Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

|Rozdział 4|

— [_]–chan? Huh? Co się stało?!

Izumi podbiegł spanikowany do swojej najlepszej przyjaciółki, ignorując osoby z klasy, które w ciszy przyglądali się zaistniałej sytuacji. [_] od wczoraj miała bardzo złe samopoczucie i była wściekła na Izumiego, który nie przeczytał ani jednej wiadomości od niej.

— Gdybyś przeczytał moje wiadomości, wiedziałbyś — warknęła i odepchnęła go, kiedy chciał się do niej przytulić. Nigdy nie zareagowała w taki sposób, dlatego poczuła przez to lekkie wyrzuty sumienia. Izumi również poczuł się skrzywdzony, ale zdawał sobie sprawę, że w pełni zasłużył na takie traktowanie ze strony [_].

— Zmieniłem telefon i numer od razu, kiedy wysłałem ci wiadomość, że wytłumaczę ci wszystko w poniedziałek. Twoje wiadomości do mnie nie przyszły… Gdybym wiedział… Gdybym wiedział, nie zostawiłbym cię samej, [_] — wytłumaczył łagodnie i ze słyszalną skruchą w głosie.

— Już nieważne. Porozmawiamy po lekcjach… — powiedziała, przecierając załzawione oczy.

Nie chciała klasie dawać więcej tematów do rozmów i plotek. Poza tym czuła, że gdyby opowiedziała teraz wszystko Izumiemu, z pewnością ponownie by się rozpłakała. Chłopak uszanował zdanie przyjaciółki i grzecznie usiadł na swoim miejscu. Przez wszystkie lekcje zerkał kątem oka na [_], czując, jak jego serce nieprzyjemnie się zmniejsza. Nigdy nie wyczekiwał zakończenia lekcji tak jak dzisiaj. Nie potrafił się skupić, a jedyną rzeczą, którą miał w głowie, było pytanie: Co się stało, [_]?

Kiedy zadzwonił ostatni dzwonek, [_] poczuła, jak żołądek podchodzi jej do gardła. Nie miała ochoty rozmawiać z Izumim, ale bardziej przerażało ją pójście na policję. Co jeśli nic nie zrobią z jej sprawą? Zastanawiała się, czy to dobry pomysł. A jeśli ktoś z Black Dragons się o tym dowie i ponownie zostanie pobita? Przełknęła ślinę i ciężko odetchnęła. Podskoczyła na krześle, kiedy poczuła dłoń na ramieniu.

— [_]–chan?

Izumi spojrzał ze współczuciem na dziewczynę. Widział, jak zestresowana była i jak próbowała powstrzymywać płacz. Nigdy nie widział jej w takim stanie. Pamiętał, jak stracił ojca i młodszego brata i [_] poświęciła cały swój czas, aby poczuł się lepiej. Chciał zrobić dla niej to samo. Żałował, że nie był przy niej wcześniej.

— Ach… Przepraszam.

Szybko zaczęła pakować książki i zeszyty do torby. Izumi widząc, że chciała ją podnieść, zabrał ją od niej i uśmiechnął się wesoło.

— Jest ciężka, a ty powinnaś się oszczędzać — wytłumaczył. — Chcesz się przejść, czy porozmawiamy na tyłach szkoły? A może wolisz pójść do jakiejś kawiarni? — zapytał.

— Tyły szkoły — odpowiedziała natychmiast. — Nie chcę mi się nigdzie szwendać…

— Jasne, rozumiem.

Izumi szedł w ciszy za [_] obserwując uważnie jej plecy. Pierwszy raz miał wrażenie, że między nimi pojawił się wielki mur, którego nie potrafił zburzyć. Było mu tak bardzo wstyd, że nie odzywał się do niej od piątku. Oczywiście miał swoje powody, ale w porównaniu z tym, przez co przeszła [_], wydawały one mu się głupie i nieważne.

Tyły szkoły były puste. Rzadko kiedy ktoś tu przychodził. Zazwyczaj tylko osoby, które potajemnie palili tanie szlugi, podczas lekcji i przerw. [_] odwróciła się w stronę najlepszego przyjaciela, założyła dłonie na piersi i uniosła jedną brew, dając mu jasno do zrozumienia, że oczekuje od niego wytłumaczenia.

— Słuchaj, [_]. Przepraszam cię. Gdybym wiedział…

— Słyszałam to już, Izumi — powiedziała zniecierpliwiona. — Obiecałeś wyjaśnienia, więc wyjaśniaj.

Izumi westchnął i odgarnął niedbale ciemne włosy. Nie wiedział, od czego zacząć.

— Zmieniłem numer telefonu, dlatego nie dochodziły do mnie twoje wiadomości… W sensie zmieniłem go dopiero po tym jak ci odpisałem, że wytłumaczę ci wszystko dzisiaj.

— To też już mówiłeś — mruknęła cicho [_], zmęczona jego niedbałymi tłumaczeniami. Izumiemu zawsze plątał się język, kiedy był nerwowy i miał za dużo rzeczy do powiedzenia.

— Nie odbierałem wcześniej, ani nie odpisywałem, bo byłem zajęty, znalezieniem pracy. Byłem na kilku rozmowach kwalifikacyjnych i musiałem wyłączyć komórkę. Potem zapomniałem ją włączyć z powrotem. Nic nie mówiłem, bo chciałem ci zrobić niespodziankę, jakby udało mi się coś znaleźć.

[_] słuchała uważnie, ale do każdego słowa podchodziła sceptycznie. Rozumiała, to co mówił, ale jakoś trudno było jej w to uwierzyć.

— Po co zmieniłeś numer i telefon? Po co ci praca? — zapytała, chcąc dostać więcej informacji od swojego przyjaciela.

— Dostałem telefon służbowy, a stary sprzedałem. Oszczędności się kończą, a co chwilę dostaję nowe rachunki ze szpitala… Nie chciałem cię tym martwić, [_]. Poza tym jest możliwość, że moja matka może się wybudzić, tylko musiałbym zapłacić za operację, a to też nie jest tanie. Na dodatek szansa na powodzenie, wynosi sześćdziesiąt procent. Jeszcze nie zdecydowałem, czy chcę się na to pisać.

[_] złagodniała i bez słowa przytuliła Izumiego. Musiało być mu ciężko. Nie powinna się na niego gniewać. Przecież oczywiste było, że miał powód, dlaczego się do niej nie odzywał.

— Mogłeś mi powiedzieć. Mam dużo oszczędności. Pieniądze ojca wydaję tylko na najważniejsze rzeczy, mogę ci je wszystkie oddać.

— [_], nie bądź głupia. Nie mogę cię o to prosić. Na razie daję radę, nie przejmuj się tym! A co z tobą? Co się stało? — zapytał zmartwiony, zmieniając temat.

— Wątpię, że jak ci powiem, to uwierzysz…  — mruknęła cicho. Na samo wspomnienie przeszły ją zimne dreszcze. — Kojarzysz gang Black Dragons?

— Nie zbyt. Nie interesuję się gangami.

— Napadli mnie w sobotę. Stwierdzili, że jestem im winna dwa miliony, porwali i pobili…

Izumi otworzył szeroko oczy, a kiedy pierwszy szok minął, zacisnął dłonie w pięść. Dawno nie czuł takiej wściekłości.

— Byłaś na policji? W szpitalu? Na pewno nie… unikasz tego miejsca jak ognia. Na pewno jesteś tylko potłuczona? — Zaatakował dziewczynę pytaniami i zaczął uważniej się jej przyglądać, szukając poważniejszych obrażeń.

— Nic mi nie jest Izumi. Szpital był zbędny…

— Zawsze tak mówisz. A co z policją?

[_] odetchnęła i schowała dłonie w rękawach szkolnego sweterka. Wciąż nie zdecydowała, czy powinna zgłosić się na komisariat. W oczach ponownie pojawiły się łzy.

— A co jeśli, się dowiedzą i znowu mnie pobiją…? B–boję się, Izumi — powiedziała, nie potrafiąc zapanować nad drżącym głosem. — Nie zrobiłam nigdy nic złego. Dlaczego to mnie spotyka…?

Izumi przytulił przyjaciółkę do siebie i pozwolił, by wypłakała wszystkie swoje żale i całe cierpienie. Nie zasłużyła na to. Była zbyt dobra na ten świat. [_] po raz pierwszy od kilku dni poczuła się lepiej. W ramionach Izumiego, który ją pocieszał i był przy niej. Dla niej. Po kilkunastu minutach, w końcu się uspokoiła i odetchnęła. Czerwone i spuchnięte oczy   delikatnie ją piekły, ale nie zwróciła na to uwagi.

— Pójść z tobą na policję? — zapytał po chwili ciszy. — Trochę spóźnię się do pracy, ale szef powinien zrozumieć…

— Nie, nie. Dam sobie radę. Dzięki…

— Jesteś pewna?

[_] przytaknęła i uśmiechnęła się przekonująco.

— W porządku… A właśnie! Mój nowy numer, dasz mi na chwilę telefon? — Izumi przyjął komórkę dziewczyny i szybko zapisał w niej swój numer telefonu. — Po pracy wskoczę do szpitala odwiedzić matkę. Też przyjdziesz? Mogłabyś przy okazji się zbadać…

— Pomyślę nad tym. Powinieneś już pójść, inaczej się spóźnisz.

Izumi zaśmiał się nerwowo i ostatni raz przytulił się do przyjaciółki. [_] po kilku minutach również ruszyła w stronę bramy. Czuła jak zimne i spocone miała dłonie. Stresowała się przesłuchaniem i oskarżeniem gangu. Izana mówił, że znają jej wszystkie dane, w tym miejsce zamieszkania... Szybko pozbyła się tych myśli. Nie mogła przecież nic nie zrobić w tej sprawie! A co innego było w stanie zapewnić jej ochronę, niż policja?

[_] zamyślona i skoncentrowana na ziemi, nie zauważyła nikogo, kiedy przechodziła przez bramę szkoły. Dopiero kiedy ktoś chwycił ją za dłoń i gwałtownie zatrzymał, podniosła wzrok. Zrobiło się jej słabo na widok Izany, który patrzył na nią z uśmiechem.

— Długo na ciebie czekałem. Już myślałem, że się przede mną chowasz [_].

Korekta: ShiroiHiganbana

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro