𝟎𝟎𝟐.
𝐖 𝐊𝐈𝐋𝐊𝐀 𝐌𝐈𝐍𝐔𝐓 później (Imię) nabrała łapczywie powietrza do płuc. Miała wrażenie, jakby do tej pory była stale podduszana. Mogła nieomal stwierdzić, że jej głowa przez sporą ilość czasu znajdowała się głęboko pod wodą, a przed momentem nareszcie udało jej się uwolnić ze szponów morderczej cieczy.
— Wow — jedno słowo ociekające skrajnymi emocjami wydobyło się całkiem przypadkowo z jej ust. Dziwne, że było to zaledwie jedno słowo, bo miała znacznie więcej do powiedzenia. Chociażby o tym jak bardzo była zszokowana i nieprzygotowana na doświadczone wrażenia, związane z rzeczoną rozgrywką.
To jak bardzo fikcja dawała jej złudzenie rzeczywistości było najbardziej szokujące. Nawet przerażające. Mrożące krew w żyłach i jeżące włoski na skórze. Nie pozostawiające w jej ciele nawet cienia względnego poczucia bezpieczeństwa. Przeplatające się gdzieś w obiegu krwi w organizmie i szepczące złowrogie słowa do ucha przed snem.
Tak, to zdecydowanie do normalnych nie należało.
(Imię) przetarła zmęczoną twarz drobnymi dłońmi, jakby miały pozbawić ją całego nagromadzonego zmęczenia. Później westchnęła, bo owe działanie ani trochę nie odniosło upragnionego skutku. Życie kochało ją zawodzić. W tamtym momencie desperacko potrzebowała kawy.
Powoli wstawała z zajmowanego miejsca przy biurku, gdy w tym samym czasie wyświetlacz jej telefonu podświetlił się, sygnalizując głośnym dzwonkiem, że ktoś usiłował się do niej dodzwonić. Dziewczyna wydusiła z siebie zmęczony uśmiech, odczytując imię z fioletową ikonką serca na wyświetlaczu. Następnie odebrała przychodzące połączenie.
...I to był błąd.
— O MÓJ BOŻE! — z słuchawki wydobył się krzyk o głośności dorównującej co najmniej syrenie służb bezpieczeństwa — Nareszcie odebrałaś!
— Cześć, Akira. Ciebie też miło słyszeć z rana.
— To nie jest zabawne, suko! Rana?! Próbuję się do ciebie dodzwonić już pół dnia! Jest popołudnie, geniuszu — przez jej oburzone krzyki, (Nazwisko) miała wrażenie, że jej głowa za moment pęknie niczym upuszczona na ziemię doniczka. W następnej kolejności dotarł do niej sens tych rozbrajających krzyków.
— Popołudnie? — dopytywała zaskoczona dziewczyna, drapiąc się po głowie. Chcąc się przekonać o prawdziwości słów Akiry, ruszyła w stronę jednego z zasłoniętych okien w pokoju. Podnosząc roletę musiała zmrużyć porażone jasnym światłem popołudniowego słońca (kolor) oczy — Cholera, która jest godzina?
— Dochodzi piętnasta — odpowiedziała jej rozmówczyni załamanym głosem — Rany, aż taka byłaś zmęczona wczoraj po pracy? Nie przyszłaś nawet na zajęcia! Musiałam cię usprawiedliwiać sraczką przed wykładowcami.
— Dzięki, Akira, ty mój aniele stróżu — (Imię) przewróciła oczami, łapiąc się za głowę. Ruszyła w stronę kuchni, w celu zaparzenia sobie adekwatnej do jej stanu dawki boskiego napoju zwanego okropnie skromnie kawą. Jednak zatrzymała się przed lustrem w korytarzu, dostrzegając w nim coś niepokojącego. I wcale nie chodziło tutaj o to, w jakim stanie była jej twarz i włosy.
[Highly Recommend| 𝐏𝐥𝐚𝐲𝐢𝐧𝐠: 𝐓𝐡𝐞 𝐍𝐞𝐢𝐠𝐡𝐛𝐨𝐫𝐡𝐨𝐨𝐝 - 𝐔𝐧𝐟𝐚𝐢𝐫]
Wokół jej szyi rozciągała się na nabrzmiała bordowo-czerwona obręcz, z wyraźnymi śladami po palcach. Powłóczyła po niej przez chwilę palcami czując wyraźne pulsowanie, jednocześnie wpatrując się w nią szklanymi od łez, przekrwionymi oczami. (Kolor)włosa przytknęła sobie do ust wolną dłoń, aby nie wydać z siebie żadnego dźwięku.
— Akira, idę zrobić sobie coś do jedzenia. Odezwę się później — poinformowała rozmówczynię, po tym, jak zdołała się wystarczająco uspokoić, upewniając, że jej głos nie zadrży.
— Później nie mogę, bo muszę się z nimi spotk- — (Nazwisko) rozłączyła się, zanim mogła dokończyć.
To co widziała w swoim odbiciu było niemożliwe. Było tak cholernie niemożliwe, iż mogłaby przysięgać, że miała zwidy. Zwykłe, niewinne złudzenie optyczne - tak chciała, aby sytuacja się prezentowała. Ale gdy zamrugała kilkukrotnie, a siny ślad nie zamierzał zniknąć nie wiadomo jak bardzo by tego pragnęła, wiedziała, że to była przykra prawda. Że wokół jej szyi znajdował się ślad, który został stworzony przez postać z pieprzonej gry!
Nie mogła nawet dłużej o tym myśleć, bo miała wrażenie, że jeszcze moment i popadnie w totalny obłęd. Zamiast tego ruszyła na nowo w stronę kuchni. Musiała trzymać się tego co znała, utrzymywać rutynę i uciekać od stojącego gdzieś w najmroczniejszym kącie jej mieszkania szaleństwa.
Akira była jej bliższą koleżanką, może nawet przyjaciółką. Znały się od najmłodszych lat, ze względu na wieloletnią przyjaźń swoich rodziców i tak się złożyło, że ich drogi ponownie się skrzyżowały. Okazało się, że pracowały w tej samej kawiarni, a nawet wybrały ten sam kierunek studiów. (Imię) nie potrafiła zdecydować czy cieszyła się tym szykiem zbiegów okoliczności, czy była nim bardziej przerażona.
Z początku wyraźnie pałała do dziewczyny niechęcią. Już w dzieciństwie miała wrażenie, że Akira obrała sobie ją za jakiś dziwaczny wzór do naśladowania i chodziła za nią niczym zagubiony szczeniak. (Nazwisko) zdecydowanie nie przepadała za brakiem indywidualności u dziewczyny, ale nie wytykała go jej w nadziei, że nie potrwa to długo. Dlatego, gdy spotkały się lata później, (kolor)oka była do niej nieco uprzedzona i nawet dążyła do unikania jej obecności.
Dopiero z czasem zaczęła zauważać, jak bardzo dziewczyna się zmieniła. W ten sposób stopniowo przekonywała się do niej, aż wreszcie doszła do momentu, w którym mogła nawet pokusić się do nazywania jej swoją przyjaciółką.
(Imię) uśmiechnęła się pod nosem na wspomnienie jej słów o usprawiedliwieniu przed wykładowcą.
[Highly Recommend| 𝐏𝐥𝐚𝐲𝐢𝐧𝐠: 𝐒𝐀𝐈𝐍𝐭 𝐉𝐇𝐍 - 𝐑𝐨𝐬𝐞𝐬]
W tymże samym czasie usłyszała rozchodzący się po całym mieszkaniu, donośny dzwonek do drzwi. Ruszyła w tamtym kierunku bez braku jakiegokolwiek zapału. Otwierając drewnianą płytę pierwszym, co rzuciło się jej w oczy był ogromny bukiet biało-czerwonych róż, znajdujący się centralnie przed jej twarzą.
— Pani (Imię) (Nazwisko)?
Dopiero później przeniosła (kolor) tęczówki na kuriera, który je dostarczył, a teraz kierował w jej stronę długopis i świstek papieru, w celu potwierdzenia dostarczenia. Potwierdziła swoją tożsamość, bez słowa podpisujac się na dokumencie.
Po zamknięciu drzwi, ponownie przeniosła spojrzenie na kwiaty. Nie spostrzegła na nich żadnego bileciku, informującego od kogo mogły być. W każdym razie były niezaprzeczalnie piękne. W większość na ich płatkach przeważała biel, a bordowe plamki pojawiały się tylko od czasu do czasu. (Imię) pomyślała, że może była to specjalna odmiana o takim umaszczeniu. Zdziwiła się natomiast, kiedy sięgając po jeden z płatków i pocierając go, na opuszkach jej palców pojawiła się rozmazana czerwień. Wzruszyła ramionami, domyślając się, że pewnie był to tylko specjalny barwnik albo zwykła farba. W każdym razie doceniała gest.
Umieszczając wielki bukiet w wazonie z wodą, rozmyślała kto mógł zdobyć się na taki gest.
Niestety, nikt taki nie przychodził jej na myśl.
Dziewczyna postanowiła tamtego dnia już całkowicie odpuścić sobie zajęcia. Nie widział ani krzty sensu, by wlec się na siłę na uczelnię tylko po to by przesiedzieć w niej góra dwie godziny.
Natomiast z biegiem czasu stwierdziła, że mogła to jednak zrobić. Wiedziała, że popełniła kolejny z niebotycznie długiego rzędu błąd, nie wiedząc czym się zająć w tej wolnej jednostce czasowej. A musiała w coś wsadzić przysłowiowe ręce, zajmując czymkolwiek myśli.
Zanudzona, skończyła siedząc na kanapie w salonie, wpatrując się tępo w sufit. Zgadza się, to był kres jej ograniczonych zasobów kreatywności. Znudzenie i bierność były niesamowicie niebezpieczną mieszanką, zwłaszcza, że na taką się nie kreowały. Były niepozornym mordercą, który praktykował zbrodnię doskonałą. Prowadziły też do niesłychanie niebezpiecznych pomysłów, wygłodniałych żądzą adrenaliny ludzi.
Dokładnie też na taki wpadła (Nazwisko). Zdała sobie z tego sprawę kiedy jej myśli zaczęły momentalnie kotłować się wkoło tej przeklętej gry.
Odczuła nie przemożną potrzebę, żeby dowiedzieć się co mogło zdarzyć dalej. Jak mogłaby potoczyć się fabuła. Chciała wiedzieć, za co ludzie aż tak wychwalali ten twór, a najważniejsze - chciała odkryć dlaczego, do cholery, jej postać miała na sobie strój pokojówki. Moment, to nie było najważniejsze.
Zachodziła bardziej w głowę dlaczego białowłosy emo boy, kreujący się na jakiegoś przywódcę hiszpańskiej mafii, postanowił zupełnie bez żadnego uprzedzenia zaatakować jej usta.
Tak, obejrzała w swoim życiu zbyt wiele hiszpańskich telenoweli.
Niewiedza ją bezdusznie dobijała. (Imię) musiała okazać się lepszym mordercą.
W sekundę później znalazła się już przy swoim stanowisku przy biurku, uruchamiając sprzęt. Wtedy odrodziła się w niej ta niezdrowa ekscytacja, za którą podświadomie czekała. Była głodna i nie wiedziała, że jej potrzebuje, dopóki nie odgryzła pierwszego kęsa. Niemalże podskakiwała na obrotowym krześle, mając przed sobą otwierające się okno rozgrywki. Miała wszystkie te nerwowe objawy, przejawiane przez uzależnionego na odwyku.
A kiedy wcisnęła „start", miała świadomość, że od uzależnienia nie było już odwrotu.
w tym rozdziale zdecydowanie mniej się dzieje, ale trzeci za to już w nią obfituje;;;
obiecuję, że postać akiry nie jest dodana tutaj bez powodu 💀💀-
i najważniejsze - jak myślicie, od kogo były te kwiaty?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro