Rozdział 2
Jagódka przeturlała się na drugi bok i machnęła rudo-brązową końcówką ogona. Strumyczek podskoczyła do góry, umykając przyjaciółce. Córka Oblodzonej Jagody wstała i skoczyła na koteczkę, szarpiąc jej długie, srebrne futerko.
— Puszczaj! — zawołała błękitnooka piszcząc wniebogłosy.
— Jagódko, ja to widzę! — odezwała się Oblodzona Jagoda podchodząc do córki. Plamista kotka puściła Strumyczka.
— Przepraszam — szepnęła, ze skruchą grzebiąc łapą w ziemi.
— Nic się nie stało — miauknęła srebrzysta kotka, po czym dotknęła nosem łebka Jagódki.
Odkąd pierwszy raz się poznały, bardzo się zaprzyjaźniły. Wszędzie chodziły razem. Najbardziej lubiły zabawę w chowanego po całym obozie i słuchanie historii. Wysłuchały już wiele - Jagódka uwielbiała szczególnie jedną.
Była to opowieść z dreszczykiem o kotce imieniem Berberysowa Woń, która odeszła z klanu, gdyż czuła, że kompletnie tam nie pasuje. Jej rodzice byli w zakazanym związku - jej ojciec był medykiem Klanu Chmur. Dwoje wojowników - Świecący Kamień i Bluszczowa Łodyga byli jej dziećmi.
Koteczka, kończąc zabawę z przyjaciółką, udała się do legowiska wojowników. Zaglądając do środka, zdała sobie sprawę, że może spokojnie wejść. Świecący Kamień, która nie pozwoliłaby koteczce wetknąć nosa do legowiska była teraz na patrolu granicznym. W środku leżały zaledwie cztery koty, pozostałe spędzały czas na świeżym powietrzu. Najbliżej wejścia wylegiwała się jasnozłota, pręgowana kotka. Jagódka zdążyła już ją poznać. Nazywała się Świetlista Sadzawka. Była nieśmiała, cicha, ale i strasznie zapominalska i roztrzepana. Aktualnie spała. Kotka zaczęła szukać kogoś innego, z kim mogłaby się bawić. Na posłaniu z mchu siedział i patrzył na nią umięśniony, rudy, zielonooki kocur. To był Żukowy Pazur.
— Chcesz czegoś, Jagódko? — spytał miło.
— Nie — skłamała.
Dalej rozmawiały dwa kocury. Jeden rudy, drugi czarny. Poznała je od razu. Głośny Pisk i Czarne Niebo. Pewnie nie mieli ochoty na zabawy z kociętami. Wyszła więc, szukając innej okazji do zabawy.
Na zewnątrz Sójcza Łapa i Bagienna Łapa trenowali walkę. Brązowy kocur wycelował pazurami prosto w pysk starszej koleżanki. Ta podskoczyła do góry i zaatakowała szyję młodego kocurka. Przeturlali się po ziemi, uderzając w siebie łapami. Bagienna Łapa włożył głowę między przednie łapy i zaczął atakować brzuch kotki. Ta jednak skorzystała z okazji i ugryzła go w szyję. Sam wylądował na ziemi.
— Bagienna Łapo, brzuch jest wrażliwym miejscem rywala. Jednak jeśli twój przeciwnik leży na ziemi, nie próbuj tego robić w ten sposób. Widzisz, jak to się kończy. Lepiej atakować wtedy pysk lub szyję, albo uderzać w podbrzusze tylnymi łapami — miauknęła Skaliste Futro, mentorka kocura i matka Sójczej Łapy.
— Dokładnie tak — potwierdził ciemny, pręgowany kot. Miał na imię Brunatny Cień i był mentorem Sójczej Łapy oraz partnerem Szepczącej Pieśni i ojcem Bagiennej Łapy.
Kiedy zostanę uczennicą? - koteczka zadała sobie w myślach pytanie.
Wróciła do żłobka chcąc się zdrzemnąć. Wtedy do środka wszedł blady, pręgowany kocur. Jego rozbrykane spojrzenie zielonych oczu spoczęło na Jagódce.
— Przepraszam, że przeszkadzam, ale coś przeskrobałem i mam zadanie zajmowania się kociętami. Mogę? — spytał z nadzieją
— Blada Łapa? Co odstawiłeś? — spytała się lekko oburzona Oblodzona Jagoda. Jagódka wiedziała, że mentor ucznia jest partnerem karmicielki. Dlatego miała taki a nie inny ton głosu.
— Eee... Zjadłem mysz podczas polowania. Miało być dla starszych. Przepraszam — Blada Łapa mówiąc to, lekko się jąkał — Nie szkodzi, jeśli pobawię się z Jagódką?
— Oczywiście, że nie, na pewno ma ochotę! Nie, moja mała? — powiedziała radosnym głosem kotka.
Jagódka od razu bez ostrzeżenia skoczyła na ogon Bladej Łapy. Kocur ze śmiechem obrócił się i odchylił kitę w inną stronę. Strumyczek, Szronik i Listek przyłączyli się do zabawy. Nie taki uczeń straszny, jak go malują.
W pewnym momencie rozległo się przeraźliwe zawodzenie. Do obozu wbiegła grupa kotów. Było ich pięć. Dwa brązowe pręgowane kocury, biała kotka, szylkretowa kocica i brązowa samiczka.
— Zaatakował nas patrol Klanu Wilka! — głośno zamiauczała brązowo-rudo-biała kocica — Ostrokrzewiasta Paproć została porwana, Pylista Zamieć jest ranny!
Zrobiło się zbiegowisko. Do informatorki podbiegł dymnoszary kocur.
— Polny Rozkwicie, to straszne! Ty też krwawisz na policzku! — zawołał.
— Nic mi nie jest, Cedrowy Kle. Zanieście Pylistą Zamieć do medyczki! — miauknęła wojowniczka. Świecący Kamień i Cichy Zmierzch wzięli na grzbiety rannego kocura. Z jego wielkiej rany na barku sączyła się krew. Miał też podrapane okolice oka. Jastrzębia Blizna i starszy kocur wybiegli z legowisk, by towarzyszyć rannemu. Jeden z kotów nazywał się Niedźwiedzi Wąs i był starszym. Widziała go już kiedyś i odkryła, że był jednym z najbardziej zrzędliwych złośliwców świata.
— Bracie, nie możesz... — mruczał pod nosem ojciec koteczki.
Jagódka z ciekawości zajrzała do legowiska medyczki. Była to dość spora jaskinia utworzona przez dwa głazy, a dalej wydrążona w ziemi przez jakieś zwierzę. W głębi znajdowało się posłanie z mchu, liści i kwiatów, a jeszcze dalej schowek na zioła, jagody i takie rzeczy. Wejście było osłonięte bluszczem i gałęziami przewalonego drzewa. Stanowiły one oddzielną część dla pacjentów.
Tam odbywało się wiele. Ranny kocur został zaniesiony przez dwa koty do środka. Medyczka wyjęła z małego schowka kółka białych nitek. Po chwili przycisnęła je do ran kota.
— Klonowa Nocy, on przeżyje? - spytał się z niepokojem szylkretowy kocur. Uzdrowicielka — czarnobiała kotka obrzuciła go bursztynowym spojrzeniem.
— Jastrzębia Blizno, przestań panikować. Przeżyje. Widział kto, żeby kot umierał od dwóch ran?
Jastrzębia Blizna usiadł ze skruchą, ale jednocześnie wyrazem szczęścia na pysku. Utkwił wzrok w Pylistej Zamieci.
Pręgowany kocur na posłaniu z mchu oddychał nerwowo. Podniósł głowę. On i drugi kocur zetknęli się głowami i zamruczeli.
— Będzie dobrze — szepnął Pylista Zamieć. Musiała łączyć ich wielka braterska miłość.
Kotka po cichutku wyszła z legowiska, a długość zajęczego skoku dalej, spotkała Strumyczka.
— Widziałaś to? — ciemnozielone oczy Jagódki błyszczały z podniecenia.
— Widziałam! Klonowa Noc jest bohaterką. Ratuje chore i ranne koty! Jest niezwykła! — srebrzysta koteczka na chwilę się rozmarzyła i utkwiła oczka w Klonowej Nocy krzątającej się przy rannym.
Wtedy z legowiska położonego najwyżej, po części wykopanego w ziemi, po części ukłanego w ostrokrzewie wynurzyła się ruda sylwetka. To był przywódca. Wszedł na wysoką skałę znajdującą się pod norą. Orzechowa Gwiazda. Był wyjątkowo poważny.
— Stało się coś złego — pisnęła Strumyczek — I chyba nie chodzi o ranę Pylistej Zamieci. Tylko o coś... Gorszego.
Jagódka przycisnęła się bliżej do przyjaciółki. Nie mogły iść na zebranie klanu. Ale mogły obserwować wszystko z pewnej odległości.
— Niech wszystkie koty na tyle dorosłe, by samodzielnie polować, zbiorą się pod Wielkim Kamieniem na zebranie klanu!
Oblodzona Jagoda i Mleczny Pysk wyszły ze żłobka. Klonowa Noc odeszła na chwilę od pacjenta. Blada Łapa i Bagienna Łapa jako bracia trzymali się razem. Sójcza Łapa i Zacieniona Łapa kucnęli w ciszy. Domyślali się, że to nie pora na ich mianowanie. Starsi wywlekli się z chłodnego legowiska na ciepłe, świeże powietrze.
— Chciałbym ogłosić niepokojącą dla nas wszystkich rzecz. Straciliśmy wojowniczkę — rzekł Orzechowa Gwiazda patrząc w dół na poddanych. Wśród kotów rozległy się rozżalone miauknięcia i syczenie.
— Znowu ktoś umiera! Jeśli ten klan ma przeżyć, potrzebujemy silnych i porządnych wojowników! — Brunatny Cień cały się nastroszył. Szepcząca Pieśń syknęła na partnera, nieco go przyciszając. Jasnobrązowa prążkowana kotka była szanowaną wojowniczką.
— Sęk w tym, że nikt nie umarł. Członkini naszego klanu została ranna na patrolu i porwana. Doniosła mi Polny Rozkwit, możemy jej wierzyć. Gdziekolwiek jest teraz Ostrokrzewiasta Paproć, miejmy nadzieję, że żyje — przywódca miał ciężki ton głosu.
Inny rudy kocur zaczął przeciągle zawodzić i bić ogonem o ziemię.
— Nie! Tylko nie ona! Rozszarpię tego, kto mi ją odebrał! — miauczał wściekle.
Oblodzona Jagoda i Skaliste Futro mu zawtórowały.
— Nasza siostra nie powinna teraz tak skończyć. A Żukowy Pazur nie powinien zostać rozdzielony z partnerką! — zawarczała gniewnie Skaliste Futro. Świecący Kamień i Cichy Zmierzch zwiesili głowy w smutku.
— Nasze dziecko... To moja wina. Nie było mnie tam, gdzie musiałem być — szepnął czarny kocur. Śnieżnobiała kotka oparła głowę o jego bark.
— Mnie też — odparła ze smutkiem.
— Niech Polny Rozkwit wytłumaczy wszystkim, co się stało — Orzechowa Gwiazda skinął głową w kierunku przepięknej, szylkretowej kotki. Na policzku miała świeży ślad pazurów.
— Ostrokrzewiasta Paproć, Rudzikowy Szpon, ja i Pylista Zamieć patrolowaliśmy granicę z Klanem Wilka. Ostrokrzewiasta Paproć zaznaczała właśnie ślad zapachowy na pobliskim drzewie. Rudzikowy Szpon węszyła w poszukiwaniu intruzów. Ja i Pylista Zamieć zauważyliśmy sporego królika. Zaczęliśmy go gonić, a on uciekł poza granicę i napotkaliśmy patrol Klanu Wilka. Czterej najsilniejsi wojownicy i uczeń. Oskarżyli nas o próbę polowania na ich terytorium. Zaprzeczaliśmy i tłumaczyliśmy, że nie ma co nas atakować. I wtedy rozpoczęła się bójka. Kiedy Pylista Zamieć został ranny, zaczęliśmy wzywać posiłki. Patrol wracający do obozu nas usłyszał i dobiegł do nas. Nagle zniknęła Ostrokrzewiasta Paproć. Wygraliśmy bójkę, ale kotki nie znaleźliśmy — opowiedziała całą historię Polny Rozkwit.
Jagódka położyła uszy po sobie, tak samo jak Strumyczek. Kotki obserwowały wszystko z ukrycia.
— Klan Wilka?! Znowu te lisie łajna pod przywództwem Lisiego Łajna?! — szarobiały długowłosy kocur syknął wściekle.
— Tak, to Klan Wilka — odpowiedział Orzechowa Gwiazda — Wzmocnimy i powiększymy patrole. Kocięta mają bezwzględny zakaz wychodzenia poza obóz, nawet z dorosłymi. Uczniowie wychodzą przynajmniej z dwoma wojownikami, w tym mentorem. Medyk wychodzi także w asyście co najmniej dwóch wojowników. Zwiększymy straże obozu. Powiemy o całej akcji na następnym zgromadzeniu. A dzisiaj odprawimy czuwanie za członkinię naszego klanu. Spotkanie skończone.
Koty rozeszły się do legowisk. Oblodzona Jagoda zaprowadziła Jagódkę do żłobka.
— Jagódko, dzisiaj śpisz sama, z Listkiem, Szronikiem i Strumyczkiem. Ja i Mleczny Pysk będziemy dziś czuwać, czyli nie spać. Zwykle to się robi, gdy kot nie żyje, ale bywają wyjątki — miauknęła liżąc główkę córki — Tylko jeden dzień. Dasz radę, moja mała wojowniczko.
— Dobrze. Dam radę, mamo.
Perspektywa spania samej była interesująca. Ale zagrożenie ze strony obcego klanu i porwanie wojowniczki napawało ją strachem, większym niż wszystko inne.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro