Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

One - „𝒫𝓇𝒾𝓃𝒸𝑒 𝒞𝒽𝒶𝓇𝓂𝒾𝓃𝑔"




                                     ♕

  – Chaeyoung! – usłyszałam wołanie pani Kim, z drugiego końca ulicy. Była to kobieta w podeszłym wieku, zawsze schludnie ubrana, z klasą i często będąca w potrzebie. Czasem potrzebuje zrobić zakupy, albo by ktoś poszedł z nią do lekarza, czy odkręcił słoik z konfiturą. I wtedy przydaje się ja.

W każdym razie jest to bardzo ciepła i życzliwa osoba. Jest dla mnie jak babcia, spędzamy razem co drugi weekend rozwiązując krzyżówki lub oglądając jej ulubiony serial w telewizji.

Upewniłam się, że żaden samochód nie przejedzie w najbliższym czasie przez ulicę i przez nią przeszłam pospiesznym krokiem, poprawiając materiałową torbę na ramieniu.

– Tak, pani Kim? Mogę w czymś pomóc? – uśmiechnęłam się serdecznie.

– Och, cóż. Mogę ci zająć chwilkę? – zapytała chrapliwym głosem, przygładzając swojego niesfornego koczka na tylnej części głowy.

– Oczywiście. – weszłyśmy do jej niewielkiego domu. Na wejściu zdjęłam buty, jak na koreańską kulturę przystało i zawiesiłam swoją torbę na wieszaku.

– W czym mogę pani pomóc? – spytałam, idąc za nią.

– Potrzebowałabym byś ściągnęła z górnej półki słoik kimchi. Coś mi przeskoczyło w plecach, i nie jestem w stanie po niego sięgnąć. – wskazała na szafkę nad lodówką. Weszłam na stołek i sięgnęłam po naczynie, podając je kobiecie.

– Proszę bardzo pani Kim. – zeszłam ze stołka, odstawiając go na miejsce.

– Kochana, jeszcze jedno. Miałabyś może chwilkę by skoczyć dla mnie do sklepu, po parę rzeczy? Zrobiłam listę.. – staruszka wyciągnęła z kieszeni swoich luźnych spodni, wymiętą kartkę papieru i mi ją dała.

– Oczywiście. Zrobię zakupy jak będę wracać od dzieciaków. – schowałam kartkę do tylnej kieszeni moich dżinsów.

– Wciąż do nich chodzisz? Obiecałaś mi, że przestaniesz.. rozmawiałyśmy o tym. – spojrzała na mnie pobłażliwie.

– Wiem, wiem.. – machnęłam ręką. – Ale nie jestem w stanie ich tak po prostu zostawić. Oni mnie potrzebują. – spuściłam wzrok na podłogę pokrytą starymi, drewnianymi, startymi w niektórych miejscach panelami.

– Całe miasto cię potrzebuje. My cię potrzebujemy. Co my byśmy bez ciebie zrobili, co perełko? – kobieta poklepała mnie pokrzepiająco po ramieniu.

– Ależ pani mi schlebia. Musi pani zaprzestać karmić moje ego, bo jeszcze w to uwierzę i zapragnę sięgnąć po więcej niż tylko ta mała prowincja. – zażartowałam, na co kobieta nagle spoważniała.

– Oczywiście, że musisz zacząć tak myśleć. Sięgaj dalej niż jakiekolwiek granice. Tego by chciała twoja mama. Odkąd się urodziłaś rozpowiadała wszystkim dookoła, że jej córeczka osiągnie wielki sukces i będzie zmieniać świat na lepsze. Tego by dla ciebie chciała. – palce kobiety zacisnęły się na moim szczupłym ramieniu.

– Dobrze. – spojrzałam na nią, mrugając kilkukrotnie i zerknęłam na zegarek na mojej dłoni. – Ojej, czas na mnie. – kobieta odprowadziła mnie do wyjścia, gdzie założyłam buty.

– Wpadnę po południu z zakupami dla pani. Do zobaczenia! – rzuciłam na odchodne, opuszczając skromny domek kobiety, udając się pospiesznie w stronę kawiarnii. Pracowałam tam do południa, a później odwiedzałam okoliczny dom dziecka. Zwykle chodziłam tam w
weekendy, by czytać dzieciakom i bawiłam się z nimi w różne zabawy w plenerze. Organizowaliśmy podchody, zabawy w chowanego, i skakaliśmy na skakance. Uwielbiałam spędzać z nimi czas, to miejsce miało też dla mnie dość duże znaczenie sentymentalne.

– A ty jak zwykle punktualnie, co do sekundy. Czy ty się kiedykolwiek spóźnisz, dziewczyno? – dobiegło do mnie żartobliwe pytanie Yoongiego, gdy tylko przekroczyłam próg lokalu.

– Nie sądzę byś mógł dożyć tego dnia. – odbiłam piłeczkę, łapiąc fartuch, który rzucił mi przez ladę chłopak.

Yoongi był dla mnie jak brat. Nasze matki były najlepszymi przyjaciółkami. Zaszły w ciąże w podobnym czasie, i wspólnie nas wychowywały. Dzięki temu zbudowała się między nami niezwykła i nierozerwalna więź.

– Jakie informacje na dziś, Min? – przemknęłam pod ladą, zaczynając realizowanie zamówień.

– Hmm.. od czego zacząć. Jimina wylali z następnej roboty, a ja skończyłem pisać piosenkę. – mówił, wycierając kubki.

– Która to już praca w tym miesiącu? Szósta? – zaśmiałam się, unosząc jedną brew.

– Niee. Szósta była w zeszłym miesiącu. Teraz nasz mały krasnal bije rekord, to już siódma. – parsknął śmiechem.

– Co do twojej nowej piosenki. Chętnie ją usłyszę. Może wpadniesz znów do domu dziecka ze mną po pracy i zechcesz im znów ją zagrać?

– Hmm.. No sam nie wiem.. – pokręcił głową w niepewności.

– No proszę cię.. poprzednim razem byli zachwyceni. Nie przyjmuję odmowy.

– No niech ci będzie, młoda. – rzucił we mnie mokrym ręcznikiem, który udało mi się przechwycić. Zmrużyłam oczy i pokręciłam głową z dezaprobatą.

***

– Właśnie. Zapomniałem ci powiedzieć o jeszcze jednym. Podobno dziś w naszym mieście ma być następca koreańskiego tronu. – rzucił, gdy wychodziliśmy z lokalu.

– Z dynastii Jeon? Ten następca, ten no wiesz.. – dopytałam, nie mogąc trafić kluczem do dziurki.

– Tak. Też w to nie mogłem uwierzyć. Podobno jest strasznie rozkapryszony, i król tuszuje wszystkie jego wyczyny. Pewnie przyjedzie tu się pokazać. Wiesz, że jest taki dobry, i wspiera mniejsze prowincje. Porobi fotki i wróci na królewskie salony. – w końcu udało mi się włożyć klucz i go przekręcić w zamku.

– Wszyscy uwielbiają króla, ciężko będzie mu dorównać. Skoro ten dzieciak jest taki to prędzej czy później dojdzie do buntu. Ludzie nie będą chcieli mieć za władcę kogoś takiego.  – rzuciłam chłopakowi pęk kluczy, następnie ruszyliśmy w stronę naszego celu.

Gdy dotarliśmy na miejsce Yoongi od razu poszedł zająć dzieciaki, a ja miałam wypakować pudła ze zbiórki odzieży. Było ich dość sporo, ale miałam zamiar się ze wszystkim szybko uporać i iść na wspólne zabawy w plenerze.

Wynosiłam pudła z samochodu dostawczego, zanosząc je do magazynu, gdzie sortowałam je według wieku i płci.
Podczas wynoszenia któregoś z rzędu opakowania, wpadłam na coś, pudło wypadło mi z dłoni, a jego zawartość rozsypała się na asfalt.

– Przepraszam. – usłyszałam niski głos. Uniosłam głowę by zobaczyć kto jest właścicielem tych słów. Przede mną stał wysoki, dobrze zbudowany młody mężczyzna, ubrany w białą koszulę i spodnie garniturowe. Ciemne oczy idealnie kontrastowały z pełnymi, pulchniutkimi, malinowymi, usteczkami, które zdobił malutki pieprzyk.

Musiałam przyznać, że uroda stojącego przede mną Koreańczyka robiła wrażenie.

Ciemnowłosy kucnął razem ze mną i zaczął pomagać mi w zbieraniu ubrań.

– Dziękuję. – posłałam mu lekki uśmiech, czując jego przeszywający wzrok na mojej twarzy.

– Pomóc ci z tym wszystkim? – wskazał na ułożone w stos pudła w otwartym pomieszczeniu. – spojrzałam na niego z niedowierzaniem.

– Cóż.. jeśli byś mógł. Byłoby świetnie, szybciej skończę. – szeroki uśmiech zagościł na mojej twarzy. Wstaliśmy i podeszliśmy do stołu, na którym leżały posegregowane ciuchy na stertach. – Układaj je kategoriami. – chłopak skinął głową, zabierając się od razu do pracy. Zaskoczyła mnie jego chęć pomocy, nie wyglądał na takiego, który mógłby pomagać innym. Zwykle nie oceniam ludzi po wyglądzie, ale ten chłopak był.. inny.

– Wiesz.. ludzie mogliby się od ciebie uczyć. – zaczęłam, podczas składania ubrań w kostkę.

– Tak sądzisz? – dopytał, spoglądając na mnie przelotnie.

Te oczy.

– Tak. Chociażby następca koreańskiego tronu. Miał się dziś podobno zjawić, ale pewnie jest zajęty wydawaniem rozkazów i poprawianiem korony na swojej książęcej główce. – zażartowałam, otwierając następne pudło.

– Tak się składa, że jest zajęty bezinteresowną pomocą innym. – zaprzestał swoich działań, unosząc jedną brew ku górze.

– Doprawdy? Więc niby gdzie jest, kiedy jest potrzebny tutaj, w domu dziecka? – prychnęłam sarkastycznie.

– Stoi przed tobą. – surowy ton przejął kontrolę nad głosem młodego mężczyzny, a mnie zamurowało.

– C-co?

– Dziś wyjątkowo korona została w domu, ale następnym razem o niej nie zapomnę. – w tym momencie wiedziałam, że mam kłopoty.

Cholera jasna co ja narobiłam.

Spojrzałam na dłoń ciemnowłosego. Na małym palcu spoczywał sygnet następcy dynastii.

Matko.

– Ja.. przepraszam. Naprawdę, nie miałam pojęcia.. – próbowałam się wytłumaczyć, było mi strasznie głupio. Tak pochopnie go oceniłam, a on pomógł mi z własnej woli. Nie było tutaj kamer, ani fotografów, nikt nie dowiedziałby się o jego szlachetnym akcie. Jednak mimo to zdecydował się mi pomóc.

– Nie przepraszaj. Ludzie mówią o mnie gorsze rzeczy, jestem tego świadom. – skrzyżował ręce na wysokości swojej muskularnej klatki piersiowej, zwieńczając swoje słowa obojętnym tonem.

Na moment wstrzymałam oddech.

– Źle cię oceniłam. To znaczy, wasza wysokość. – spuściłam głowę w dół, a moje policzki pokryły się szkarłatnym rumieńcem. Nie mogłam się teraz znaleźć w gorszej sytuacji.

– Wasza wysokość. Wszędzie cię szukaliśmy. – usłyszałam kolejny męski głos, ale nie miałam odwagi podnieść głowy i zobaczyć do kogo należy. Nie zniosłabym kolejnego potknięcia. Było mi wstyd.

– Moja książęca główka ma sporo zdjęć do zrobienia. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy i dasz mi kilka cennych lekcji. Do zobaczenia. – nie ośmieliłam się odezwać, a nawet ruszyć. Po prostu stałam jak słup soli nie mogąc uwierzyć w to co się stało.

Obraziłam następcę tronu w jego obecności.




Ophelia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro