Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

☆ ⋆ ❶❾ ❝Prezent, że fiu fiu!❞


──── ✧《✩》✧ ────

— Hejka, misiu! — Tadeusz podbiegł do mnie, najpierw rozglądając się wokół, czy nikogo nie ma.

Było jeszcze wcześnie. Zajęcia zaczynały się dopiero za 40 minut, a dziś Tadek postanowił mnie zaskoczyć swoją obecnością. Zauważyłem, że coś chowa za plecami, więc gdy tylko się z nim przywitałem, przyjąłem podejrzliwy wyraz twarzy.

— Co ty tam masz?

— Ah, słuchaj, bo dziś twoje święto, kochany!

Skonfundowany, zmarszczyłem brwi. Jaki dziś dzień? 21 styczeń, dzień babci i dziadka.

— Wnuków jeszcze nie mam — spojrzałem na niego, jeszcze bardziej marszcząc brwi, o ile to w ogóle możliwe.

— A może chcesz zrobić sobie wnuka? — poruszył sugestywnie brwiami, a ja dałem mu kuksańca.

— Zjeżdżaj! — zarumieniłem się lekko. — Nadal mi nie powiedziałeś, co kryjesz za plecami, tylko gadasz od rzeczy — wymamrotałem, próbując zajrzeć mu przez ramię.

— Spokojnie. Chodzi mi o to, że z twoją kolekcją sweterków dziadkowych, wyglądasz jakbyś mógł mieć już gromadkę wnuków. Dlatego... — wyciągnął zza pleców mały bukiecik i pudełko czekoladek z kopertą na wierzchu. — Wesołego dnia dziadka, Janusiu!

Mrugnąłem kilka razy, procesując, co właśnie się wydarzyło. Otworzyłem usta, udając oburzenie.

— No wiesz co? Jak ty tak możesz, wredoto! — przyjąłem prezent, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.

— No ja nie wiem, krzywdę ci robię! — odparł, dramatycznie kładąc dłoń na swoim czole.

— Nie możemy dłużej ciągnąć tego małżeństwa! To nie zdrowe! Pomyśl o dzieciach, o wnukach! — postanowiłem pociągnąć tą scenkę, szczerząc się i dramatycznie gestykulując.

— Nie, to ty myśl o wnukach! Co my im powiemy? Że babcia z dziadkiem już się nie kochają? To już by szybciej zrozumiały, gdybyś zdechł!

— Śmierci mi żona życzy! Niedoczekanie!

— Może cię zabiję, będzie mniej do tłumaczenia — rzucił się na mnie, ciągnąc mnie gdzieś za szkołę.

Ja się śmiałem i potuptałem posłusznie za nim. Gdy już staliśmy ukryci za krzakami, nasze usta od razu się złączyły.

— O nie, umieram. By moja własna żona była mi śmiercią! — szepnąłem, wpatrując się w jego oczy.

Tadeusz jeszcze ucałował mój policzek, po czym przytulił się do mnie. W końcu, nadal był styczeń, pogoda nie była sprzyjająca przesiadywaniu na dworze. Też się w niego wtuliłem, czując ciepło od niego bijące.

— Chodźmy już do środka. Może będzie trochę cieplej — mruknąłem, niechętnie odlepiając się od niego.

— Najpierw otwórz kopertę — rozkazał, puszczając mnie.

— No dobra...

Podałem mu bukiecik i czekoladki, chwytając w zmarznięte, czerwone dłonie białą kopertę. Jej zawartością był świstek papieru, którym było zaproszenie na Tadzia dziewiętnaste urodziny!

— No tak, przecież za trzy dni twoje urodziny.. — mruknąłem, bardziej sam do siebie, niż do niego. — Pojawię się! — wyszczerzyłem się, mrużąc oczy.

— No ja mam nadzieję! Jak chcesz, możesz wziąć ze sobą Maćka. Ale on nie dostanie specjalnego zaproszenia. Oh, i nie rób mi prezentu.

— No co ty? Zrobię ci taki prezent, że fiufiu!

— Nie no, Januś, nie trzeba! Moim prezentem będzie twoja obecność — ucałował mnie w nos i ruszył w stronę wejścia do szkoły.

Wiedziałem, że muszę mu coś wykombinować, w końcu to mój chłopak! Zasługuje na prezent, najlepszy na świecie! Jeśli on może mnie zaskakiwać takimi podarunkami, tak w sumie, to bez okazji, to ja mogę się postarać na jego urodziny!

Cały dzień szkolny zastanawiałem się nad idealnym podarkiem dla mojej gotki kotki. Musiało być to coś niesamowitego, jak on. Coś, co by mu się oczywiście spodobało, ale też na mój aktualny budżet.

— Hmm... a czy mógłbym przyjść dziś do ciebie po szkole? — pytam. Liczę na to, że może uda mi się podpatrzyć, co słucha lub czyta Tadek, dzięki czemu najdzie mnie pomysł na to, jaki sprawię mu prezent.

— Oczywiście, nie musisz mnie nawet o to pytać! Mój dom, to twój dom.

— Nie zapędzaj się tak, mój drogi. Nawet zaręczyn jeszcze nie było — odpowiadam żartobliwie.

— Zaręczyn? Jakich zaręczyn? Myśmy już od czterdziestu lat w zgodnym małżeństwie trwamy, dziadziusiu — prycha.

— Tak, tak, masz rację. Jak mógłbym zapomnieć, babusiu. Już nie te lata, zapomina mi się trochę...

Po lekcjach przyjeżdżam do Tadka. Kiedy jednak wchodzimy do środka okazuje się, że nie jesteśmy sami. Tadkowi nieco wydłużyła się twarz kiedy zobaczył, że jego ojciec wrócił wcześniej z pracy.

— Co ja ci mówiłem o ubieraniu się w te czarne szmaty do szkoły? I jeszcze makijaż... uchowaj Boże... brak mi już cierpliwości do ciebie — wymamrotał pan Józef, siedząc przy stole i popijając popołudniową kawę. Był to krępy, średniego wzrostu mężczyzna o nalanej twarzy i włosach przyprószonych lekką siwizną. Małe, podpuchnięte oczy były zamglone, jakby ich właściciel albo był piekielnie zmęczony, albo przebywał w innym, własnym świecie. Wprost nie mogłem uwierzyć, że ojcem Tadzia, mojego nieziemsko przystojnego chłopaka, jest ten mężczyzna! — Odkąd Leona umarła, w dupie mu się poprzewracało. Nawet nie jest mi dane, by mieć normalnego syna... Skaranie boskie, za jakie grzechy — mruknął jeszcze pod nosem.

— Nie wiem czy zauważyłeś, ale właśnie przyprowadziłem do domu gościa. Może byś się wysilił przynajmniej na zwykłe "dzień dobry", jeśli nie do nas obu, bo mnie traktujesz jak powietrze, to chociaż do niego? — prychnął Tadek. Pierwszy raz widziałem go takiego poirytowanego i gorzkiego w obejściu. Czułem się naprawdę nieswojo w tej sytuacji. Stałem jak słup przy Tadku, nie wiedząc, czy lepiej będzie, jak się odezwę, czy może dalej będę milczeć. W dodatku strasznie przykro było patrzeć, w jak opłakanym stanie jest relacja pana Józefa i Tadeusza.

— Dzień dobry, dzień dobry — mruczy zdawkowo, obrzucając mnie szybkim spojrzeniem. Co sobie o mnie myśli? I czy wie, że jestem chłopakiem Tadka? — No, wreszcie z kimś porządnym się zadajesz. Tak powinieneś się prezentować, o proszę: koszula, normalne spodnie, żadnej tapety na mordzie... — mruknął z czymś na kształt aprobaty w głosie, siorbiąc kawę. Poczułem, że się czerwienię. Chyba... na swój dziwny sposób, ale jednak mnie polubił. Tyle że kosztem Tadzia, który już dosyć miał uwag o swoim wyglądzie.

— Tak? To zajebiście, że uważasz go za porządnego. Bo to jest mój chłopak — odparł prowokacyjnie Tadek, patrząc na ojca wyzywająco.

Pan Zawadzki pociągnął kolejny, długi łyk kawy.

— Kiedyś bym się pewnie zdenerwował, ale teraz nawet nie mam na to siły. Tobie i tak żaden pas ani ojcowskie rady już nie pomogą. Jak chcesz, to ruchaj się z kim chcesz, tylko żeby nie było płaczu jak dostaniesz kiły. Zejdź mi już z oczu, należy mi się chyba odpoczynek po pracy, a nie użeranie się z niewdzięcznym gówniarzem. Może przynajmniej ten twój kolega sprowadzi cię na lepszą drogę.

Tadeusz zagotował się ze złości.

— Pas, sras! Za trzy dni kończę dziewiętnaście lat, chociaż pewnie zapomniałeś już nawet, kiedy mam urodziny. Nie dziwię się, że Anka wyprowadziła się od nas od razu po osiemnastce, po prostu nie mogła wytrzymać z takim chujem pod jednym dachem! — krzyknął, pokazał ojcu na pożegnanie środkowy palec, po czym pociągnął mnie ze sobą do pokoju. Trzasnął drzwiami i opadł ciężko na łóżko.

— Przepraszam cię za tą scenę, nie wiedziałem, że będzie w domu — mruknął Tadeusz, wpatrując się martwym wzrokiem w sufit. Jedyną oznaką jego poruszenia był ciężki oddech i zaciśnięte usta.

— Nie przepraszaj... — trochę nie wiedziałem, co powiedzieć. Czułem się w tej sytuacji nieswojo. Usiadłem na łóżku obok Tadka i pozwoliłem, by ułożył swoją głowę na moich kolanach.

— On mnie tak, kurwa, denerwuje, nie wytrzymam już. Chcę już tylko dostać się na te jebane studia. Chuj z tym, że będę musiał przymierać głodem i po zajęciach się zapracowywać. Ważne, że jego nie będzie — wyrzucał siebie wściekłe słowa. — Przynajmniej, kurwa, już nie wkurwia się o moje ubrania, jak kiedyś. Raz mi kiedyś podarł moją ulubioną koszulę, a gorset pociął nożyczkami — zaśmiał się cierpko.

— Tadziu, spokojnie... Rozumiem, że jest ci ciężko, ale nie warto marnować energii na gniew. Wiesz, nie bronię twojego taty, ale on pewnie ma dużo pracy i w dodatku jest starszy, urodził się w innych czasach, po prostu trudno mu się przyzwyczaić do tego, że należysz do subkultury.

— A twoja rodzina jakoś nie ma nic przeciwko mnie. I właśnie tego ci zazdroszczę — że masz taką fajną, tolerancyjną rodzinę. W twoim domu czuć ciepło, każdy troszczy się o innych... A u mnie tego nie ma — pociągnął nosem. Pogłaskałem go po włosach.

— Dlatego możesz przychodzić do mnie wtedy, kiedy tylko zechcesz. Moja rodzina niech będzie także twoją. Oni cię bardzo lubią, wiesz? Zawsze jesteś przez nich mile widziany — pogładziłem jego policzek. Tadek przymknął oczy jak zadowolony, głaskany kot. Złapał moją dłoń.

— Dzięki, że jesteś, Janek. Cieszyć można się z każdym, ale smucić tylko z nielicznymi.

Spędziłem u niego jeszcze trochę czasu. Czasem dyskretnie rozglądałem się po jego pokoju, chcąc wyłapać, co takiego lubi. Niezbyt orientowałem się w gotyckiej i metalowej muzyce, ale wypatrzyłem, że ma u siebie dużo winyli zespołów takich jak Siouxie and the Banshees, The Doors i Black Sabbath. Bingo. Zapamiętałem mniej więcej, które płyty już posiada, żeby mu powtórki nie kupić. Najpewniej jutro wybiorę się do Peweksu, aby mieli jakieś płyty...

A kiedy już wieczorem wróciłem do domu, ktoś przyglądał mi się z łóżka. To był miś od Tadzia, z którym spałem każdej nocy. Oświecił mnie pomysł, że przecież mógłbym uszyć Tadziowi podobnego!

I tak oto przez całą noc, zamiast spać, szyłem misia dla Tadzia ze skrawków materiału. To nic, że jego urodziny miałby być dopiero za trzy dni — zbyt napaliłem się na zrobienie mu prezentu już teraz.

Rankiem otworzyłem oczy i od razu pożałowałem nie spania w nocy. Przysnąłem w momencie, w którym skończyłem swoje dzieło, ale nadal strasznie chciało mi się spać. Mimo zmęczenia, uśmiechnąłem się jednak, widząc, że mój kochany misiak ma swojego lekko koślawego przyjaciela. W związku z tym, że na szczęście dziś piątek, postanowiłem po szkole wybrać się dokądkolwiek, byleby zdobyć idealny prezent dla Tadzia. Poczłapałem leniwie do łazienki, by się jakoś ogarnąć przed szkołą.

Był zimny, styczniowy poranek, a od samego patrzenia za okno robiło mi się zimno. Poszukiwałem najcieplejszych ubrań, jakie miałem. Jakkolwiek absurdalnie to nie brzmi, najchętniej bym ubrał na siebie koc i kołdrę i w tym wyszedł z domu. Znaczy, prawda jest taka, że najchętniej wcale bym się z tego domu nie ruszał. Ale trzeba spełniać swój szkolny obowiązek! Plus, chciałbym zobaczyć dziś Tadzia...

Mówiąc o Tadziu, w końcu mam jego sweter! To znaczy, już jest mój, ale w moich oczach zawsze pozostanie Tadka. On jest cieplusi, mógłbym go dziś założyć! Do tego dobrałem pierwsze lepsze spodnie, moje najukochańsze, najcieplejsze skarpety i włożyłem podkoszulek pod sweter, by nie marznąć. Zbiegłem na dół, by doubierać się w płaszczyk, szalik i rękawiczki.

Po krótkiej chwili byłem już gotowy do wyjścia, śpiesznym krokiem wyszedłem z domu i pobiegłem na autobus.

──── ✧《✩》✧ ────

— Czekaj, czekaj! — wymamrotałem, odpychając lekko od siebie Tadka. — Spóźnimy się na lekcję!

— Walić te lekcje — ucałował mnie w szyję. — Pójdziemy na drugą.

— O nie. Kategoryczne nie. Nie będziemy opuszczać lekcji! — mruknąłem. Mimo mięknących od przyjemności kolan i rumieńca na twarzy, wiedziałem, że trzeba iść na zajęcia.

— Jeszcze pięć minut — wyjęczał, wtulając się w zagłębienie mojej szyi.

Wziąłem jego twarz w dłonie i spojrzałem mu w oczy. Złożyłem szybki pocałunek na jego ustach i zacząłem gramolić się wokół syfu w kantorku, w którym przesiadywaliśmy już od jakiegoś czasu.

— Chodź, idziemy. Już i tak nie zdążymy na czas, mamy teraz chemię.

— Chemię? — jęknął nieszczęśliwie. — To już lepiej zostać, naprawdę...

— Daj spokój, chemia jest super! — obruszyłem się.

— Aha, czyli mnie nie kochasz już?? Chcesz rozwodu? Wiedziałem to, wiedziałem! — uniósł brew i popatrzył się na mnie z urazą.

— No nie, nie... — westchnąłem i dałem się porwać Tadkowi w wir kolejnych pocałunków.

— Dobra, Tadziu, starczy. Odrobimy to może później, u ciebie, dobra? Naprawdę musimy iść na tą chemię, ta baba nas zabije, jak usłyszy, że wagarujemy...

— No niech ci będzie. Trzymam cię za słowo — popatrzył na mnie znacząco.

Wysypaliśmy się z kantorka i pobiegliśmy w stronę sali chemicznej. Ogółem musieliśmy wbiec z parteru na drugie piętro, a potem przemierzyć jeszcze cały korytarz, więc kiedy już znaleźliśmy się pod salą, sapaliśmy jak zdychające muły.

— Czekaj, nie wchodź jeszcze, masz na twarzy— nie dałem mu dokończyć i wkroczyłem do sali, opuszczając głowę ze zmęczenia.

— Przepraszamy za spóźnienie — wysapałem, kierując się do ławki.


Zamiast zwykłej reprymendy, dotarła do moich uszu tylko cisza. Nauczycielka chemii spojrzała na nas jakby wyrosła nam co najmniej druga głowa. Nie zdołała nawet nic wykrztusić. "Dziwne... żadnego darcia się o spóźnieniu?" pomyślałem ze zdziwieniem, zajmując swoje miejsce przy Alku.

— Chłopie, coś ty się węgla nażarł? — wyszeptał, gdy wiedźma wróciła z szokiem w oczach do tłumaczenia jakichś tam związków.

— Co? Jakiego węgla, o czym ty mówisz? — szepnąłem, nic nie rozumiejąc. Otarłem wierzchem dłoni usta, a kiedy odjąłem ją od twarzy, zobaczyłem na niej smoliście czarną smugę. O nie. Szminka Tadeusza.

— Jasna cholera, masz to nawet na szyi! No to nieźle się bawisz, gdy ja na chemii sam się męczę. Wiesz ty co? — wyciągnął dłoń, by jakkolwiek dyskretnie zmazać ze mnie to czernidło. — Niech on pójdzie potem do Basi, ona mu da taki puder, dzięki niemu szminka się tak nie rozmywa — doradził jeszcze, zanim zaczął skrobać temat w swoim kajecie.

Przymknąłem oczy i ukryłem twarz w dłoniach w zawstydzeniu, a gdy uniosłem oczy znad swoich rąk, od razu złapałem z Tadziem kontakt wzrokowy przez salę. On się chytrze uśmiechnął, a ja już totalnie się załamałem.

Po lekcjach spławiłem Tadzia, obiecując mu, że do niego przyjadę jutro, długo przed imprezą. Miałem ważną misję, a do jej wykonania potrzebował specjalnej agentki o imieniu Dusia. Po drodze zahaczyłem o klasę Baśki, by faktycznie się spytać o ten puder, czy cokolwiek to było i zapisałem sobie nazwę tego na ręce. Poleciałem pod sekretariat, by szybko odszukać na planie lekcji, gdzie Danka miała zajęcia i ruszyłem pod wybrane wyjście. Czekałem tam i czułem się trochę głupio, maturzysta w tłumie pierwszaków. Gdy odszukałem jej ciemną czuprynę w harmidrze, podszedłem do niej.

— Dusia! Słuchaj, potrzebuję twojej pomocy — pożegnała się ze swoją koleżanką, która przerażona na mnie łypała odchodząc. No chyba nie mogę być taki straszny, mimo, że jestem starszy?

— Czego byś chciał? — spytała zaciekawiona.

Szliśmy przed siebie, ale zanim skręciła w stronę przystanku, ja ją zatrzymałem.

— Muszę kupić Tadziowi prezent na urodziny, ale totalnie nie mam pojęcia, gdzie, czy jak kupić mu coś, co by się mu spodobało.

Zaświeciły jej się oczy. Jestem prawie pewny, że ona się podkochuje w moim Tadziu, ale nie jest to zbyt ważne. Mam tylko nadzieję, że mi pomoże!

— No dobra! — westchnęła. — Masz przynajmniej ogólny pomysł, już może coś wybrałeś?

— No więc.. Wiem, że chcę mu kupić taki puder, bo ma problem z rozmazującą się podczas dnia szminką. Myślałem też nad jakąś płytą, wykminiłem podczas wizyty u niego, jakie ma płyty i czego mniej więcej słucha, więc jako tako wiem co. Pytanie gdzie. I dlatego właśnie kieruję się do ciebie o pomoc.

— Hmm... No dobra, idziemy do centrum! — wykrzyknęła zadowolona, dumnym krokiem idąc na inny przystanek, gdzie zajeżdżał autobus kursujący do miasta. — Ale wisisz mi kawałek ciasta.

— Zrobię ci jakieś w domu — uśmiechnąłem się, z zadowoleniem podążając za siostrą.

Po niecałej godzinie łażenia po sklepach i innych zakamarkach miasta, o których pojęcia nie miałem, w końcu dotarliśmy do małego sklepu muzycznego, który był jakby schowany. Miałem już w torbie puder, który poleciła mi Basia, zostało mu kupić jakąś płytę.

Jak się okazało, moja siostrzyczka miała nosa do niskich cen, wiedziała gdzie pójść i co zrobić, by dostać daną rzecz najtaniej. Nie stresowałem się więc zbytnio swoim budżetem, bo przygotowałem odpowiednią sumę.

Zacząłem się przyglądać płytom pokolei, rozpoznając te, które Tadeusz już trzymał u siebie w pokoju. Wziąłem do ręki jakąś, która miała wielki napis "siouxsie and the banshees". Nie rozpoznawałem też tej płyty, więc przyjąłem, że Tadziu jej po prostu nie ma. Pokazałem ją siostrze, a ona zatwierdziła wybór, mówiąc, że to jedna z nowszych płyt. Sprawdziłem cenę i byłem mile zaskoczony, była dosyć niska, jak na winyl. To chyba przez lokalizację tego sklepu, mało osób o nim wiedziało.

Zdziwiłem się, że moja siostra jest tak rozeznana w muzyce charakterystycznej dla tej subkultury. Zapytałem ją o to i się okazało, że głęboko siedzi w tego typu muzyce, ale nie ma tej odwagi, by prezentować się jak mój Tadziu, ale gdyby tylko miała, sama by się stylizowała na gota. Odparłem z uśmiechem, że jak tylko następnym razem nas odwiedzi, powinna przyjść i z nim porozmawiać, na pewno jej pomoże. Zakupiłem winyl i postanowiłem zabrać siostrzyczkę na obiecane ciastko, jednak bardzo mi pomogła.

Popijałem herbatkę, gdy ona zajadała się kawałkiem wuzetki. Potem postanowiliśmy wrócić do domu, by mamunia się o nas nie martwiła. Po długiej podróży z dwoma przesiadkami dotarliśmy pod dom, rozmawiając spokojnie.

Danutka pomogła mi zapakować prezent i dorzuciła mi do środka czekoladę i puszkę kawy. Zadowolony podziękowałem jej za pomoc.

— Miło, że się tak starasz dla kolegi — przyznała, siadając na brzegu mojego łóżka.

— Ta... — kolegi.. mówić jej? Pewnie by mnie zaakceptowała, to w końcu moja kochana siostrzyczka! — Słuchaj, jest pewna sprawa... — zawahałem się.

— No? — zachęciła mnie do kontynuowania.

— No... jakby ci to powiedzieć... Tadziu to mój chłopak? — uśmiechnąłem się niepewnie, rozkładając ramiona w powietrzu.

Ona rozdziawiła usta w prawdziwym szoku, ale zaraz tem szok zamienił się miejscami z ekscytacją i aż podskoczyła, przytulając się do mnie. Niepewnie objąłem ją ramieniem i poklepałem po plecach.

— Tak się cieszę!!! Teraz będę miała fajnego szwagra!

— Aj tam zaraz szwagra.. Ale Danka, na razie nie mów rodzicom, jeszcze nie jestem na to gotowy.

— Oczywiście, masz moje słowo. Słówka nie pisnę. Ale braciszku, teraz się przygotuj na to, że będę z tobą plotkować o chłopcach.

— Przecież plotkujemy tak, czy inaczej — wyszczerzyłem się, wywracając oczami.

Chwilę sobie jeszcze pogadaliśmy, a ona oczywiście wtryniała się w szczegóły mojego związku. Trochę jej poopowiadałem, ale później postanowiłem, że pora spać. Biorąc pod uwagę, że mało spałem dzisiejszej nocy, plus jutro się wybieram do Tadzia musiałem dobrze wypocząć. Wygoniłem Danutkę z pokoju i przygotowałem się do snu. Wtuliłem się w poduszkę, zastanawiając się, czy Zosieńce spodoba się prezent ode mnie.

──── ✧《✩》✧ ────

2 951 słów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro