Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Eight - „𝓁𝒶𝓋𝑒𝓃𝒹𝑒𝓇 𝒶𝓃𝒹 𝒿𝒶𝓈𝓂𝒾𝓃𝑒"









– Oni tak zawsze za tobą chodzą? – spytałam, wskazując na sekretarza księcia i jego dwóch ochroniarzy, bez których się nigdzie nie ruszał.

– Tak. Dopóki nie znajdę się w pałacu. Wiesz.. kiedy jesteś członkiem rodziny królewskiej jesteś chroniony. Jednak kiedy jesteś następcą tronu, wszystko się komplikuje. – jego idealnie ułożone włosy delikatnie powiewały na morskim wietrze. Jednak zdawało mi się, że jego bujna czupryna doskonale wiedziała w jaką stronę mają się układać poszczególne kosmyki, tak aby stale wyglądał nienagannie.

– Wtedy jesteś podwójnie chroniony. – dopowiedziałam, na co brunet jedynie skinął głową.

– Mieszkasz tutaj od zawsze? – spytał przystawając na moment, by popatrzeć na tworzące się na tafli wody fale.

– Tak. Tutaj się urodziłam.

– Wygląda jakbyś była bardzo zżyta z tym miastem i ludźmi. – usiadł przy brzegu, na samym piasku.

– Bo jestem. Jednak momentami marzę o tym by się stąd wyrwać. – po chwili poszłam w jego ślady, zachowując między nami kawałek odstępu. Taki kawełek, w który mogłyby wmieścić się jeszcze na spokojnie dwie osoby.

W moim przypadku, lepiej zachowywać dystans.

– Gdzie konkretnie chciałabyś się wyrwać? – spojrzał na mnie przelotnie, by ponownie przekierować swoje ciemne oczy na błękit wody.

– Do miasta, w którym znalazłabym spokój, i mogła równocześnie poszerzać swoje horyzonty. Rozwijać się. – odparłam po chwili namysłu.

– Co masz konkretnie na myśli, poprzez rozwijanie? Chciałabyś pójść na studia? – byłam zdziwiona tym, że moje pragnienia go tak interesują.

– Niekoniecznie. Chociaż nie ukrywam, że studia byłyby cudowną możliwością, ale mam inne marzenie. – starałam się odwlekać powiedzenie tego na głos.

– Jakie? – poczułam jego zaciekawiony wzrok na sobie.

– To idiotyczne.. nie chcę żebyś pomyślał, że..

– Powiedz. – jego nagle stanowczy ton wytracił mnie z równowagi.

– Och okej. Już mówię Wasza wysokość. – odpowiedziałam, nieco sarkastycznie, na co ciemnowłosy odpowiedział lekkim uśmiechem. – Chciałabym założyć fundację. Wspierać różne akcje, zakładać zbiórki, móc zmieniać życie ludzi na lepsze. Głównie jeśli chodzi o dzieci i zwierzęta. I ludzi chorującymi na nowotwory..

– Dlaczego akurat ich, a nie ludzi bezdomnych? – dopytywał.

– Cóż.. im też z pewnością przydałaby się pomoc, ale.. dzieci są urocze i mogą być znaczące jeśli chodzi o wpływ na świat. Zwłaszcza na to jaki może się stać. Lepszy, lub gorszy, to już zależy od nich. Dlatego trzeba dać im odpowiednie warunki do rozwoju, edukacji i nauki ważnych życiowych wartości. A jeśli chodzi o zwierzęta.. sądzę, że my ludzie, nie zasługujemy na nie. Robimy im wiele krzywd, a one po prostu istnieją. – byłam zaskoczona ilością słów jakie wyszły z mojej diabelskiej paszczy. Chyba czas ograniczyć ich ilość.

Gdy spojrzałam na Jeongguka odniosłam wrażenie, że mu to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Wpatrywał się we mnie jak w obrazek, oczarowany moją wypowiedzią.

– Coś nie tak? – spytałam, chcąc się upewnić, że nie palnęłam niczego dziwnego.

– Tak. Oczywiście. Po prostu.. jesteś taka.. mądra. Masz tak wiele ciekawych i dobrych rzeczy do powiedzenia. Zaskakujesz mnie. Nie sądzę by kiedykolwiek wcześniej przyszło mi rozmawiać z kimś takim. – jego kąciki ust powędrowały delikatnie ku górze.

– Coś ty. Otaczasz się mądrymi ludźmi. Politykami, ludźmi z „twoich sfer", muszą mieć coś ciekawego do powiedzenia. – zachichotałam, uderzając go żartobliwie w ramię.

– To tylko złudne wrażenie. W rzeczywistości większość z nich nie ma do powiedzenia nic ciekawego, oprócz przedstawienia się. Zapewniam cię. – poczułam się niezręcznie gdy tak długo się we mnie wpatrywał, więc odwróciłam wzrok w stronę wody. – A dlaczego ludzie chorujący na nowotwory? – spytał po minucie ciszy.

Spuściłam wzrok na swoje buty i wzięłam głęboki wdech.

– Cóż. Moja mama zmarła na raka. To było nagłe. Prowadziła zdrowy tryb życia, a to cholerstwo i tak ją dopadło. Bardzo cierpiała. – wyznałam, znacznie przyciszając swój głos. Walczyłam ze łzami chcącymi wydostać się i płynąć po mojej twarzy.

– Przykro mi. – poczułam silne ramię oplatające mnie w talii, przyciągające blisko siebie. To był najlepszy sposób w jaki byłam pocieszana w życiu. Przełknęłam ślinę, w reakcji na nagły kontakt z ciemnowłosym. Jego uzależniający zapach mnie ponownie odurzył. Pachniał lawendą i jaśminem. Był to najpiękniejszy zapach jaki przyszło mi w życiu wąchać. Wcześniej kiedy go czułam, nie mogłam go sprecyzować. Jednak teraz przyszło mi zatracić się w tym zapachu na dłużej. – Jesteś bardzo silna, wiesz? – przyciągnął mnie do swojej klatki piersiowej.

Jesteś bardzo silna, wiesz?

Jesteś bardzo silna wiesz?

Jesteś bardzo silna wiesz?

Te słowa odbijały się echem w mojej głowie. Niczym ulubiona melodia, do której chcę tańczyć.

Gdy tylko usłyszeliśmy nieopodal jakieś głosy przedzierające się przez szum fal, oderwaliśmy się od siebie jak poparzeni i wstaliśmy z piachu. Otrzepałam swoje spodnie z jego ziaren i dostrzegłam idącą w naszą stronę grupkę, zapewne chcących podziękować Jego wysokości mieszkańców.

– Będę się już zbierać. Dziękuję za dziś, Wasza wysokość. – ukłoniłam się przed nim, unosząc ledwie kąciki moich ust, utrzymując z nim kontakt wzrokowy i odeszłam, pozostawiając go w osłupieniu.






Następnego ranka zabrałam się za poszukiwanie pracy. Zaczęłam szukać w gazecie, gdzie natknęłam się na pełno artykułów o Jego wysokości i zdjęcia na pierwszych stronach. „Kolejny wielki triumf księcia Suwon." Albo „Książę Suwon idealnym materiałem na władcę"

Potem przeniosłam się z moimi poszukiwaniami do internetu. Gdzie natknęłam się na ogłoszenie o poszukiwaniu kelnerki w kawiarnii taty Yoongi'ego, co tylko popsuło mój humor. Przypomniało mi się jak bardzo za nim tęsknię.

Byłam ciekawa co u niego, czy Yoona do niego wróciła. I czy on tęskni za mną?
To było jedno z najbardziej dręczących mnie pytań. Chociaż... jeśli by tęsknił, to by się odezwał. Zawsze tak robił. A tu minęły dwa dni i zero odzewu.

Zawsze gdy się kłóciliśmy nie trwało to dłużej jak jeden dzień. Potem się do siebie dożywaliśmy, nawet gdy złość nie mijała, przebywaliśmy w swoim towarzystwie i po jakimś czasie zapominaliśmy o powodzie kłótni.

Tak bardzo bym chciała by i tym razem się tak stało, ale najwyraźniej nie mam na co liczyć.

Obawiałam się, że będę zmuszona się przeprowadzić do większego miasta. Tutaj wcześniej był już problem ze znalezieniem pracy, a teraz nie ma o czym mówić. Coraz więcej ludzi wyjeżdża do stolicy, tam zakłada biznes. Nie chcą mieszkać w małej dziurze i ledwo wiązać koniec z końcem. A w stolicy prawie każdy biznes ma prawo się wybić, jeśli robi się to dobrze i z pasją.

Tutaj większość mieszkających to ludzie z dziećmi, lub starsze osoby. Zatem kluby, czy wytworne restauracje, ani drogie sklepy, nie cieszą się tutaj popularnością i nie jest to opłacalne.

Usłyszałam dzwonek do drzwi. Podniosłam się z drewnianego krzesła, marszcząc brwi w zamyśleniu. Wzdrygnęłam się przez chłód płytek w połączeniu z moimi ciepłymi stopami. Odgarnęłam opadające kosmyki z niechlujnego koczka i otworzyłam drzwi.

– Dzień dobry. Pani.. Son Chaeyoung? – kurier przeniósł swój wzrok na mnie z czytnika.

– Zgadza się. To dla mnie? – dopytałam, wskazując na ogromny bukiet kwiatów w jego drugiej dłoni.

– A myśli pani, że dla kogo? – odparł sarkastycznie, unosząc jeden kącik ust. – Proszę tu podpisać. – podał mi długopis. Gdy złożyłam podpis, odebrałam „swoją" przesyłkę i wróciłam do mieszkania.

Umieściwszy kwiaty w wazonie, na blacie kuchennym, odszukałam bileciku.

Żałuję, że wczoraj nie udało nam się porozmawiać dłużej. Czy zrobisz mi ten zaszczyt i zgodzisz się spotkać ze mną o północy na plaży? Wtedy będziemy mieć pewność, że nikt nam nie przeszkodzi w rozmowie.

Jego królewski tyłek, Jeongguk.

– Rany.. naprawdę nie mógł po prostu zadzwonić? – zaśmiałam się pod nosem, dotykając swojej twarzy. Naprawdę się rumienię? Czułam się jak w jakimś filmie romantycznym.







Ophelia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro