Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Eleven - „ℳ𝒾𝓈𝓈𝒾𝓃𝑔 𝓎𝑜𝓊"






                                     ♕


  Trzy tygodnie rozłąki z Jeonggukiem wydawały się ciągnąć w nieskończoność. Przez ten czas rozmawialiśmy prawie codziennie przez telefon. Opowiadał mi o swoich obowiązkach, i narzekał na to, że premier Francji jest ograniczonym burakiem o staroświeckich poglądach.
Dla mnie ważne było tylko to by usłyszeć jego głos i bardzo się cieszyłam, że mimo tego natłoku zadań znajdował dla mnie czas.

Ja wciąż poszukiwałam pracy, jednak w mojej prowincji równie dobrze mogłam szukać wiatru w polu. Zatem zaczęłam jej szukać poza granicami miasta, a nawet w Seulu. Nigdy nie myślałam o przeprowadzce tam, i nie wiem jak wygląda życie w dużym mieście. Jednak jeśli to miałoby mi otworzyć drzwi do kariery to byłabym w stanie zrobić taki krok. Dodatkowo mogłabym spotykać się częściej z Jeonggukiem.

Yoongi dalej się nie odzywał. Cała sprawa zaczynała być dla mnie coraz mniej bolesna. Zaczynałam się przyzwyczajać do straty przyjaciela. Nie chciałam się nad sobą użalać, wypłakiwać w poduszkę i błagać go o wybaczenie. Chociaż muszę przyznać, że odkąd Jeon wyjechał moje myśli bardziej wracały do wydarzeń z kawiarnii, zwyczajnie miałam więcej czasu na debatowanie na ten trudny dla mnie temat. W dalszym ciągu sądziłam, że nie zasłużyłam sobie na takie traktowanie. Przez te wszystkie lata byłam wzorowym pracownikiem. Brałam wszystkie nadgodziny, zawsze byłam punktualna, nigdy nie chorowałam i nie brałam wolnego. Nawet wiele razy zdarzyło się kiedy Yoongi spotykał się z Yooną, a ja brałam zmianę za niego. A on nie potrafił przymknąć oka na zwyczajną chwilę słabości. Wolał mnie zwolnić. Dalej miałam w głowie ten jego obojętny ton. Yoona nieźle mu namieszała w głowie.

Po zrobieniu zakupów pani Kim, zaniosłam jej to o co prosiła i poszłam spokojnym krokiem w kierunku mieszkania. Dziś miałam w planach spędzić resztę dnia, oglądając ckliwe filmy. Spokojny letni wiatr bawił się moimi włosami, zarzucając ich pasmami na wszystkie strony. Słońce świeciło, będąc nieograniczone przez żadną z chmur, a błękit nieba idealnie wpasowywał się do błękitu morza, które było tuż na wyciągnięcie ręki. Dziś woda była wyjątkowo spokojna, pojawiały się na niej tylko pojedyncze fale co jakiś czas.

Wspięłam się po schodach, prowadzących na zewnętrzną klatkę schodową, z której było można oglądać wodę. Uwielbiałam to mieszkanie właśnie za to, że codziennie witałam się i żegnałam z morzem, oraz towarzyszącą jemu bryzą.

Gdy otworzyłam drzwi do mieszkania, potknęłam się o coś, z trudem podpierając się w ostatniej chwili ściany, by zachować równowagę. Spojrzałam w dół, by zobaczyć kto był winowajcą niedoszłego wypadku. Były to idealnie wyczyszczone, połyskujące od wosku czarne eleganckie buty.

Zaraz potem ciemnowłosy wyłonił się zza rogu.

– Jeongguk! – zawołałam radośnie, podbiegając do niego. Mężczyzna zamknął mnie w swoich umięśnionych ramionach, przyciskając moją głowę do jego klatki piersiowej. Chciał mnie mieć jak najbliżej siebie. Jego zapach dotarł do moich nozdrzy, towarzysząc jego czarującej aurze.

– Co ty tutaj robisz? Przecież miałeś być dopiero za dwa dni. – spytałam nieco zdezorientowana.

– Udało mi się poprzekładać część spotkań na wczoraj. Chciałem cię zobaczyć jak najszybciej. – wyznał, mówiąc niskim tonem.

– Nie widziałam twojego samochodu. – zauważyłam.

Te powiewające, koreańskie chorągiewki było widać z kilometra na tle ogromnej czarnej, opancerzonej limuzyny. Zwracała na siebie troszkę uwagę.

– Dziś wziąłem nieoznakowany samochód. – odpowiedział, odsuwając mnie od siebie, by przyjrzeć się mojej twarzy. Wsunął część kosmyków za moje ucho, następnie głaszcząc mnie po głowie.

– Dlaczego?

– Już zapomniałaś? – spytał, unosząc jedną brew.

– O czym? – nie wiedziałam co ma na myśli.

– O naszej randce?

Coś ty. Jak mogłabym zapomnieć. To wcale nie było tak, że w każdej wolnej chwili zatracałam się w wyobraźni. Wymyślając sobie jak mogłaby przebiegać, gdzie byśmy byli i co jedli. Jednak to wszystko było nieważne, ważne że wrócił i w końcu spędzę z nim czas. Nieistotne było czy pójdziemy na plażę, do baru rybnego, czy zostaniemy w domu oglądając głupie seriale.

– Skąd, jak mogłabym zapomnieć? – ograniczyłam moje myśli do jednego, krótkiego zdania. Chyba wolałam resztę zachować dla mnie.

– Cieszę się, bo ja myślałem o tym cały czas. Właściwie to była jedyna rzecz, która jakkolwiek mnie podtrzymywała na duchu. To, że już niedługo cię zobaczę. – mój żołądek związał się w supeł i wywinął z tysiąc różnych akrobacji.

Myślałem o tym cały czas.

Jeden zwrot, a potrafi tak wiele zdziałać z ludzkimi organami.

– Więc co będziemy oglądać? – spytałam radośnie, unosząc kąciki ust ku górze.

– Oglądać? Żartujesz sobie? Nie pozwolę żebyśmy na naszej pierwszej randce coś oglądali. Masz ją dobrze zapamiętać. – odparł, wpatrując się we mnie przenikliwie.

O dobre zapamiętanie to ty się nie masz co martwić.

– Zaplanowałem coś fajnego. Gotowa? – dodał po chwili, na co pokiwałam ochoczo głową.

Nie miałam pojęcia co takiego książę zaplanował, ale posłusznie podążałam za nim w stronę czarnego samochodu.

– Chcesz mi powiedzieć, że pałac pozwolił ci jechać bez żadnego nadzoru? – spytałam, będąc w niemałym szoku. Przecież wcześniej nawet ochrona i jego sekretarz nie odstępowali go na krok.

– Jeśli chodzi o spotkania prywatne, mogę jeździć bez nadzoru. Wcześniej miałem same spotkania publiczne, więc obecność ochroniarzy i sekretarza była konieczna. – wyjaśnił krótko, otwierając przede mną drzwi do pojazdu. Jego szarmancki uśmieszek zapraszał do środka, a dołeczki w policzkach nadawały uroczego charakteru.

Wsiadłam do auta, patrząc jak po chwili miejsce za kierownicą zajmuje ciemnowłosy.

Przekręcił klucz w stacyjce i spojrzał na mnie marszcząc brwi. Nie wiedziałam o co mu chodzi, ale gdy nachylił się nisko nade mną, wstrzymałam oddech. Miałam wrażenie, że oczy wylecą mi z orbit, a serce przedrze się przez klatkę piersiową i wyląduje ostatecznie na desce rozdzielczej czarnego maserati. Dłoń Jeongguka sięgnęła za mnie, a po chwili usłyszałam charakterystyczne kliknięcie zapiętego pasa bezpieczeństwa.

Kąciki jego ust się uniosły, gdy zauważył moją reakcję. Wypuściłam powietrze z ust, gdy tylko ruszyliśmy z parkingu przed budynkiem.

Dopiero teraz miałam okazję bardziej się przyjrzeć jak dziś wyglądał. Ciemne, gęste włosy były jak zwykle, nienagannie ułożone. Jednak nogi opinał jasno niebieski dżins, a szerokie ramiona okalał cienki materiał białej, luźnej koszuli. Wciąż wyglądał elegancko, ale widocznie swobodniej.

Obserwowałam jak opuszczaliśmy prowincję, co jakiś czas wzrokiem błądząc po jego ciele. Jego charakterystyczny zapach unosił się w powietrzu, pieszcząc moje zmysły. Moje ciekawskie oczy badały jego profil, dokładnie obserwowały każdy ruch, długich palcy sunących po skórzanej kierownicy.

– Więc jak to jest? – wypaliłam nagle. Chłopak na zaledwie parę sekund oderwał wzrok od drogi.

– Jak jest, co? – odchrząknął głośno, zaciskając dłonie na kierownicy.

– Być księciem? – sprecyzowałam moje pytanie.

Prawdę mówiąc zawsze ciekawiło mnie to jak tak naprawdę wyglądają realia bycia posiadaczem błękitnej krwi.

Jako mała dziewczynka marzyłam o byciu prawdziwą księżniczką, i perfekcyjnym życiu u boku przystojnego księcia. Wiadome jest to, że życie to nie bajka i nie jest tak piękne, jednak moja ciekawość zwyciężyła.

– Męcząco. – nieodgadniony ton jego głosu przyprawił mnie o ciarki. Do tej pory nigdy nie słyszałam tak lodowatego przesłania. Musiał to być dla niego ciężki temat. Skinęłam więc głową, mając nadzieję, że brunet zauważy to kątem oka i nie będzie czuł się zobowiązany do rozwinięcia wypowiedzi. Nie chciałam drążyć, dlatego odwróciłam wzrok w stronę szyby, podziwiając malujący się za nią krajobraz. – Przywileje i tytuły to nie wszystko. Jesteśmy na świeczniku od najmłodszych lat. Wychowywani tak by wiedzieć w jaki sposób jeść, mówić, uśmiechać się, czy machać. Albo raczej w jaki sposób lepiej nie mówić. Bo tak jest lepiej. – byłam zdziwiona faktem, że zaczął się w to zagłębiać. Nie musiał. Więc może tego potrzebował? – Brzemię jakie ciąży na nas, a zwłaszcza na mnie z uwagi na to, że jestem następcą jest ogromne. – jego wzrok wciąż był skupiony na drodze. – Czasami mam wrażenie, że wszyscy bardziej ode mnie nadawaliby się na to stanowisko. – natychmiast zawładnął mną smutny nastrój. Było tak za każdym razem gdy Jeongguk nawiązywał do tematu rodziny, czy domu. Było mi go szkoda, że żył takim życiem.

Wiecznie niezrozumiany, niedoceniany.

Jednak najbardziej w jego wypowiedzi moją uwagę przykuło zdanie „Albo raczej w jaki sposób nie mówić. Bo tak jest lepiej". Co miał na myśli? Korzystając z chwili kiedy postanowił się przede mną nieco otworzyć chciałam pociągnąć go bardziej za język.

– W jaki sposób nie mówić?

– Postaram ci się to wytłumaczyć. Poddani chcą widzieć w nas poparcie, ale nie chcą by na nich wywierano presję. Kiedyś już nawet opowiadałem ci co by się stało gdyby zobaczyli w nas ludzi, tak jak wydaje im się, że chcą. Skończyłoby się to kryzysem i niesamowitym zachwianiem. Zapanowałby brak równowagi i balansu w państwie, a ludzie stojący na jego czele byliby uważani za zbyt emocjonalnych i skrajnie rozchwianych. A przecież wszystko co się dzieje wewnątrz tego doskonale strzeżonego budynku ma wpływ na losy Korei. – spojrzał na mnie oczekując potwierdzenia, więc skinęłam delikatnie głową, słuchając z zaciekawieniem. – To samo tyczy się tego, że nie wolno nam okazać stronniczości wobec czegokolwiek. Jeśli okażemy swoje stanowisko ludzie podzielą się na tych, którzy uważają tak jak my, i na tych którzy sądzą inaczej. W efekcie czego kraj zostałby podzielony. Dlatego musimy zachować bezstronność. Nie możemy publicznie popierać czegokolwiek ani wesprzeć danego poglądu. Nie jesteśmy upoważnieni do tego typu zachowań. Dlatego lepiej się nie odzywać, bo zawsze coś może zostać odebrane w nieodpowiedni sposób.

Nie miałam pojęcia, że tak niewiele może doprowadzić do rozpadu monarchii, a nawet podziału całego państwa Koreańskiego. Z punktu widzenia zwykłego obywatela też uważałam rodzinę królewską za oziębłych sztywniaków, ale teraz wszystko nabiera sensu.

Bycie następcą tronu musiało być piekielnie trudne.




Ophelia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro