Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🥀~Rozdział 9~🥀

🥀~Wypadek~🥀

Perspektywa Dylana

  Uśmiechnąłem się, kiedy wysunąłem się na przód, chociaż jechałem z zawrotną prędkością to co chwila sprawdzałem czy nic na mnie nie spada. Gdzieś zauważyłem Harley, ale nie zawracałem sobie tym głowy. Wjechałem w leśną drogę, gdy nagle musiałem gwałtownie za hamować. Przede mną jeden z zawodników leżał przygnieciony przez drzewo. Byłem w stu precentowo pewny, że to nie był zwykły wypadek.

Podjechałem do niego, po czym zsiadłem z motoru. Byłem powoli na pierwszej pozycji, ale mogło w każdej chwili się to zmienić. Nagle ktoś zaczął jechać w naszą stronę. Przełknęłem ślinę i spojrzałem w stronę dziewczyny.

— Na co czekasz? Pomóż mu?! — krzyknęła, kiedy podbiegła do mnie i rzuciła się w stronę mężczyzny.

— Przecież on nic dla mnie nie znaczy, zaraz przyjedzie karetka — wyznałem, po czym powoli chciałem wracać na sprzęt.

— Błagam, sama tego nie podniosę. Dobrze wiesz, że nikt po niego nie wróci. Jeśli mu nie pomożemy to dostanie hipotermi. Wiem, że mnie nienawidzisz, ale pomóż — wylkała.

Zacisnąłem dłonie w pieści, po czym zacząłem rozglądać się za kijem. Musiałem zadzwonić po karetkę. Sami nic nie zrobimy. Może drzewo nie było wyrośnięte, ale nadal miało swoją wagę.
Złapałem za konory, po czym ruszyłem w ich stronę.

— Masz, kiedy powiem już, zaczniesz przechylać, tyle ile masz siły — wyznałem, po czym spojrzałem na dziewczynę. Zachowywała się jak w amoku. — Już!

Razem zaczęliśmy używać siły, ale drzewo jak na złość nie chciało współpracować. Może dopiero po kilku minutach przesunęło się o centymetr.

— Nie damy radę, mogę zadzwonić po pomoc — powiedziałem, po czym złapałem za telefon.

— Musi być jakiś sposób — wyszeptała i kucnęła obok mężczyzny.

— Nie zbawisz całego świata. Pogotowie zaraz będzie. Najważniejsze, że puls jest wyczuwalny — powiedziałem, po czym zacząłem odchodzić. Jeśli teraz wyruszę jeszcze zdążę.

—Poczekaj... — zaczęła, po czym złapała mnie za nadgarstek.

— Harley, słuchaj. Moja cierpliwość do ciebie zaczyna się kończyć. Zrobiłem co mogłem. Daj mi święty spokój, ogarnij się — warknąłem.

— Dziękuję, dziękuję, że próbowałeś — wyszeptała, a ja zmarszczyłem brwi. W odpowiedzi kiwnąłem głową, po czym wsiadłem na motor.

Odpaliłem silnik i ruszyłem do przodu. Musiałem nadrobić kilometry. Jednak, gdy przejechałem może tak z trzydzieści metrów zobaczyłem bramki. Zatrzymałem się przed nimi, po czym westchnąłem.

— O co chodzi chłopaki? — zapytałem, ściągać znów kask.

— Dalej musisz jechać z kimś. Zasady się zmieniły. Organizatorzy postanowili, że teraz trzeba postawić na współpracy — powiedział jeden, a ja wytrzeszczyłem oczy.

— To są jakieś jaja, tak? — zapytałem. Nie mogłem w ro wszystko uwierzyć.

— Ten kto teraz przyjedzie będzie twoim kompanem — powiedział, a ja się odwróciłem.
Modliłem się w duchu, żeby to był Pete. Przecież nie jechał daleko ode mnie.

Jednak los postanowił znów że mnie za kpić...

***************
Witajcie kochani
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo bardzo dziękuję za czytanie i dawanie gwiazdeczek ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro