Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

✮ ⋆ ❹ ❝Jeb wazonem w łeb!❞

──── ✧《✩》✧ ────

Minęło kilka dni, odkąd temu popieprzonemu na głowę Ryśkowi zachciało się wyrzucić mnie, utalentowaną gwiazdę na zbity pysk z pracy.

Przyznam, że początkowo topiłem swe smutki w kolejnych półlitrówkach czystej, ale w końcu się dźwignąłem. 

Musiałem znaleźć jakąś pracę, bo co prawda z poprzedniego filmu uzyskałem sporą gażę, ale pieniądze topią się u mnie jak lody w letni dzień. Trzeba też było zrezygnować z willi, w której wcześniej mieszkałem. 

Razem z Halą zdecydowaliśmy, że ją sprzedamy, by dostać zastrzyk gotówki. Ale jak na złość nikt nie chce kupić tego domu!


Dlatego też powęszyłem w moim aktorskim towarzystwie, czy aby żaden reżyser nie potrzebuje jakiegoś odtwórcy w swoim filmie, to mogłaby być nawet mała rola.

Nagle się okazało, że nie, że nikt nie jest zainteresowany. 

Ah, jeżeli to jest związane z tym, że nagle wszystkie szmatławce wypisują o tym, że mnie wywalili (starałem się utrzymać ten fakt w dyskrecji, ale naturą ludzką jest to, że każdego swędzi język) z telewizji, gdzie jako dość znana persona gościłem w audycjach czy programach, to chuj wam w dupy.

 Naprawdę nie rozumiałem, jak można stronić od dobrego aktora, na widok którego małolaty mdleją na ulicach, a który zagrał raz we Francji w filmie Polańskiego. Kurwa Polańskiego.

Nie, to jest wprost nie do przyjęcia.

Jeb. Się. Rysiek. I stare baby. I inni. Wszyscy.


Obecnie wracałem powolnym krokiem z kiosku ze szlugiem w ustach, a z kieszeni skórzanego płaszcza wystawała mi gazeta. Z moją twarzą. 

Ale śmiesznie było patrzeć na ludzi, który najpierw zerkają na moją rozpoznawalną twarz, a potem tą samą widzą na papierze. Zawsze lubiłem robić rzeczy, które sprawiałyby, że zwracałbym na siebie uwagę. Tak to jest, kiedy miało się chujowego ojca i matkę przysypaną paroma metrami ziemi.

Chociaż w sumie, to te wszystkie zdjęcia i nadgorliwi paparazzi mnie już męczyli.

Nie żeby coś, ale chciałbym, żeby jakiemuś koledze czy koleżanki z branży coś się przytrafiło, byleby tylko niesława ze mnie zeszła. Niech ludzie znajdą sobie inny temat do plotek.


Wreszcie dotarłem do kamienicy, w której od niedawna mieszkałem. Otworzyłem mosiężną bramę i skierowałem się do klatki, gdzie zatrzymałem się przy drzwiach. Za szkłem zauważyłem idącego mężczyznę.

Jego.

Janka.

Jako że jestem szarmanckim w obyczajach macho, otworzyłem szeroko drzwi i przytrzymałem je, by mógł przez nie przejść.

Kiedy już to zrobił, jego nieobecne dotychczas spojrzenie prześlizgnęło się po mnie i zaraz stało się czujne. Ba, raczej pełne zarzutu i nieufności. 

Moje biedne serduszko łamało się na części, kiedy widziałem z jakim grymasem się na mnie patrzy.


Z nerwów zacząłem sobie wyłamywać palce, których kości strzykały.


— Kości Panu strzelają jak Niemcy do Żydów na wojnie — wymamrotał beznamiętnie.

Japierdole, nadal się czepia tego pana. Wiedziałem, że kiedy się uprze, to już nic tego nie zmieni.


— Nadal masz doskonałe poczucie humoru, jak zawsze, Januś.


Tylko się na mnie dziwnie spojrzał. No co? To, że jest na mnie zły chyba nie zaprzepaści kompletnie naszej znajomości. Prawda? 

Prawda...

Postanowiłem za nim pójść, bo w sumie nic innego do roboty nie mam. A z Halą to ja nie chcę już gadać. Jest jakaś roztrzęsiona chuj wie o co od kilku dni. To wkurwia!


— Czemu pan za mną łazi?


— Dobra, Jasiek, wyjaśnijmy sobie coś. — zatrzymałem się, a on ze zwykłego przyzwyczajenia zrobił to samo.

Spojrzał się na mnie i zmarszczył brwi, po czym zaczął iść dalej. Się znalazła panna obrażalska.

Podbiegłem do niego, skurczybyk zawsze szybko chodził.


— Jasiek, ja wiem, że cię skrzywdziłem, ale ja naprawdę nie chcę się z tobą kłócić. Wiem, że aktualnie jestem na przegranej pozycji, ale weź chociaż pomyśl o tym. Już tak czy inaczej się mnie nie pozbędziesz przez najbliższy czas. Więc może bez sensu się kłócić, jak już to mi powiedz, że na serio mam ci dać spokój. Ale nie teraz. Zastanów się nad tym najpierw. — szybko poskadałem jakiś monolog i postanowiłem już go zostawić samemu sobie.


— Widzę, że wiesz wiele rzeczy. — powiedział i odszedł niewiadomo gdzie.


Miejmy nadzieję, że wlazłem mu na sumienie chociaż trochę. Sam nawet nie wiem, czemu chcę odzyskać tą relację. Przecież mam żonkę. 

Ale on chyba nie ma tego "szczęścia". Wiem, że wychodzę teraz na Janusza polaczka, który tak bardzo nie lubi swojej żony, ale chyba tak jest. Nigdy nie kochałem Hali. Poślubiłem ją, bo mój niesamowicie kochany tatuś postanowił, że jeśli jej nie poślubię, to umrę samotnie. Z perspektywy czasu, wolałbym to, aniżeli nadal siedzieć w tym małżeństwie z tą hipokrytką. 


O wilku mowa, bo nawet nie wszedłem na klatkę, a już usłyszałem jej wrzask. Przewróciłem oczami i już zirytowany sytuacją, niechętnie poszedłem do mieszkania.


— Co znowu? Drzesz się tak, że cię przed blokiem słychać. Pani Krysia już nas na herbatkę nie zaprosi.

Moim oczom ukazała się..... Hala w szlafroku, stojąca nad rozbitym wazonem o głowę jakiegoś typa.

No to miał farta.


— Boże, Tadek, to nie tak jak myślisz.


— Halcia... CZY TY WŁAŚNIE ŻEŚ ZAJEBAŁA JAKIEGOŚ TYPA W MOIM MIESZKANIU? NO CZY TY JESTEŚ NORMALNA?


— NO ALE JA NIE CHCIAŁAM! ON SIĘ NARZUCAŁ.


— Japierdole, to było się drzeć. To chyba jedyne co ci ostatnio wychodzi. Nie dość nam kłopotów? Kurwa, ty idiotko! — wrzasnąłem kopiąc tego chyba nieboszczyka.

Zaczął się krztusić. No proszę, jednak żyje.


— A ty, skurwysynie, wypierdalaj z tego mieszkania w podskokach. Nie wiesz co tu zaszło, spadłeś ze schodów. I żebym cię tu więcej nie widział. 

Kurwa, czemu ona się zawsze musi babrać w takim gównie.

Spojrzałem na nią wściekły.

— Jak już chcesz mnie zdradzać, to weź to rób tak zebym się nie dowiedział, co?


— Powiedział świętoszek! Myślisz, że nie widzę jak na niego patrzysz?! Nadal kochasz tego karłowatego rudzielca! Wiesz ile minęło? A też mnie traktujesz, jakbym nie wiadomo co ci zrobiła! Mam tego serdecznie dość!


— Dobra, jak chcesz rozwodu, to bierzemy rozwód i tyle.

— Nie. Nie możesz mnie tak zostawić.


— Kobieto, ale czy ty widzisz co tu się dzieje? Czy ty myślisz, że to jest zdrowy związek?! Zaczęłaś mnie zdradzać, literalnie tydzień po ślubie! Mam cię serdecznie dosyć! Mój ojciec kazał mi cię poślubić, a ty tylko na tym korzystasz! Spierdalaj stąd. Wypierdalaj, mówię!


Spłoszona moim gniewem kobieta czmychnęła, by się ubrać, po czym patrząc na mnie wściekłym wzrokiem powiedziała: 

— Ta, idź sobie do swojego Janusia! Takiego skurwiela każdy by chciał! Napewno przyjmie cię z otwartymi ramionami, po tym co mu zrobiłeś. A to już masz chyba w nawyku.


I wyszła. Nawet nie zamknęła drzwi. No i chuj. Mam tego dość. Wszystkiego. 

Janek mnie nie chce. Żona mnie zdradza. Nie mam pracy i mieszkam w jakimś zapchlonym bloku. Mam dość.

Zajebię się. To właśnie zrobię. Co mi zostało. Może przynajmniej będą o mnie pisać, przez następne kilka miesięcy. W końcu tylko to mi się zawsze marzyło.

Sięgnąłem po moje magiczne pigułki. 10 wystarczy. Jeszcze popiję wódką. Zacząłem je łykać.

Pierwszą.

Drugą. 


— Co ty robisz?

Spojrzałem zszokowany w stronę drzwi. No tak, co za kretyn próbuje się zajebać, z otwartymi na oścież drzwiami. Pech chciał, że Janek mnie zauważył.


— Ile już łyknąłeś? Odłóż je. — powiedział niespokojnie, powoli do mnie podchodząc.

Stałem jak jeleń i gapiłem się na niego. Chciałem zniknąć. Zabrał resztę tabletek z mojej ręki. 


— Naprawdę, dragi? — odłożył moje tableteczki spowrotem do opakowania, które następnie zabrał i schował do kieszeni.


— Ej! To moje! Wiesz, jak trudno je zdobyć? 


— Wiem, dlatego więcej ich do ust nie weźmiesz. Co próbowałeś zrobić, co?


— Zajebać się, a co. Nikt mnie tu nie chce i chuj. Przynajmniej by o mnie pisali.


— Ty sobie żarty robisz? A twoja żona? Twój ojciec i siostra? Jestem pewny, że ktoś będzie za tobą tęsknił!


— Ta, nie wkurzaj mnie nawet. Przed chwilą rozjebała tu łeb gościowi z którym mnie zdradzała a potem jeszcze mi awanturę zrobiła. No materiał na żonę. A mój ojciec? Nawet nie wiem, czy jeszcze żyje. W dupie go mam. A ty mnie nienawidzisz. Innych mam głęboko gdzieś.


— Nie...... nie nienawidzę cię.



— Co?


— Nie nienawidzę cię — powiedział już pewniej. — Szczerze mówiąc, już dawno chciałem się odezwać, ale się bałem. W końcu jesteś sławnym aktorem. Myślałem, że o mnie zapomniałeś. Potem jeszcze zobaczyłem artykuł o twoim ślubie i wtedy kompletnie się załamałem. Dlatego tak wybuchnąłem złością. Przez ostatnie dziesięć lat nie próbowałem niczego zmienić, bo myślałem, że ci na mnie nie zależy. A ty tu sobie przychodzisz i okazuje się, że jednak mnie pamiętasz. I to jak. Właśnie miałem wstąpić, by przeprosić cię za ten wybuch. Musiałem cię wtedy zranić.


— Pokrzyczałeś na mnie chwilę i myślisz że to mnie zraniłeś? Jasiu, to ja powinienem cię przeprosić. Mogę? — powiedziałem, pokazując ramionami, że chcę go przytulić.


Na początku się cofnął, ale niepewnie podszedł do mnie po chwili i mocno przytulił. Odwzajemniłem szybko uścisk. Nawet nie wiedziałem jak bardzo mi tego brakowało. Jednak to przy nim byłem prawdziwie szczęśliwy. To zawsze był on.


— Przepraszam... — wyszeptałem w jego włosy.


— Ja też.


Odsunąłem się trochę i popatrzyłem mu w oczy.

— Czemu płaczesz? — spytałem się go, ocierając łzy spływające po jego policzku.


— Nie wiem. Może ze szczęścia, może ze smutku. Nie mam pojęcia.


Uśmiechnąłem się lekko. Niepewnie dałem mu całusa w czoło. Nie byłem pewny. Nie chciałem wszystkiego popsuć. 

— Możemy znowu być przyjaciółmi? — spytałem, chcąc wiedzieć, czy zjebałem.


— M-możemy. Przepraszam, muszę lecieć — powiedział, wyrywając się z uścisku. Popatrzył mi w oczy i się uśmiechnął. 


Też się uśmiechnąłem. W końcu wyszedł. Patrzyłem przez chwilę na drzwi, po czym do mnie wszystko dotarło.

— TAK, KURWA TAK!!!! — wydarłem się.

Po prostu nie wierzyłem, że tak łatwo mi wybaczył!!


──── ✧《✩》✧ ────


hej misie!

przepraszamy że nie było

 wczoraj rozdziału, ale jestem zjebem i totalnie zapomniałam XD 

ale pozytywem jest to, że następny rozdział już za sześć dni! 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro