𝟎𝟎𝟏.
[Optional| 𝐏𝐥𝐚𝐲𝐢𝐧𝐠: 𝐁𝐫𝐢𝐭𝐧𝐞𝐲 𝐒𝐩𝐞𝐚𝐫𝐬 - 𝐈'𝐦 𝐚 𝐒𝐥𝐚𝐯𝐞 𝟒 𝐔]
𝐉𝐄𝐒𝐓𝐄𝐌 𝐖 𝐒𝐓𝐀𝐍𝐈𝐄 zrozumieć doprawdy wiele ale, cholera, strój pokojówki?
(Imię) spoglądając w dół, na strój, w który była przebrana jej postać, okropnie się skrzywiła. Zdecydowanie miała dość seksualizowania postaci we wszelkiej maści graficznych tworach. Pomijając już fakt, że ów kostiumu ani trochę nie przypadł jej do gustu.
W następnym odruchu nieco zdziwiła się faktem, jak bardzo realistyczna zdawała jej się fikcyjna rzeczywistość. Odczuła to już w momencie, w którym sięgnęła jedną z dłoni po kawałek biało-czarnej spódnicy, którą miała na sobie i była w stanie dokładnie prześledzić jej materiałową fakturę. Jej kolejnym spostrzeżeniem był dość ubogi interfejs gry. Zdziwił ją brak chociażby kolorowych okien dialogowych czy jakiejkolwiek ikony, pozwalający jej na swobodny powrót do menu startowego. Potem jednak poddała tę sprawę ponownemu namysłowi, stwierdzając, że może wystarczyło użyć jakiegoś zawiłego skrótu klawiszowego, o którym dotąd nie miała żadnego pojęcia.
Końcowo pozbyła się jakichkolwiek podejrzeń, prawie że nie wybuchając śmiechem na swoją głupotę. To, co przez moment, dosłownie ćwierć sekundy, przemknęło jej przez myśl było absolutnie absurdalne. Przecież była to zaledwie gra. Pikselowy świat, mający zapewnić jej rozrywkę. Uśmiechnęła się na swój irracjonalizm pod nosem.
— Oi! Może łaskawie przestaniesz się opierdalać i jak na sługę przystało, zabierzesz za to do czego cię stworzono?!
Zza jej pleców rozległ się nieprzyjemny, wyraźnie zniecierpliwiony ton głosu. Jednocześnie czuła na sobie intensywny wzrok. Nie musiała nawet się obracać, żeby wiedzieć, że należał do osoby, która wypowiedziała wcześniejszą frazę. Mieszanka słów i spojrzenia, które paliło ją żywym ogniem sprawiło, że (kolor)oka zapałała do tej osoby niemym obrzydzeniem. Czuła się coraz bardziej brudna przez każdą kolejną sekundę, podczas której czuła owe palenie.
— Uspokój się, idioto. Kto wie, może jest głucha? Nie wiadomo w końcu skąd Mikey ją przywlókł.
Drugi rozmówca wydawał się zaś praktycznie znudzony sytuacją. Jego głos jawił się całkowitą bezbarwnością i brakiem jakiejkolwiek emocjonalności. Jakby samo jej przejawianie było dla niego nad wyraz męczące i zbędne.
— Czy ja wiem, Sanzu? Wygląda całkiem gorąco w tym stroju. Fajnie by było jakby jeszcze trochę się w nim pokręciła w pobliżu.
Trzeci głos ociekał ironią i rozbawieniem. Zdawać by się mogło, że był to ten typ mówiącego, który wtrącał się do rozmowy jedynie w celach rozdrażnienia pozostałych i czerpania z tego indywidualnej rozrywki.
— Na dodatek nie powinieneś odstraszać naszej urokliwej pokojówki, bo została jej jeszcze przynajmniej połowa rezydencji do posprzątania.
— Zamknij ryj, Ran! Jeśli sama się nie ruszy to chętnie jej w tym pomogę.
(Nazwisko) mimo niechęci, wiedziała, że musiała w końcu wykonać jakiś ruch. Skonfrontować się z czyhającą za nią wielką niewiadomą, jawiącą się posmakiem niebezpieczeństwa. Może nawet brakowało jej nieco odwagi aby to zrobić, aczkolwiek wtedy przypomniała sobie pewien zasadniczy fakt - była to zaledwie gra. Nie mogła bać się postaci z rozgrywki, którą z własnej woli uruchomiła. Gry, za którą oddawała część swojej cennej wypłaty z entuzjastycznym uśmiechem na twarzy. Skoro zaczęła grać, musiała brnąć dalej w wątek fabularny.
Właśnie to przekonanie dało jej wystarczającą motywację do dalszego działania. Wtedy postanowiła się obrócić.
... I to był ogromny błąd.
Przed jej oczami natychmiast ukazała się różowowłosa postać. (Imię) kompletnie się tego nie spodziewała, wnioskując z odległości z której dochodziły do niej dźwięki rozmowy, że cała trójka znajduje się nieco dalej. Tymczasem intensywnie niebieskie tęczówki okryte zaskakująco jasną zasłoną gęstych rzęs wbijały się w nią z ostrością dorównującą tej najostrzejszemu ostrzu, przewiercając tym samym na wskroś. Rozrywając w wyobraźni na krwawe strzępy. Dziewczyna dostrzegła w nich coś na kształt formującej się ekscytacji, całkiem jakby mężczyzna mógł rozpoznać promieniujący od jej ciała strach. Strach, wiążący jej żołądek w supeł oraz sprawiający, iż przez całe ciało przebiegł nagły impuls, jeżący jej każdy, nawet pojedynczy włosek. Strach wiszący w powietrzu był zupełnie jak duszności, pojawiające się zaraz przed ogromną burzą w letni dzień. Poczuła ja robi jej się sucho w ustach. Jednocześnie odczuła jak jej serce obija się dotkliwie o żebra.
Nawet jeżeli chciała coś w tamtej chwili powiedzieć, została tej możliwości natychmiastowo pozbawiona w momencie, gdy ich spojrzenia się spotkały. Niebieskooki już w następnej sekundzie pokonał dzielący ich dystans, niszcząc ostatnią stworzoną przez nią otoczkę złudnego bezpieczeństwa. Przekraczając z każdym tym krokiem kolejną barierę, którą naiwnie z dbałością ustawiła. Następnym co dotkliwie odczuła były gorące, długie, szczupłe palce, boleśnie wbijające się w cienką i delikatną skórę jej szyi. Mężczyzna przypadł ją do ściany, o którą uderzyła boleśnie plecami, podnosząc kilka centymetrów nad ziemią bez żadnego widocznego wysiłku.
Jak przez mgłę w błękicie jego tęczówek widziała wyłącznie najczystszą odmianę ekscytacji, być może przemieszaną z nutą szaleństwa, zaakcentowaną dodatkowo przez rozbiegane spojrzenie, które nie opuszczało zasięgu jej twarzy. Będąc świadomą każdej następnej mijającej jednostki czasu, w której do jej płuc nie została dostarczona odpowiednia ilość tlenu. Pomimo, że w jego wzroku szalała euforia, twarz pozostawała nieprzejednana, całkiem skamieniała. Ledwie zwróciła uwagę na jego kolano, ładujące zaraz potem pomiędzy jej bezwiednie wiszącymi w powietrzu nogami.
Gdyby była w stanie pomyśleć trzeźwo, zapewne zostałaby momentalnie pochłonięta przez wir myśli o tym, jak bardzo to zdarzenie nie powinno być przez nią odczuwalne. To było zwyczajnie niemożliwe, skoro miała do czynienia zaledwie z wirtualną rzeczywistością. Nie miała prawa czuć dotkliwego uścisku różowo włosego na swojej szyi. Tak samo jak nie powinna odczuwać skutków tak długiego niedotlenienia, które już wkrótce miały ją dopaść.
Ale (Imię) nie myślała wówczas ani trochę trzeźwo.
— Myślisz, że możesz patrzeć na mnie w ten sposób bez żadnych konsekwencji, suko? Jeśli zechcę mogę cię zwyczajnie zniszczyć, rozumiesz? Mogę nawet sprawić, że będziesz o to prosiła. Nie, ty będziesz o to błagała — wyszeptał ociekającym jadem tonem do jej ucha, uprzednio się nachylając. Wypluwał te słowa niczym najgorszą obelgę. Jego gorący oddech, który owiał jej odkrytą skórę odczuła niczym zanieczyszczenie, którego już nigdy nie miała być w stanie się pozbyć. Owa toksyna sączyła się na tyle nadmiernie, że (Imię) miała wrażenie, iż w ułamku sekundy wchłonęła się w każdą komórkę jej rozdygotanego ciała. Dziewczyna była pewna, iż była to prawdopodobnie agonalna dawka. Zrozumiała również, iż słowa te miały jak największa słuszność. Z taką siła mógł w każdej chwili ścisnąć jej szyję nieco zbyt przesadnie, doprowadzając tym samym do jej rychłego zgonu poprzez uduszenie. To było jak szeptanie pająka do bezbronnej muchy, świeżo zaplątanej w jego sieć. Mucha nie miała szans.
Nie wiedziała czy czekał na potwierdzenie z jej strony, lecz było to dla niej nieistotne. Nie zamierzała go mu udzielać. Możliwe, iż była skrajnie głupia, szalona czy zbyt dumna, może nawet stanowiło to mieszankę tych cech, ale nawet w sytuacji zagrażającej jej życiu nie odstępowała od swoich wartości moralnych.
(Imię) wiedziała, że nie jest w stanie już dłużej utrzymywać się przy przytomności, kiedy zrobiło się jej jeszcze bardziej słabo a w oczach zaczęły formować się mroczki, a obraz coraz bardziej się zamazywać. Starała się łykać powietrze przez otwarte usta, ale niezbyt jej to wychodziło. Zaprzepaściła nawet chęć pozbycia się jego dłoni własnymi, nie posiadając do takiej czynności ani cząstki energii. W którymś momencie miała wrażenie, że od utraty świadomości dzieliły ją już tylko sekundy.
I wtedy mężczyzna został gwałtownie odciągnięty przez kogoś do tyły, uwalniając ją od morderczego uścisku.
Jej ciało opadło bezwiednie na twarde panele, prawdopodobnie się przy tym całkiem mocno obijając. Jednak dziewczyna była zbyt zajęta przywracaniem sobie prawidłowego, miarowego oddychania, aby chociaż w najmniejszym stopniu zwrócić na to uwagę. Zakaszlała głośno, z trudem przełykając ślinę przez uszkodzone gardło. Jednocześnie zgięła się w pół.
Gdy już opanowała swój oddech i mimowolne drżenie całego ciała, uniosła do obolałego obszaru wiotką dłoń, włócząc opuszkami palców po powierzchni szyi. Następnie zakryła ją obydwoma dłońmi, całkiem jakby ślad, który najprawdopodobniej na niej tkwił był dla niej powodem do największej hańby.
Pomimo iż rozdygotana siedziała na ziemi, ze zmęczeniem powróciła wzrokiem do sylwetki osoby, która jeszcze przed momentem przybliżała ją do nieuchronnego spotkania ze śmiercią, posyłając jej przepełnione dumą i wrogością spojrzenie.
— Co ty odpierdalasz, Sanzu? Jestem pewny, że Mikey nie będzie zadowolony jeśli ją uszkodzisz.
Uszkodzisz. Dziewczyna skrzywiła się już na samo brzmienie tego słowa. Cała trójka nie traktowała jej w ogóle jak człowieka, tylko żałosny, nic nie warty przedmiot. Zabawkę, której nie można było z jakiegoś naruszyć.
— A jak mam niby się zachowywać, skoro ta dziwka patrzy na mnie jak na jakiegoś żałosnego robaka?! — oburzył się mężczyzna, odpowiadając jej równie spojrzeniem morderczym spojrzeniem. Był widocznie wściekły co było widoczne chociażby po jego miarowo unoszących się i opadających ramionach czy pobielałych od zaciskania pięści. Nie przerywając kontaktu wzrokowego, nerwowym ruchem przeczesał roztrzepane włosy. Nawiązanie do robaka wydało jej się komiczne, ponieważ sama przed momentem użyła w myślach tego porównania.
— Nie przesadzaj. Czyżby narkomania zaczęła ci sprawiać omamy wzrokowe? Zresztą jeśli faktycznie to zrobiła, to ma cholerną rację. Prawda, Ran? — (Imię) była zbyt pochłonięta mordowaniem wzrokiem różowo włosego, aby chociażby zerknąć na odpowiadająca mu osobę. Była jednak niemal pewna, że był nim posiadacz tego znudzonego, bezbarwnego głosu.
— Zdecydowanie. Chyba nawet zaczynam ją lubić. Kto wie? Może któregoś dnia poproszę ją żeby pościeliła łóżko w moim pokoju?
— Jeśli obaj zaraz się nie zamknięcie, to nie ręczę za siebie! — mężczyzna nareszcie odwrócił od niej absorbujące intensywnie niebieskie ślepia, nie zmieniając ich maniery i mordując tym samym swojego rozmówcę.
— Oh? Czyżby nasza białogłowa się oburzyła?
— Sanzu, chyba na ciebie już pora. Co powiesz na wieczorną dawkę narkotyków i dobranoc-
Posiadacz ironicznego tonu nie był nawet w stanie dokończyć rozpoczętej wypowiedzi, ponieważ domniemany Sanzu wręcz się na niego rzucił, całkiem jak agresywne, spuszczone ze smyczy zwierzę. Bezlitosna bestia sycąca się krwią i wszystkim tym, co brutalne, pozbawione wszelkich skrupułów.
Fioletowo włosy będąc zaskoczonym tak raptownym atakiem całkowicie się mu poddał, upadając na posadzkę. Nie było mu również dane się nawet podnieść, bo niebieskooki w następnym odruchu przeszedł do okładania go agresywnie pięściami. Drugi fioletowo włosy niezwłocznie rozpoczął próby ściągnięcia mężczyzny z jego ofiary.
Tymczasem dziewczyna doszła do wniosku, że musiała bezzwłocznie wyłączyć tą przeklętą grę. A później odinstalować i dać jej najgorszą ocenę, na jaką mogła sobie kiedykolwiek pozwolić. Myślała, że jeszcze moment spędzony w fikcyjnym świecie doprowadzi ją samą do totalnego szaleństwa. Wyciągnęła więc przed siebie ręce, w celu dobrania się do leżącej przed nią na biurku klawiaturą. Nie miała innego wyjścia jak na własną rękę szukać skrótu, który przeniósłby ją do menu.
Niemal od razu zaprzestała jednak swoich działań widząc, jak jej palce poruszają się w powietrzu, niby to naśladując ruchy wykonywane na klawiaturze. Zamarła w całkowitym bezruchu, patrząc wytrzeszczonymi oczami na powiększająca się obok mężczyzn plamę bordowej cieczy na jasnych panelach.
Cały ten chaos został zagłuszony przez natłok myśli, gromadzących się na nowo we wnętrzu jej głowy. (Imię) była boleśnie świadoma tego, jak mnożyły się, przybierając formę niebotycznie wielkiej kuli. Myślała, że lada moment zaczną wylewać się z jej głowy, albo że zostanie ona rozsadzana, nie mogąc ich wszystkich pomieścić.
Przyłapała się na pragnieniu wydobycia ze swojego gardła krzyku, który z pewnością pozostawiłby w nim totalne spustoszenie. Chciała jednocześnie zwinąć się w kłębek, w nadziei, że wtedy może znikną. Ulotnią się tak samo szybko, jak powstały. Uwolnią ją. Wybawienie od letargu przyniosło jej jednak coś zgoła innego.
W pomieszczeniu rozległ się donośny huk, pozostawiając po sobie głuchą ciszę. A potem nastąpiła jeszcze seria mu podobnych.
(Nazwisko) przeniosła zaszklony wzrok ku jego źródłu, dostrzegając na białych schodach usytuowanych mniej-więcej na środku pomieszczenia niepozorną, białowłosą postać.
Pierwszym, co zwróciło jej uwagę były jego zaskakująco ciemne, głęboko podkrążone oczy. Dwa czarne jak smoła, wyprane z wszelkich ludzkich uczuć spodki. Nie był to z pewnością poziom bezuczuciowości, który wykryła u jednego z fioletowo włosych mężczyzn. Ciemnooki miał wzrok, który równie dobrze mógłby należeć do kogoś od dawna leżącego sześć stóp pod ziemią. Prezentował się jak osoba, która najzwyczajniej dawno temu postanowiła zrezygnować z uczuć, ze wszystkiego co nadawało mu miano człowieka. Może właśnie dlatego w tych oczach ujrzała też pustkę, otchłań mającą możliwość obejmowania każdej ludzkiej duszy jedynie za pomocą jednego spojrzenia.
Mężczyzna trzymał w dłoni pistolet, od którego wystrzałów rozległ się przeraźliwy hałas.
Dziewczyna prześledziła instynktownie trajektorię lotu kul, odnajdując je tkwiące w białej ścianie tuż obok głowy różowo włosego mężczyzny. Cała trójka zastygła we wcześniej przyjętych pozycjach, z szeroko otwartymi oczami wpatrując się w białowłosego, który zaczął powoli zmierzać w dół schodów.
— Czy ktoś łaskawie powie mi, co tu się dzieje? — jego głos roznoszący się pośród absolutnej ciszy był tak samo nijaki i po prostu martwy jak i oczy. Nie dało się jednocześnie odmówić mu braku stanowczości, którą wręcz promieniował. Można było odnieść wrażenie, że cała sytuacja była dla niego śmiertelnie nudna — Nie? Wielka szkoda. W takim razie będę musiał inaczej to od was wydobyć.
— Mikey! Szefie! Nie ma takiej potrzeby! Sanzu jedynie znowu coś odpierdoliło i rzucił się na naszą nową informatorkę, więc próbowaliśmy go od niej odciągnąć — panika bijąca od mężczyzny o fioletowych włosach była niemal namacalna.
— Ty kłamliwy skurwys-
— Rozumiem — odparł czarnooki, zakańczając w ten sposób wszelką dalszą dyskusję. (Imię) z oniemieniem dostrzegła jak wielki autorytet białowłosy miał nad całą pozostałą trójka.
A później zorientowała się, że to nieprzejednane, martwe, nieludzkie spojrzenie spoczęło centralnie na jej osobie. Jego ciężar szybko począł ją bez żadnych skrupułów miażdżyć żywcem. Uderzyło w nią jednocześnie przerażenie, ale i świadomość, że już gdzieś widziała te oczy. Że spotkała na swojej drodze ich właściciela.
Zatrzymał się dopiero, gdy dzieliły ich zaledwie centymetry. Potem przyklęknął obok niej, obracając głowę w prawą stronę niczym ciekawskie dziecko i, z jakiegoś powodu, badawczo przyglądając się jej twarzy. (Kolor)włosa wykryła z opóźnieniem na swoim ramieniu jego niezbyt mocny, acz stanowczy uścisk. Nawet nie próbowała protestować, bez słowa poddając się i pozwalając mu prowadzić w górę jasnych schodów.
— Posprzątajcie po sobie — rzucił jeszcze tonem nie przyjmującym sprzeciwu do trójki trwających nieruchomo mężczyzn, nawet się nie odwracając, ani zatrzymując.
Celem białowłosego okazały się jedyne drzwi, znajdujące się u szczytu stopni. Otworzył jej jednym ruchem, wprowadzając dziewczynę do jakiegoś biuro-podobnego pomieszczenia. Nie zdążyła się nawet po nim rozejrzeć, po raz kolejny tego dnia zostając przyciśnięta do płaskiej, drewnianej powierzchni.
Ostatnim czego się wówczas spodziewała, były jego wargi składające pocałunek na jej odpowiedniczkach.
nikt:
autorka pisząca w opisie tej książki że „to tylko gra" be like:
💀💀💀-
anyway! dziękuję za przeczytanie rozdziału kochani i (mimo wielu jeszcze niewyjaśnionych kwestii) mam nadzieję, że przypał wam do gustu!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro