✮ ⋆ ❻ ❝Jaskrawoczerwone skiety!❞
──── ✧《✩》✧ ────
Dziś byłem bardzo, ale to bardzo podekscytowany.
Janek zaprosił mnie do siebie na kawę. A to oznaczało, że naprawdę mi wybaczył i że chce się ze mną przyjaźnić. No czego chcieć więcej? Radość jaką czułem była tak duża, że nawet nie połknąłem dziś mojej magicznej tabletki, bo jakoś się trzymałem. To Janek był moim lekarstwem. Fakt, Rudzik wyrzucił mi całe opakowanie, ale to nie oznacza, że nie mam nosa do szukania ich po wszystkich aptekach w mieście.
Oprócz ekscytacji oddawałem się także gorączkowości, typowej dla osób, które muszą zaraz gdzieś wyjść bo inaczej się spóźnią, a się jeszcze nie przyszykowały. No i w sumie to byłem ja w tej chwili, bo szybko naciągnąłem na siebie spodnie, jednocześnie pryskając się perfumami.
Ponieważ jestem seksowną gotką kotką, to muszę wyglądać zabójczo pięknie przy każdej okazji.
Na spotkanie z Jankiem założyłem koronkową koszulę z szerokimi rękawami barwy błękitu pruskiego i szerokie "szarawary", jak to Bambi lubił nazywać moje spodnie.
Zerknąłem jeszcze do lustra by upewnić się, że mój makijaż wygląda przyzwoicie (o ile tak go można nazwać) i wręcz wybiegłem z mieszkania jakby gonił mnie tuzin wściekłych bab, przez których opinię ponoć wyjebali mnie z roboty.
— OTWIERAĆ, POLICJA. — Wydarłem się przed drzwiami mieszkania mojego sąsiado-przyjacielo-byłego.
— Już myślałem, że zapomniałeś. Wchodź. — Ukazała mi się najpierw jego brązowo-ruda pocieniowana czupryna, a potem ta miła twarzyczka, którą kiedyś sobie tak ukochałem.
— Że ja? Miałbym zapomnieć? — prychnąłem, przechodząc przez próg. — Może i nie pamiętam, co jadłem dziś na śniadanie, ale jestem w stanie ci powiedzieć jakiego koloru skarpetki miałeś na naszej pierwszej randce.
— Jakiego niby koloru je miałem? — uniósł w konsternacji brew. Na bank sam tego nie pamiętał.
— Jaskrawo czerwone w różnokolorowe groszki, co na moje oko niezbyt pasowało do golfika, rozciągniętego sweterka i przetartych dzwonów, ale jak widzę obecnie nadal korzystasz z moich modowych rad, których udzieliłem ci niedługo po tej randce, bo naprawdę dobrze wyglądasz.
—Dobra lizodupcu, już już. Ale dziękuję ślicznie. Wiesz, trzeba się prezentować. — powiedział dumny z siebie.
— A co, chcesz mi jakoś zaimponować?
— Nie, to chodzi o samorozwój — powiedział, gapiąc się nostalgicznie na nawet nie wiem co.
Zaśmiałem się. Jest jak za dawnych czasów. Czyli zajebiście. Nie wspominając już nawet czasu, gdy obściskiwaliśmy się na każdym kroku. Ale na to jeszcze przyjdzie czas. Przynajmniej taką mam nadzieję. Chyba? Sam nie wiem jak to jest. No nie wiem, na razie jestem szczęśliwy. To się liczy, prawda?
— Nadal gustujesz w czarnej kawie? Czy w końcu zdecydowałeś się na coś słodkiego? — spytał mnie po chwili.
— Jak ty mnie dobrze znasz, nadal czarna. A ty nadal pochłaniasz ilości cukru, które by nabawiły nie jednego poważnej cukrzycy?
— Ej, czy ty coś sugerujesz? To, że lubię sobie zjeść po trochu słodkiego nic nie znaczy! — obruszył się, choć w jego oczach zamigotały wesołe iskierki.
— Aha, bo trochę nie wiedziałem czy załatwiać ci czekoladę. Jak zawsze, pamiętasz?
— Nigdy mi to nie służyło. Sam dobrze wiesz.
— Jak to nie? Ty chyba sam sobie nie zdajesz sprawy jak ty szczęśliwy zawsze byłeś. Tak się szczerzyłeś!
— Aj, młody byłem, głupi. Wydoroślałem! Teraz jestem poważnym mężczyzną.
— To następnym razem zrobię ci twój ukochany serniczek z rodzynkami.
— Pewnych granic się nie przekracza.
Nastała chwila ciszy. Popatrzyłem mu w oczy i oboje zaczęliśmy ryć z tej konwersacji na jakże wysokim poziomie.
— To opowiadaj, co tam się u ciebie działo? Pewnie o mnie większość wiesz z gazet, poza tym nic wielkiego się nie działo. Więc?
— Po pierwsze, jak to nic się nie działo, błagam cię dekadę się nie widzieliśmy.
— No tak to, nudne życie gwiazdy filmowej.
— A to chyba zaśniesz przy moich rozterkach plebsu.
Ponownie zaczęliśmy się śmiać. Janek zawsze miał takie zajebiste poczucie humoru! Nigdy nie wiedziałem jak on to robi. Chyba to kwestia tego, że on ogólnie ma zajebisty kontakt z ludźmi. Jak już przełamie pierwsze lody, to jest najlepszym człowiekiem na świecie. Wiem to na własnym przykładzie.
— W porząsiu... zaczęło się od wyjazdu do Francji, jak wiesz. — Spojrzałem na niego uważnie. Kiedyś, u schyłku naszego związku, słowo "Francja" było jakby iskrą zapalającą lont. Teraz może tak nie było, ale mogło pozostawić po sobie lekki żal.
— No i co robiłeś we "Fhansee"?
— Czekały mnie tam bezsenne noce ze stresu. Przygotowywałem się krótko do egzaminów na akademię aktorską. No i udało mi się. Kiedy zobaczyłem swoje nazwisko na liście przyjętych, to prawie zadławiłem się własnym sercem. Wyobraź sobie: taki zagubiony Polaczek w obcym kraju dostał się na Fémis, paryską wyższą szkołę filmową... W nielicznych wolnych chwilach odrabiałem sobie jako kelner. Mieszkałem z paroma współlokatorami, no i w sumie jakby ciężko nie było, to było sielsko anielsko. Zaprzyjaźniłem się z wieloma początkującymi aktorami, takimi jak ja, no i chodziłem oczywiście na imprezy.
— Pamiętam, jak zawsze wyciągałeś mnie zawsze na jakieś przyjęcia. Przynajmniej wyszedłem trochę na ludzi i nie siedzę w swojej bezpiecznej skorupce jak kiedyś.
— No patrz, same zalety — popiłem łyk kawy. — Ale kontynuując... studiowałem we Francji cztery lata. Już w czasie studiów udało mi się zgarnąć drobną rulkę, ale mój rozkwit artystyczny rozpoczął się wraz z zakończeniem studiów. Zaczynałem dostawać w role w różnych filmach, choć najczęściej grałem tych seksownych typków spod ciemnej gwiazdy. Ale właśnie za te role ludzie mnie kochali.
— Z twoim wyglądem gotki kotki wcale się temu nie dziwię.
— Albo wypierdka szatana — dodałem ze znaczącym uśmiechem, na co obydwaj parsknęliśmy śmiechem.
— Powoli zdobywałem popularność. I udało mi się zgarnąć nawet rolę w filmie Polańskiego, kiedy ten przebywał we Francji — westchnąłem z rozmarzeniem, wspominając stare, dobre czasy. — Film, oraz moja rola okazały się być sukcesem, więc matka Polska zaczęła się o mnie cicho upominać. Miałem dostać jedną z głównych ról w bardzo obiecującym filmie, a i gażę miałem dostać wysoką. No i pojechałem do Warszawy i tak się złożyło, że zostałem w niej już na dobre. Dostawałem kolejne role, lepsze lub gorsze, ale naprawdę mi się powodziło. Zacząłem też pracować dla TVP.
— No tak i resztę już wiem. Potem ożeniłeś się z Halą... I straciłeś pracę...
Na chwilę zapadła dosyć niezręczna cisza. Nie mogłem się odezwać. Pytanie czemu? Przecież już nic poza przyjaźnią nas nie łączy! O ile można to nazwać przyjaźnią. Nie wiem.... Wkurwia mnie to. Ten stan niepewności.
— Taa, ale wiesz. Szczerze, ja jej nie kocham.
Spojrzał na mnie zaskoczony tym wyznaniem. — Nie ważne, co u ciebie? Co ty robiłeś?
— No tak.. No to po tym jak się.... rozstaliśmy to chciałem dostać się na jakieś super studia! Będąc szczerym, to chciałem się na tobie jakoś odegrać, mimo, że to było glupie. No więc, pamiętasz jak ja zawsze siedziałem w książkach? — kiwnąłem głową. — No to mi się opłaciło, bo dostałem się na jagiellona.
— Żartujesz? Na Jagielloński??! Na co?
— Ha, na prawo! I zdobyłem dyplom. Z bardzo dobrym wynikiem!
— Matko Bosko! Ale to, nie zrozum mnie źle, czemu mieszkasz w tym bloku?
— Błagam, wiesz ile te studia kosztują? Poza tym, nie chciałem zostać adwokatem. Nigdzie też się nie starałem dostać do żadnej kancelarii. Zawsze chciałem zostać pisarzem, przecież wiesz. Bardziej poszedłem na te studia by poczuć się lepiej z samym sobą. Teraz mogę mówić, że mam dyplom z prawa! I to na jagiellonie!
— A jakieś romanse? Chcę wiedzieć wszystko! — kogo jebniemy wazonem w tym tygodniu?
— Haa, słabo, słabo. Wiesz, jak u mnie z komunikacją.
— To musiałbym ci chyba kogoś znaleźć! Chciałbyś może jakaś słodką aktoreczkę?
— Jasne, aktoreczkę... — rozmarzył się.
Chyba naprawdę mu brakło miłości przez ostatnią dekadę. Moim skromnym zdaniem, byłem zajebistym kochankiem! Aż mu zazdrościłem czasami. Chociaż kochałem mojego bączusia, to brakowało mu tej charyzmy, która ze mnie wręcz biła. Chciałbym do niego wrócić. Wrócić do najszczęśliwszego czasu w moim życiu! Ale to już chyba nie wypada...
— No i to tyle. Mówiłem, nic się nie działo.
— Jak to nic? Nawet nie wiesz jaki jestem z ciebie dumny!
Jego twarz rozpromieniła się, a w jego oczach zabłysły iskierki. Zawsze lubił pochwały. A ja kochałem mu je dawać. Komplementowałem go gdy tylko znalazłem okazję, a oczywiście było ich mnóstwo. Bambi był chodzącym ideałem.
— Bambi, a powiedz mi — nie zdążyłem dopowiedzieć, bo coś mi przerwało.
A co to takiego? Janek mnie pocałował! Już zapomniałem, że robił to naprawdę dobrze. Ale zdziwienie wygrało, więc po krótkiej chwili zakończyłem chwilę rozkoszy.
On od razu na mnie spojrzał i oczywiście się spłoszył. Jak to mój Bambi miał w zwyczaju.
— Haha, sorry. Tak z przyzwyczajenia! Janek co jest z tobą nie tak... — to ostatnie zdanie skierował do samego siebie. — Chcesz ciasta? Dam ci ciasta, tak to dobry plan!
Ja tylko patrzyłem i z błogim uśmiechem patrzyłem jak się plącze, to w swoich słowach, to o swoje nogi.
Uciekł do kuchni. Czekałem krótką chwilę. W sumie, chciałbym do niego wrócić. Było z nim naprawdę bosko! I nawet podobały mi się nasze wspólne rozmowy. Jemu również. Nie wszyscy potrafią znieść moją naturę. A mu się to udało. Ten szaleniec mi wybaczył opuszczenie go! Postanowione. Wrócę do niego za wszelką cenę. To znaczy... Jeśli on będzie chciał. Ale chyba to był mój znak do rozpoczęcia starań?
O, wrócił. I to jakiś takiś zrezygnowany.
— Co się stało?
— Nie mam ciasta..
Zacząłem się śmiać. Wyglądał jak zbity piesek, a to wszystko o taką głupotę!
— Możemy iść do mnie! Mam jeszcze trochę tego twojego, marchewkowego. Miałeś rację, jest zajebiste. Takie same, jak je zapamiętałem. Aż się dziwię, że do teraz się zachowało.
Wyszliśmy z jego mieszkania i nawet minuta nie minęła, a Bambi zajadał się ciastem w mojej kuchni. Przy okazji wzięliśmy ze sobą kubki z niedokończoną kawą. To mieszkanie obok siebie może być przydatne!
Gdy skończył jeść ciasto, spojrzałem na niego znacząco. Próbowałem sobie przypomnieć, jak ja go uwiodłem te 10 lat temu. Wiem! Go trzeba wypchać z jego bańki.
— Ej, chcesz zobaczyć oryginalny scenariusz do filmu Polańskiego? — trzeba go było wyciągnąć z kuchni.
Za dużo okien, za duże ryzyko.
Wszedł do mojej sypialni i usiadł na łóżku. Ja zacząłem grzebać po szafkach, szukając tego jakże cennego przedmiotu.
— Widzę, że w końcu masz długopis. I to stertę. Jednak czegoś się ode mnie nauczyłeś.
Odezwał sie pierwszy raz od 'incydentu'.
— To długopisy, które przez przypadek zabrałem fanom.
Spojrzałem na niego. On za to dokładnie przyglądał się tej kupce i nagle wyciągnął jeden, niby losowy długopis.
— Nie wierzę! Ty nadal trzymasz ten długopis, który ci dałem przed maturą? Żartujesz sobie ze mnie!
— To jest dla mnie cenna pamiątka.
— Ale nie są— pocałowałem go.
On odwzajemnił. Boże, ale się cieszę! I tak sobie siedzieliśmy i się całowaliśmy. Pocałunki, pocałunki.I byśmy się tak całowali dłużej, gdybym nie usłyszał kroków.
Tych kroków , które tak dobrze znałem. No czy ona może przestać się we wszystko wtrącać!
Szybko oderwałem się od Janusia. On przerażony spojrzał na drzwi, w których idealnie moment po naszym pocałunku znalazła się moja żonka.
— Co on tu robi!? Chcesz mi to jakoś wytłumaczyć??
— No, jasne. Po pierwsze, mój dom. Po drugie, mój przyjaciel. Po trzecie, chcesz się kłócić przy gościu?
— Tak! Chcę! Niech ten twój rudzielec wie, że wywaliłeś mnie z domu! Musiałam mieszkać u Moni przez dwa dni! Wiesz jakie to upokarzające! Własny mąż cię wyrzuca z domu!
— Ojoj, ty się może uspokój. To nie ja cię zdradziłem z losowym typem z ulicy. Nie zwalaj wszystkiego na mnie!
— Ewidentnie miałam powód! Tak czy inaczej, każdy jest lepszy od ciebie! Szczególnie w łóżku!
Chyba chciała mnie wyśmiać. No to jej się nie udało, bo nasz świadek wie jak nikt inny, że w łóżku zamieniam się w Boga. Janek nawet się trochę zaśmiał. Nie mogłem utrzymać powagi.
— Skoro tak to idź do innego. Ja nie muszę siedzieć z tobą w tym małżeństwie.
— Nie. Nie możesz.
— Kochanie, jakaś ty naiwna. Tyle lat się znamy. Czy ty nie wiesz, że ja wszystko mogę?
Zacząłem iść do przodu zmuszając ją do stopniowego opuszczania mojej posesji.
— Ale, ale ty nie masz pracy! Nie masz pieniędzy! Jak stracisz żonę, stracisz wszystko!
Zatrzymaliśmy się w kuchni. Popatrzyłem na nią z góry. Taka żałosna.
— Nawet z żoną czuję się, jakby mi ubywało. A teraz wynocha. I żebym cię tu więcej nie widział. Bo wchodzisz i robisz raban o nic. No już cię nie ma!
W końcu zamknąłem za nią drzw
i.
Poszedłem poszukać Janka. Ewidentnie czmychnął w czasie kłótni. No nic, potrzebuje czasu żeby to przetrawić. Tylko mam nadzieję, że wróci...
──── ✧《✩》✧ ────
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro