☆ ⋆ ❺ ❝Gotku kotku!❞
──── ✧《✩》✧ ────
Wyszedłem z szatni, tak w sumie to chowając się za Tadkiem. Prawda jest taka, że ten człowiek jest nieprzewidywalny! Nie wiem, co chce zrobić, ale nie wyglądał na zadowolonego. Czułem się też trochę, jak przedszkolak, którego mama idzie okrzyczeć inne dziecko, które pokazało mi język. No cóż. Mi to na rękę. Po drodze spotkaliśmy Alka. Powiedziałem Tadkowi, że go dogonię i zatrzymałem się, by pogadać z przyjacielem.
— Janek, gdzieś ty był? Wagary? To nie podobne do ciebie. I co ty robiłeś z tym koneserem zapachów?
— Koneserem zapachów? To żeś ksywkę wymyślił. Niee, ta fleja, Marcin mnie zamknął w tym zapyziałym kiblu w szatni. Było totalnie zabawnie. Ale Wypierd okazał się zbawicielem.
— I co nic nie mówiłeś?
— Alek, błagam cię. Jak miałem coś powiedzieć.
— No nie wiem. Telepatycznie? Może się na tyle znamy?
Zacisnąłem swoje oczy, marszcząc przy tym brwi i dotykając palcami swoich skroni.
— Dostałeś przekaz?
— Totalnie, "ale z ciebie kretyn, gnido"?
— Ty, może faktycznie jesteśmy jakoś połączeni.
Zaśmialiśmy się. Pożegnałem się z Maćkiem i pobiegłem, szukając Tadka. Zatrzymałem się, by odetchnąć na tyłach szkoły. Wtedy usłyszałem swoje imię i moim oczom ukazał się Tadzik, wychodzący zza schowka.
— Hej, gdzie byłeś?
— A no, upewniłem się tylko, że Marcinek ci już nie będzie przeszkadzał. — uśmiechnął się miło, ale mnie to zaniepokoiło.
— Czyli co żeś zrobił? Tadek, nie mów, że się w coś wpakowałeś...
— Nie, nie. Nic z tych rzeczy! Tylko sobie ucięliśmy krótką pogawędkę! Pamiętaj, co złego to nie ja. - puścił mi oczko.
Lekko zarumieniłem. Skoro tak mówi, to pewnie prawda. Po co miałby kłamać?
— Gdzie mieszkasz? Chcesz się przejść? Mogę cię odprowadzić, jak chcesz. — zaproponował.
— Ajjj, ja dosyć daleko. Z półtorej godziny z buta. Ale jeśli chcesz, możemy podejść na przystanek. Może wsiobus będzie jechał.
— Czyli wieś? No to nieźle. Ja mieszkam w centrum. Czemu chodzisz tutaj do szkoły?
— Ta jest najbliżej. Tak jakoś wyszło.
— No tak, ma to sens.
Na chwilę zapadła niezręczna cisza. Kurde bele, co ja i ta gotka możemy mieć wspólnego?
— Więc, Janek, tak?
Kiwnąłem głową na potwierdzenie. — Czemu siedzisz sam? Wydajesz się równy. A ten twój przydługawy koleżka? Czemu razem nie siedzicie?
— Powiem ci tak, bardziej niż jego paplanie interesuje mnie na przykład biografia Prusa. Po prostu go przesiadłem. Nie chciałem, by mnie rozpraszał. Jakoś ten magiczny papierek zwany maturą trzeba uzyskać. Wiesz, chciałbym zostać pisarzem, ale plan B zawsze musi być (spokojnie bedziesz mial sugar daddy w postaci tadka XD). Zwykle chcę mieć dobre wykształcenie. A to wymaga poświęcenia, co nie?
— Nie rozumiem cię. Nie chcesz się jakoś pocieszyć młodością? Nie wiem, być nieodpowiedzialnym nastolatkiem w związku, który opiera się na chodzeniu na imprezy? Poza tym do matury jeszcze dobre kilka miechów. Jest jeszcze czas. Na wszystko. Życie w końcu to długi czas.
— Dlatego wpadasz w kłopoty? Tylko dla zabawy? — zatrzymałem się.
On spojrzał na mnie kątem oka (chyba jest w tym mistrzem) i również się zatrzymał.
— W większości tak. Ale wiesz, też nie daję sobie pluć do kaszy. A ci magistrzy ewidentnie bardzo chcą nam napluć. Dlatego się stawiam. Ale tobie tego chyba brakuje.
— Czego?
— Asertywności. Przypominam ci, druhu, że dałeś się dzisiaj zamknąć na trzy godziny w malutkim pomieszczeniu bez okna.
Od razu się spiąłem.
— No tak, haha. Wiesz, to nic takiego. Zdarza się raz na jakiś czas. To tylko takie żarty.
— Dlatego zacząłeś mi ryczeć w ramię? Mi to nie wyglądało na żarty. Poza tym, poplamiłeś mi koszulę.
— Jesteś zły? Przepraszam. Ja nie chciałem. Ledwo się znamy, a ja już cię wkurzam. Haha, sorki. Też cię oceniam. Przepraszam, że nazywam cię Tadek Nieradek. Ewidentnie jesteś bardziej poradny niż ja. — wyplułem z siebie, nie myśląc. Ale to chyba widać. NO JAKI JA JESTEM GŁUPI.
Kiedy ogarnąłem, co właśnie powiedziałem, aż się zatrzymałem. Spojrzałem w stronę lasu. Chciałem tak uciec. Jak nigdy. Nawet nie spojrzałem na Tadka. Nagle usłyszałem cichy śmiech.
Spojrzałem na mojego zbawiciela. On naprawdę się dusił śmiechem. Spojrzałem na niego skołowany.
— Naprawdę?? Haha! Tadek Nieradek?! Serio, słyszałem wiele, ale tego jeszcze nikt nie wymyślił!
Aha, to ja tu wylewam uczucia i ataku paniki dostaje, a on ciśnie z mojego wymysłu. Fajowo.
— Taa, nie miałeś się nigdy o tym dowiedzieć. W sensie, NIGDY.
— Nie martw się. Dawno się tak nie uśmiałem. Gdzie masz ten przystanek?
— Jeszcze z 7 minut. Jest obok tych opuszczonych garaży.
— Misiak, ale to jakieś pół kilometra stąd.
— Noo, z 7 minut.
— Co ty, masz jakieś siedmiomilowe buty? — przyjrzał się moim superowym trzewikom.
— Jedyne co mają wspólnego z magią, to ich cena. Po prostu mam takie tempo.
— Myślę, że za bardzo się spieszysz.
— Gdzie? Na busa?
— Ogólnie. Z życiem.
— Filozof się znalazł. — zaśmiałem się pod nosem.
— Ale naprawdę tak sądzę. Musisz się nauczyć bezczynności. Nauczę cię tego!
— Super, to ja cię nauczę jak kupić sobie długopis i zeszyt. Co ty na to?
— Uczciwa wymiana.
— O ile będzie mi się chciało — dodał po chwili ze swym charakterystycznym uśmieszkiem. — Ja jestem jak kot. Inteligentny, ale robię coś tylko wtedy, kiedy mi się chce lub mam w tym korzyści.
— Dobra, gotku kotku, ale lepiej by było, gdybyś się wyposażył w tak podstawowy ekwipunek.
— Gotku kotku? Podoba mi się — wyszczerzył się do mnie, a ja spłonąłem rumieńcem. — Kocham te twoje przezwiska dla mnie.
— To ty też wysil swoją kreatywność i wymyśl mi jakieś — bąknąłem z braku laku, byleby wypełnić ciszę.
— Hmm, no mam już jedno, Mój Bambi. Wywnioskowałem, że pachniesz tak ładnie, bo używasz tego szamponu — wyznał zadowolony z siebie Tadek.
— Aha. Ja myślałem że nazwałeś mnie tak po bajce.
— No, w pewnym stopniu też, bo jesteś tak samo uroczy jak ten jelonek. I tak samo się płoszysz. — Kącik jego ust powędrował do góry, kiedy czekał na moją reakcję.
— Nie ślamazarz się tak, bo mi autobus ucieknie — burknąłem, po czym nie chcąc dać mu tej satysfakcji, wepchnąłem dłonie w kieszenie spodni i ruszyłem szybszym tempem przez siebie. A gotka jak gdyby nigdy nic wciąż szła tym swoim spokojnym tempem.
— O proszę, właśnie o tym mówiłem! — Dobiegł mnie jego śmiech. Nie odpowiedziałem, tylko przyspieszyłem kroku. Będzie się śmiał, kiedy ja będę hen daleko, a on będzie się wlókł jak smród po gaciach za mną.
Niedoczekanie moje, bo po jakiejś chwili się ze mną zrównał, a potem i wyprzedził. I to nadal idąc tym swoim ślamazarnym tempem! No tak, przy jego długich nogach i krokach mój motor w dupie jest niczym, bo jestem niższy i mam krótsze nogi.
— Zaczekaj noo! — krzyknąłem za nim. Naprawdę nie chciałem dawać mu tej satysfakcji, ale zupełnie nie nadążałem i bolały mnie już nogi.
— Tak myślałem — posłał mi jeden z tych swoich piękno-irytujących uśmieszków i pozwolił, bym go nadgonił.
Mimo to nie starał się mi wytykać swojego "zwycięstwa" nade mną, tylko wypełnił resztę drogi rozmową. Zdziwiłem się, bo Tadek był nowym uczniem, a już znał wiele pikantnych ploteczek z życia szkoły - pewnie podsłuchiwał rozmowy w pokoju nauczycielskim lub woźne w kantorku. W skrócie: ameba od biologii stroi się dla fizyka, ale on nie odwzajemnia jej zainteresowania, ponieważ ma żonę, którą jest jedna z polonistek w tej szkole. Przez to babka od biologii chodzi pokurwiona cały dzień i dlatego większość u niej nie zdaje. Wuefista ma dziecko z byłą uczennicą, a dyrektor zmaga się z kryzysem wieku średniego. No i wiele innych faktów, od których poczułem mętlik w głowie.
Tadek opowiadał z taką pasją, że nawet nie zauważyłem jak dotarliśmy do przystankowej budki. I akurat wtedy nadjechał autobus.
— To... pa — pożegnałem się. — Było całkiem miło. Dzięki — musiałem przyznać.
— Do zobaczenia po weekendzie, Januś — umalowane na ciemno usta Tadeusza rozciągnęły się w uśmiechu.
Wsiadłem do terkoczącej maszyny i zająłem wolne miejsce przy oknie. Tadeusz wciąż stał na przystanku i machał mi na pożegnanie, odnajdując mój wzrok swoim.
Potem głośny jak diabli bus ruszył się z miejsca i Tadeusz znajdował się coraz dalej i dalej, aż całkowicie znikł. Do zobaczenia, Wypierdku Szatana. W sumie to nie jesteś taki zły. Nawet cię lubię.
W pamięci miałem jego uspakajający głos, kiedy zobaczył mnie zapłakanego i jego delikatne, ale stanowcze ruchy, gdy naklejał mi plasterek na nos lub malował kolektorem. Może nawet się zakolegowałem z gotką...? O przyjaźni mowy nie ma. W ogóle to wcale nie lubię go aż tak bardzo. Jest przecież irytujący i dziwny. Tak.
Ale jednak... coś sprawiało, że Tadek Nieradek zaczął pojawiać się dziwnie często w moich myślach.
──── ✧《✩》✧ ────
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro