Twenty six - „𝒮𝒽𝓇𝑒𝓀 𝒶𝓃𝒹 ℱ𝒾𝑜𝓃𝒶"
♕
W stolicy zapanował ponury nastrój, a może to tylko mój nastrój udzielił się innym?
Tego nie byłam w stanie ustalić, ale jedno było pewne. Coś się ze mną działo.
Każdy dzień zaczynał być cięższy od drugiego, nawet praca nie sprawiała mi już takiej przyjemności. Być może było to spowodowane kolejną rozłąką z księciem?
Jeongguk musiał opuścić kraj wraz z ojcem i wyjechać do Stanów Zjednoczonych. Podobno to ważna sprawa państwowa. Nie wnikałam w szczegóły, i tak byłam pewna, że nie mógłby mi ich ujawnić.
W każdym razie dotarło do mnie jakiego sensu nabrało moje życie kiedy przebywałam z ciemnowłosym.
Do tego stopnia go potrzebowałam, że gdy go nie było czułam jakbym nie umiała bez niego żyć.
Zbliżały się moje dwudzieste drugie urodziny, co tylko podsycało moje złe nastawienie. Dotychczas spędzałam je z panią Kim, a wcześniej z mamą.
Teraz nie byłam pewna czy znajdę nawet czas by pojechać na prowincję w najbliższym czasie.
Prawdę mówiąc, tonęłam w papierkowej robocie przez moje rozkojarzenie.
Drastycznie spadła moja wydajność, co zauważył nawet Sehun.
Skąd wiedziałam?
Mężczyzna dyskretnie sprawdzał co godzinę jak się czuje, doszukując się powodu mojego nieróbstwa.
A powód znajdował się w Waszyngtonie, siedząc przy stole z prezydentem i kompletnie nie zdając sobie sprawy z tego jaki bałagan po sobie zostawił.
Cóż, nie sposób go winić. Przecież doskonale wiedziałam, że ta relacja nie ma prawa istnieć. Przecież to książę, przyszły król. I tak mogę być wdzięczna za szansę poznania go, jaką otrzymałam.
Był człowiekiem zbyt dobrym, zbyt wrażliwym by był prawdziwy. By mógł być u mego boku.
W niewielkim gabinecie rozległo się pukanie do drzwi. Podniosłam leniwie wzrok znad tekstu, mrucząc ciche „proszę".
Do pomieszczenia weszła Hye jin.
– Chaeyoung.. Sehun pyta się czy wybierzesz się z nami na obiad. – wyglądała na mocno zakłopotaną. Chyba nie chciała mi przeszkadzać.
Prawdę mówiąc, nie chciałam nigdzie iść, ale błagalne spojrzenie dziewczyny ścisnęło mnie za serce. Dodatkowo nasilający się głód ścisnął mój żołądek, zmuszając mnie do podjęcia decyzji.
Już po kilkunastu minutach wędrówki wśród zatłoczonych ulic wraz z innymi pracownikami dotarliśmy do znanej knajpki. Po zajęciu miejsc, zamówiliśmy swoje posiłki.
Wsłuchiwałam się mimowolnie w opowiadania reszty moich towarzyszy, ale duchem byłam gdzie indziej.
Sehun zdążył to dostrzec, a jego ojcowska natura przejęła kontrolę.
– Chaeyoung. – szepnął, nachylając się do mnie tak by nikt inny go nie usłyszał. Jego ton przybrał troskliwą barwę. Byłam w stu procentach pewna, że chłopak się o mnie martwił. Spojrzałam tylko na niego pytająco. – Coś się dzieje? – spytał poważnie, a do moich uszu dotarł głos prezenterki prowadzącej wiadomości. Szybko wzrokiem odnalazłam źródło kobiecego głosu i wsłuchałam się w niego, jednocześnie ignorując pytanie ciemnowłosego.
Książe Jeon Jeongguk, wraz z królem Jeonem Hun-Ho spotkali się w przedwczoraj z prezydentem Stanów Zjednoczonych. Jak mówi król: "To idealna okazja by przygotować mojego syna na przejęcie tronu, które i tak kiedyś go czeka. Nie mogłaby się nadarzyć lepsza okazja ku temu, jak poznanie tak ważnej osoby i dbanie o stosunki ze Stanami."
Na ekranie pojawił się Jeongguk ze swoim ojcem, witający prezydenta u progu białego domu. Subtelne uściski dłoni i krótkie przywitania, w obstawie wojska salutującego na cześć przybytych koronowanych głów. Nagle zaszumiało mi w uszach, i ponownie wróciłam myślami do rzeczywistości. Sehun szarpnął delikatnie za moje ramie, aby zwrócić moją uwagę.
– Wszystko w porządku, trochę się zamyśliłam. – odparłam krótko, i zwięźle. Lecz mało przekonująco jak dla niego. Wiedziałam, że tak tego nie zostawi, że będzie drążył dalej, szukając odpowiedzi czy usprawiedliwienia na moje dziwne zachowanie.
Zjedliśmy w ciszy i powoli wracaliśmy do biura. Zdawało się jakby wszystkim udzielił się mój melancholijny nastrój. Jedyne co mi pozostało to zatracenie się w wirze pracy. Tak jak pomyślałam tak zrobiłam i po powrocie do budynku zabrałam się za wszystko co leżało na biurku i zalegało od paru dni. Tak pochłonęłam się tym wszystkim, że nim się obejrzałam stolicę pochłonął mrok. Było grubo po północy, a w budynku panowała porażająca cisza.
Nareszcie udało mi się zredagować i wybrać najlepsze teksty. Przygotowane w teczkach dokumenty zamierzałam dostarczyć do gabinetu Sehuna. Dostrzegłam uchylone drzwi. Mężczyzna wciąż pracował. Zapukałam delikatnie, wślizgując się po cichu do środka. Ciemny wzrok chłopaka przeniósł się z ekranu komputera na moją postać.
– Wybacz, że przeszkadzam. Ja tylko chciałam ci dostarczyć zaległe dokumenty. – położyłam teczki na rogu biurka. Gdy już miałam wychodzić, zatrzymałam się na chwilę i pomyślałam, że należą się mojemu szefowi małe wyjaśnienia. Tylko co powiem? "Przepraszam, że ostatnio jestem nieco rozkojarzona? To przez to, że ukrywam moją nieokreśloną relację z następcą koreańskiego tronu i to spędza mi sen z powiek?" Nie. To nie wchodziło w grę. Musiałam znaleźć inne wytłumaczenie. Źle mi było z tym, że musiałam to ukrywać. Zwłaszcza przed moim szefem i przyjacielem jednocześnie. Jednak, czy miałam jakiekolwiek inne wyjście? Powiedzenie prawdy nie mogło być przeze mnie brane pod uwagę. – Sehun.. ja chciałam cię przeprosić. Wiem, że ostatnio zachowuje się inaczej. Po prostu.. mam sporo na głowie. – odparłam starając się odsunąć od kłamstwa jak najdalej. Wiedziałam, że gdy zapyta o konkretną przyczynę nie będę miała za wiele czasu na namyślenie. Dlatego tą gadką kupiłam sobie trochę czasu.
Mężczyzna odsunął się nieco od biurka i wstał z krzesła, podchodząc do mnie. Górował nade mną wzrostem, wobec czego poczułam się jeszcze bardziej żałośnie pod ciężarem kłamstwa, które będzie musiało wypłynąć niebawem z moich ust.
– Chaeyoung. Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć, prawda? Myślałem, że możemy sobie ufać. – to co powiedział całkowicie zbiło mnie z tropu. Jego świdrujące spojrzenie nie dawało spokoju, a narastające poczucie winy stawało się coraz bardziej przygnębiające.
On sądzi, że mu nie ufam.
– Bo możemy, ufam ci. Jesteś moim przyjacielem, wyciągnąłeś mnie z bagna wtedy kiedy tego potrzebowałam. Znalazłeś mnie w najgorszym momencie mojego życia i sprawiłeś, że mam pracę i dach nad głową. Prawdę mówiąc, wszystko co mam zawdzięczam właśnie tobie. – mówiłam szczerze, utrzymując z nim kontakt wzrokowy.
– Nie masz pojęcia jak ciężko mi się patrzy na to co się z tobą dzieje. Nie jestem ślepy. Widzę, że coś przeżywasz, a ja nie mam pojęcia jak ci pomóc. Nie dajesz mi nawet szansy. – poczułam jak łapie mnie za rękę. Delikatnie objął swoimi palcami moją dłoń, nieco muskając kciukiem jej wierzch. Ten niby nieznaczący gest, rozczulił mnie do tego stopnia, że miałam ochotę zanieść się szlochem i zatopić w jego ramionach.
– Przepraszam. Nie mogę ci powiedzieć, ale uwierz mi. Gdybym tylko mogła, to byłbyś pierwszą osobą, która by się o tym dowiedziała. Ze swojej strony mogę ci tylko obiecać, że mój nastrój już nie będzie wpływał na pracę. – powoli się wycofałam do tyłu, zwiększając dystans między nami. W oczach chłopaka rósł żal i zawód. – Jutro popracuję w domu. Wszystko prześlę ci do końca dnia na maila. – dokończyłam, kierując się w stronę wyjścia.
– To jakiś chłopak, prawda? – stanęłam w miejscu, niczym porażona prądem. Skąd wiedział? – Ktoś zawrócił ci w głowie? – pytanie to wisiało w powietrzu bez odpowiedzi. Chłopak podszedł do mnie szybkim krokiem, odwracając mnie w swoją stronę. Nie wiedziałam co wyraża jego twarz, ale nie było to już dłużej współczucie. Nie, to było coś innego. – Do cholery, jak ślepa musisz być by tego nie widzieć? – zmarszczył brwi, a ja nie wiedziałam co powiedzieć.
– Nie widzieć, czego? – wydukałam w końcu, obserwując dokładnie jego poczynania.
– Myślisz, że dlaczego czasami siedzę do późna? Zazwyczaj wyrabiam się ze swoją pracą do osiemnastej. Jednak nie raz siedzę do pierwszej po to, by odciążyć ciebie. – mówił, obserwując mój coraz to bardziej zszokowany wyraz twarzy. – Myślisz, że kto nakrył cię kocem kiedy zasnęłaś w środku nocy starając się zatracić w pracy tydzień temu? Płacę także połowę twojego czynszu, byś nie musiała dobierać dodatkowej pracy. – przełknęłam ślinę, wpatrując się w niego z niedowierzaniem.
– Ale przecież umówiłam się z twoim znajomym...
– Spotkałem się z nim niedawno i wspomniał o podwyżce czynszu. Zainteresowanie mieszkaniami w Seulu rośnie, dlatego wszyscy podwyższają czynsze chcąc na tym zarobić. Dogadałem się z nim, że ja mu będę płacił by na ciebie nie zrzucać tego problemu.
– Ale.. ja nic nie rozumiem. Dlaczego to zrobiłeś?
– Zrobiłem to, bo widziałem jak ciężko pracujesz. I wiedziałem, że ta podwyżka to byłoby za dużo. To byłby kolejny problem. Widziałem jak zadowolona jesteś z tej pracy, jak bardzo się cieszysz, bo wszystko zaczyna się układać. – jego wzrok powędrował na parę sekund gdzieś indziej, obierając sobie za cel jakiś punkt na ścianie, by po chwili wrócić na moją pełną różnych emocji twarz. – I zrobiłem to, bo mi się podobasz. – mogłam śmiało powiedzieć, że on w tym momencie się na mnie nie patrzył. On pożerał mnie wzrokiem. Kawałek, po kawałku.
W pewnym momencie w przypływie odwagi poderwał się z miejsca, zmniejszając jeszcze drastyczniej dzielącą nas odległość i przylgnął do moich ust. Jego obie dłonie odnalazły miejsce na moich rozgrzanych policzkach, a moje serce na ułamek sekundy zamarło.
Ophelia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro