Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝟎𝟎𝟐. kości

(𝐈𝐌𝐈Ę), z głupkowatym uśmiechem na ustach i (ulubiony kolor) torbą przerzuconą niedbale przez ramię, żwawym krokiem ruszyła ku schodom w jej rodzinnym domu, w następnej kolejności mając zamiar wyjść z budynku na drodze do placówki edukacyjnej. Plany te jednak natychmiastowo zostały przekreślone, ponieważ młoda dziewczyna przechodząc koło otwartych prawie na oścież drzwi pokoju swojego bliźniaczego brata, zatrzymała się gwałtownie, omal nie upadając na twarz. Pozytywny wyraz na jej licu został zastąpiony głębokim zaniepokojeniem w towarzystwie szeroko rozwartych (kolor) oczu.

Takemichi krążył w swoim osobistym azylu z zamyślonym, wręcz zatroskanym wyrazem twarzy, godnym co najmniej trzydziestoletniego mężczyzny. Nie zwrócił nawet uwagi na swoją siostrę, opierająca się o jasną framugę pomieszczenia.

(Imię) przenigdy podczas swojego czternastoletniego żywota jego bliźniaczki, nie widziała blondyna w takim stanie. Przeważnie był głupkowatym, nie wykazującym ani krzty inteligencji czy zdrowego rozsądku, upartym osłem. Co swoją drogą stanowiło główną przyczynę, dla której zawsze na każdym rodzinnym zdjęciu z premedytacją dorysowywała mu ośle uszy. Kącik jej ust uniósł się mimowolnie ku górze na wspomnienie o tej czarującej tradycji.

I nagle miała przed sobą jakiegoś klona swojego brata, którego najwyraźniej poprzedniej nocy podmienili kosmici. (Imię) szczerze współczuła niby to wyższym formom życia, skoro zdecydowali się porwać tak marny przypadek reprezentanta ludzkiej rasy. Najwidoczniej nawet zielone ludki z innej planety miały prawo do popełniania koszmarnych w konsekwencjach błędów.

— I co? Słyszysz już głosy, Take? Myślisz, że ktoś cię obserwuje?

Takemichi aż podskoczył na dźwięk głosu dziewczyny, ostatecznie przystając w miejscu i kierując się prosto ku źródłu dźwięku.

Tymczasem (kolor)oka podeszła do jego spakowanego plecaka, następnie przy nim przyklejając i energicznie potrząsając.

— Nie, tutaj raczej nie ma podsłuchu — nie wstając z klęczek odwróciła się do niego, idealnie odmalowując na swojej twarzy wyraz doszczętnego smutku. Może nie była wprawdzie asem z (znienawidzony przedmiot), lecz doskonałym aktorstwem zdecydowanie mogła się pochwalić.

Zastygły w miejscu chłopak wybudził się ze swojego dziwacznego transu, nie marnując ani chwili i łapiąc siostrę w swoje objęcia.

— (Imię)! Tak się cieszę, że nic ci nie jest...

(Kolor)włosa nie zrozumiała ani słowa, tym bardziej intencji, z którą postanowił ją nagle udusić. Nie była jednak zdziwiona, bo w końcu nie od dzisiaj było wiadomo, że Takemichi to podręcznikowy przykład skończonego głąba. (Imię) doskonale rozumiała, że głupsi ludzie jakoś tak instynktownie potrzebowali większej dawki dziennej czułości. Ah! Była takim dobrotliwym, wspaniałomyślnym człowiekiem.

— Oczywiście, że nic mi nie jest, matole  — wychrypiała, jednocześnie kładąc swoje niewielkie dłonie na jego klatce piersiowej i próbując się uwolnić. — Kosmici porządnie musieli poprzestawiać ci w mózgu. Niestety, to ja nadal pozostaję tą mądrzejszą bliźniaczką.

Blondyn nareszcie ją uwolnił, odsuwając nieco od siebie i układając dłonie na jej ramionach. Początkowo patrzył na nią z niepodobną do siebie powagą, która przekształciła się w całkowite niezrozumienie. Po chwili pokręcił jedynie głową, uśmiechając się pod nosem.

(Imię) prychnęła donośnie na ten gest, strzepując dłonie brata, a następnie uderzając go mocno w ramię i odchodząc parę kroków dalej, ku drzwiom. Podczas gdy patrzył na nią z wyrzutem, trzymając się za obolałe miejsce, ona jedynie odwróciła się do niego po raz ostatni.

— Zbierajmy się już. Jeśli przez ciebie Hina będzie musiała na mnie czekać chociaż minutę, przysięgam, że rzucę cię na pożarcie jakimś chuliganom z najciemniejszej uliczki w tym mieście.

Po czym odeszła skocznym krokiem, na nowo nosząc na twarzy uroczy uśmiech. Nawet będąc wilkiem w owczej skórze, czuła potrzebę stwarzania pozorów.


(Imię) już czwarty raz przyłapała Hinatę na spoglądaniu na nią z dziwnym przestrachem oraz niepokojem, kiedy to spokojnie unicestwiała zębami różową gumkę w swoim nowym ołówku. Co prawda, jej przyjaciółka bardziej patrzyła na tę gumkę niż na samą dziewczynę, jednak nie umniejszyło to w irytacji Hanagaki. Była święcie przekonana, że skoro nie mogła zamordować własnoręcznie siebie na (znienawidzony przedmiot), to miała prawo przynajmniej wyładować swoje negatywne emocje na durnej gumce. Co z tego, że na to nie zasłużyła? Ona również nie zasłużyła na istnienie w planie szkolnym tego szatańskiego przedmiotu! 

I wówczas nadeszło jej wybawienie. Czyżby doczekała się go wznosząc nieustanne nieme modły do zielonych przybyszów z innej planety, którzy dziś rano porwali jej prawdziwego brata?

Znajdujący się na drewnianej ławce wyciszony telefon (Imię) zaczął nieustannie wibrować, sygnalizując nadchodzące połączenie. Dziewczyna nachyliła się nad urządzeniem, chcąc sprawdzić kto zawracał jej głowę podczas pobytu w szkole, jednak natychmiastowo zmarszczyła brwi, dostrzegając na wyświetlaczu nieznany numer. Przewróciła oczami, podnosząc prawą rękę w górę. Nauczycielka spojrzała na nią pytająco.

— Czy mogłabym skorzystać z toalety? — zapytała najbardziej przesłodzonym tonem, na jaki tylko było ją stać. Robiła to oczywiście z premedytacją, wiedząc, jak bardzo kobieta nienawidziła tego typu interakcji. Oto ona - (Imię) - mistrz prowokacji.

Chwilę później wybiegła z klasy, odchodząc kilka kroków na bok i odbierając połączenie.

— Halo? Kosmic-

— Eeee... CICHO BĄDŹ KEN-CHIN! Dorośli starają się tutaj rozmawiać!

Po momencie usłyszała w słuchawce masę trzasków i niepokojący odgłos jakiegoś uderzenia. Już chciała zapytać z kim ma do czynienia, kiedy znów jej przerwano.

— Już, już... HALO? CZY TO PIZZERIA?!

(Imię) poczuła jak mimowolnie jedna z jej brwi uniosła się w wyrazie nadmiernej irytacji. Była pewna, że ktoś zdecydowanie pomylił numery, ponieważ nie przypominała sobie, aby w najbliższym czasie otwierała jakiś nowy biznes. Zwłaszcza, że była biedną nastolatką z problemami nerwowymi i ciężko upośledzonym bratem na koncie. Może powinna założyć mu fundację o jakiejś wymyślnej nazwie?

— Przykro mi, ale nie. Z tej strony Hanagaki (Imię) — dziewczyna tłumaczyła ze szczątkowym spokojem, powtarzając sobie w myślach, żeby ze zdenerwowania zaraz nie walnąć głową w ścianę, albo, o zgrozo, nie rozwalić o nią swojego ukochanego telefonu. W końcu to było jej jedyne dziecko.

— AHAAA — przez słuchawkę dotarło do niej przesadnie głośne westchnięcie rozmówcy. (Imię) nieco się uspokoiła, wnioskując, że osoba, z którą rozmawiała już zrozumiała swój błąd. Nic bardziej mylnego. — WIĘC JESTEŚ PEWNIE WŁAŚCICIELKĄ! ALE FAJNIE! W TAKIM RAZIE CZY MÓGŁBYM ZAMÓW-

(Kolor)włosa nie wytrzymała, sprzedając sobie siarczystego plaskacza prosto w środek czoła. Jej cierpliwość wisiała na bardzo cienkim, wątpliwym włosku, który lada moment miał się tragicznie złamać.

— Poważnie, to jakiś żart?

— NIE?

— Jeśli tak, to zabójczo śmieszny. Ha ha ha — wydobyła z siebie swoją tak zwaną specjalność zakładu - przerysowany, sarkastyczny śmiech, który bardziej wypowiadała sylabiczne, niż faktycznie niekontrolowanie wypuszczała. — Ale dzięki gościu, bo nie muszę przynajmniej siedzieć na (znienawidzony przedmiot).

— OH! No dobra, wybacz... ALE POWAŻNIE ZARAZ TU Z KEN-CHINEM UMRZEMY Z GŁODU, WIĘC SUPER BY BYŁO JEŚLI-

— NA MIŁOŚĆ BOSKĄ, TO NIE JEST CHOLERNA PIZZERIA, OKEJ?! — (imię) rozdarła się prawdopodobnie na cały budynek szkoły, kompletnie nie przejmując się trwającymi właśnie lekcjami.

— ALE-

Zakończyła połączenie, odliczając w myślach do dziesięciu żeby się uspokoić. Wyobrażała sobie, że jest wspaniałym, dorodnym kwiatem lotosu, unoszącym się bezwiednie na przejrzystej tafli wody. Pieprzoną roślinką, której nie mogły zatopić byle jakie, irytujące jednostki, z jakiegoś niewyjaśnionego odgórnego faktu zakładające, że prowadzi zakład gastronomiczny.

A propos irytujących jednostek.

W drzwiach jej klasy ukazała się niezadowolona, brzydko pomarszczona twarz jej nauczycielki (znienawidzony przedmiot). Kobieta wściekłym tonem nakazała jej natychmiastowy powrót do środka, pod nosem zrzędząc coś jeszcze o tym jak bardzo młodzież w tych czasach jest nieznośna, rozpieszczona i rozwrzeszczana.

(Imię) mimowolnie z głośnym jękiem ruszyła w stronę sali tortur, jeszcze na moment skupiając uwagę na nowej wiadomości, którą w tym samym czasie otrzymała.

Od: Nieznany
hej, (Imię)-chin! wybacz za pomyłkę, ale wyciągnąłem twój numer siłą od Takemichy'ego i tak jakoś wyszło
                                              xoxo, Twój Mikey

I podczas, gdy dziewczyna była dokładnie na skraju załamania nerwowego, a pozbawienia życia swojego bliźniaka, nadeszła kolejna wiadomość.

PS. masz taki uroczy głos kiedy się denerwujesz! powinnaś denerwować się częściej <333

A potem następna.

PPS. swoją drogą, jesteś pewna, że nie jesteś właścicielką żadnej pizzerii?? dosłownie umieram tutaj z głodu!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro