Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

☆ ⋆ ❷❶ ❝Bo we mnie jest seks...!❞


──── ✧《✩》✧ ────


— Proszę, proszę, proszę!!! 


— Nawet nie ma takiej opcji.


Załamałem ręce. Za godzinę mam się wybrać do Tadzia, obiecałem mu, że przyjdę o kilka godzin wcześniej i mu pomogę z przygotowaniami. Chociaż pewnie skończy się na obściskiwaniu gdzieś w kącie.


Aktualnie siedzę z Alkiem na dworze i próbuję go ubłagać, żeby za te kilka godzin tam również się zjawił.


— No, ale Alek, no!!! Ja tam przecież umrę sam! 


— No i nie zamierzam tam iść, żeby umrzeć razem z tobą — odparł. — Nie chcę iść na imprezę chłopaka przyjaciela, którego dosyć słabo znam, gdzie będą sami nieznajomi!


— Ja wiem jak to brzmi, ale pomyśl o mnie! Co ja tam zrobię? Ja nawet nie wiem, kogo on chce zaprosić! A jak ty będziesz, to będę znał chociaż jedną osobę!


— Janek... Ja naprawdę nie chcę...


Popatrzyłem się na niego smutno, szukając w umyśle jeszcze jakiegoś argumentu stojącym za wybraniem się na przyjęcie z Alkiem. Nagle na coś wpadłem i lekko uniosłem głowę, starając się nie rozwalić swojej przykrywki smutnego szczeniaczka, opuszczonego przez wszystkich przyjaciół.


— ...Będzie alkohol... Jak ja mam pić bez ciebie...? Z nim...? A co jak mnie wykorzysta..! Biednego, biednego, pijanego Janka! Bezbronnego! — jęknąłem smutno, a Alkowi zaświeciły się oczy.


— No dobra. Pójdę. Ale tylko jeśli obiecasz mi, że się ze mną naprawdę napijesz, a nie marne dwa kieliszki wina — wyszczerzył się chytrze.


— Ah, w porządku! Oh, Maćku, na złą drogę życia mnie sprowadzasz! — stęknąłem dramatycznie.


— Dobra, nie przesadzaj. I tak mnie kochasz. O której i gdzie mam się stawić?


Jestem bardzo podekscytowany dzisiejszym wieczorem. Jedynym niepewnym czynnikiem był Dawidowski, a tu proszę! Pójdzie ze mną! Nie muszę się więc zbytnio martwić tym, że będę znał tylko Tadzia. Podejrzewam też, że będzie tam Anoda.


Ta ekscytacja jednak gasła stopniowo, gdy przypominałem sobie, ile nieznajomych ludzi tam będzie. Ile ludzi będę musiał poznać! Do domu gotki trafiłem już totalnie zestresowany.


Zapukałem do drzwi, a on otworzył mi i energicznie mnie wciągnął do środka.


— No hejka, mój kochany! — wyszczerzył się 


— Hej!! Wszystkiego najlepszego! — wysiliłem się na uśmiech i wręczyłem mu przygotowany przeze mnie pakunek.


— Janek! Mówiłem, że nie musisz! — oburzył się, ale rysy jego twarzy zmiękły, gdy ucałowałem go w policzek i szepnąłem:


— Przecież zasługujesz chociaż na to. Gdybym mógł, cały świat bym ci podarował.


Przeszliśmy do salonu, a on odpakował prezent. Uśmiechnął się szeroko, widząc płytę, a jeszcze szerzej widząc puder.


— I ty tego używaj — napomniałem. — Żeby mi się ostatnia sytuacja nie powtórzyła.


— Oczywiście, masz to jak w banku, kochanie.


Wypakował kawę i czekoladę do półki w kuchni. Potem zobaczył małego, koślawego miśka na dnie torebki. Rozczulił się, widząc go.


— Ojejku, Janusiu!!! Dziękuję ci ślicznie! Czym ja zasłużyłem, na takiego wspaniałego chłopaka? — przytulił mnie, a ja zaśmiałem się w jego ramię. Ucieszyłem się, że mu się spodobało. — Zrobimy sobie zdjęcie? — spytał z nadzieją.


— Oczywiście! 


Poszliśmy do jego pokoju, skąd on wyciągnął z jednej z półek aparat, typu polaroid. 


— Pamiętasz moją ciocię z Ameryki? Kupiła mi go na komunię i co jakiś czas przysyła mi wkłady — wytłumaczył mi. — A teraz chodź tu i się uśmiechnij najpiękniej, jak potrafisz!


Przybliżyłem się do niego i uśmiechnąłem się delikatnie, by moje oczy się nie zamknęły. On, za to zrobił jakąś głupią minę i na chwilę oślepiła mnie lampa aparatu. Po chwili z małej drukarki wyszkoczył skrawek papieru, który Tadek wziął do ręki i zaczął nim z przyzwyczajenia machać, mimo, że to w niczym nie pomagało.


Bez zastanowienia powiesił jeszcze czarną fotografię na swojej ścianie na zdjęcia. Gdy zdjęcie zaczęło nabierać kolorów, on przycisnął mnie do swojego boku, głaszcząc mnie po plecach.


— Musisz się częściej pojawiać na tej ścianie. Coś tu ciebie mało, zważając na to, jak ważną rolę pełnisz w moim życiu.


Przyciągnąłem go do siebie i ucałowałem.


— To bierz go częściej ze sobą — mruknąłem w jego usta.


On się uśmiechnął i złożył całusa na kąciku moich ust.


— Chodź, musimy tu jakoś ogarnąć.


Tym razem ja jęknąłem niechętnie, ale pomogłem mu z przygotowywaniem domu na przyjście gości. Popołudnie spędziliśmy w większości na sprzątaniu, lub w kuchni. Upichciłem jakieś pyszniutkie ciasto, którego przepis znalazłem na lodówce. Gdy Tadeusz tylko poczuł zapach, od razu przybiegł do małego pomieszczenia.


— Daj mi trochę — poprosił, wpatrując się w wypiek.


— O nie, i tak dostaniesz pierwszy kawałek, panie solenizancie. Wstrzymaj się trochę, już zaraz zaczną się goście schodzić — właśnie zamiatałem mąkę, która mi zwiała na podłogę. — Ułóż poduszki na kanapie! Widziałem, że są rozwalone.


— No dobrze, mamo — wywrócił oczami i uciekł chyba do tej kanapy. 


Ułożyłem na stole ładnie skrojone ciasto i kilka talerzy z widelczykami, wraz z innymi łakociami i przysmakami. Uśmiechnąłem się i odszedłem kilka kroków, by podziwiać swoje dzieło. Wzdrygnąłem się, gdy poczułem ciepły oddech gotki na mojej szyi.


— BOŻE DROGI, SANTA MARIA — wydarłem się, prawie podskakując ze strachu. — NIE STRASZ MNIE TAK.


— Spokojnie, kochany. Tylko przyniosłem skitrane flaszki. Ty to lepiej odmawiaj paciorek, że ojciec nie wróci przed północą, bo będzie draka. Chociaż ciebie to on chyba lubi bardziej, niż mnie — zaśmiał się cicho i położył butelki przy nodze stołu.


— Ale nie pij za dużo — upomniałem go. — Kto w ogóle przyjdzie?? Bo mi nie mówiłeś wcale! Wiem, że będzie Alek i zakładam, że pojawi się Anoda. A reszta?


— Nie znasz reszty, ale poznasz! Większość są z mojej starej szkoły, lub z zajęć teatralnych, na które Rodowicz też chodził swego czasu. Znaczy, kiedy jeszcze nie był starym koniem, który ledwo zipie wchodząc na 4 piętro.


Zachichotałem i ułożyłem się wygodnie na kanapie, mieliśmy teraz chwilkę relaksu, goście powinni zacząć przychodzić dopiero za dwadzieścia minut.


— To co teraz robimy? — spytałem, patrząc, jak siada obok mnie i się przysuwa.


Położyłem głowę na jego ramieniu, a on swoją na mojej.


— Nic. A na co masz ochotę? — westchnął, łapiąc moją dłoń.


— W sumie, to tak mi dobrze.


— Ta?? — pociągnął mnie za rękę, przez co moja twarz była idealnie na wysokości tej jego. — Ja myślę, że może być ci jeszcze lepiej.. — wymruczał.


— Co masz na myśli? Może zaprezentujesz? — uśmiechnąłem się filuternie. 


Nachylił się do mnie jeszcze bardziej, a jego usta spotkały się z moją szyją. Zadrżałem, ale tylko dlatego, bo było mi przyjemnie. Wargi Tadeusza muskały moją wrażliwą skórę, zostawiając na niej szlak delikatnych pocałunków. Było to niezwykłe doznanie — nawet najlżejszy dotyk przyprawiał mnie o dreszcze rozkoszy. Odnosiłem wrażenie, jakbym był łaskotany, ale subtelniej i tak, by sprawić mi przyjemność.


Nie pamiętam już, jak to się stało, że znalazłem się na kolanach Tadzia, z jego dłońmi pod moją koszulką. Zacząłem już wyciągać szyję i rozpinać guziki mojej koszulki polo, by Tadek miał lepszy dostęp do mojej skóry, kiedy... Dzyń! Usłyszeliśmy rozdzierający dźwięk dzwonka.


— Cholera... Kiedy czekam na tych złamasów, to się spóźniają, a gdy akurat jestem zajęty, to jak na złość są wcześniej — mamrotał z niezadowoleniem przy moim uchu.


— Jeszcze chwilaa... — jeknąłem, bo nie uśmiechała mi się wizja, w której usta Tadka odrywają się od mojej szyi. 


Dzyń dzyń!


— Już... zaraz otworzę no — mruczał Tadeusz, choć wciąż nie przestawał mnie całować.


— DRZWI WYWAŻYMY!!! — dobiegł nas krzyk z klatki schodowej.


— Japierdole... następnym razem to ja wyważę drzwi któremuś z nich jak nie będą mnie wpuszczać — mruknął zirytowany Tadek wiercąc się pode mną, bym pozwolił mu wstać.


— A było tak fajnie... — zrobiłem smutną minkę zbitego pieska.


— Dokończymy kiedy indziej, obiecuję. Może później, kiedy wszyscy się już schleją — puścił mi oczko, wygramolił się spode mnie i popędził by otworzyć drzwi. 


Czmychnąłem za nim, wyglądając zza ściany w korytarzu. Wyglądałem pewnie jak płochliwy dzieciak, który przypatruje się nieznanym ciociom i wujkom których rodzice sprowadzili na popijawę (i tak też się czułem)


— Tadziu! Kopę lat!! — odezwał się wesoło jakiś chłopak, któremu Tadek odpowiedział: "Morro, mordo ty moja!".


— Serwus, Tadi. Jak ty wyglądasz? Widzę, żeś już dostał swój prezent urodzinowy, hm? — powiedział to jakiś czarnowłosy, pulchny okularnik, który patrzył się niedwuznacznie to na mnie, to na Tadka z na szczęście już nie rozmazaną szminką, ale za to z rumieńcami przebijającymi się przez biały puder i bardziej roztrzepanymi niż zazwyczaj włosami. 


Zarumieniłem się i tylko nieśmiało pomachałem Janowi, a on mi odmachał. 


— Witamy witamy i pyszne flaszeczki przynosimy! — zawołali chórkiem jakieś dwa chłopaki. 


— Słoń, Bittner, serwus! — Tadek przytulił każdego przybyłego.


— Aj, dzidzio ty mój kochany!! — z klatki schodowej wyłonił się nagle jakiś brunecik o dużym nosie i wesołych oczach.


— Jacula! Co ja ci mówiłem o tym przezwisku? — Tadek pacnął go w głowę. 


Dzidzio?? Chyba już wiem, jak będę mówić na Tadka. 


— Anoda i Katoda zaraz przyjdą. Jak zwykle się o coś kłócą, są w samochodzie — oznajmił ten, na którego chyba mówili Słoń.


— A o co znowu poszło?


— E tam, pewnie już sami zapomnieli, o co. Drą koty już dla samej zasady — wtrącił się uśmiechnięty okularnik.


— Stare małżeństwo. Jak oni nie będą razem, to ja nie wierzę w miłość — zaśmiał się Tadek, a po chwili dwie zguby — Katoda i Anoda weszli do mieszkania, prychając na siebie jak dwa wkurwione kocury.


— Januś, chodź! Niech ja cię zapoznam, nie chowaj się tak — Tadzio spostrzegł, że chowam się za ścianą jak płochliwa sarenka.


Wyszedłem zza rogu, a Anoda się od razu rozpromienił.


— Dzień dobry, Rudy! — podszedł do mnie, podając mi rękę.


— Serwus, Anoda — uśmiechnąłem się, łapiąc jego dłoń.


Chłopak, który wszedł wraz z nim spojrzał się na mnie tak nienawistnie, jakbym conajmniej coś niegodziwego zrobił jego młodszej siostrze. Potem, gdy już wszyscy się jako tako rozproszyli po salonie i kuchni, podzieliłem się tą obserwacją z Tadkiem, a ten postanowił wziąć sprawy w swoje ręce.


— To jest Katoda i on totalnie się buja w Anodzie, ale nie chce tego przyznać. Dlatego ciągle drą koty, a Anoda kompletnie nie zauważa, jak on na niego patrzy — wyjaśnił, nachylając się do mojego ucha, żeby nikt go nie usłyszał. — I teraz ewidentnie jest o ciebie zazdrosny!


— No co ty? — zdziwiłem się. — Trzeba mu powiedzieć, że nie ma się o co martwić!


— A może pokazać? — Tadeusz podniósł brwi.


— Co masz na myśli—


Nim zdążyłem dokończyć zdanie poczułem jego usta na swoim policzku. Zarumieniłem się.


— No co ty robisz, przy ludziach? — oburzyłem się i pacnąłem go w głowę.


— Spójrz na Katodę — mruknął, tuląc się do mnie i ocierając głową o moją szyję, jak zadowolony kot


Kątem oka zajrzałem na chłopaka, a ten jakby z ulgą się nam przyglądał.


— Widzisz? Uratowałem ci dupę — zamruczał.


— Oh, no dobra, wybaczone są twoje winy — wywróciłem oczami. — Idź do swoich gości, a nie do mnie się kleisz.


— Napewno?? — dotknął moich pleców, zręcznie wpuszczając palce pod materiał koszulki.


— Tak, spadaj — odparłem, kopiąc go lekko.


— Dobra, ale idziesz ze mną.


Podeszliśmy do roześmianej grupy i zaczęliśmy rozmawiać, a w moim przypadku poznawać się. Ta grupka przyjaciół była bardzo podobna do Tadeusza. Zauważyłem, że używają podobnego słownictwa i mają prawie takie samo poczucie humoru.


Nie czułem się źle w ich towarzystwie. Czułem się jak outsider. Wolałbym porozmawiać z jednym z nich na osobności, niż z całą grupą, wtedy na pewno byłoby o niebo lepiej.


Dlatego też, zastanawiałem się, gdzie podziewa się Alek. Czyżby zapomniał adresu? To wielce prawdopodobne i w jego stylu. No chyba, że się rozmyślił i nie chce przyjść... Ale nie, on zawsze dotrzymuje słowa. Zresztą, widziałem, jak mu oczy zabłysły, gdy usłyszał o chlaniu, które swoją drogą już się rozpoczęło — Tadek rozlewał wszystkim czystą do kieliszków. 

I o wilku mowa — usłyszałem dzwonek; przejąłem obowiązki gospodarza i popędziłem, by otworzyć drzwi. I stał w nich mój Glizda! 


— Serwus, przyszedłeś! — zakrzyknąłem z radością, ale i ulgą: może i znajomi Tadeusza wydają się być fajni, ale i tak nie znam ich dobrze, a Alek jest tu jedną z dwóch dobrze przeze mnie znanych twarzy. 


— Obiecałem! A poza tym, mamy pić, pamiętasz? — wyszczerzył się. Ah, jak ja go dobrze znam!


W przeciwieństwie do mnie, nikt nie musiał go przedstawiać chłopakom, bo sam się przedstawił. Cały czas się uśmiechał i nie wyglądał na skrępowanego. W dodatku szybko złapał ze znajomymi Tadeusza wspólny język. Czasem marzyłem, by Aluś oddał mi choćby kawałek swojego ekstrawertyzmu...


Ale jak się okazało, alkohol rozwiązał nam nieco język i przełamał pierwsze lody.


Rozdzieliłem ciasto na talerzyki, a zniknęło ono, nie chwaląc się, błyskawicznie. Goście poznikali w kątach, tworząc różne grupki, ja siedziałem głównie z Glizdą właśnie, ale raz na jakiś czas rozmawialiśmy z kimś innym.


Akurat podszedłem do Anody, zostawiając Alka na pastwę (jeśli dobrze pamiętam) Pawła.


— Hejj, jak tam? — brawo Janku, chyba dostaniesz medal za najbardziej niezręczną zaczepkę. — Grałeś ostatnio kogoś ciekawego?


— Ah, właśnie! — oświeciło go, gdy go o to spytałem. — Mam dla ciebie propozycję! Będziemy wystawiać Świteziankę i mogę ci załatwić miejsce? Byłbyś chętny?


— Oczywiście! Wy możecie w ogóle wystawiać Micka?


— No.. taki myk, że niekoniecznie legalnie... Dlatego zapraszam tylko znajomych.


— Takie buty! Jasne, a może przyjść też Tadek? On bardzo lubi twórczość Mickiewicza, pewnie się ucieszy.


— A wy jesteście już razem? — spytał, ewidentnie szukając potwierdzenia swoich "obaw".


— Tak. Anoda, ty się lepiej zajmij Katodą. Tylko zobacz jak na mnie patrzy, za sam grzech rozmowy z tobą — puściłem mu oczko i odszedłem.


Usiadłem sobie na kanapie, kiwając się lekko się w rytm muzyki, gdy zaczepił mnie Alek.


— To co? Dotrzymasz obietnicy? — spytał, znacząco patrząc na butelki czystej, oświetlonych światłem jarzeniówek na stole. Zdawały się nas zapraszać do konsumpcji swej zawartości...


Zgodziłem się, a kiedy podeszliśmy do stołu, Alek złapał jedną półlitrówkę, a drugą podał mi. Popatrzyłem się na niego z niezrozumieniem. Czemu nie nalewa do kieliszków?


— Robimy tak: kto wypije szybciej, ten wygrywa. A ten, kto przegra, pije jeszcze pół butelki karnego.


Wytrzeszczyłem na niego oczy. To już nie żadne zabawy... Idzie na grubo. Zawahałem się, patrząc na przezroczystą zawartość buteleczki. Ale nie będę przecież wymiękać! Niech Alek zobaczy, że też potrafię pić!


— Dobra...


— Raz... dwa... trzy!


Przytknęliśmy przechylone butelki do ust i zaczęliśmy pić najszybciej, jak umiemy. Tylko że Alek zamiast pić jak człowiek, połykał wódę jak jakiś pelikan! Ledwo skończyłem połowę, powstrzymując odruch wymiotny oraz wykrzywienie twarzy, kiedy on odetchnął głośno, rzucił butelkę w kąt i oznajmił głośno: "WYGRAŁEM!"


— Słabiutko... — zagwizdał, a ja westchnąłem głośno z irytacją, czując jednocześnie, jak alkohol pali mnie w przełyku. — Dobra, możesz dopić tą butelkę i tyle. To będzie twój karniak.


No i wypiłem... Cała półitrówka czystej wylądowała w moim żołądku, a ja zaczynałem czuć działanie alkoholu, który wesoło hulał sobie w moim krwioobiegu. 


Nie pamiętam już, co działo się później... chyba trochę tańczyłem, jeszcze coś wypiłem... Było mi niezwykle wesoło i sam nie wiedziałem, co mówię. Czułem rozluźnienie w całym ciele, i to takie, że ledwo koordynowałem swoje ruchy, ale nie przeszkadzało mi to szczególnie. Wizję miałem trochę rozmazaną, a umysł zamglony.


Muzyka sączyła się z odtwarzacza, lekko senny po alkoholu Tadek kimał na kanapie (gdy to się stało, Jacula z triumfem krzyknął: "DZIDZIO POLEGŁ!"), Słoń zajadał się sałatką jarzynową, Alek i Paweł, którzy bardzo się polubili, tańczyli chwiejnego walca, Morro pił wino, Jacek dalej harcował po densflorze, a Anoda i Katoda namiętnie całowali się gdzieś w kącie. 


Wtem usłyszałem piosenkę Kaliny Jędrusik. Przypomniała mi się nagle inna piosenka tej aktorki, którą lubiliśmy sobie nucić z Alkiem, i... muzyka przejęła chyba nade mną władzę. 


— Bo we mnje jesst sekss... Gorrący jak samuum — zaśpiewałem, nagle wykonując kocie ruchy na środku salonu.


— Bo we mnie jest sekss, któż oprzeć sje ma muu! On mi biodra opływa, wypełnia mi biuust... Żar sączy do usst — moje dłonie sunęły w sensualny sposób po moim ciele. Ktoś westchnął, ktoś się przeżegnał, a ktoś zaczął skandować moje imię, chyba Alek. 


— Bo we mnje jezt sekss... Co pali i niszczy! Dziesiątki już serc... wypalił do zgliszczy — śpiewałem, wijąc się "zmysłowo" po podłodze.


— Kogo zmysłów pożogą ogarnie, już ten... Nie zazna już ten, co spokój i sen! — usiadłem na kolanach słodko drzemiącego Tadka.


— Lecz gdy ofiarę mą trawię żaarem, to cierpieć muszę, że ja me ciało tak opętaało... choć oprócz ciała mam przecież i duszę! — Alek zaczął śpiewać wraz ze mną, ale ja położyłem mu palec na ustach. To ja jestem gwiazdą! 


— Za jakie grzechy płci mojej cechy, zmysłowym dręczą pareem?? Niech tylko lekko pochylę dekolt... — nagle zdjąłem z siebie koszulkę i zamajtałem nią w powietrzu. Anoda i Katoda na moment przestali się migdalić, Alek i Paweł mi kibicowali, a cała reszta gapiła się na mnie z oszołomieniem. 


— Juuż męski ściele się trup...

jak wypnę odrobineczkę biodro... już rzężą żądze u stóp! — wypiąłem się w kierunku Tadka, który, właśnie przebudzony, przypatrywał się mi ze skonfudnowaniem


On złapał mnie i pociągnął na kanapę, bym usiadł obok niego.


— Wow! — zaśmiałem się, oficjalnie kończąc swój występ.


— Słuchaj kochany, takie występy, to tylko dla mnie, bez szerszej publiczności — mruknął w moją szyję. — Dobra pijacy, spierdalać! Koniec imprezy. Anoda, Katoda, wynajmijcie sobie w końcu pokój. Reszta sayonara. Może ktoś zostać na noc, ale śpi na kanapie — zarządził, dziwnie rozsądnie jak na pijanego człowieka.


— A ty — wskazał na mnie. — Ty idziesz ze mną.


I takim właśnie sposobem udało nam się "dokończyć" naszą wcześniej przerwaną czynność.


Imprezę uważam za udaną. Tyle, że rankiem przywitał mnie widok śpiących ludzi dosłownie wszędzie (nawet w wannie). Lekko się zaśmiałem, widząc to. Alek wraz z Pawłem leżeli na podłodze nienaturalnie wygięci jakby w pół, Słoń wraz z Morro obligował łazienkę, Anoda i Katoda spali niczym stare małżeństwo na rozłożonej kanapie, a nogi Jacka bezwiednie spadały ze stołu, na którym samotnie leżał. Było to ciekawe widowisko.


Robiłem sobie w spokoju herbatkę, gdy usłyszałem kroki zmierzające w stronę kuchni.


— Dzień dobry — ziewnął Tadeusz, przytulając się do mnie. — Głowa mnie boli. Chyba się starzeję.


— No chyba — obróciłem głowę, by ucałować jego policzek. — Weź aspirynę. I nie pij kawy, bo ci ta głową odpadnie.


— Oj tam, zaraz odpadnie — sięgnął po tabletki na blacie i wrzucił jedną do szklanki.


Potem już tylko zostało pozbierać nieprzytomne ciała z mieszkania i wrócić do domu. Gdy Alek próbował zrozumieć, co się wczoraj wydarzyło ja pomagałem Tadziowi ogarnąć syf z całego mieszkania. Nie zajęło to długo, a już stałem w drzwiach wraz z Maćkiem i się z nim żegnałem.


— Too, do poniedziałku — uśmiechnął się.


— Do poniedziałku. Papa! — wziąłem Glizdę pod ramię i zacząłem schodzić po schodach. 


Czułem się dziwnie przytomny, zważając na wydarzenia z poprzedniej nocy. Tylko lekko bolały mnie plecy. Prowadziłem na przystanek Alka, któremu nagle odpaliło się gadulstwo.


— Chłopie, nigdy więcej z tobą nie piję — mruknął w swoją d

łoń, którą zasłaniał usta z jakiegoś powodu.


— To ty się schlałeś w trzy dupy, nie moja wina. Ja cię nie podjudzałem.


— Weź... — przeciągnął się i chyba strzeliła mu każda możliwa kość. — Wracajmy już do domu. Muszę iść spać.


— Tak.. Mi też by się przydało trochę snu..


──── ✧《✩》✧ ────

3085 slow.


hejka misie, jak tam wtazenia po tym rozdziale??

bo my myslimy, ze janek robiacy striptiz do piosenki bo we mnie jest seks to osmy cud swiata 😻😻

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro