Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 25


Jagodowa Łapa wstała z rana rześka i wypoczęta. Porządnie się wyspała i zaliczyła poranną toaletę z energią i entuzjazmem. Pospiesznie zjadła posiłek, jedną z ostatnich myszy ze stosu. Dzisiaj był ten dzień. Jej pierwsze zadanie. Oczekiwała spięta na Szepczącą Pieśń aż pojawi się w wejściu do legowiska wojowników. Kręciła się niespokojnie, nie mogła usiedzieć w miejscu. Liściasta Łapa poszedł ze swoją mentorką na polowanie. Oszroniona Łapa wybrała się poćwiczyć to samo z Pylistą Zamiecią. W końcu. W norze pod przewróconym drzewem pojawiła się pręgowana głowa, a za nią łapy i cała kotka. Rozpromieniła się, gdy zauważyła uczennicę, unosząc ogon.

- Dzień dobry, Jagodowa Łapo! - przywitała się - Gotowa na swoje pierwsze zadanie?

- Gotowa jak nigdy dotąd! - odpowiedziała z waleczną nutą Jagodowa Łapa.

- W takim razie chodź ze mną, zaczynamy przy kotlinie treningowej - mentorka skierowała się do wyjścia z obozu. Plamista kotka podążyła za nią, prawie potykając się o własne łapy w pośpiechu. Da radę czy nie? Czy przyniesie dumę Szepczącej Pieśni? Obie dotarły do ośnieżonej polany i usiadły na jej skraju. Wojowniczka zaczęła objaśniać zasady zadania:

- Zaczynamy tutaj. Twoim zadaniem jest upolowanie jak największej ilości zwierzyny na określonej trasie. Będzie ona kończyć się przy Wielkim Jeziorze. Po drodze masz minąć kolejno gniazdo dwunożnych i stertę głazów. Masz czas do zachodu słońca, więc naprawdę dużo. Gdy zobaczysz żółtą poświatę na niebie, wiedz, że masz wracać. Nie obawiaj się niczego, nic ci się nie stanie. Dobrze?

- Dobrze.

- A więc powodzenia!

Uczennica wyruszyła naprzód, nie oglądając się za siebie. Musiała się postarać. Zaimponować mentorce.

Niemalże od razu wyczuła zapach myszy w śniegu. Przyłapała zwierzątko, gdy wbiegało do małego, wąskiego tunelu wydrążonego w śniegu. Zakopała zdobycz w białym puchu i rozejrzała się za kolejną zwierzyną. Po drzewie hasała wiewiórka. Kotka warknęła cicho pod nosem. Była zbyt daleko i zbyt wysoko, żeby ją złapać. Rude zwierzę patrzyło z ukosa na łowczynię. Czemu wiewiórki zawsze muszą jej utrudniać życie?!

Wróciła do poszukiwań zwierzyny w białym, mroźnym lesie. Udało jej się zaczaić na gołębia. Skąd on się tu wziął? Widziała więcej po stronie Dwunożnych. Ten musiał tu zabłądzić. I długo tu nie pobłądzi. Skradała się do niego szybko i lekko, po czym pochwyciła ptaka, wbijając mu zęby w szyję. Padł martwy, lecz przedtem zagruchał w przestrachu po raz ostatni. Przysypała ofiarę śniegiem. Czas trochę zmienić miejsce polowania. Poszła w kierunku opuszczonego gniazda dwunożnych. Wtedy zauważyła gdzieś dalej, wśród drzew, migająca kulkę brązowo-białego futra. Zaczęła skradać się ku niej. Co to mogło być? Nagle właściciel maleńkiego, puszystego ogona podniósł głowę. Królik! Rozejrzał się wokoło nerwowo. Jagodowej Łapie szybciej zabiło serce. Już teraz mogła go mieć. Nagle zwierzę skupiło wzrok na uczennicy. Nie! Tylko nie to! Królik zerwał się do przodu, w szaleńczym pędzie uciekając przed jego niedoszłą zabójczynią. Jagodowa Łapa puściła się w pogoń za nim. Nie! Wracaj tu! Ty mały futrzaku! Biegła, ile miała sił w łapach. Nogi aż ją bolały od biegu, jednak nie mogła odpuścić. W pewnym momencie zwierzątko skierowało się w stronę małej norki w ziemi. Nie możesz! Uczennica skoczyła za nim do jamy. W jednym momencie poczuła, jak głowa utyka jej w ciasnym i ciemnym tunelu, a śnieg wokół zawala się na nią ze wszystkich stron. Młóciła łapami w panice, nie mogąc się wydostać. Klanie Gwiazdy, nie! Proszę! Pozwól mi się stąd uwolnić! Czuła, jak ciężko jej się oddycha pod ziemią. Wtedy strop nory zaczął jej spadać na głowę. W uszach miała ziemię i śnieg. Królik jej już nie obchodził. Była cała brudna i mokra. I uwięziona. Nie mogła wyjść. Nie mogła się poruszyć. Z tyłu przygniatał ją ciężki, mokry śnieg, a z przodu głowa utknęła jej w ciasnym korytarzu. Ryła pazurami ziemię pod sobą. Tylnymi łapami próbowała rozkopać śnieg za nią, jednak był na tyle ciężki, że ledwo mogła nimi ruszać. Kopała przednimi nogami coraz bardziej, mocniej, intensywniej, aż poczuła pod sobą sporą wykopaną przez siebie dziurę, coś w rodzaju wklęsłego legowiska. Opadła na dół bez sił, uwalniając się wreszcie z tunelu i białej pierzyny. Oczy miała już rozbiegane, powieki jej opadały. Nie. Jeśli teraz je zamkniesz, to zemdlejesz. Nie dokończysz zadania. A może nawet zginiesz. Ciężko jej było się powstrzymać od odpłynięcia. Ale nie mogła. Była bezsilna wobec wszechogarniającej ją ciemności.

***

Gdy otworzyła oczy, wydawało jej się, że zmartwychwstaje albo budzi się w Klanie Gwiazdy. Gdzie ja jestem? Co ja robię? Miała wrażenie, jakby jej sen trwał ledwie uderzenie serca. Znajdowała się przecież w króliczej norze. Teraz musiała się stąd wydostać. Zbierając w sobie siły, przekręciła się, żeby śniegowa ściana była wprost naprzeciwko niej. Ile minęło odkąd straciła świadomość? Nie myśląc wiele, zaczęła kopać. Przebijała się łapami przez zbity śnieg, walczyła o oddech. Nie mogła się ześlizgnąć się znowu do nory. Posuwała się do przodu powoli i z wielką trudnością. Pchała się poprzez mokrą biel, usiłując dokopać się do światła dziennego i świeżego powietrza. To był jedyny moment, kiedy nie lubiła śniegu. We wszystkich innych go kochała. Teraz nie. Teraz był jej największym wrogiem. To samo spotkało Waleczną Łapę, gdy jeszcze wczoraj wychodziła z legowiska medyczki. Tyle, że miała przy sobie klanowiczów - koty, które od razu ją zauważyły i jej pomogły. Jagodowa Łapa była sama. I musiała się z tym uporać.

W końcu przebiła się głową przez śnieg i wzięła głęboki wdech. Słońce poraziło ją mocno w oczy. Niewiele zmieniło się jego położenie na niebie. Przynajmniej wyszło i dawało światło oraz wskazówki, ile czasu zostało do końca zadania. Otrzepując się, wyruszyła w dalszą drogę. Starała się poczuć zapachy zwierzyny. Niestety, bardzo słabo wszystko wyczuwała. Spodziewała się, jak wygląda. Najprawdopodobniej była brudna, mokra i umorusana wstrętną mieszanką śniegu i ziemi. Biel na jej futrze musiała już zmienić się w jasny brąz. Było jej zimno. Okropnie. Starała się odnaleźć choćby małą mysz, lecz nos, oczy i uszy ją zawodziły. Nie było śladu zwierzyny. Szła w kierunku rozpadającego się gniazda dwunożnych. Ostatnie znalezisko, jakie tam było, to lisy. Miała jednak nadzieję, że odnajdzie tam cokolwiek bezpiecznego i jadalnego. No i niepochodzącego od dwunożnych. Wreszcie ujrzała domostwo. Drewno, z którego tajemnicze istoty je zbudowały, było spróchniałe i zniszczone. Chatka już powoli niszczała, nie nadawała się do mieszkania w niej. Budziła postrach i uczucie niepokoju.

Uczennica weszła do środka, zaciekawiona, co tam może być. Od razu zakręciło jej się w nosie i kichnęła głośno. Wszystko pokrywał kurz. Wydawało się, że dobrze zna to miejsce z poprzednich patroli, ale za każdym razem, gdy tam wchodziła, miała wrażenie, że odkrywa je na nowo, że nigdy tam nie była. Odór lisa, młodych zwierząt i mleka był już zwietrzały. Pozostał tylko kurz i pół świeża, pół stara mieszanka zapachów członków jej klanu. Polny Rozkwit. Cedrowy Kieł. Żukowy Pazur. Skaliste Futro. Bluszczowa Łodyga. Świetlista Sadzawka. Rudzikowy Szpon. Świecący Kamień. Jarzębinowy Mróz. Rozejrzała się wokół. W środku, przy suficie, zauważyła jakieś dziwne, zwisające zawiniątko. Pachniało ciepłem i futrem oraz nieznanym odorem. Zwierzę. Dość małe. Co to jest? Podeszła bliżej, aż pod miejsce, w którym zawiesiło się gdzieś na jakby gałęzi przylegającej do stropu. Nie zdawało sobie sprawy z jej obecności. Chyba spało. Nie było do końca świadome tego, co się dzieje. Może to jakaś nocna zwierzyna. Kotka wskoczyła na jakiś drewniany sprzęt dwunożnych, a potem na kolejny. Przyszykowała się do skoku na niezwykłe, śpiące zwierzątko. Trochę śmierdziało, jednak chyba będzie dało się to zjeść. Wybiła się ze wszystkich czterech łap i skoczyła na ofiarę. Akurat w momencie, gdy zahaczała o nią pazurami, stworzenie załopotało rozłożystymi, prawie łysymi skrzydłami i niemal wzbiło się w powietrze. Łowczyni zdołała jednak chwycić swój cel. Lecz popełniła jeden błąd. Nie przewidziała, jak wyląduje. Z ofiarą w zębach, spróbowała wylądować na czterech łapach. Przy zderzeniu z ziemią, szybkie myślenie ją jednak zawiodło - poturlała się na bok z głuchym łoskotem, klnąc pod nosem. Uniosła zwierzynę, sama wstając z podłogi. Krew miała dziwny, ale pomimo tego w miarę jadalny posmak. Skoro krew nawet smakowała, to musiało smakować i mięso. Jagodowa Łapa wyszła z ciemnego domostwa z trzecią upolowaną zwierzyną w pysku. Małe, dziwaczne coś, było włochate, miało mały ryjek i duże, prawie bezwłose skrzydła. Cóż za pokraczne stworzonko. Szybko zakopała swój skarb w śniegu. Ruszyła dalej, mając nadzieję na pomyślne łowy.
Po drodze upolowała jeszcze mysz i nornicę, zanim dotarła do głazów. Tam musiało być więcej zwierząt. Znowu ujrzała wiewiórkę. Hasała w śniegu, gdy zobaczyła kotkę. Od razu zwiała na drzewo, pozostawiając uczennicę rozczarowaną na dole. Super. Czemu wiewiórki zawsze musiały robić sobie z niej żarty? Nie rozumiała tego.

Zdenerwowana spróbowała poszukać czegoś w szczelinach między głazami. Tam musiały być jakieś zwierzęta, chowające się przed mrozem. Wetknęła łapę i pysk w pierwszą lepszą szparę. Wtem poczuła na palcach łap coś ciepłego i futrzastego. I to coś zaczęło uciekać. Wysunęła pazury, zahaczając o ciało potencjalnej ofiary i wyciągając ją na śnieg. Miała ją! Miała! W mgnieniu oka udało się jej uśmiercić piszczącą i wyrywającą się mysz. Cudownie. W następnej szczelinie chyba też się coś kryło. Na pewno. Ale to coś miało śliską i gładką skórę i bardzo ciężko było to wyciągnąć z wyjątkowo wąskiej dziury. Zwierzę zaczęło próbować ucieczki jak szalone. Łowczyni jednak nie przestawała i ciągnęła je do siebie pazurami, aż nie upadło na śnieg i mogła je wreszcie szybko zabić ugryzieniem. Co to było? Żaba? No tak. Przecież oczywiście, że to żaba. Skąd ona się tu wzięła? Pewnie zimowała w tym miejscu w ukryciu od chłodu i innych śmiertelnych zagrożeń. Przed zgonem z łap kociej myśliwej jednak się nie uchroniła. Jagodowa Łapa postanowiła przeszukać jeszcze pozostałe szparki. Nie było nic. W takim razie pora zapolować w otoczeniu głazów.

Nie ukończyła polowania w tym miejscu z pustymi łapami. Prosto przed nią przebiegła szara wiewiórka, którą w ostatniej chwili udało jej się złapać. Zakopała zdobycz w śniegu, a teraz ruszyła dalej, w poszukiwaniu jeszcze innej zwierzyny. Nagle poczuła zapach, który zwiastował jedno - problemy. Zapach obcych kotów. Wtedy zauważyła przemykający w krzakach kształt. Biała sierść, a na niej obszarpane, duże, rude i czarne plamy. Włóczęga. Będzie miała kłopoty. Uczennica ustawiła się w pozycji bojowej. Nieznajoma kotka wyszła z ukrycia i zaczęła ją świdrować jasnozielonymi oczami. Podeszła bliżej. Jagodowa Łapa wydobyła z siebie głęboki warkot.

- Odejdź - rzekła - Jesteś nie na swoim terenie.

Zapadła cisza. Nieznajoma nastroszyła futro.

- A na czyim? - jej głos brzmiał, jakby rzucała wyzwanie.

- Na ziemi mojego klanu.

- Klanu Ciszy?

- Tak.

- Jestem włóczęgą, nie obchodzą mnie granice klanów.

W tym samym momencie zauważyła coś. Kotka miała nie więcej niż siedem księżyców! I taka mała karma dla wron ośmielała się z nią dyskutować!

- Jak się nazywasz? - spytała się obcej.

- Klon.

W jednej chwili w głowie Jagodowej Łapy posypała się lawina wspomnień. Klon! Zaginiona córka Iglicy i Łodygi! Szukał jej Klan Ciszy po pożarze! Zaginęła razem z siostrą, Wierzbą! A potem... Wyznała, że chce samotnie żyć. Wszystko łączyło się w całość! Klon zbłądziła podczas swej podróży!

- Patrol naszego klanu poszukiwał ciebie i twojej siostry. To było po pożarze martwego drzewa na waszym terytorium. Ale wiedz, że nie możesz tu przebywać. Mam teraz ważne zadanie i muszę je wypełnić, zanim słońce zacznie zachodzić - wytłumaczyła kotka Klanu Ciszy, starając się, by jej głos brzmiał przyjaźnie.

- Jesteś z klanu - teraz młoda była gotowa ją zaatakować - A więc jesteś moim wrogiem!

Kotka w jednej chwili rzuciła się na Jagodową Łapę. Uczennica wykorzystała ruch, którego nauczyła się podczas szkolenia. I który ćwiczyła z Szepczącą Pieśnią. Wskoczyła pod brzuch napastniczki i uderzyła ją głową w podbrzusze. Klon upadła na ziemię, piszcząc i kwicząc, nie wiadomo, czy to z bólu, czy z przerażenia. Uczennica powstała na cztery łapy, dumna. Ta włóczęga nie miała najmniejszego pojęcia o walce. Szylkretka warcząc, dźwignęła się z ziemi. Od razu uderzyła ponownie, celując pazurami przednich łap w twarz rywalki. Ona zaś spięła się, ugięła nogi i wysunęła jedną z przednich łap z obnażonymi pazurami. Poczuła pod nimi coś ciepłego, a na śniegu pojawiły się krople krwi. Włóczęga zaskowyczała z bólu i zachwiała się. Na jej nosie widniała porządna rana, zadana pazurami Jagodowej Łapy. Krwawiła.

- Dalej chcesz walczyć? - uczennica spytała z wyższością. Klon leżała jeszcze chwilę w śniegu, drżąc i zawodząc - A więc się poddajesz?

Nagle szylkretowa kotka wstała z ziemi i wysunęła lśniące szpony, szczerząc zęby w warkocie.

- Nigdy! - wykrzyknęła, po czym podjęła trzecią próbę ataku. Kotka Klanu Ciszy nie zdołała w porę się obronić. Klon wbiła jej pazury w skórę na szyi i wgryzła się w jej kark. Uczennica prawie jęknęła z bólu. Metaliczny zapach krwi uderzył w jej nozdrza. Całe szczęście, że miała jeszcze małe zęby i nie mogła jej w ten sposób uśmiercić. Jagodowa Łapa wierzgnęła i obróciła głowę, usiłując ściągnąć z siebie przeciwniczkę. W końcu udało się jej chwycić ją za futro na grzbiecie. Na ziemię upadła rudo-czarna kępka sierści. Pociągnęła intruzkę na ziemię i swoimi łapami przygniotła jej łapy, tak, że nie mogła się ruszać. Kotka warczała, syczała i pluła z wściekłością.

- Oddalasz się - zarządziła stanowczo kotka Klanu Ciszy - Albo wzywam posiłki.

Klon westchnęła głośno. Spróbowała się wyczołgać z uścisku Jagodowej Łapy. Była rozjuszona i wciąż gotowa do walki. Uczennica zwolniła nieco chwyt, by intruzka mogła się wycofać. Włóczęga prychnęła ze złością, po czym uciekła w krzaki, w kierunku terytorium Klanu Chmur. Intruz odgoniony. Zdobycz upolowana. Jeszcze tylko Wielkie Jezioro i już chyba czas wracać do domu. Do klanu. Do obozu.

***

Jagodowa Łapa wracała obładowana jak nigdy dotąd. Kilka myszy, wiewiórka, kilka nornic, żaba, wrona i gołąb. Chyba wystarczy. Było jej już zimno, a zadanie, szczególnie wypadek w króliczej norze i walka z Klonem ją potwornie zmęczyło. Teraz nadszedł czas odpocząć i świętować zdanie zadania. Niebo przybierało żółte barwy. Musiała się spieszyć. Chociaż nie znała jeszcze werdyktu mentorki, wiedziała, że pójdzie dobrze. Musiała jeszcze tylko pokonać ostatnią prostą do obozu. Serce łopotało jej w piersi jak spłoszony ptak. Jej jeden z ważniejszych testów. Musiała to zdać. Nie było innej możliwości.

W końcu ujrzała bariery z ostrokrzewu wśród gęstych drzew. To tu. Weszła drżącym krokiem do środka. Przy wejściu czekała już na nią Szepcząca Pieśń. Kotka uśmiechała się promiennie. Zaliczyła? Waleczna Łapa, Liściasta Łapa i Oszroniona Łapa podbiegli do koleżanki. Wszystkie koty w obozie patrzyły teraz na nią. Polny Rozkwit, siedząca przy stosie zwierzyny ze swoim partnerem, odwróciła wzrok. Orzechowa Gwiazda zerkał na młodą kotkę z Wielkiego Kamienia. Klonowa Noc świdrowała ją ciekawskim spojrzeniem. Oblodzona Jagoda i Jastrzębia Blizna podeszli bliżej swojej córki, szczebiocząc do niej słowa gratulacji. Dlaczego Blada Pręga musiał akurat być na patrolu? Jagodowa Łapa nie mogła nic powiedzieć. Pysk miała napchany zdobyczą, niosła ją jeszcze na grzbiecie, a więc była załadowana trochę za bardzo jak na ucznia. Pręgowana wojowniczka kiwnęła głową i delikatnie poruszyła ogonem. Proszę...

- Gratulacje, Jagodowa Łapo - oznajmiła - Zdałaś celująco.

Uczennica odetchnęła z ulgą. W obozie rozległy się okrzyki gratulacji. Od razu podbiegła do rodziców i wtuliła się w nich, upuszczając swoją zdobycz. Waleczna Łapa musnęła ogonem bok przyjaciółki, a Oszroniona Łapa i Liściasta Łapa zaczęli piszczeć z ekscytacji. Wypełniła swoją powinność. I obroniła klan przed intruzką. Wtem Oblodzona Jagoda powąchała kark swojej córeczki. Zawiało od niej wonią strachu i zaniepokojenia.

- Jagodowa Łapo, czy to krew?

Jastrzębia Blizna posłał Jagodowej Łapie przestraszone spojrzenie. Tak samo jego partnerka. Szepcząca Pieśń chrząknęła:

- Właśnie miałam powiedzieć. Jagodowa Łapo, ty tego nie widziałaś, ale śledziłam cię przez część twojego zadania. Na początku pozwoliłam ci działać samej, ale później cię obserwowałam. I teraz niech każdy kot z klanu mnie posłucha!

Wszystkie głowy obróciły się w stronę wojowniczki. Uczennica przełknęła ślinę. Naprawdę ją śledziła?! Jak?! I teraz zamierza powiedzieć o walce?

- Na terytorium wdarła się intruzka. Była to Klon. Ta sama Klon, która zwiała po pożarze. Jagodowa Łapa od początku była stanowcza i chciała ją odgonić, jednak gdy usłyszała, kim jest obca, chciała jej pomóc. Bardzo doceniam jej inicjatywę i chęć niesienia dobra. Jednak gdy Klon ją zaatakowała, broniła się dzielnie i ostatecznie wygrała walkę, przy czym wypędziła nieproszonego gościa z naszego terenu. Udowodniła, że potrafi i nie boi się walczyć, a także postępuje zgodnie z kodeksem wojownika. Sądzę, że zasłużyła na nagrodę i poważanie w klanie.

Jagodowa Łapa ciężko oddychała i lekko drżała z podenerwowania. Wszyscy patrzyli teraz na nią. Błagam, Klonowa Noc, nic nie mów... Wy wszyscy przestańcie... Orzechowa Gwiazda wstał, zeskoczył zgrabnie z kamienia i wolno podszedł do tłumu.

- Jagodowa Łapo, zachowałaś się bardzo odważnie. Byłaś gotowa oszczędzić Klon, ale gdy okazała się kimś, kto tylko chce walczyć, nie bałaś się stawić czoła wyzwaniu. Myślę, że zasłużyłaś sobie na odpoczynek. Udowodniłaś, że jesteś wspaniałą przyszłą wojowniczką. Cały klan może jednogłośnie to potwierdzić. Zachowałaś się dokładnie tak, jak należy. Poza tym upolowałaś sporą ilość zwierzyny, która nakarmi klanowiczów w porze nagich drzew. Dziękujemy. Brawa dla ciebie - rzekł przywódca poważnym głosem. Patrzył na nią z dumą. Uczennica schyliła głowę.

- Ja też dziękuję - powiedziała cicho.

- A teraz możesz iść sobie odpocząć - polecił rudy kocur. Kotka poszła wprost do stosu. Była wygłodniała. Od rana nic nie jadła. A patrzenie na zdobycz wywoływało u niej jeszcze bardziej szalony, wilczy głód. Waleczna Łapa pobiegła za nią jak cień.

- Może opatrzę ci twoje rany? Nie są jakieś szczególnie wielkie, ale żadna rana na kociej skórze nie wygląda dobrze, a chcę mieć pewność, że nie wda się zakażenie - zaproponowała uczennica medyczki - Włóczędzy roznoszą różne ciekawe i nieciekawe rzeczy.

- Nie, nie potrzebuję pomocy - zaprzeczyła Jagodowa Łapa - Nie przeszkadzają mi te rany. Są nieduże, powinny chyba zagoić się same.

- Dobrze - wzruszyła ramionami srebrzysta kotka - Ale jak dostaniesz włóczęgowego zakażenia, to nie zwalaj później na mnie.

Na twarzy błękitnookiej pojawił się kwaśny uśmieszek. Uczennica także się uśmiechnęła i zmrużyła oczy, patrząc w ślepia swojej przyjaciółki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro