Rozdział 23
O Klanie Gwiazdy! Jak to możliwe?! Wszystkie koty w obozie spojrzały na Polny Rozkwit i jej partnera przeszczęśliwi, a jednocześnie zdziwieni. Klonowa Noc stała w wejściu do legowiska medyczki z przyjaznym uśmiechem na twarzy. Do niej podbiegła zaraz rozemocjonowana, oczarowana i podekscytowana jednocześnie Waleczna Łapa. Cedrowy Kieł przez chwilę stał jak wmurowany w ziemię. W jego oczach zaczęły zbierać się łzy szczęścia. Widocznie nie mógł w to uwierzyć. Tyle czasu starali się z partnerką o kocięta. I nie mogli ich mieć. Dopiero teraz było im to dane.
- N-naprawdę? - wydusił z siebie zszokowany - Ty chyba nie mówisz poważnie?
- A jak myślisz, czemu miałabym żartować? - prychnęła żartobliwie szylkretowa kocica. Spojrzała ukradkiem na swój brzuch. Teraz wszystko było jasne. Nosiła w nim kocięta.
- Polny Rozkwicie, kocham cię! - wydusił z siebie ciemnoszary kocur, po czym podbiegł do ukochanej i wtulił się w jej futro. Płakał ze szczęścia. Obaj płakali. Nie wierzyli jeszcze do końca w to, co się właśnie stało. Dowiedzieli się, że zostaną rodzicami. Wokół rozległy się serdeczne gratulacje i wiwaty.
- Gratulacje, siostra! - wykrzyknął Postrzępiona Pręga podchodząc do Polnego Rozkwitu - Myślałem, że to się nigdy nie zdarzy! Kiedy poród?
- Za niecałe dwa księżyce, jeśli pójdzie po naszej myśli - wtrąciła się Klonowa Noc.
- Musisz się dobrze sprawować w roli wujka - zaśmiała się ciężarna - Nie wszystkie kociaki są potulne.
- Polny Rozkwicie, nie wierzę! Gratulacje! - pogratulowała przyjaciółce Ostrokrzewiasta Paproć. Wyszła już wcześniej niezauważenie ze żłobka. Ona i brzemienna karmicielka otarły się łbami i zamruczały - Bez ciebie nie dałabym rady. A teraz będziesz mieć swoje własne kocięta!
Rudasek, stojący pomiędzy przednimi łapami matki razem z Kopciem, wypalił nagle:
- Czy Polny Rozkwit będzie miała kociaki?
- Tak - pokiwała głową szylkretowa kotka. Kocurek podskoczył ze szczęścia, a za nim jego brat.
- Będziemy mieli nowych kolegów w żłobku! - wykrzyknął rudy kocurek - Nie będziemy się nudzić!
Polny Rozkwit delikatnie trąciła kociaka głową.
- Ty będziesz już wtedy uczniem, Rudasku - zamruczała - Jesteś już dużym kociakiem.
- Ale będę mógł się pobawić z kociakami? - kocurek zrobił słynną minę swojej siostry, czyli smutny, błagalny wyraz pyszczka i wielkie oczka.
- No pewnie - przyszła matka roześmiała się.
- Nie jesteśmy jeszcze pewni, co będzie jak się urodzą - wtrąciła się Klonowa Noc - Jeśli rodzi starsza kotka, jest większe ryzyko, że małym się coś stanie. Któreś może być chore, na pewno przynajmniej jedno będzie bardzo słabe, jest szansa, niewielka, ale jest, że któreś umrze. A dla kocicy w tym wieku poród jest bardzo obciążający. Polny Rozkwicie, musisz dbać o siebie szczególnie w tym czasie. Jeść jak najświeższą zwierzynę, nie wysilać się zbytnio, unikać stresu... Nie chodzić na patrole, broń Klanie Gwiazdy! Codziennie jednak chodzić na krótkie spacery po obozie.
Polny Rozkwit pokiwała głową i przełknęła ślinę. Poród był sporym ryzykiem, a z myślą, że tak długo starała się o kocięta...
- Miejmy nadzieję, że kociątka urodzą się zdrowe - rzekł Cedrowy Kieł, jeszcze rozemocjonowany, nie mógł się opanować - Dalej w to nie wierzę! Że my będziemy mieć kocięta!
Medyczka zamruczała i odchyliła uszy do tyłu. Zanosiło się na to, że Polny Rozkwit będzie cudowną matką. A Cedrowy Kieł równie wspaniałym ojcem.
***
Jagodowa Łapa ułożyła się wygodnie na posłaniu w legowisku. Wciąż czuła się tak strasznie podekscytowana perspektywą narodzin kociąt w klanie. I to jeszcze kociąt Polnego Rozkwitu! Uwielbiała wojowniczkę. Nie bardziej niż Szepczącą Pieśń, ale była dla niej dobrą przyjaciółką.
Oszroniona Łapa wyszła na kolejny trening chwytów ze ślepym okiem. I dobrze. Niech się nauczy wreszcie, że nie podstawia się strony, którą się nie widzi. Liściasta Łapa ziewał. Słońce przeświecało zza chmur. Dawno nie było takiej pogody. Wcześniej niebo było zachmurzone i szare. Teraz promieniował z niego słoneczny blask.
- Wciąż w to nie wierzę - westchnął Liściasta Łapa - Chciałbym szkolić jednego z tych kotków, które się urodzą. Wiem, będę młody. Ale chyba ucznia mógłbym mieć.
- Ja też - przyznała Jagodowa Łapa - Wreszcie Króliczka, Kopeć i Rudasek nie będą moim jedynym młodszym towarzystwem.
Kotka zawsze była tą najmłodszą. Liściasta Łapa, Waleczna Łapa i Oszroniona Łapa byli, można by powiedzieć w jej wieku, ale i tak jeden dzień starsi. Jednak dla niej byli jak równi wiekiem, niemal jak rodzeństwo z miotu. W końcu, jeden dzień, co to za różnica?
- Nie mogę się doczekać - podsumował szary kocur - Trzeba to wpisać w historię klanu.
- Cieszę się. Bardzo.
Obaj siedzieli tak i co jakiś czas zerkali na siebie. Uczennica kreśliła coś pazurem w ziemi.
- Jesteś dla mnie trochę jak siostra - odezwał się w końcu Liściasta Łapa. Wiedział?
- A ty dla mnie jak brat - odparła cicho kotka - Ty i Waleczna Łapa jesteście moim rodzeństwem. Nigdy go nie miałam, a z wami czuję się, jakbym nigdy nie urodziła się jedynaczką. Sama nie wiem, jak to się dzieje.
- Nawet w żłobku byliśmy dla siebie jak rodzeństwo. Lekko irytująca czwórka kociaków: niezbyt inteligentna kotka, druga kotka zafascynowana ziołami, kocur mający czasami dość dziewczyn i ta jedna jedynaczka - kocur trafnie to określił - Nasz idealny, nieidealny gang.
- A jak myślisz, co z Króliczką? - Jagodowa Łapa wprowadziła nowy temat do rozmowy.
- Chyba Klonowa Noc ukróci jej męki i pozbawi ją tego ogona - westchnął uczeń - Jeszcze nie wiem jak, ale tak myślę.
- Ja też się tego obawiam - rzekła ciężkim tonem kocica - W sumie to nawet dla niej lepiej, skoro nie da się tego wyleczyć, a Waleczna Łapa mi mówiła, że to trochę zajmuje, zanim wszystko obumrze i ogon sam odpadnie.
- To by było okropne - wzdrygnął się Liściasta Łapa - Wyobraź sobie, masz ogon, a chwilę później to już tylko martwa kupa futra na śmietniku. Straszne uczucie.
Kotka pokiwała głową. Na pewno. Nawet nie wyobrażała sobie, co teraz musi czuć Króliczka. Na pewno niesamowity lęk przed przyszłością i tym, czego nie chce, a może się stać.
***
Temperatura nieco wzrosła. Śnieg stał się lepki, twardszy i bardziej mokry, łatwiejszy w formowaniu. Uczennica otrzymała bojowe zadanie. Razem z Oszronioną Łapą miały oblepić śniegiem legowisko uczniów, od wejścia aż po dach. Jako że młode koty chronił jedynie krzak leszczyny, porą nagich drzew ci, co przebywali w środku po prostu marzli. Śnieg miał nieco zaizolować legowisko przed wpływem zimna i niesprzyjających warunków.
Już mniej więcej zabudowały wejście. Dach był już praktycznie zrobiony. Zostały tylko ostatnie szlify części nad wejściem. Jagodowa Łapa zmiotła łapą trochę śniegu z ostrokrzewu okalającego obóz i zalepiła dziurę w dachu. Oszroniona Łapa pracowała z dołu. Ona kontrolowała, czy sufit się nie wali. Jednak robiła to przez większość czasu, podczas gdy druga kotka musiała harować samodzielnie. Plamista uczennica w końcu zawołała do koleżanki:
- Oszroniona Łapo, a może się zamienimy? Ja sobie stanę pod dachem i będę patrzeć w sufit, a ty sobie popracujesz?
- W sumie mogę.
- Świetnie.
Kotka zeskoczyła na ziemię i zamieniła się z drugą. Była teraz przeszczęśliwa. Położyła się wewnątrz legowiska, obserwując przez szpary w gałązkach, jak Oszroniona Łapa męczy się z ubijaniem śniegu. No i bardzo dobrze. Nic nie robiła, to teraz niech rusza do roboty. Nie wiedziała nawet, ile upłynęło, a śnieżne legowisko było gotowe. Biała kotka zeszła na ziemię i podeszła do koleżanki.
- Jest zrobione - miauknęła.
- Pięknie - odpowiedziała krótko.
- No to wreszcie mogę iść coś zjeść.
Jagodowa Łapa przewróciła oczami. Zaś szła jeść. Oszroniona Łapa to nie imię. Oszroniona Łapa to stan umysłu.
- Piękne śnieżne legowisko wam wyszło!
Uczennica obróciła się i ujrzała Polny Rozkwit. Karmicielka stała za nią z uniesionym ogonem.
- Dziękuję - odpowiedziała - Chociaż to ja robiłam większość, a Oszroniona Łapa tylko patrzyła czy dach się nie wali.
- Tak to z niektórymi jest - zaśmiała się, mrucząc Polny Rozkwit - Kiedyś, gdy byłam uczennicą lub młodą wojowniczką, spadło bardzo dużo śniegu. Kociaki drążyły korytarze i tunele w obozie. Ciężko było chodzić, by im tego nie zawalić.
- Wow! - wykrzyknęła zdziwiona Jagodowa Łapa - Aż tak? A jak one to wydrążyły?
- Pokazały nam, gdzie będą korytarze i zaczęły kopać. Trzeba było bardzo delikatnie poruszać się po obozie. Właściwie to byliśmy pierwszego dnia uziemieni. Raz moja matka, Modrzewiowa Szyszka wyszła z legowiska, łapą prosto w tunel. Skończyło się upadkiem, zniszczeniem schronu i skręceniem łapy. Kociaki przepraszały, były tak spanikowane, a jednocześnie chciały jeszcze zatrzymać tunele. Aż sama się śmiałam, widząc, jak dzielnie pracują pod śniegiem i co jakiś czas się wynurzają, informując, że jeden tunel skończony. Muszę przyznać, że to była piękna zabawa - westchnęła karmicielka. Jagodowa Łapa zamruczała. Uwielbiała opowieści z dawnych czasów o młodości kotów.
- Ciekawe, co twoje kociaki wymyślą - pomyślała na głos. Polny Rozkwit spojrzała z uczuciem na swój niewielki jeszcze brzuch.
- Kiedy się urodzą, na pewno będzie jeszcze śnieg. I to długo. Chyba że Klan Gwiazdy sprawi nam niespodziankę i pogoda się zmieni. Ale na pewno będą się świetnie bawiły - uśmiechnęła się promiennie.
- Chciałabym zostać mentorką jednego z nich - przyznała uczennica - Choć będę wtedy jeszcze młodą wojowniczką.
- Byłabyś wspaniałą mentorką, kochana - szylkretowa kocica spojrzała jej w oczy i smagnęła ją ogonem po boku - Na pewno byś podołała.
***
Ten trening walki był inny niż wszystkie. Blada Pręga i Bagienny Skok zabrali Kopcia i Rudaska, żeby obejrzeli szkolenie. Orzechowa Gwiazda rozważał ich na mentorów. Było jednak jeszcze niewiadome, jak zdecyduje.
Jagodowa Łapa skupiła się na ruchach. Oszroniona Łapa skoczyła na nią, gotowa zatopić pazury w jej uszach. Wykonała jednak unik, obniżając lot, wślizgnęła się pod rywalkę, przekręciła na grzbiet, chwyciła jej sierść na podbrzuszu i szybko wyślizgnęła się, stając obok niej. Oszroniona Łapa upadła z kwiknięciem. Leżała na ziemi, niczym martwa. Tak naprawdę nic jej nie było.
- Brawo, Jagodowa Łapo! - krzyczał Rudasek.
- Pokonałaś ją! - dopingował ja Kopeć.
Kotka puściła oczko do kocurków. Oba piszczały i kibicowały jej. Oszroniona Łapa pozbierała się z ziemi i wstała, otrzepując się z kurzu.
- To było dobre - ocenił Pylista Zamieć.
- Nawet bardzo - dodała Szepcząca Pieśń. Jagodowej Łapie na dźwięk takich słów od razu robiło się ciepło na sercu.
- Oszroniona Łapo - zwrócił się do uczennicy pręgowany kocur - Jest sposób obrony na taki ruch. Uderzasz szybko tylnymi łapami, jakbyś chciała się z nich wybić. Uderzasz wtedy w kark, kręgosłup lub głowę przeciwnika, a jeśli zrobisz to późno, to nawet w twarz. Pokażcie to jeszcze raz.
Kotki ustawiły się znowu w pozycji bojowej. Oszroniona Łapa rzuciła się na koleżankę, lecz ta uprzedziła jej ruch i zanurkowała pod jej podbrzuszem. Nagle poczuła mocne uderzenie w kark, trochę w tył głowy. Zapiszczała głośno z bólu i skuliła się na ziemi. Biała kocica strzeliła jej tylnymi łapami w kark. Gdy upewniła się, że wszystko jest dobrze, wstała i syknęła z bólu odczuwanego w tylnej części głowy i szyi.
- Jagodowa Łapo! - zawołała przerażona Szepcząca Pieśń - Nic ci nie jest?
- Oszroniona Łapo, to jest trening! Nie możesz uderzać tak mocno! - upomniał uczennicę Pylista Zamieć.
- Przepraszam! - jeknęła zawstydzona - Nie chciałam! Nie wiedziałam, jak to dokładnie wykonać!
- Nic mi nie jest - powiedziała z bólem Jagodowa Łapa, pochylając się do ziemi.
- Jagodowa Łapo, wytrzymasz? - Blada Pręga podszedł do przyjaciółki, zostawiając dwójkę przestraszonych kociąt z bratem.
- Chyba wytrzymam - odparła. Musiała być mocna, nie mogła tak po prostu okazać słabości.
- Chyba właśnie nie - pręgowany kocur wyraźnie się zmartwił.
- Idziemy do medyczki - zarządziła Szepcząca Pieśń - Musimy sprawdzić, czy nie stało się nic gorszego.
Uczennica pokiwała głową, czując następną falę bólu, od której aż syknęła. Powlokła się za całą resztą kotów do obozu. Jak ja czasami chcę po prostu się odciąć od Oszronionej Łapy.
***
Mentorzy wraz z uczennicami, młodymi wojownikami i kociakami wrócili do obozu. Nikt praktycznie nie zwrócił na nich uwagi. Tylko pewien czarny cień wybiegł z legowiska medyka jak ciemna błyskawica.
- Kopeć! Rudasek! - zawołała karmicielka, zagarniając do siebie synów ogonem - Jak było?
- Fajnie - odpowiedział Kopeć - Ale Oszroniona Łapa trochę przesadziła.
Ups. Wszystkie spojrzenia skierowały się na białą kotkę.
- To się wszystko wyjaśni - tłumaczyła się niezręcznie, z nerwowym, nie do końca szczerym śmiechem Szepcząca Pieśń. Poprowadziła swoją uczennicę do legowiska medyczki. Tam, Waleczna Łapa leżała naprzeciwko Króliczki i o czymś z nią rozmawiała, a Klonowa Noc grzebała w magazynku, nie zwracając uwagi na to, co się dzieje na zewnątrz. Normalne, że nie usłyszała kroków. Była przecież trochę przygłucha.
- Jagodowa Łapa! - zawołała wtedy piskliwym głosem Króliczka. Podnosiła się już z posłania, prawie mogła siadać. Zrobiła duże postępy. Ogon wciąż miała jednak owinięty grubym opatrunkiem.
- O, cześć, Jagodowa Łapo! - przywitała się Waleczna Łapa - Coś ci się stało? Nie wyglądasz za dobrze.
- Oszroniona Łapa mnie walnęła tylnymi łapami w kark podczas treningu - wytłumaczyła wściekła, lecz wycieńczona Jagodowa Łapa - Chyba zaraz upadnę.
- Połóż się - nakazała jej uczennica medyczki. Wykonała jej polecenie bez sprzeciwu. Srebrzysta kotka zaczęła ją badać i uciskać miejsce zranienia. Piekielnie ją bolało, ale nie mogła tego przyznać. Zacisnęła zęby i spróbowała wytrzymać męki.
- To tylko siniak - stwierdziła Waleczna Łapa - Na szczęście. Schłodzę ci śniegiem.
Jagodowa Łapa westchnęła i spróbowała pokiwać głową. Sprawiło jej to jednak ogromny ból, więc tylko uniosła końcówkę ogona na znak aprobaty. Teraz zdała sobie z czegoś sprawę. Klonowa Noc się nie przywitała, ani nawet nie odwróciła, choć rozmowy były głośne. To ona była aż taką ignorantką? No nie wierzę. Medyczka dalej siedziała w swoim magazynku. Właściwie nie segregowała ziół, tylko wpatrywała się w jakiś pusty, nieistniejący punkt na ścianie legowiska. Może był tylko wytworem jej wyobraźni, może miała wizję, a może po prostu siedziała i dumała nad swoim życiem?
***
Jagodowa Łapa stała przed wejściem do legowiska medyczki. Waleczna Łapa i Klonowa Noc miały ważną rozmowę dotyczącą ogona Króliczki. Dziś miały zdecydować, co zrobią. Uczennica stresowała się, jakby była zmuszona wejść do lisiej nory. Najbardziej możliwy był skomplikowany i bolesny proces pozbawienia kotki ogonka przez jego odcięcie. Gdyby miał odpaść naturalnie, w wyniku poważnych i głębokich odmrożeń, Króliczka zostałaby dużo później uczennicą. Musiała przywyknąć do braku ogona. Ten moment. Waleczna Łapa wychyliła się z jamy. Miała zmartwioną minę. Wszystko zwiastowało to, że podjęły decyzję.
- Robimy to zębami - westchnęła - Będzie to bardzo trudne i bolesne do wykonania, ale musimy dać radę.
Jagodowej Łapie serce zabiło mocniej. Nie! Ile Króliczka musiała wycierpieć, żeby móc kiedyś normalnie żyć?! Była jeszcze maleństwem... No dobra, miała pięć księżyców. Ale to kocię! Czy będzie słyszeć okropne krzyki i płacz z legowiska medyka?
- Ale... - zająknęła się uczennica - To ją będzie tak strasznie boleć!
- Jagodowa Łapo, to obumiera. Ona praktycznie nie czuje swojego ogona. Poza tym dużą ilością maku da się wpędzić kociaka w głęboki sen, praktycznie nie do wybudzenia zabiegiem. Nie wiem, jak ona na to zareaguje, ale musi wytrzymać - uczennica medyczki spojrzała swojej przyjaciółce w oczy. To był jej pierwszy trudniejszy zabieg.
Jagodowa Łapa pokiwała głową. Dasz radę, Króliczko. Wierzę w ciebie. I wierzę w medyczki, które cię operują i leczą.
- Klonowa Noc mówiła, że zaczniemy zaraz - rzekła Waleczna Łapa - Muszę tylko powiedzieć reszcie. Nafaszerujemy ją makiem i będzie się trzymać.
- Już?! - wykrzyknęła przerażona łaciata kotka - Dobry Klanie Gwiazdy!
Jej przyjaciółka poszła już powiedzieć Ostrokrzewiastej Paproci. Kiedy wynurzyła się ze żłobka, karmicielka była wstrząśnięta i blada. Jej córka miała utracić ogon. Kopeć i Rudasek byli przerażeni niedługim zabiegiem siostry. Żukowy Pazur szedł u boku partnerki i synów. Coś szeptał sam do siebie albo do ukochanej, jednak uczennica nie mogła rozszyfrować co. W końcu Waleczna Łapa powróciła do legowiska. Zaczynało się. Na początku było cicho i spokojnie. Ze środka dochodziły jedynie ciche rozmowy, konsultacje i słowa otuchy. Króliczce był podawany mak. Z wnętrza padały różne słowa: ,,Zliż", ,,To nie jagody śmierci", ,,Musisz to zjeść", ,,Tylko spokojnie", ,,Będzie dobrze", ,,Nie ma się czego bać". Po pewnym czasie nie było już w ogóle słychać małej kotki. Zasnęła. Teraz zaczęła się część właściwa.
Klonowa Noc instruowała Waleczną Łapę mówiąc spokojnym i opanowanym głosem. Wtedy do uszu Jagodowej Łapy zaczęły docierać piski. I były to piski Króliczki. Koteczka była bezradna wobec bólu. Uczennica zaczęła dokładnie nasłuchiwać dźwięków ze środka. Nie były to przyjemne odgłosy. W pewnym momencie Klonowa Noc wyszła ze środka i zwróciła się do Ostrokrzewiastej Paproci:
- Będzie ciężej niż myślałyśmy. Mała ma alergię na mak.
Zielone oczy karmicielki stały się szkliste, gdy to usłyszała. Biedna Króliczka! Musiała czuć tyle bólu! Czarna kotka jedynie ledwo co potrząsnęła głową. Nie mogła zaakceptować tego, że jej córka cierpiała, a ona nie mogła w żaden sposób jej pomóc. Żukowy Pazur pochylił łeb i oparł go na barku partnerki. Ona zaś posyłała ciche modlitwy do Klanu Gwiazdy o zdrowie i normalne życie jedynej córeczki.
Piski nie ustawały. Raz przypominały bardziej westchnięcia, raz syczenie z bólu, raz głębokie oddechy. Czasami były to cierpiętnicze jęki lub płacz. Z czasem, pisk przerodził się w przenikliwy krzyk. Jagodowa Łapa słyszała, jak koteczka miota się na posłaniu i piszczy, nie mogąc wytrzymać tej strasznej męki. Wtedy w środku rozgorzała straszna bieganina. Kotka naprawdę nie wiedziała, co się tam dzieje. Wiedziała tylko, że wszystko, co najgorsze dla tak młodej kotki. Ile musiała się nacierpieć w ciągu swojego tak krótkiego życia... Nadal krzyczała, nadal płakała. Dość długo to zajęło, zanim medyczki cudem uspokoiły małą. Chyba już wiązały jej opatrunek. Biedna mała Króliczka. Będzie naprawdę wyglądać jak mały króliczek z krótkim kikutem ogonka.
Waleczna Łapa wyjrzała na zewnątrz. Na pyszczku malował jej się wyraz ulgi, ale też lekkiego niepokoju. Udało się?
- Jest w miarę dobrze - oznajmiła - Pomimo uczulenia na mak i reagowania silnym bólem głowy, wytrzymała ten zabieg. Był lekki krwotok, ale udało nam się go powstrzymać. Ma opatrunek, niestety będzie można ją zobaczyć dopiero jutro rano. Aktualnie potrzebuje snu i odpoczynku, chociaż będzie to ciężkie. Dałyśmy jej zioła na uspokojenie. Rokowania są... - Tutaj zawiesiła głos, by pomyśleć o własnej opinii i dobrze ocenić sytuację - ...dobre.
Ostrokrzewiasta Paproć westchnęła z ulgą, tak samo jak Żukowy Pazur. Obaj przytulili się do siebie. Kilku zgromadzonych przy jamie wojowników zaczęło coś szeptać między sobą. Kopeć i Rudasek popatrzyli na siebie pytającym wzrokiem.
- A będzie mogła się jeszcze z nami bawić? - spytał Rudasek, kierując błagalny wzrok na uczennicę medyczki. Klanie Gwiazdy, nauczył się spojrzenia Króliczki! Czyżby myślał, że musi ją zastąpić?
Srebrzysta kotka westchnęła. W oczach stanęły jej łzy. Och, Waleczna Łapo, proszę, powiedz temu biednemu kociakowi, że tak, on tak tęskni za siostrą, proszę, stracił już brata...
- Tak - powiedziała zdławionym głosem, z wymuszonym dla kociaka uśmiechem - Będzie mogła się bawić, ale trochę niezdarnie.
***
Króliczka! Pierwsza myśl Jagodowej Łapy po przebudzeniu. Kotka zerwała się na równe nogi i pobiegła do legowiska medyczki. Musiała być tam mała kotka. Prawie wbiegła do środka, jednak zaraz zobaczyła, że koteczka stoi w wejściu. Była przerażona. Wydawała się taka mała i bezbronna. Tam, gdzie powinna mieć długi, puszysty ogonek, miała tylko owinięty mchem, nagietkiem i pajęczynami, krótki kikut. Patrzyła na niego przerażona, ze łzami w oczach. Była bliska płaczu.
- Mój ogon! - zajęczała płaczliwie - Mój ogon!
A/N Jako myślicie, ile kociąt i jakiej płci będzie miała Polny Rozkwit? I czy wszystko pójdzie z nimi dobrze? Dajcie znać! A tymczasem mam kolejne arty postaci, a dzisiaj znowu mamy rodzeństwo!
Liściasta Łapa
Oszroniona Łapa
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro