|Rozdział 9|
Główna siedziba Black Dragons była zapełniona przez członków. Po hali rozchodziły się szepty i jęki bólu, pomieszane z uderzeniami. Nikt nie wiedział, o co chodziło i każdy był zbyt przerażony, żeby pytać o powód zebrania. Wszyscy w milczeniu przypatrywali się, jak Shion ponownie uderza pięścią z kastetem w twarz jakiegoś nastolatka. Piątka innych już leżała zakrwawiona na chłodnym betonie, z powybijanymi zębami i połamanymi żebrami. Oddychali ciężko, nie mając pojęcia, dlaczego zostali potraktowani w taki sposób. Nie zdradzili Black Dragons. Nie zrobili nic, za co ich król mógł się wściec.
Izana patrzył z góry na całe przedstawienie, a obok niego znajdował się Kakucho. Obydwaj niewzruszeni. Patrzyli, jak na ziemi pojawia się coraz więcej krwi, a mimo to Izana nie zamierzał tego przerywać. Jeszcze nie. Musiał być pewny, że informacja, którą zamierza przekazać, dotrze do wszystkich, bez wyjątku.
— Shion, masz ich nie zabić — upomniał leniwie, nie podnosząc głosu. Mógł nawet szeptać. I tak zostałby przez wszystkich usłyszany.
Shion westchnął i puścił chłopaka, który upadł na ziemię, jęcząc żałośnie. Madarame ściągnął z palców kastet i wytarł z twarzy krew. Odwrócił się w stronę Izany i czekał cierpliwie na jego ruch. Nie pytał, dlaczego kazał mu pobić członków gangu. Zawsze wykonywał polecenia Kurokawy bez słowa sprzeciwu. Izana milczał przez chwilę, aż w końcu odbił się od barierki i ruszył nieśpiesznie na niższe piętro. Wszyscy patrzyli tylko na niego. Czekali, aż przemówi i wyzna, dlaczego zarządził spotkanie gangu tak nagle.
— Jeśli nie potraficie wstać po czymś takim, nie wiem, dlaczego w ogóle należycie do Black Dragons. — Izana podszedł do jednego z nastolatków i poruszył go nogą. Z ust chłopaka wydobył się jęk bólu, na który Izana prychnął. — Nie przypominam sobie, żebym przyjmował tak żałosne osoby. Shion, podnieś jednego — rozkazał.
Madarame od razu chwycił najmniej poszkodowaną osobę i zmusił ją, by klęczała na betonie i patrzyła na Izanę.
— Czy ktoś kazał wam zajmować się sprawą dwóch milionów? — zapytał i włożył dłonie do kieszeni spodni.
— N–nie… — odpowiedział z trudem i zakaszlał, pozbywając się nadmiernej ilości krwi z ust.
— To dlaczego się w nią wtrącacie? Normalnie nie zainteresowałbym się tym i pozwoliłbym wam, robić co wam się podoba. Jednak ta sprawa dotyczy mnie osobiście i nie życzę sobie, żeby ktokolwiek się w nią wtrącał.
Ton głosu Izany spowodował u większości gęsią skórkę i niekontrolowane, zimne dreszcze. Od zawsze Kurokawa ich przerażał. Nie bez powodu został ich liderem. Nikt nie był w stanie się mu przeciwstawić. Nikt nie chciał skończyć jak grupa nastolatków, która ledwo żyła.
— M–myśleliśmy, że… — Nastolatek, próbował się wytłumaczyć, ale Shion chwycił go mocniej, obdarowywując go kolejną dawką bólu.
— Nie spodobało mi się, kiedy zobaczyłem, jak zrujnowaliście dom mojej [_]. Od dzisiaj, jeśli się dowiem, że ktokolwiek tknie ją palcem, czy skrzywdzi w jakikolwiek inny sposób, przysięgam, że zabije każdą osobę, wraz z rodziną. Nie chcę się powtarzać. Sam zajmę się tymi dwoma milionami, a jeśli komuś to nie odpowiada, może wyjść na środek. Wtedy wbije to dosadniej do głowy. Czy wyrażam się jasno?
— Tak jest! — wykrzyczeli wszyscy, kłaniając się nisko Izanie.
— Cudownie. Spotkanie uważam za zakończone.
Izana poczekał, aż hala opustoszeje. Shion wciąż trzymał mocno nastolatka, a Kakucho bez słowa patrzył na Izanę. Rozumiał go. Znalazł bratnią duszę i chciał zrobić wszystko, żeby została przy nim. Nie zamierzał wtrącać się w jego sposoby, ale musiał mu przypomnieć, że nie mógł tak po prostu darować dziewczynie dwóch milionów. Nawet jeśli była jego, musiał pokazać swoim poddanym, że Black Dragons nie wybaczało.
— Chociaż jestem rozczarowany waszym postępowaniem, potraktuje was ulgowo… Nie zabiję was, tylko dlatego, że ostatecznie wszystko wyszło po mojej myśli. Inaczej niż planowałem, ale rezultat został taki sam — Izana westchnął i chciał już wrócić do Kakucho, ale przypomniał sobie jeszcze jedną rzecz. — Macie naprawić szkody, które wyrządziliście. Na rachunek [_], spłaci to razem z dwoma milionami.
— Jesteś pewien, co robisz? — zapytał od razu Kakucho i ruszył za swoim przyjacielem.
— Wydaje mi się, że rozmawialiśmy już o tym? — Izana przewrócił zirytowany oczami.
— Nie możesz mi wytłumaczyć dokładnie, co planujesz?
Kakucho potrzebował to wiedzieć. Musiał mieć pewność, że Izana postępuje racjonalnie i nie zniszczy swojej reputacji w gangu. Chociaż większość osób się go bała i szanowała, niektóre z nich mogliby uznać, że przez tę dziewczynę, stał się słabym. Mogli ją wykorzystać przeciw Izanie. Gdyby Kurokawa stracił swoją bratnią duszę, popadłby już w całkowitą ciemność i nienawiść.
— [_] zacznie pracować dla Black Dragons. Zakładam, że od następnego tygodnia. Później przekonam ją, że jestem po jej stronie i tylko mi może ufać. Swoją drogę masz wszystkie informacje, które chciałem? — zapytał Izana, znając dokładnie odpowiedź.
Kakucho wyciągnął z płaszcza teczkę i podał Kurokawie, który od razu zaczął ją przeglądać. Zdjęcie [_] przykuło jego uwagę, a kiedy zaczął czytać informacje na jej temat, uśmiechnął się pod nosem. Od razu stwierdził, że nie bez powodu byli bratnimi duszami. Obydwoje niechciani i porzuceni. Dzielili ten sam ból i z pewnością potrafili go wzajemnie zrozumieć.
— Mam jeszcze jedno zadanie dla ciebie, Kakucho.
— Oczywiście. Co mam zrobić?
— Zapoznaj się z [_]. Chciałbym, żebyś był przy niej, kiedy ja nie mogę. Obiecałem jej ochronę, a tobie ufam najbardziej.
Nagły odgłos tłuczonego szkła, wybudził [_] ze snu. Podskoczyła na łóżku z szybko bijącym sercem i niemal od razu wybiegła z pokoju, z chęcią zobaczenia co się stało. Izumi jej nie zauważył. Chwycił kolejną szklankę do dłoni i rzucił ją w ścianę, głośno przeklinając pod nosem.
— Kurwa! Kurwa! Kurwa! — krzyczał, a z oczu ciekły mu łzy. Coś się stało. Coś naprawdę złego.
[_] przełknęła głośno ślinę i chwyciła Izumiego za rękę, kiedy ponownie planował rzucić szkłem. Zamrugał zdziwiony na widok dziewczyny, która powoli odebrała od niego szklankę. Przytuliła go do siebie, chcąc, by ochłonął i przestał demolować wszystko dookoła.
— O co chodzi, Izumi? — zapytała po chwili [_].
— N–nie chciałem cię obudzić… Przepraszam… — Zmienił temat, przeklinając siebie za tak nierozsądne zachowanie. Nie chciał martwić [_], ale nie mógł też ukrywać faktów. I tak się dowie. Jak nie od niego, to od lekarzy. — B–byłem w szpitalu… — powiedział cicho, a jego głos się załamał.
Tak ciężko było mu mówić. Czuł, że się dusi, a z każdym słowem niewidzialne igły, wbijały się głębiej w jego serce. Bał się, że jeśli powie to na głos, wszystko się spełni i to z jego winy…
— Czy z Hayate–san wszystko w porządku? — zapytała szeptem, sama zaczynając odczuwać stres tym, co usłyszy.
— P–pogorszyło się jej, [_]... Poza tym zalegam ze spłatą rachunków i lekarze planują ją odłączyć. Skazać na śmierć… Nie wiem, co mam robić. Tak bardzo nie chcę jej stracić, [_]! Boję się. Tak bardzo się boję. — Z każdym słowem Izumi powstrzymywał płacz, aż w końcu wybuchnął.
[_] przypomniała się sytuacja, kiedy umarł jego brat i ojciec. Izumi płakał wtedy równie mocno, szukając ukojenia w ramionach przyjaciółki. Prawda była taka, że [_] nie potrafiła leczyć tego typu ran. Sama posiadała ich wiele i wiedziała, że nie było na nie żadnego lekarstwa. Nie dało się ich złagodzić. Do oczu dziewczyny również naszły łzy. Hayate–san była ważna i dla niej. Traktowała ją jak matkę, a informacja Izumiego złamała jej serce.
— I–ile musisz zapłacić, Izumi? Błagam. Powiedz mi…
— Mam dwieście tysięcy długu… Nie mogę cię o to prosić…
— Hayate–san jest dla mnie ważna. Poza tym będziesz mógł mi je oddać, kiedy tylko będziesz miał! Błagam Izumi, daj sobie pomóc.
— [_]... — Izumi ponownie zapłakał, przez cały czas dziękując przyjaciółce. Nie wiedział, jakby sobie bez niej poradził. Kochał ją. Szanował ją. Traktował jak członka rodziny.
— Wszystko będzie dobrze, Izumi. Przejdziemy przez to wszystko razem. Obiecuję.
Korekta: ShiroiHiganbana
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro