Eight - „𝓁𝒶𝓋𝑒𝓃𝒹𝑒𝓇 𝒶𝓃𝒹 𝒿𝒶𝓈𝓂𝒾𝓃𝑒"
♕
– Oni tak zawsze za tobą chodzą? – spytałam, wskazując na sekretarza księcia i jego dwóch ochroniarzy, bez których się nigdzie nie ruszał.
– Tak. Dopóki nie znajdę się w pałacu. Wiesz.. kiedy jesteś członkiem rodziny królewskiej jesteś chroniony. Jednak kiedy jesteś następcą tronu, wszystko się komplikuje. – jego idealnie ułożone włosy delikatnie powiewały na morskim wietrze. Jednak zdawało mi się, że jego bujna czupryna doskonale wiedziała w jaką stronę mają się układać poszczególne kosmyki, tak aby stale wyglądał nienagannie.
– Wtedy jesteś podwójnie chroniony. – dopowiedziałam, na co brunet jedynie skinął głową.
– Mieszkasz tutaj od zawsze? – spytał przystawając na moment, by popatrzeć na tworzące się na tafli wody fale.
– Tak. Tutaj się urodziłam.
– Wygląda jakbyś była bardzo zżyta z tym miastem i ludźmi. – usiadł przy brzegu, na samym piasku.
– Bo jestem. Jednak momentami marzę o tym by się stąd wyrwać. – po chwili poszłam w jego ślady, zachowując między nami kawałek odstępu. Taki kawełek, w który mogłyby wmieścić się jeszcze na spokojnie dwie osoby.
W moim przypadku, lepiej zachowywać dystans.
– Gdzie konkretnie chciałabyś się wyrwać? – spojrzał na mnie przelotnie, by ponownie przekierować swoje ciemne oczy na błękit wody.
– Do miasta, w którym znalazłabym spokój, i mogła równocześnie poszerzać swoje horyzonty. Rozwijać się. – odparłam po chwili namysłu.
– Co masz konkretnie na myśli, poprzez rozwijanie? Chciałabyś pójść na studia? – byłam zdziwiona tym, że moje pragnienia go tak interesują.
– Niekoniecznie. Chociaż nie ukrywam, że studia byłyby cudowną możliwością, ale mam inne marzenie. – starałam się odwlekać powiedzenie tego na głos.
– Jakie? – poczułam jego zaciekawiony wzrok na sobie.
– To idiotyczne.. nie chcę żebyś pomyślał, że..
– Powiedz. – jego nagle stanowczy ton wytracił mnie z równowagi.
– Och okej. Już mówię Wasza wysokość. – odpowiedziałam, nieco sarkastycznie, na co ciemnowłosy odpowiedział lekkim uśmiechem. – Chciałabym założyć fundację. Wspierać różne akcje, zakładać zbiórki, móc zmieniać życie ludzi na lepsze. Głównie jeśli chodzi o dzieci i zwierzęta. I ludzi chorującymi na nowotwory..
– Dlaczego akurat ich, a nie ludzi bezdomnych? – dopytywał.
– Cóż.. im też z pewnością przydałaby się pomoc, ale.. dzieci są urocze i mogą być znaczące jeśli chodzi o wpływ na świat. Zwłaszcza na to jaki może się stać. Lepszy, lub gorszy, to już zależy od nich. Dlatego trzeba dać im odpowiednie warunki do rozwoju, edukacji i nauki ważnych życiowych wartości. A jeśli chodzi o zwierzęta.. sądzę, że my ludzie, nie zasługujemy na nie. Robimy im wiele krzywd, a one po prostu istnieją. – byłam zaskoczona ilością słów jakie wyszły z mojej diabelskiej paszczy. Chyba czas ograniczyć ich ilość.
Gdy spojrzałam na Jeongguka odniosłam wrażenie, że mu to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Wpatrywał się we mnie jak w obrazek, oczarowany moją wypowiedzią.
– Coś nie tak? – spytałam, chcąc się upewnić, że nie palnęłam niczego dziwnego.
– Tak. Oczywiście. Po prostu.. jesteś taka.. mądra. Masz tak wiele ciekawych i dobrych rzeczy do powiedzenia. Zaskakujesz mnie. Nie sądzę by kiedykolwiek wcześniej przyszło mi rozmawiać z kimś takim. – jego kąciki ust powędrowały delikatnie ku górze.
– Coś ty. Otaczasz się mądrymi ludźmi. Politykami, ludźmi z „twoich sfer", muszą mieć coś ciekawego do powiedzenia. – zachichotałam, uderzając go żartobliwie w ramię.
– To tylko złudne wrażenie. W rzeczywistości większość z nich nie ma do powiedzenia nic ciekawego, oprócz przedstawienia się. Zapewniam cię. – poczułam się niezręcznie gdy tak długo się we mnie wpatrywał, więc odwróciłam wzrok w stronę wody. – A dlaczego ludzie chorujący na nowotwory? – spytał po minucie ciszy.
Spuściłam wzrok na swoje buty i wzięłam głęboki wdech.
– Cóż. Moja mama zmarła na raka. To było nagłe. Prowadziła zdrowy tryb życia, a to cholerstwo i tak ją dopadło. Bardzo cierpiała. – wyznałam, znacznie przyciszając swój głos. Walczyłam ze łzami chcącymi wydostać się i płynąć po mojej twarzy.
– Przykro mi. – poczułam silne ramię oplatające mnie w talii, przyciągające blisko siebie. To był najlepszy sposób w jaki byłam pocieszana w życiu. Przełknęłam ślinę, w reakcji na nagły kontakt z ciemnowłosym. Jego uzależniający zapach mnie ponownie odurzył. Pachniał lawendą i jaśminem. Był to najpiękniejszy zapach jaki przyszło mi w życiu wąchać. Wcześniej kiedy go czułam, nie mogłam go sprecyzować. Jednak teraz przyszło mi zatracić się w tym zapachu na dłużej. – Jesteś bardzo silna, wiesz? – przyciągnął mnie do swojej klatki piersiowej.
Jesteś bardzo silna, wiesz?
Jesteś bardzo silna wiesz?
Jesteś bardzo silna wiesz?
Te słowa odbijały się echem w mojej głowie. Niczym ulubiona melodia, do której chcę tańczyć.
Gdy tylko usłyszeliśmy nieopodal jakieś głosy przedzierające się przez szum fal, oderwaliśmy się od siebie jak poparzeni i wstaliśmy z piachu. Otrzepałam swoje spodnie z jego ziaren i dostrzegłam idącą w naszą stronę grupkę, zapewne chcących podziękować Jego wysokości mieszkańców.
– Będę się już zbierać. Dziękuję za dziś, Wasza wysokość. – ukłoniłam się przed nim, unosząc ledwie kąciki moich ust, utrzymując z nim kontakt wzrokowy i odeszłam, pozostawiając go w osłupieniu.
♕
Następnego ranka zabrałam się za poszukiwanie pracy. Zaczęłam szukać w gazecie, gdzie natknęłam się na pełno artykułów o Jego wysokości i zdjęcia na pierwszych stronach. „Kolejny wielki triumf księcia Suwon." Albo „Książę Suwon idealnym materiałem na władcę"
Potem przeniosłam się z moimi poszukiwaniami do internetu. Gdzie natknęłam się na ogłoszenie o poszukiwaniu kelnerki w kawiarnii taty Yoongi'ego, co tylko popsuło mój humor. Przypomniało mi się jak bardzo za nim tęsknię.
Byłam ciekawa co u niego, czy Yoona do niego wróciła. I czy on tęskni za mną?
To było jedno z najbardziej dręczących mnie pytań. Chociaż... jeśli by tęsknił, to by się odezwał. Zawsze tak robił. A tu minęły dwa dni i zero odzewu.
Zawsze gdy się kłóciliśmy nie trwało to dłużej jak jeden dzień. Potem się do siebie dożywaliśmy, nawet gdy złość nie mijała, przebywaliśmy w swoim towarzystwie i po jakimś czasie zapominaliśmy o powodzie kłótni.
Tak bardzo bym chciała by i tym razem się tak stało, ale najwyraźniej nie mam na co liczyć.
Obawiałam się, że będę zmuszona się przeprowadzić do większego miasta. Tutaj wcześniej był już problem ze znalezieniem pracy, a teraz nie ma o czym mówić. Coraz więcej ludzi wyjeżdża do stolicy, tam zakłada biznes. Nie chcą mieszkać w małej dziurze i ledwo wiązać koniec z końcem. A w stolicy prawie każdy biznes ma prawo się wybić, jeśli robi się to dobrze i z pasją.
Tutaj większość mieszkających to ludzie z dziećmi, lub starsze osoby. Zatem kluby, czy wytworne restauracje, ani drogie sklepy, nie cieszą się tutaj popularnością i nie jest to opłacalne.
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Podniosłam się z drewnianego krzesła, marszcząc brwi w zamyśleniu. Wzdrygnęłam się przez chłód płytek w połączeniu z moimi ciepłymi stopami. Odgarnęłam opadające kosmyki z niechlujnego koczka i otworzyłam drzwi.
– Dzień dobry. Pani.. Son Chaeyoung? – kurier przeniósł swój wzrok na mnie z czytnika.
– Zgadza się. To dla mnie? – dopytałam, wskazując na ogromny bukiet kwiatów w jego drugiej dłoni.
– A myśli pani, że dla kogo? – odparł sarkastycznie, unosząc jeden kącik ust. – Proszę tu podpisać. – podał mi długopis. Gdy złożyłam podpis, odebrałam „swoją" przesyłkę i wróciłam do mieszkania.
Umieściwszy kwiaty w wazonie, na blacie kuchennym, odszukałam bileciku.
Żałuję, że wczoraj nie udało nam się porozmawiać dłużej. Czy zrobisz mi ten zaszczyt i zgodzisz się spotkać ze mną o północy na plaży? Wtedy będziemy mieć pewność, że nikt nam nie przeszkodzi w rozmowie.
Jego królewski tyłek, Jeongguk.
– Rany.. naprawdę nie mógł po prostu zadzwonić? – zaśmiałam się pod nosem, dotykając swojej twarzy. Naprawdę się rumienię? Czułam się jak w jakimś filmie romantycznym.
Ophelia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro