ROZDZIAŁ 1 - nieproszeni goście
━━━━━━━━━━━━ ✦ ━━━━━━━━━━━━
KILKA LAT WCZEŚNIEJ
grudzień 1939
𝓝𝓸𝓽𝓱𝓲𝓷𝓰 𝓮𝓿𝓮𝓻 𝓵𝓪𝓼𝓽𝓼 𝓯𝓸𝓻𝓮𝓿𝓮𝓻
𝓔𝓿𝓮𝓻𝔂𝓫𝓸𝓭𝔂 𝔀𝓪𝓷𝓽𝓼 𝓽𝓸 𝓻𝓾𝓵𝓮 𝓽𝓱𝓮 𝔀𝓸𝓻𝓵𝓭
━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━
Emilia szła pewnym siebie krokiem z niewielkim, szmacianym plecakiem przerzuconym przez ramię. Wszędzie go ze sobą zabierała. Tak samo, jak Lilkę. To były dwie nieodłączne rzeczy, które jej zawsze towarzyszyły. Idąc, śpiewała na całe gardło ❛❛Miłość ci wszystko wybaczy❜❜, a na zwrotkach wtórowała jej siostra. Miała naprawdę gdzieś, co sobie pomyślą o tym ludzie. Opinia innych już dawno przestała ją obchodzić. A ona lubiła wzbudzać zainteresowanie, a nawet i kontrowersje. Byle o niej mówili, nieważne jak. Zawsze chciała być w centrum uwagi i zawsze chciała lśnić jak najjaśniejsza gwiazda. Przed wojną dość często stawała w świetle reflektorów, kiedy występowała na scenie i śpiewała w jakichś konkursach. Pewnie, że chciała być sławna. Tak samo jednak, jak kochała śpiewać i tańczyć, kochała też się uczyć i poznawać nowe rzeczy. W szkole od dziecka dostawała rozmaite odznaki i dyplomy. Nie musiała się nawet jakoś bardzo wysilać. Ciągle pragnęła więcej i więcej. Chciała być kimś, chociaż nie do końca wiedziała kim. Chciała pisać powieści jak Henryk Sienkiewicz. Chciała grać jak Lidá Baarová albo Marlene Dietrich. Chciała śpiewać jak Céline Dion, chociaż wtedy nie było jej nawet na świecie. Chciała też być jak Darwin, który stworzył teorię ewolucji biologicznej. Albo jak Winston Churchill, który był jednym z jej ulubionych polityków. Nie wspominając nawet o Emilii Plater, która była dla niej wręcz wzorem do naśladowania. Chciała też podróżować po świecie i być himalaistką jak jej babcia, Cecylia Różewicz. Tak mała istota miała tak wiele górnolotnych planów, a rzeczy, które dawały jej szczęście były poza jej zasięgiem. Pragnęła rządzić światem i zostać zapamiętana przez następne stulecia.
— Boisz się śmierci? — spytała nagle Lilka, idąca tuż obok niej.
Dziewczyna, choć zaskoczona takim pytaniem spojrzała na siostrę, przyglądając jej się przez chwilę.
— Nie boję się śmierci, bardziej obawiam się nijakiego życia — odpowiedziała spokojnie — Skąd to pytanie?
— Bo wiesz... Rodzice zabronili mi cokolwiek ci mówić, żebyś nie zrobiła nic głupiego....
Emilia w jednej chwili przystanęła, obracając się w stronę siostry. Złapała ją za ramiona, mierząc surowym wzrokiem.
— A czy wyglądam ci na idiotkę? — warknęła przez zaciśnięte zęby. — Mów, o co chodzi.
— Do naszej wioski mieli dzisiaj przybyć niemieccy żołnierze, wracający z frontu — oznajmiła, patrząc się niepewnie na siostrę. — I każda rodzina ma obowiązek zakwaterować chociaż jednego z nich. Emilka, a co jeśli dowiedzą się o Bronku? Albo nawet Kamilu czy Michale... zabiją nas przecież — powiedziała na jednym oddechu roztrzęsiona.
— Nie świruj, nic nam nie zrobią. Mają ważniejsze rzeczy na głowie — wywróciła oczami, po czym złapała dziewczynkę za ramię i zaczęła ciągnąć przed siebie. — Musimy się pospieszyć.
— A co z prezentami? — zdążyła jeszcze spytać Lilka.
— A no tak — westchnęła. — Dobra, kupimy te prezenty i wracamy do domu.
Jak na wioskę, w której mieszkały, znajdowało się całkiem sporo sklepów. Zbliżały się Święta Bożego Narodzenia, a w związku z tym musiały kupić prezenty dla całej rodziny za odłożone specjalnie na tę okazję pieniądze. Szły ośnieżonym chodnikiem, zaglądając w okna sklepów, na których na specjalnie przygotowanych wystawach były rozłożone rozmaite przedmioty.
Chociaż to prezenty powinny być rzeczą priorytetową, Emilka kompletnie nie mogła się na tym skupić. Zamiast patrzeć na wystawy w oknach, ona obserwowała samochody z ogromnymi wozami, z których wylewały się niczym szarańcza tabuny mężczyzn ubranych w niemieckie mundury. Niektórzy byli wynoszeni na noszach, inni mieli opatrunki na ciele, a jeszcze inni mieli w oczach śmierć. Dziewczyna wiedziała, że nie zwiastują oni niczego dobrego. Chociaż teoretycznie nie miała nic do ukrycia, oprócz dwóch pistoletów schowanych pod podłogą, namiarów na ludzi z AK i trójki braci należących do Państwa Podziemnego. Pojawienie się Niemców zawsze jednak wiązało się z jakąś katastrofą. Byli jak mroczny kosiarz albo dżuma, a wszędzie tam, gdzie się pojawiali, zwiastowali śmierć. Mimo to nie wsadzała wszystkich do jednego worka. W końcu nawet w stadzie czarnych owiec może znaleźć się jakaś biała. Nigdy nikogo nie skreślała, zanim nie poznała tej osoby.
— A może to? — z zamyślenia wyrwał ją głos młodszej siostry, która wskazywała coś na wystawie.
— Które? — spytała, przenosząc wzrok na witrynę sklepu.
— No te korale — westchnęła poirytowana dziewczynka.
— To są perły i pewnie są cholernie drogie.
— A może nie... chodź.
Choć niechętnie brunetka weszła do sklepu za siostrą, która już pytała sprzedawcę o cenę upatrzonego towaru. Jak się okazało; cena była nawet przystępna, a perły naprawdę pięknie się prezentowały.
— Bierzemy je — oznajmiła Emilia, wyciągając już z plecaka portfel.
— A coś dla babci?— spytała Lilka, oglądając jakieś kolczyki za szkłem.
— Nie pamiętasz już, jak babcia narzekała, że myszy pogryzły jej ulubione futerko?
— Pamiętam.
— No właśnie, więc kupimy jej jakieś.
— To się świetnie składa — odezwał się sprzedawca z szerokim uśmiechem na ustach. — Mam tutaj zupełnie nowe futro z norek — w mgnieniu oka ściągnął je z wieszaka i podstawił pod nos dziewczyny — Proszę zobaczyć jakie mięciutkie!
— Rzeczywiście — przyznała brunetka, choć bez większego zachwytu.
— Babcia miała podobne — swoje pięć groszy musiała wtrącić Lilka — Na pewno jej się spodoba.
— Jak tak dalej pójdzie, to wydamy całe pieniądze...
— I dobrze — odparła Lilka z uśmiechem na ustach — W końcu o to chodzi w Świętach.
— Może w takim razie jakiś rabacik? — spytała dziewczyna, uśmiechając się słodko do sprzedawcy.
— Dla tak pięknych panienek oczywiście! — odparł entuzjastycznie, pakując prezenty.
Wyszły więc ze sklepu z dwiema paczkami i lżejszym portfelem, a był to dopiero początek zakupów.
— Wiesz może, czy Bronek przyjedzie na Święta?
— Wątpię, w końcu od września 39' przepadł jak kamień w wodę.
— Trudno, i tak kupimy dla niego prezent, może akurat przyjedzie.
— Tęsknisz za nim, prawda?
— Cholernie — westchnęła, wchodząc do kolejnego sklepu.
A był to antykwariat. Emilia miała już upatrzony prezent, więc gdy tylko weszła do sklepu, podeszła do odpowiedniego regału i wyciągnęła z niego książkę Juliusza Verne zatytułowaną ❛❛Podróż do wnętrza ziemi❜❜. Podeszła do lady, kładąc przed sprzedawcą odpowiednią sumę pieniędzy i zarazem prosząc o ładne zapakowanie go.
— Tomek pewnie przyśle nam paczkę z Ameryki — odezwała się Lilka w międzyczasie, kiedy mężczyzna wiązał kokardę.
Tomek był drugim z siedmiorga dzieci państwa Różewiczów. Jeszcze przed wojną odsiadywał wyrok za liczne kradzieże, chociaż był to dopiero wierzchołek góry lodowej. Kiedy wyszedł na wolność, znalazł sobie dziewczynę i wydawałoby się już, że wyjdzie na prostą. On jednak uciekł sprzed ołtarza, zostawiając narzeczoną w szóstym miesiącu ciąży. Wyjechał do Stanów, gdzie rozpoczął nowe życie jako gangster. Zawsze na święta przysyłał rodzinie drogie prezenty i właściwie to było wszystko, co po nim pozostało.
Po drodze dziewczyny poszły jeszcze na targ, gdzie kupiły flanelową koszulę dla ojca i flaszkę dla trzeciego brata. Chociaż wódka nie była jakimś wyszukanym prezentem, to Józef właśnie z niej ucieszyłby się najbardziej. Nie miał problemu z alkoholem, po prostu lubił sobie czasem wypić i to tyle.
Największy problem był z prezentem dla Kamila, któremu nigdy nie wiadomo, co kupić. Dziewczyny kupiły więc mu coś, co jest dość uniwersalne i praktyczne. A mianowicie wodę kolońską, której mężczyzna używa wręcz nałogowo.
Natomiast najdroższym prezentem okazał się podarunek dla Michała, któremu marzył się aparat fotograficzny, a nie była to wcale tania rzecz. Całe szczęście był to już ostatnio prezent z przygotowanej wcześniej listy.
I kiedy miały już wracać do domu, Emilia zatrzymała się nagle, stając przed jednym ze sklepów.
— A co z prezentem dla tego Niemca? - spytała siostry. - Kupimy mu coś?
— Pogrzało cię? Niemcowi chcesz prezenty jeszcze jakieś dawać — oburzyła się młodsza panna.
— Na pewno będzie siedział z nami przy świątecznym stole i nie żebym była jakoś z tego zadowolona, ale wypadałoby mu coś dać, kiedy wszyscy będziemy wymieniać się prezentami.
— Może i masz rację... — mruknęła Lilka po dłuższej chwili namysłu — Ale co chcesz mu kupić?
— Jeszcze nie wiem — odparła Emilka, przygryzając wargę — Może też wódkę?
— Daj spokój, oni pewnie piją tylko najdroższe whisky.
— Cholera, to nie wiem, może szwajcarski scyzoryk? Pan Franek hurtowo nimi handluje.
— Starczy nam kasy?
— Chyba tak — odparła, wzruszając ramionami.
I rzeczywiście, starczyło im pieniędzy. Inni Polacy pewnie prędzej wbiliby ten scyzoryk Niemcowi w serce. Dziewczyny jednak nie były takie jak wszyscy i zawsze pamiętały o tym, żeby odpowiednią się zachować. W drodze powrotnej obmyśliły plan jak niepostrzeżenie wnieść prezenty do domu, tak żeby nikt ich nie zauważył. Kiedy Emilia miała przekroczyć próg i zwrócić na siebie uwagę mieszkańców, Lilka wówczas musiała biegiem zanieść prezenty na strych do szopy. Dość banalne, ale skuteczne.
Jak obmyśliły, tak też zrobiły. W progu domu Emilię zatrzymała matka, pytając gdzie jest siostra.
— Zaraz powinna być, zostawiłam ją trochę w tyle — odparła dziewczyna, uśmiechając się i odwiedzając swój plecak w przedpokoju.
— Słuchaj, Emilka, powinnaś o czymś wiedzieć...
— O tym Niemcu, który ma u nas mieszkać?
— Lilka ci powiedziała? Tak myślałam. Wejdź do środka, wypadałoby się przywitać.
W kuchni przy stole siedział około trzydziestoparoletni mężczyzna, zakładając nogę na nogę. Czuł się jak u siebie, co bardzo nie spodobało się dziewczynie. Wcale nie wyglądał, jakby spędził miesiące na froncie. Miał idealnie ogolony zarost, czysty mundur i nienagannie ułożone włosy. Była to jedyna rzecz, którą podziwiała u Niemców. Mimo wojny oni zawsze prezentowali się perfekcyjnie i nigdy nie zapominali o tym, żeby wyglądać elegancko.
— Dzień dobry — odezwała się dziewczyna po niemiecku z idealnym wręcz akcentem.
Mężczyzna wstał, po czym niespiesznym krokiem podszedł do Emilii, chwytając ją za dłoń, na której złożył przelotny pocałunek.
— Kurt Bonnet — przedstawił się z nonszalanckim uśmiechem na ustach.
— Emilia Różewicz, miło mi pana poznać — odparła dziewczyna, również się uśmiechając. — Chętnie posłucham mrożących krew w żyłach historii z frontu, z pewnością ma pan wiele do opowiedzenia.
— Ach, tak? — mężczyzna uniósł lewą brew do góry. — Nie starczyłoby nam wieczoru, żebym je wszystkie opowiedział.
— Mam czas, a poza tym może pan zacząć od tej jednej, najciekawszej.
— W takim razie zapraszam — odparł mężczyzna, wskazując jedno z krzeseł przy stole, co znowu nie spodobało się dziewczynie, to ona była u siebie, nie on.
Kurt zaczął opowiadać, ale w pewnym momencie przerwała mu Lilka, która wbiegła do kuchni. Mężczyzna był tym faktem widocznie poirytowany. Zmierzył dziewczynkę lodowatym spojrzeniem, a wtedy Emilka wstała od stołu, obejmując ramieniem siostrę.
— A to właśnie moja młodsza siostra, Lilka.
— Dzień dobry — odparła trzynastolatka również po niemiecku.
Mężczyzna przywitał się z nią, ale bardzo chłodno. Chyba nie przepadł za dziećmi. Chociaż Lilka nie była wcale taka mała, to niekiedy zachowywała się jak pięciolatka.
— Emilka, tata cię woła — powiedziała już po polsku, wyjawiając siostrę od towarzystwa mężczyzny.
— Przepraszam, obowiązki wzywają — dziewczyna zwróciła się do Niemca, uśmiechając się przepraszająco. — Na pewno będziemy mieli jeszcze okazję, żeby dokończyć tę fascynującą rozmowę — powiedziała, po czym opuściła pokój, zostawiając Kurta samego.
━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━
Michalina w przeciwieństwie do sióstr wcale nie wróciła prosto do domu. Nie poszła też na zakupy, a na spotkanie z pewnym, całkiem przystojnym młodzieńcem. Na imię miał Kamil i był bratem Emilii i Lilianny, i nie był to wcale jedyny powód, dla którego młodzi trzymali to w tajemnicy. Kamil przed wojną studiował medycynę na warszawskim uniwersytecie i właśnie tam poznał Alicję, z którą miał brać ślub już za parę miesięcy. Pech chciał, że wracając do rodzinnej miejscowości, spotkał Michalinę, która całkowicie zawróciła mu w głowie. Starszy chłopak także nie pozostał obojętny dziewczynie, która podkochiwała się w nim już od podstawówki.
Para zwykle spotykała się w lesie z dala od wścibskich oczu. Tak też było i tym razem. Szatyn już czekał na dziewczynę. Stał oparty o pień drzewa, paląc papierosa. Kiedy zobaczył nadchodzącą z daleka blondynkę, wyrzucił papierosa, gasząc go butem. Ruszył w jej stronę z szerokim uśmiechem na ustach. Dziewczyna rzuciła mu się na szyję, a on objął ją czule w talii.
— Jak długo będziemy to jeszcze ciągnąć? — spytała Michalina ze skrzyżowanymi na piersi rękoma. — Kiedy zerwiesz z Alicją?
— Mówiłem ci już, że to nie takie proste — odparł chłopak, a w jego głosie można było wychwycić zniecierpliwienie. — Cała jej rodzina zginęła w łapance. Dziewczyna została całkiem sama i nie ma nikogo oprócz mnie. Nie mogę jej teraz tego zrobić.
— Okłamywanie jej wcale nie jest lepszym rozwiązaniem.
— Owszem, jest. Nie chcę teraz niszczyć jej pięknego snu i iluzji, w której żyje.
— Ale każdy piękny sen zbyt długo śniony zamienia się w koszmar — odparła dziewczyna, która miała zupełnie inne zdanie na ten temat.
— Będę musiał wrócić do Warszawy — odparł, puszczając jej uwagę mimo uszu. — Za dużo tu teraz Szwabów się kręci.
— A w Warszawie to niby mniej? — westchnęła poirytowana.
— Och, no dobrze, dostałem rozkaz i nie mam wyjścia, muszę wyjechać.
— Przecież dopiero co przyjechałeś, nie chcę się znowu rozstawać.
— To tylko na chwilę, obiecuję — odparł, przytulając ją do siebie. — Zanim się obejrzysz, będę z powrotem.
— Ostatnim razem też tak mówiłeś.
— I wróciłem, widzisz? — uśmiechnął się do niej.
— Po dwóch miesiącach! — oburzyła się, odpychając chłopaka.
— Obiecuję, że po wojnie będziemy już na zawsze razem.
— A skąd gwarancja, że przeżyjemy wojnę?
— Nie wiem jak ty, ale ja nie dam się zabić. Mam dla kogo żyć — odparł, uśmiechając się szeroko, po czym przyciągnął dziewczynę do siebie, całując ją w usta.
Po spotkaniu z chłopakiem Michalina wróciła do domu, gdzie czekał już na nią pijany ojciec i osiemnastoletni brat, który sprzątał porozrzucane po całym domu puste butelki po alkoholu. Matka odeszła od nich, kiedy tylko ojciec przechlał cały majątek i zbankrutował. Aż trudno sobie wyobrazić, że parę lat wcześniej mężczyzna był słynnym polskim aktorem i z żoną, również aktorką, tworzył piękną parę. Michalina nienawidziła ojca za to. Matki też.
— Przygotujesz pokój dla naszego gościa? — spytał Antek, kiedy zobaczył wchodzącą do domu siostrę.
— Nie trzeba, poradzę sobie, proszę tylko wskazać mi drogę — odezwał się wysoki mężczyzna o typowej, aryjskiej urodzie.
Mówił po polsku i wcale nie wyglądał na mordercę i zbrodniarza. Może to tylko pozory, ale może rzeczywiście nie jest wcale złym człowiekiem. Nie można jednak zapominać, że był Niemcem.
— Proszę za mną — odparła blondynka, wchodząc po schodach na górę.
Wbrew słowom mężczyzny posprzątała w sypialni i przyniosła świeżo wypraną pościel.
— Gdyby pan czegoś potrzebował, proszę mówić — odparła dziewczyna, mając zamiar już wychodzić.
— Macie może pianino?
Dziewczyna spojrzała na niego, marszcząc zdziwiona brwi.
— Mamy, brat czasem na nim gra — odparła po chwili.
— Pozwoli Pani, że je zajmę.
— Proszę bardzo, Antek nie powinien mieć nic przeciwko — powiedziała, po czym wyszła, zamykając za sobą drzwi.
━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━
Była już późna noc. Księżyc na niebie świecił jasno, a Ada brnęła przez śnieżne zaspy szczelnie zawinięta grubym, wełnianym szalikiem. Zmierzała do domu państwa Różewiczów. Nie była to może idealna pora na odwiedziny, ale Ada musiała pilnie z kimś porozmawiać. Nie chciała jednak budzić podejrzeń, więc postanowiła dostać się do pokoju dziewczyn w inny, dość nietypowy sposób. I był to ogromny błąd. Próbując wdrapać się na dach, spadła z niego, robiąc przy tym sporo hałasu. Psy zaczęły szczekać, a w domu momentalnie zrobiło się jasno. Całe szczęście Adzie nic się nie stało, bo śnieg zamortyzował upadek. Zanim ktokolwiek zdążył wyjść z domu, dziewczyna rzuciła kamieniem w okno Emilii. Brunetka wyjrzała przez okno. Na zewnątrz było naprawdę jasno przez śnieg, a postać ubrana na czarno zdecydowanie rzucała się w oczy. Jednak dopiero po rudych włosach wystających z czapki poznała, że jest to Ada. Całe szczęście nie poszła jeszcze spać, więc tylko założyła kurtkę, czapkę i kozaki, po czym otworzyła okno i zjechała po oblodzonym dachu, nie budząc śpiącej siostry. Kiedy tylko znalazła się na dole, poczuła na ramieniu czyjąś dłoń. Odwróciła się nerwowo, łapiąc intruza za rękę.
— Spokojnie, to tylko ja — wyszeptała Ada.
— Pogrzało cię? Co ty wyprawiasz? Wiesz, która jest godzina? — Emilia zasypała ją serią pytań.
— Nie mamy zbyt dużo czasu, chodź ze mną.
Brunetka wywróciła oczami, ale ostatecznie poszła za przyjaciółką. Nienawidziła tych jej lakonicznych wypowiedzi, z których niczego nie można było się dowiedzieć.
— Powiesz mi, dokąd idziemy? — odezwała się zirytowana Emilka, kiedy dziewczyny weszły w las.
— Zobaczysz — odparła ruda.
— Masz może latarkę? Ciemno tu jak w dupie, nie chcę sobie skręcić kostki.
— Nie ma takiej opcji, nie możemy zwrócić na siebie niczyjej uwagi.
— W konspirację chcesz się bawić? — powiedziała zirytowana Emilka — Jesteśmy w lesie, jest środek nocy, nie ma to żywej duszy.
A jednak Emilka się myliła. Kiedy dotarły do polany, na której znajdowało się jezioro, dostrzegły postać w zgniłozielonym mundurze, która idealnie odznaczała się na śnieżnobiałym tle. Postać stała pośrodku jeziora zwrócona przodem do dziewczyn. Emilia patrzyła się na niego, on też ją zauważył. Przez chwilę ich spojrzenia się skrzyżowały, kiedy mężczyzna nagle wpadł do wody. Błękitne oczy chłopaka przepadły na dobre w czarnej otchłani.
— Jasna cholera! — krzyknęła Różewiczówna, która już miała biec na pomoc mężczyźnie, jednak zatrzymała ją przyjaciółka.
— Zostaw, to Niemiec. Jego śmierć będzie przysługą dla nas wszystkich.
— Słyszysz, co ty mówisz? — dziewczyna spojrzała na przyjaciółkę, marszcząc brwi. — Niemiec to też człowiek.
Nie słuchając już dalej rudowłosej, wbiegła na zamarznięte jezioro, uważając, żeby nie załamał się pod nią lód. Mężczyzna musiał sam wydrążyć przerębel. Pytanie tylko po co — Czyżby chciał się zabić? Dziewczyna w końcu dobiegła do dziury, jednak po żołnierzu nie było już śladu. Po chwili jednak znalazła się przy niej Ada z latarką, która podświetliła lustro wody. A wtedy go ujrzała. Dryfował bezwładnie pod grubą taflą lodu. Emilka wiedziała, że nie ma innego wyjścia. Z całej siły zaczęła uderzać pięściami w lód. On jednak był niczym tysiące kolców wymierzonych prosto w drobne ręce dziewczyny, które je raniły i doprowadzały do krwi. W końcu wszystko dookoła spłynęło posoką, która wylewała się z rozwalonych kłykci dziewczyny. Czerwień pięknie kontrastowała z nieskazitelną bielą, którą plamiła. Wkrótce lód pękł, a wtedy zimna woda była niczym błogosławieństwo dla dłoni Emilii, które piekły niewyobrażalnym bólem. Dziewczyna jednak go nie czuła, w jej krwiobiegu buzowała wówczas adrenalina, która była najsilniejszym lekiem przeciwbólowym. Zanurzyła się po same ramiona w wodzie, próbując dosięgnąć mężczyzny.
— Złap mnie za kostki — poleciła rudej.
Położyła się na lodzie, po czym wzięła głęboki oddech i zanurzyła się w przeręblu po sam pas. Wtedy go dosięgła. Złapała za poły od munduru i spróbowała wyciągnąć na brzeg, co nie było wcale takie łatwe, ponieważ ubranie mężczyzny było całe mokre, co czyniło go kilkukrotnie cięższym. Wyślizgnął jej się, a w dłoni dziewczyny pozostał sam mundur. Zanurzyła się jeszcze głębiej i znowu go dosięgła. Tym razem za ramię i tym razem udało jej się go wyciągnąć na brzeg. Położyła go na śniegu. Jego twarz kolorem niczym się nie odróżniła od puchu. Był trupio blady. Nie mógł liczyć więcej niż dwadzieścia parę lat. Jego włosy naturalnie w kolorze ciemnego blondu teraz stały się wręcz ciemnobrązowe. Sine usta miał delikatnie rozchylone, a powieki zaciśnięte. Miał naprawdę przystojną twarz, pokrytą kilkoma pieprzykami. Emilia jednak nie zwróciła uwagi na wygląd chłopaka, ale na jego puls, który był niewyczuwalny. Zaczęła więc go reanimować. Głowę miała całkowicie pozbawioną jakichkolwiek myśli, skupiła się tylko na liczeniu uciśnięć i oddechów. Kończyła już trzecią serię, ale kiedy nachyliła się nad nim, żeby wykonać usta-usta mężczyzna zaczął kasłać, wypluwając wodę z płuc.
— Wszystko będzie dobrze — powiedziała do chłopaka, chociaż sama nie była pewna swoich słów.
On jednak nie widział nadziei. Chciał tylko odpłynąć, uciec, zasnąć i już się nie obudzić. Nie widział sensu. Dopóki nie poznał jej. Jeszcze nie wiedział, że właśnie ta dziewczyna odmieni jego życie na dobre. Jeszcze nie wiedział, że po raz pierwszy poczuje, co to znaczy naprawdę żyć. Jeszcze nie wiedział, że po raz pierwszy w swoim życiu będzie naprawdę szczęśliwy. Chociaż przez krótką chwilę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro