszyć się sobą. Zdziwił mnie tylko fakt, że niedługo później bardzo namawiał mnie na rezygnację z najmu mojego mieszkania. Nie wyjaśnił, dlaczego. Po prostu twierdził, że lepiej na razie zostawić je puste i wrócić do wynajmowania, gdy nadejdzie na to dobra pora. Kiedy miała nadejść? Nie wiedziałam, ale podejrzewałam, że coś jest nie tak. Zaczynał się ode mnie oddalać. Wstawał zanim ja wstałam i siedział do późna w salonie, żeby przyjść dopiero, gdy zasnę. Czasem nie mogłam spać. Leżałam w łóżku, zastanawiając się, jak mam zacząć z nim rozmawiać, a on przychodził i mnie zbywał. Chyba już wtedy zrozumiałam, o co chodziło z tym najmem. Kazał mi zerwać umowę, żebym miała dokąd wrócić, gdy mnie zostawi. Czy to właśnie o to chodziło? Chciałam zapytać, ale jak zwykle zasłonił się dużą ilością pracy. Chował nos w stertę papierów i udawał, że mnie nie widzi. Serce mi się krajało na samą myśl tego, co się z nami działo. Tak nie powinien wyglądać związek i ja bardzo dobrze zdawałam sobie z tego sprawę, dlatego zrobiłam kolejne podejście do rozmowy. Jakkolwiek bezsensowne to było, ja starałam się brnąć, byleby coś wiedzieć. Źle żyje się z niewiedzą, zwłaszcza w tak priorytetowej sprawie. Szukałam więc jakiejkolwiek chwili, żeby móc go zapytać, co konkretnie się dzieje. Wiedziałam, że mnie nie zdradzał, bo nie wykazywał żadnego zachowania, które by o tym świadczyło. Nie ukrywał telefonu, nie zachowywał się inaczej, a przynajmniej nie tak, by można go było o to podejrzewać. Instynkt podpowiadał mi, że działo się coś, z czym jeszcze nigdy nie miałam styczności, a smak czyjejś zdrady znałam zbyt dobrze, żeby jej nie wyczuć. 

Zeszłam schodami w dół i ubrana w wyjściowe dżinsy, przysnęłam w progu wejścia na górę, skąd doglądałam tego, co robił w kuchni. Nie chciałam go przestraszyć. Widziałam, że intensywnie o czymś myślał, dlaczego zapytałam szeptem: 

— Będziesz dziś jechał na miasto?

Presto krzątał się przy lodówce. Skończył wypakowywać zakupy i chyba szykował sobie jedzenie do pracy, które wygrzbywał z pojemnika ukrytego wewnątrz. Nie odpowiedział na moje pytanie, choć na pewno je słyszał: 

— Słyszysz? Będziesz jechał? — Powtórzyłam podnosząc ton. 

— Będę. — Odparł, nadal grzebiąc w lodówce. 

Chciałam zapytać czy mógłby mnie podrzucić, ale zrezygnowałam w pół słowa, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że całkowicie mnie ignoruje. Jakaż to byłaby katorga jechać z nim autem w pełnym milczeniu? Nie chciał ze mną rozmawiać, nie chciał prowadzić żadnej interakcji. Na nic mi było szukanie chwili sam na sam, gdy on w ogóle jej nie chciał. Nie rozumiałam, jak to wszystko mogło się zmienić z dnia na dzień. Przecież nie było możliwym odkochanie się w kilka godzin. Może mama miała rację? Przewidziała katastrofę, przed którą chciała mnie chronić, a ja kompletnie ją zignorowałam na rzecz mężczyzny, który wydawał się mną nudzić. Czułam ogromny ból, który pochłaniał moją głowę. Ciężko było mi jeść i pić. Marzyłam o tym, żeby wszystko się unormowało i nie rozpadło, gdy tak usilnie starałam się trzymać to w kupie. Moją walkę śmiało można było porównać to klejenia cegieł na ślinę. To nie miało prawa się utrzymać. To musiało w końcu runąć:  

— Może jednak… Pomyśleli byśmy o tym dziecku? 

Presto oderwał wzrok od laptopa i zawiesił go na mnie, chcąc coś wydukać. Wyglądało to tak, jakby się czymś dławił, a potem niepewnie próbował to wypluć. Ostatecznie jednak patrzył na mnie psim wzrokiem i nie mówił niczego. Nie powinno mnie to dziwić. Przecież ciągle milczał, ale tym razem jego wzrok mówił więcej niż tysiąc słów, które mógłby wypowiedzieć i to wzbudziło we mnie podejrzenia, że może faktycznie dzieje się z nim coś złego: 

— Jeszcze nie. Jeszcze nie załatwiłem swoich spraw. 

— Będziesz miał na to dużo czasu. Starania o dziecko trwają latami. — Wzruszyłam ramionami, niekoniecznie obojętnie. 

— Nie wiem, ile zajmie mi ogarnięcie swoich spraw. To nie jest dobra chwila. 

Jego łysa głowa błyszczała w świetle dziennym, a piękne oczy skupione były na papierach, które walały się po stoliku. Przez chwilę podziwiałam jego ogromne cielsko, zupełnie tak, jakbym miała widzieć je po raz ostatni. Nie mogłam go już dotknąć, ale wzrokiem wtulałam się w niego tak mocno, jak gdybyśmy nie dotykali się od lat. Wyobrażałam sobie jego ciepło i zapach, który niesamowicie mnie uspokajał. Tylko tyle mogłam, gdy ciągle ode mnie uciekał: 

— Ja tylko próbuję to jakoś ratować… — wyszeptałam. 

— Tonącego statku nie da się ratować. Kapitan musi z niego wyskoczyć. — Odparł cicho. 

— Ale możemy razem się czegoś złapać… 

— Żeby dryfować bez celu po oceanie? — Spojrzał mi w oczy i zaraz odwrócił wzrok. 

Ta odpowiedź była jasna. Chciał odejść lub może raczej zbyć mnie swoim zachowaniem, byleby nie musieć wychodzić z inicjatywą jako ten pierwszy. Tak dziecinne zachowanie nie było w jego stylu. Nigdy wcześniej nie zachowywał się w tak infantylny sposób, ale przeczuwałam, że to nie był ten sam Presto, z którym się związałam.  Był inny niż zwykle. Bez życia lub przynajmniej bez motywacji. Podniósł się ciężko z kanapy, a potem bez słowa wyszedł, kompletnie otumaniony. Zostawił wszystko tak, jak leżało. Nie zabrał ze sobą niczego. Niewypełnione druczki leżały tuż obok czarnego pióra, a jego teczka została na kanapie, choć nigdzie się bez niej nie ruszał. Nie jechał do pracy, to było pewne, a więc dokąd? 

Ja nie chciałam czekać na rozwój sytuacji i jeśli miałam odejść, to chciałam znać powód, przez który mnie do tego zmuszał. Pod uwagę brałam naprawdę wszystko; od jakiegoś kryzysu, z którym nie potrafi sobie poradzić, po drugie życie, które układa sobie z kimś innym. Sądziłam, że odpowiedź sama wypłynie, gdy minie trochę czasu, ale trwanie w tym błocie dobijało mnie każdego dnia jeszcze bardziej, przez co sama zaczęłam odczuwać niechęć do spędzania czasu z samą sobą. Może rodziła się we mnie jakaś nerwica albo dorobiłam się załamania psychicznego związanego z naszym związkiem, niemniej i tak najważniejszym stało się dla mnie to, żeby poznać powód, bo bez niego, nie mogłam zrobić niczego. 

Postanowiłam, że chwycę się brzytwy, jak zresztą na tonącego przystało i porozmawiam z Kaśką. Ona jedyna z tego grona była blisko Presto i mogła wiedzieć coś, o czym ja nie wiedziałam. W końcu byli dobrymi znajomymi, przyjeżdżali do nas i często dyskutowali ze sobą wzajemnie o kwestiach, do których ja nie miałam dostępu. Może i to było taką kwestią? Liczyłam na to, że Kaśka się zlituje i mnie oświeci. Uratuje mnie od załamania, widząc moje zdrowie psychiczne wiszące na włosku. Kiedy zapukałam do drzwi, a one je otworzyła, była w dość dużym szoku. Nigdy u niej nie byłam, a więc nie sądziła, że znam jej adres domowy, pod który też zdecyduję się przyjechać. Rozchyliła usta ze zdziwienia i przywitała się: 

— Cześć. 

— Potrzebuję twojej pomocy. — Napomniałam. — Musisz mi pomóc. 

Stojąc tak na wycieraczce, opowiadałam jej o wszystkich problemach, które mieliśmy. Szczegółowo opisałam zachowanie Presto, jego dziwne słowa, które wypowiedział chwilę przed wyjściem z domu i to, jak się czułam z tym wszystkim. Ciężko mi było zrozumieć, po co to zrobiłam skoro nie była mi nawet bliska. Zapewne podświadomie czułam, że wzbudzę jej współczucie i jeśli coś wie, to od razu da mi o tym znać zachowując pełną dyskrecję. Ona słuchała tego ze skupieniem, choć nie wydawała się zaskoczona. Kiwała głową, przytakiwała i klepała mnie po ramieniu przez dobre trzy minuty, aż zza jej pleców wyłoniła się szeroka, męska sylwetka, z twarzą równie zaskoczoną, co moja. I nagle wszystko stało się jasne. Nagle mnie oświeciło, jakbym dostała olśnienia. W korytarzu, tuż za jej plecami stał Presto: 

— Już nic chyba nie musisz mi mówić. — Odpowiedziałam z pełnym opanowaniem. 

— To nie tak… — Wyrwał się nagle. 

— Jakkolwiek by nie było, to przecież i tak już nie jesteśmy razem. 

Odwróciłam się na pięcie i swoim tempem, zwlekałam się z góry na sam dół, żeby wsiąść do auta, spakować swoje rzeczy i wrócić do siebie. Wtem nawet stare śmieci brzmiały lepiej niż te śmieci, na których w tamtym momencie byłam zameldowana. Słyszałam, że ruszył za mną w pościg. Szybko założył buty i krzyknął do Kaśki: 

— Odsuń się! 

A potem wybrzmiewał już tylko stukot jego butów, jeden za drugim, gdy sam zbiegał po schodach. Nie rozumiałam, po co to robił, skoro przecież mnie nie chciał. W jakim celu pędził za mną tak szybko, gdy wszystko było już jasne? Wyjechał z domu i pojechał do niej, kompletnie nic mi o tym nie mówiąc. Dlaczego do niej? Nie było logicznej odpowiedzi na to pytanie, oprócz jednej, która pasowała do układanki: 

— Zaczekaj! — Chwycił rękaw mojej bluzy i zatrzymał mnie w miejscu. — To nie tak, jak wygląda. Przysięgam! Ja wiem, co ty myślisz, ale to nie tak. 

— Wygląda jeszcze gorzej. Ja opuszczam już ten statek. Dryfuj se sam. Ahoj! 

Wsiadłam do samochodu i odjechałam, spoglądając w lusterko. Najpierw pocierał dłońmi twarz z bezsilności, a potem kopał śmietnik, próbując przerzucić swoją złość na coś, co mu nie odda. Ja wiedziałam, że będzie mi ciężko i jeśli wszystko inne miało zniknąć, to ja też chciałam. 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro