Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dezaprobata


 

 Mina mamy była bardzo wymowna. Widocznie starała się zachować normalność, udając przy tym, że absolutnie nie zna Prestowskiego i ABSOLUTNIE nigdy nie widziała go na oczy. Ojciec z kolei bardzo mnie zaskoczył. Podszedł bliżej niego i podał mu dłoń. Ot tak, po prostu. Bez żadnego wyrazu twarzy, z bliżej nieokreślonym nastawieniem, wyciągnął do niego rękę. Mimo tego, że sytuacja zapowiadała się bardziej bezkonfliktowo niż zabójczo, ja nie ufałam mamie. Podejrzewałam, że w pewnym momencie się odpali i zacznie umoralniać Prestowskiego, wyrzucając mu przy tym dość niefajną działalność, obarczoną jego odpowiedzialnością. Nie dziwiło mnie to wcale, a wcale. Zapewne była na niego wściekła, ale mi nie był wtedy potrzebny żaden epizod awanturniczy, a wstydu najadłam się w życiu wystarczająco dużo, by można było mi go dokładać. Nim nasza dyskusja nabrała tempa, Aśka stwierdziła, że zawinie ekipę gdziekolwiek indziej, byleby nie tutaj. Ona wiedziała, dlaczego powinni wyjść i doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jeśli nie wyjdą, może zrobić się nieciekawie. Sam fakt obecności Prestowskiego wzbudzał niepokój, a co mówiąc, gdy w tym samym pomieszczeniu przebywała też moja mama? Wbrew pozorom nie była tak spokojną osobą, jak można by wnioskować na pierwszy rzut oka. Gdy tylko działo się coś poważnego, coś co ją denerwowało, potrafiła wydrzeć oczy gołymi pazurami, i choć tata uważał to za coś charakternego i całkiem fajnego, tak i ja, i mama podchodziłyśmy do tego zgoła odmiennie. Kamień spadł mi z serca, gdy Aśka uratowała sytuację. Byłam jej wtedy niesamowicie wdzięczna: 

— Mówiłaś, że nie masz z nim nic wspólnego… — Mama chwyciła jasnoczerwony kubek gorącej herbaty, który podałam jej do ręki. Była szczerze zawiedziona mną i tym, że go ujrzała. Mnie to nie dotykało, bo przecież nie był dla mnie nikim bliskim, a więc nie miałam z czego się tłumaczyć.

— Mówiłam, że nie mam, bo nie mam. To chłop Aśki, a nie mój. 

— Jezus Maria, przecież to mafia... — Westchnęła.

— Uspokój się. — Poprosiłam. — To jej mafia, nie moja. Chcesz mi robić zarzuty za jej decyzję?

— To jej decyzje, ale ja wolałabym żebyś nie widywała się z tym Panem, zwłaszcza jeśli to nie twoja mafia. — Oznajmiła pewnie i stanowczo. — To nie jest towarzystwo dla ciebie. Chwila moment i wpadniesz w jakieś kłopoty.

 Właśnie dlatego nienawidziłam, kiedy mama za dużo wiedziała o tym, co się u mnie pozmieniało. Rozumiałam jej ostrożność i opiekuńczość, ale jednak trochę przesadzała. Nie byłam nieporadna, działałam racjonalnie, a na błędach człowiek przecież uczył się najlepiej więc żadne jej rady, nie zmieniłyby podjętych przeze mnie decyzji. Czy znajomość z Presto była działaniem racjonalnym? Wszystko miałoby wyjść w praniu. Czas musiał odsłonić to, co do tamtej pory było ukryte. Miałam nadzieję, że odpuści dalsze umoralnianie i zmienimy temat na nieco łagodniejszy. Nie wiedziałam czy takim mianem można było nazwać kolejny pijacki wybryk ojca podczas wędkowania, ale nawet ten temat ratował mi tyłek. Chwila paplaniny i znów zaczęła wypominać ojcu jak się napił i zrzygał do wiadra z rybami. Szkoda nam było tych ryb, choć obie nie napawałyśmy zamiłowaniem do tych obślizgłych stworzeń. Czułam, że była zdenerwowana, a więc nie powiedziałam jej o moich planach. Jakiekolwiek zdanie wytoczone niczym armata z moich ust, byłoby mechanizmem napędowym do kolejnej dyskusji. Siedziałam na fotelu i słuchałam, jak się kłócili. Przynajmniej tyle mogłam zrobić, by nie zbierać umoralniaczy. 

 Z każdym kolejnym dniem, coraz poważniej myślałam o wyjeździe. Byłam w stu procentach pewna, że taka decyzja znacznie wpłynęłaby na moje dotychczasowe życie, czyniąc je znacznie lepszym. Przygotowywałam się na niego psychicznie, starając się nastawić jak najbardziej pozytywnie. Zaplanowałam już niemal wszystko, od A do Z, organizacyjnie przodując tym w niemal wszystkich swoich dotychczasowych sprawach. Może i było to niewiele, jak na początek, ale liczyłam, że takie planowanie pomoże mi w przeżyciu przynajmniej do czasu zaklimatyzowania się w obcym kraju. To wszystko jednak szybko minęło, gdy po wyjściu rodziców, chwilę przed północą znów zadzwonił dzwonek do drzwi. Jego dźwięk wybudził mnie z głębokiego snu i postawił na równe nogi. Paradoksem w tej sytuacji było to, że każdy zjawiał się w progu mojego mieszkania wtedy, gdy moment był zwyczajnie nieodpowiedni. Nocne wizyty cieszyły raczej niewielu tak zmęczonych życiem, jak ja. Mnie na pewno nie, choć zależało też, kto stał po drugiej stronie drzwi. Na tamten moment nie ważne było to, kto stał za progiem. Potrzebowałam snu. 

Ledwo żywa, z lekka struta podeszłam nieco bliżej, przekręciłam solidny zamek i pociągnęłam za klamkę pozwalając drzwiom się otworzyć. Wtem zdałam sobie sprawę, że nie powinnam była tak robić. Praga nie należała do bezpiecznych dzielnic stolicy, a więc niczym dziwnym byłoby najście mizernie uzbrojonego gagatka, chcącego wydusić ze mnie ostatni grosz i mój telewizor. Wszędzie panowała ciemność. Zarówno klatka, jak i moje mieszkanie nie były oświetlone, a mrok zapanował nań aż za mocno. Może faktycznie był to ktoś obcy? Bardzo szybko odwróciłam się, by zapalić światło, ale tajemniczy wizytator był znacznie szybszy. Wykręcił się bokiem i wsunął ciało w głąb mieszkania, zostawiając za sobą intensywną woń gorzkiego alkoholu. Szmer jaki się temu udzielił, przypominał skrzek skórzanej kurtki, a taką wśród moich znajomych nosił jedynie Prestowski. Zamknęłam więc drzwi i nacisnęłam na włącznik, rozwiewając wszelkie wątpliwości. To był Prestowski: 

— Zwariowałeś? Co ty tutaj robisz o tej porze? Przecież… — Westchnęłam, nie kryjąc oburzenia. — Już prawie północ. Ja spałam. 

— Wiem, która jest godzina. Mam zegarki w domu. — Presto podszedł bliżej kanapy, jak gdyby nigdy nic. Nie miał w sobie za grosz poczucia winy za to, że wybudził mnie ze snu.

— Ugh… To po co przyszedłeś? 

Usiadłam na kanapie tuż obok niego i spojrzałam w jego oczy. Powieki wydawały się z lekka opadać, a przeszklone białka wskazywały na stan alkoholowej nieważkości. Nie wiedziałam, jak się zachować, gdy był nietrzeźwy. Nie miałam okazji rozmawiać z nim, gdy był w takim stanie. Prestowski z kolei chyba nawet nie wiedział, po co konkretnie przyjechał. Na pewno nie widział niczego złego w tym, że wparował mi do domu o tak późnej porze. Błądził wzrokiem po mnie, po moim ciele i mieszkaniu, a ja stałam przed nim w samej bluzce i przykrótkich spodenkach piżamowych, zastanawiając się, co on do cholery wyprawia: 

— Pogadać. Mam propozycję. — oznajmił wciąż jeszcze bardzo stabilnym głosem. — Nie musisz wyjeżdżać. Zresztą, jak chcesz. Nie mogę cię zmuszać do tego, żebyś siedziała tutaj, ale… Będę niedługo szukał kogoś na kuchnię. Może będziesz chciała spróbować u mnie? 

— Aśka kazała ci tutaj przyjść, tak? Nie kłam. Jeśli zamierzasz kłamać, to nie kłam… 

Presto zaśmiał się i odparł: 

— Nie kazała. 

— Jesteś pijany. — Skrzywiłam się. — W tym stanie nie będziemy przecież niczego omawiać. Ktoś cię przywiózł czy przyjechałeś sam? 

— Przywiózł mnie kolega. Zawołaj go. Czeka za drzwiami. 

— Nie trzeba. Wierzę ci.

— Zaufaj mi. Zawołaj go. — Uśmiechnął się podstępnie.  

Wstałam więc z kanapy i podeszłam pod drzwi, by znów sprawdzić, kto stoi za nimi. Żadnym zaskoczeniem nie było dla mnie to, że tajemniczym kierowcą okazał się Konan. Stał na wycieraczce, oparty ramieniem o futrynę i gapił się na mnie, jak gdyby zobaczył ducha. Chyba też wolał mnie unikać. Momentalnie poczerwieniał: 

— Cześć. — Rzucił na odczepne, kiwając głową na boki.

 Dopiero po chwili zorientowałam się, że jego oczy przyozdobione były w ciemnofioletowe śliwy, które można było dostrzec nawet w mroku. Zwykle blada skóra twarzy nabrała różu, a nokaut znacznie spowolnił ruchy jego ciała. Nie zastanawiając się ani chwili, dość chamsko zamknęłam mu drzwi przed nosem i bardzo szybko wróciłam do zadowolonego z siebie Presto: 

— Co mu się stało? — Zapytałam. — Wygląda jakby mu pociąg przejechał po twarzy.

Ten zaśmiał się w głos, wyczuwając ten żart rzucony w najmniej odpowiednim do tego momencie: 

— Prosiłaś mnie o przysługę. Spełniłem twoją prośbę. 

No i jak grom z jasnego nieba uderzył we mnie powiew gorąca, który rozlał się na całe ciało. Temperatura krwi sięgała prawie setki, a ja sama niemalże od razu poczerwieniałam. Przypomniałam sobie o naszej wieczornej rozmowie, w której prosiłam go o obicie gęby temu, który zrobił to jako pierwszy mojemu ojcu. Aż dziw, że sama wtedy nie wyszłam, żeby mu poprawić: 

— To Konan… — Zacisnęłam palce na skrzydełkach nosa. — Nie wierzę… 

— Nie było łatwo. Wyrywał się… 

— Cóż… Nie powinnam ci za to dziękować, ale… Dziękuję. Przynajmniej teraz będzie wiedział, jak to jest być porządnie obitym. 

— Zna ten smak od dzieciństwa. 

Konan nawet wyglądał na takiego, co faktycznie smak patologii znał od niemal dzieciństwa, niemniej nie to mnie wtedy interesowało. Fakt był taki, że cieszyłam się z obrotu sprawy, no i tego, że Presto nie olał mnie ciepłym moczem, gdy prosiłam go o przysługę. Nie każdy byłby w stanie to zrobić i wbrew wszystkiemu ja to doceniałam. Niekiedy trzeba robić złe rzeczy, żeby zrobić dobrą rzecz. Zawsze należy ocenić wagę dobra nad złem i działać według swojego sumienia. Bardziej skupiałam się jednak na jego propozycji, której przecież i tak nie mogłam z nim omówić. Ciekawość była silniejsza od troski o jego późniejszy żal za słowa, w razie gdyby jednak stwierdził, że nie chce mnie u siebie. Musiałam zapytać. Po prostu musiałam: 

— A ty z tą ofertą tak na poważnie? 

Presto znów zawiesił na mnie swój wzrok, po czym odpowiedział: 

— Mieliśmy o tym nie rozmawiać. — Napomniał. 

— Wiem. Chciałam tylko dopytać. 

— Na poważnie. Jestem gotowy podpisać z tobą umowę nawet teraz. 

Umowę? Nawet teraz? Jeszcze chwilę wcześniej wspominał, że będzie szukał niedługo kogoś na kuchnię, a wystrzelił z umową, jak z procy. Coś mi się nie zgadzało w całej tej paplaninie, i chociaż można to było wytłumaczyć alkoholem, to tym razem naprawdę coś kombinował. Postanowiłam nie wnikać, lecz zaczekać aż wytrzeźwieje i dopiero potem omówić tę jego ofertę. Najpewniej palce maczała w tym Aśka, bo kto inny? Tylko jej zależało na tym, żebym nigdzie nie wyjeżdżała. Być może zżyła się ze mną do tego stopnia, że faktycznie potrzebowała mojej obecności, a mi się to podobało. Chyba znaczyłam dla niej więcej niż mogłoby się wydawać.

Gdy bardzo niechętnie opuścił moje mieszkanie, warcząc przy tym pod nosem, że przecież ma ze mną jeszcze trochę ważnych spraw do omówienia, odetchnęłam z ulgą. Nie tylko, dlatego że mogłam w spokoju położyć się do łóżka, ale też dlatego, że nie musiałam wchodzić z nim w jakąkolwiek dyskusję. Zastanawiałam się czy nie powiedzieć o tym Aśce, ale nie chciałam się skarżyć. Co miałam jej powiedzieć? Że Presto nawiedza mnie nocą i chce rozmawiać? Było to tak niedorzeczne, jak sam fakt tematów, które wymyślał, byleby u mnie posiedzieć. Z drugiej strony podejrzewałam, że ona o tej wizycie wiedziała, a nawet była pomysłodawcą całego przedsięwzięcia, opierającego się głównie na podstępnym zatrzymaniu mnie w kraju. Cwana bestia wydawała się pchać wóz jak koń pod górkę, byleby dopiąć swego, a ja i tak miałam w planie wyjazd, na który się przecież już przygotowałam mentalnie. W głowie nadal siedziała mi mama, która nie byłaby zadowolona. Już widziałam jej minę pełną uprzedzeń i podejrzeń zwartych w kupę. Słowotok z jej ust zatkałby mi głowę na dobre, a i niewiele mogłabym jej odpowiedzieć. Bardzo przejmowałam się nią i tym, co mi powie. Lepiej gdyby nie nawiedzała mnie w mieszkaniu. Jedyne na co trafia, to same zmartwienia. 

Wyszłam jeszcze na balkon, by z góry dojrzeć czy aby na pewno odjeżdżają. Obaj pokrętnie wsiedli do auta — jeden pobity, drugi napity i opuścili szyby do samego dołu. Momentalnie z wnętrza zaczęła wydobywać się znajoma melodia, która grała mi później w głowie przez całą noc. Słuchanie jakiejkolwiek muzyki zdarzało się u mnie stosunkowo rzadko, gdy przecież nie miałam na to czasu, ale jak raz trafili do mnie z kawałkiem, który zatrzymał mnie w miejscu. Pierwszy kawałek «RAMBO HSB» był jednym z tych, do których czułam ogromny sentyment. On powracał do mnie jak bumerang, gdy tylko wybrzmiewał. Jeszcze niedawno słuchaliśmy go stadnie pod blokiem, gdy pełni pozytywnej energii snuliśmy plany na przyszłość. I choć wiele razy nawijał o tym, jak ciężkie jest życie, my byliśmy głusi i boleśnie upadliśmy, jedynie wspominając to, jak prawdziwy niósł ze sobą przekaz. Człowiek, który jest zamknięty na prawdę, nie przyjmie jej do siebie. My musieliśmy boleśnie się o tym przekonać, by tę prawdę docenić. 

______

* RAMBO HSB – YOUTUBE.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro