Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Twenty five - „𝒞𝓇𝓊e𝓁 𝓌o𝓇𝓁𝒹"









  Po owym zdarzeniu w sklepie poprosiłam Jeongguka by wysadził mnie pod mieszkaniem i zostawił samą. Było mi przed nim wstyd, ale również przede wszystkim przed samą sobą, że musiał interweniować by ktokolwiek się mną przejął i najzwyczajniej w świecie przeprosił.

Chłopak wyraźnie się martwił, ale zapewniłam go, że wszystko jest w porządku, a moje zachowanie spowodowane jest zwykłym bólem głowy i chciałabym się przespać. Oczywiście wątpiłam, że to kupił. Nie był głupi, ale uszanował moją prośbę i odjechał, wcześniej cmokając mnie czule w skroń.

Gdy weszłam do mieszkania, wzięłam większą torebkę, do której spakowałam prezenty, które wcześniej kupiłam dla pani Kim. Skoro wciąż mam dzień wolny to pojadę na prowincję i złożę jej wizytę. Kobieta musiała być samotna, jej syn jej nie odwiedza, a ja również wyjechałam i obiecałam, że będę często przyjeżdżać. Wyglądało na to, że ja również nie mogłam dotrzymać obietnicy.

Wkrótce znalazłam się już w autobusie na prowincję. Powrót tam powinien mi dobrze zrobić. Tęskniłam za tymi ludźmi, byli dla mnie jak rodzina. Cała społeczność była zjednoczona i zgodna, nie to co w stolicy. Co rusz spotykało się kogoś nowego, na każdym kroku, a ludzie i ich maniery.. Cóż można powiedzieć, że one nie istniały. Niektórzy zachowywali się jakby byli panami świata i wszystko było im wolno. Takie zachowanie zawsze łatwo wyprowadzało mnie z równowagi.

Po upływie około dwóch i pół godziny wysiadłam nareszcie prostując nogi. Wzięłam głęboki oddech, wpuszczając do płuc świeże morskie powietrze. Miła odmiana w porównaniu do zanieczyszczenia w stolicy. Delektowałam się błogą ciszą, idąc powolnym krokiem w kierunku domku starszej kobiety. Pozbawiony zgiełku i hałasu świat wydawał się być taki beztroski. Jednak miasto też miało w tym wszystkim swój urok. Hałaśliwy i czasami nawet podły, ale urok.

Gdy dotarłam do bramy, zobaczyłam, że ta jest otwarta. Przez chwilę do głowy przyszedł mi najgorszy możliwy scenariusz, ale uspokoiłam się gdy tylko do moich uszu dobiegł szczęśliwy głos kobiety.

Weszłam na niewielki ogródek, gdzie przy stoliku siedziała owa staruszka w towarzystwie swoich dwóch koleżanek.
Gdy tylko kobiety mnie dostrzegły uśmiech rozświetlił ich twarze, a zmarszczki bardziej się uwypukliły. Jednak to było nieistotne, gdyż one świadczyły nie tylko o starości, ale także o szczerości ich uśmiechu.

– Chaeyoung! – podbiegłam do kobiety, odkładając torby na posadzkę i zamknęłam ją w uścisku.
– Przyjechałaś! Nawet nie wiesz jak się cieszę, właśnie o tobie mówiłyśmy.. – czułam jak staruszka klepie mnie z troską po plecach.

Już po paru minutach siedziałam z nimi przy stole, zajadając domowe wyroby, które wcisnęła we mnie pani Kim.
– Doprawdy! Jesteś taka zapracowana, a i tak znalazłaś czas dla starej kobiety..

– Pani Kim nie mogła cię wychwalić. Mówi ciągle jaka jesteś zaradna i pracowita. Taka wnuczka to skarb. Zazdrościmy jej. – zamarłam słysząc słowo „wnuczka" z ust koleżanki pani Kim. Spojrzałam na nią. Miała zmieszany wyraz twarzy, i widziałam jak otwiera usta by poprawić kobietę jednak położyłam swoją dłoń na jej powstrzymując ją przed tym. Posłałam jej ciepły uśmiech, zapewniając, że wszystko jest w porządku. Właściwie to bardzo mnie rozczuliło.

– To prawda! Mój wnuk nic tylko żeruje na mojej emeryturze i ani mu się śni znaleźć porządnej pracy! – narzekała pani Kang.

– Opowiadaj jak jest w stolicy. – klepnęła mnie w ramię jedna z nich, zachęcając do mówienia.

– Właściwie to.. – zanim przeszłam do mówienia o tym jak okropnie jest w stolicy i jacy próżni są ludzie, spojrzałam na panią Kim. Jej ciemne oczy wpatrywały się we mnie z nadzieją na usłyszenie samych dobrych rzeczy i o tym jak fantastycznie mi się wiedzie w nowym miejscu.
Nie chciałam jej martwić. Czuła się za mnie odpowiedzialna i wiedziałam, że będzie się niepotrzebnie zadręczała.

– W Seulu jest świetnie. Żałuję, że nie pojechałam tam wcześniej. Ludzie są tacy otwarci i mili. Jednak nie dorównują tym z prowincji.. – wydusiłam z siebie . trudem. Pani Kim przyglądała mi się z dokładnością. Przez chwilę nawet zaczęłam się obawiać, że mnie przejrzała i wie, że kłamię. Jednak szybko się uspokoiłam widząc szczery uśmiech na jej twarzy.

Nim się obejrzałam na zewnątrz zrobiło się chłodniej, a morski powiew wiatru omiótł moje ramiona. Było już późno, a na zewnątrz się ściemniało.

– No, czas na mnie. – uśmiechnęłam się nieco, wstając od stołu.

– Taka szkoda. – powiedziała jedna z sąsiadek pani Kim.

– Racja. Powinnaś odwiedzać babcie częściej. Zobacz jak się cieszy na twój widok. – dopowiedziała druga, otrzymując kuksańca od wspomnianej przed sekundą staruszki.

– Nie zawracaj jej głowy. Ciężko pracuje, żeby utrzymać się w stolicy. Nawet nie masz pojęcia jak tam drogo. Poza tym jest młoda i ma swoje życie, nie może stale spędzać czasu ze mną. – zganiła swoją rówieśniczkę.

– Postaram się przyjeżdżać jak najczęściej, obiecuję. – ucałowałam kobietę w policzek na pożegnanie, żegnając także pozostałe dwie kobiety i ruszyłam powolnym krokiem przed siebie.

Przechadzka na przystanek zajęła mi jakieś piętnaście minut, wzdłuż promenady. Poczułam lekki dreszcz i gęsią skórkę, która pokryła moje ręce jak i nogi przez zimny wiatr. Telefon zabrzęczał w tylnej kieszeni moich spodni, jednak byłam teraz zbyt pogrążona we własnych myślach aby się tym przejąć.

Dopiero w autobusie odkryłam, że mam nieodebrane połączenie od Jeona.
Nagle moje serce się ścisnęło, przypomniał mi o tym, że kiedy wrócę znowu będziemy się ukrywać.
Bolało mnie, że musieliśmy to robić.
Nie wiem co bardziej. To, że byliśmy zmuszeni do ukrywania swoich uczuć, czy to, że uświadamiam sobie, to że się w nim zakochuje. Czułam, że z każdym dniem moja relacja z ciemnowłosym staje się silniejsza.

Przypomniała mi się sytuacja ze sklepu. To w jaki sposób mnie bronił i zażądał przeprosin od tej zarozumiałej ekspedientki. Zrozumiałam jak wielki Jeon ma wpływ na ludzi, jak wiele może i jak ważnym jest człowiekiem.
Dla niego choćby jedna plotka była narażeniem jego nieskazitelnej reputacji.
A na to jako przyszły król Korei definitywnie nie mógł sobie pozwolić.
Nie byłam pewna, czy jestem w stanie temu podołać.

Nieodwołalnie czułam coś do niego. I z pewnością było to uczucie rosnące na sile z każdym kolejnym dniem. Jednak czy jest na tyle silne by zdołało przebić się przez moje obawy i uprzedzenia? Zdołać pokonać wszystkie przeszkody i przeciwności?

Zastanawiałam się nad tym jadąc windą do mojego mieszkania. Gdy się zatrzymała, podeszłam do drzwi omal się o coś nie potykając.

Zobaczyłam biały karton z czarną, smukłą wstążką. Instynktownie rozejrzałam się dookoła, i weszłam z pakunkiem do środka. Gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi weszłam w głąb mieszkania, wyparowując tajemniczą paczkę.

Pociągnęłam za oba końce wstążeczki, odkładając ją na bok i uniosłam wieko kartonu. Cokolwiek było w środku, było zawinięte w papier, a na wierzchu znajdowała się karteczka z moim imieniem.

Na jej odwrocie było napisane:

Proszę przyjmij ten prezent na dowód mojej wdzięczności. Oh moja Fiono.

Twój Shrek.

Parsknęłam śmiechem, nie mając pojęcia co znajdę w środku. Zaspokajając swoją narastającą ciekawość odwinęłam pakunek z papieru i oniemiałam.

To była moja wyśniona torebka ze sklepu w białym kolorze.



Ophelia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro