Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Twenty seven - „𝒞𝒽𝒶𝓃𝑒𝓁 𝒷𝒶𝑔 𝒾𝓈 𝓃𝑜𝓉 𝑒𝓃𝑜𝓊𝑔𝒽"











  Powietrze w pomieszczeniu nagle zgęstniało, zamykając nas w swoim uścisku. Zamarłam w bezruchu, gdy wargi przyjaciela znalazły się na moich, nie wiedząc co zrobić. Odepchnąć go i spoliczkować? Czy odepchnąć i spróbować porozmawiać?
A może po prostu uciec?
Nagle odzyskałam pełnię rozumu i opierając dłonie na jego klatce piersiowej, odsunęłam go od siebie.
Trzymając dystans wpatrywałam się w niego z szokiem wymalowanym na twarzy. Przecież byliśmy przyjaciółmi, nie spodziewałam się tego. A być może nie zauważyłam znaków jakie mi dawał, bo byłam zbyt zapatrzona w kogoś innego? Możliwe. Jednak niezaprzeczalnie miałam mętlik w głowie.

Sehun to dobry chłopak. Pomógł mi odnaleźć się w stolicy, gdy byłam zagubiona i zrozpaczona. Gdy nie miałam nadziei na lepsze jutro wyciągnął do mnie rękę i pomógł mi ze wszystkim. Dał mi pracę, załatwił mieszkanie, a nawet zaoferował wspaniałą przyjaźń i otoczył mnie opieką, której bardzo potrzebowałam. Miałam w nim oparcie, a teraz nagle to wszystko co budowaliśmy runęło mi na głowę.

– Sehun. Ja.. nie wiem co powiedzieć. Nigdy bym nie sądziła, że.. cokolwiek do mnie poczujesz. – wydusiłam z siebie, przerywając niezręczną ciszę jaka zapanowała po przerwaniu przeze mnie pocałunku.

– Więc.. jest ktoś inny, tak? – chłopak zmienił postawę. Teraz brzmiał nieco oskarżycielsko, co podkreślały skrzyżowane na piersi ręce.

– Właściwie to tak.. – starałam się unikać kontaktu wzrokowego jak tylko mogłam. Naprawdę marzyłam o tym by stamtąd wyjść. Niczego innego chyba tak bardzo nie pragnęłam, jak opuścić ten cholerny budynek.

– Spoźniłem się? On był pierwszy? – dopytywał, nie dając za wygraną.

– Poznałam go już zanim zaczęłam tu pracować. – wyznałam, starając się go zbyć. Na próżno, miałam wrażenie, że to jeszcze bardziej go nakręciło.

– Czym się zajmuje?

– Sehun. – spojrzałam na niego. – To naprawdę nieistotne. Wybacz, że nie odwzajemniam twoich uczuć, ale traktuję cię jako przyjaciela. Tylko i wyłącznie.
I nie sądzę by kiedykolwiek miało się to zmienić. Więc albo to zaakceptujesz.. albo będziesz musiał mnie zwolnić. – odparłam, przypominając sobie jak skończyła się moja poprzednia praca z przyjacielem. Również zostałam zwolniona, bez krzty współczucia i skruchy. Po prostu zostałam pozostawiona sama sobie. Zatem nic gorszego nie mogło mnie już spotkać.

– Żartujesz sobie? Nie mógłbym cię zwolnić. Przyjaźnimy się. Może i nie jest mi na rękę to, że dałaś mi kosza, ale zdarza się. – wzruszył ramionami, pokazując, że jest w stanie to przyjąć na klatę. Spojrzałam na niego upewniając się czy mówi prawdę. Ciężko było stwierdzić, jednak mi również na rękę nie było zmienianie pracy.

– Cieszę się. W takim razie będę się zbierać.. tak jak mówiłam na razie będę pracować z domu. – miałam zamiar poczekać aż napięcie między nami zniknie, a chłopak przemyśli sobie wszystko i podejdzie do tego „na chłodno".

– Nie. Proszę.. tylko mnie nie unikaj, Chaeyoung. Wiem, że zachowałem się niestosownie. Nie chce by to wpłynęło na nasze stosunki. – podszedł do mnie ze skruchą w spojrzeniu. Jednak widząc, że lekko się cofnęłam on również to zrobił, dając mi więcej przestrzeni. Podziękowałam mu w duchu za uszanowanie granicy, jaką wyznaczyłam.

– Dobrze. Obiecuję, że od poniedziałku wrócę. Do tego czasu lepiej będzie jak nie będziemy się widywać. – widziałam jak smutno wyglądał. Miałam ochotę dodać mu otuchy, jednak to co między nami zaszło nie pozwoliło mi tego zrobić.

Wychodząc z budynku dotarło do mnie, że minie jeszcze trochę czasu zanim nasze relacje wrócą do normy. O ile w ogóle tak się stanie. W końcu to było ostatnie czego się spodziewałam.

Czując na skórze chłodne powietrze i uliczny zgiełk zrobiło mi się lepiej. Wiatr rozwiał moje włosy na boki, dając wyśnioną ulgę moim gorącym policzkom.
Telefon w tylnej kieszeni moich spodni zawibrował informując o przychodzącym połączeniu.

Gdy na wyswietlaczu dostrzegłam jego imię zrobiło mi się gorąco. Uderzyła we mnie jego niespodziewana fala, kontrastując z zimnym seulskim klimatem.

Zauważyłam nawet, że wstrzymywałam oddech. Czy ja naprawdę zamierzałam dawać tak ze sobą pogrywać? Cóż to była kwestia do przemyślenia, jednak po tym jak mój palec nie konsultując tego ze mną odebrał połączenie nie miałam na to zbyt wiele czasu.

– Chaeyoung. Tak dobrze cię słyszeć. – usłyszałam jego głos z słuchawki. Wyrażał ulgę i może odrobinę tęsknoty? Ale brzmiał na szczęśliwego.

– Jaki jest prezydent? – bez przywitania zmieniłam temat w obawie przed tym, że zapyta co u mnie. Wtedy nie wiedziałabym co powiedzieć, a przed nim jestem słaba w ukrywaniu emocji.

– Hmm.. – najwidoczniej moje pytanie trochę zbiło go z tropu. – taki jak reszta prezydentów. Czyli bardzo formalny, trzymający się reguł i o dziwo zasad protokołu. Jako jedyny chyba go dokładnie przeczytał i nie popełnił tego samego błędu przy przywitaniu co reszta. Zastanawia mnie tylko dlaczego o to pytasz. Aż tak bardzo cię interesuje to jaki on jest? – jego nieco ironiczny ton dotarł do moich uszu.

– Tak. Dokładnie. – cholera, nie wiedziałam co powiedzieć.

– Coś się stało. – bardziej stwierdził niż zapytał, utwierdzając mnie w tym, że jest coraz lepszy w rozczytywaniu moich emocji. Nawet na odległość. Czyta ze mnie jak z otwartej książki.

– Nic takiego. – westchnęłam przeciągle. – Po prostu.. chyba za tobą tęsknie. – wyznałam częściowo prawdę. Tą, która nie wyprowadziłoby go z równowagi. Wybrałam po prostu mniejsze zło.

– Chyba? – drażnił się ze mną. Przewróciłam oczami, mając doskonale świadomość tego, że gdyby tu był nie umknęłoby to jego uwadze.
– Ja za tobą też. I nie chyba, tylko na pewno. To trudne. Nie lubię być daleko od ciebie. – jego słowa łechtały moje zranione serce, sprawiając, że czułam jeszcze większą ochotę na to by mu powiedzieć jak bardzo chcę by teraz był obok.

– Nawet nie wiesz jak bardzo.. – wyszeptałam, pociągając nosem. Na zewnątrz robiło się coraz chłodniej z uwagi na późną porę.

– Płaczesz? – spytał ze zmartwieniem w głosie.

Jego troska była taka rozczulająca. Czułam jak moje serce topnieje.

– Nie. Jest trochę chłodno, a ja wracam do domu. Chwilowy katar, nic takiego. – wyjaśniłam krótko.

– Martwię się o twoje zdrowie. Masz być zdrowa kiedy wrócę, i gotowa na spotkanie ze mną. – powiedział podkreślając ostatnie słowa.

– Ja zawsze jestem gotowa na spotkanie z tobą. – odparłam z przekonaniem, jednak nieco sarkastycznie.

– Tak? To świetnie się składa. – usłyszałam głos dobiegający zza pleców. Spojrzałam na przerwane połączenie wyświetlające się na ekranie. Paraliż dotknął moich stóp, a rozum uciekł tym samym autobusem co język. Odwróciłam się ledwo, stając twarzą w twarz z ciemnowłosym.
– Wszystkiego najlepszego, Chaeyoung. – chłopak stał przede mną w czapce z daszkiem, ubrany w płaszcz, z bukietem białych róż w dłoniach. No tak, już po północy. Oficjalnie ukończyłam dwadzieścia dwa lata.

– Ja.. skąd ty się tu wziąłeś.. – wydukałam z ledwością odnajdując właściwe słowa.

– Po spotkaniu z prezydentem powiedziałem ojcu, że mam coś bardzo ważnego do załatwienia. Nawet nie protestował gdy powiedziałem mu, że chodzi o dziewczynę. Miałem zostać jeszcze parę dni, ale są rzeczy ważne i ważniejsze. – odparł pogłębiając mój szok. – No, przytulisz mnie w końcu czy będziesz tak stała do jutra? – ignorując jego sarkastyczne pytanie, podbiegłam do niego, wtulając się w jego ciało. Oczy mimowolnie zaszły mi łzami, dlatego bardziej schowałam twarz w jego klatce piersiowej. On tylko wyciągnął dłoń, obejmując mnie i bardziej przyciskając do swojego pokrytego mięśniami torsu. Delikatnie gładził po włosach, powodując motylki w moim brzuchu. Z resztą nie pierwszy i nie ostatni raz.

– Powiedziałeś swojemu ojcu o mnie? – wyszeptałam, powoli podnosząc głowę.

– Mhm. – odgarnął pasmo moich włosów za ucho, gładząc kciukiem mój policzek.

To zwykłe „Mhm" sprawiło, że kolejny raz powłoka łez pokryła moje oczy.

To „Mhm" dodało mi nadziei.

– Chodźmy razem do domu.



Ophelia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro