Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

001 ; red rose










DROGI VANITASIE!
Twe oczy przyciągnęły mnie do ciebie, jakby coś magicznego się w nich kryło. Oczywiście przyjęłam taką też opcję, iż to z racji na twą wyjątkowość, lecz wciąż mnie to zadziwiło. Czy zechciałbyś, może uraczyć mnie swą osobą, podczas jednego z lokalnych wydarzeń?

— Beznadzieja! — krzyknęła głośno, po czym zgniotła napisany przed chwilą list. Miał być dostojny, do tego napisany pismem tak pięknym, jak sam chłopak, do którego miał być skierowany. Kawałki papieru opadły na drewnianą podłogę, a niektóre schowały się pod wielkim łożem z baldachimem. Westchnęła głośno, rzucając się wręcz na łóżko. Halka podniosła się delikatnie, odsłaniając nieco uda, jednak nie przejęła się tym ani trochę. Głowę wepchnęła w poduszkę, krzycząc coś w nią z frustracji. Ciało się trzęsło, lecz po chwili przestało, jakby całe emocje wyparowały.

— Gdybym cię wtedy nie spotkała, nie byłoby problemu — burknęła do siebie, obracając głowę ku światłu księżyca. Zdobił on spowite granatem i czernią niebo, próbując nieco je rozjaśnić. Y/N, gdy tylko widziała ten obraz, w mig zamieniał się on w Vanitasa. Zobaczyła go przez przypadek, kiedy to uciekał przed czymś lub kimś, pewnego słonecznego dnia. Paryż skąpany był w kwiatach, a on jakby nie zwracał na nie uwagi. Gdzieś za nim mignęła jej biała czupryna, lecz nie zwróciła na nią wystarczająco uwagi, by zapamiętać, do kogo należała. Dość dobrze, ba! nawet i dokładnie, zapadł w głowie obraz czarnych włosów, które powiewały z wiatrem. Kolczyk w dziwnym kształcie, mieniący się w błękicie i te szaty, jak dla bogacza. Niepoharatane dłonie i ten głos anioła, ach! Pamiętała dokładnie każdą nutę wydaną przez usta młodzieńca, modląc się, by był on przynajmniej starszy od niej. W końcu zachwycanie się wyglądem osoby niedojrzałej było jej w niesmak.

Przewróciła się na plecy, wlepiając spojrzenie w sufit. Myśli przeróżne zaczęły nachodzić na siebie, plącząc i mącąc ile sił, by tylko młodzieniec nie uszedł z głowy. Oczywiście nie chciała tego, lecz jak długo można o kimś myśleć? Nie wiedziała tego jeszcze, lecz gdy tylko głos zza drzwi doszedł do uszu, przewróciła oczami i odezwała się spokojnie.

— O co chodzi?

— Przyszedł gość do panienki... Twierdzi, że byliście umówieni.

Brwi się zmarszczyły, a przez myśl przeszło, że może los wysłuchał jej żali. A co najgorsze! Na założenie całej sukni nie było czasu. Wzięła więc sam materiał, który oklapnięty sięgał do ziemi i na bosych stopach wyleciała z pokoju, aż się kurzyło. Daleko jej było do przykładnej damy, lecz dopóki nie miała ona zbytniej styczności z innymi ludźmi, jej ojcu to nie przeszkadzało. Wyleciała z pokoju, jakby ptak z gniazda gnając przez moment do przybyszów. Wnet jednak zatrzymała się, bo przecież klasę wciąż utrzymać trzeba było, a z racji, że sukienka do ziemi, to można krzywdę sobie zrobić. Zwolniła kroki przy służbie, a widok, jaki zastała niemal zmiótł z bosych nóg. Podczas gdy ona wyglądała, jakby kopciuch co ledwo co pracę skończył, a kilka metrów przed Vanitas stał i kroczył ku niej. Oddech zamarł w piersi, a usta uchyliły się nieznacznie.

— Miło mi poznać panienkę — rzekł, a chwilę później pochwycił w swe dłonie tę jej — Czy zechce mi zdradzić swą godność?

Lica stały się w mig czerwone, jakby piwonie. Wargi zadrżały, a siedząca w wielkim pokoju róża w wazonie, która skalana była szkarłatem, niemal uderzyła w serce, sygnalizując Y/N, że miłość jej sama do drzwi zapukała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro