8. Szczera rozmowa
Przemarznięty wchodzi do środka mieszkania po cichu zamykając drzwi za sobą. Nie chce nikogo obudzić ani opowiadać dlaczego wygląda tak jak wygląda oraz dlaczego jego nieobecność się przedłużyła.
Rzuca kurtkę na oślep w ciemności a ta ląduje na tapczanie starając się wyładować złość, która z każdą kolejną sekundą zmienia się w smutek. Chwyta się obiema dłońmi za głowę i wydaje kolejny zirytowany jęk. Zaciska szczękę starając się zapanować nad emocjami lecz łzy spływające po policzkach nie chce słuchać jego woli.
To przecież nie może być koniec, żaden z nich na pewno tego nie chce! Zwykła kłótnia zdarza się każdemu. Nie po to się odnaleźli, aby rozejść się w niezgodzie. A gdyby już mieliby pożegnać się na zawsze to Robert chce go szczerze przeprosić.
Za wszystko.
Oczywiście ambicja nie pozwoli mu porzucić człowieka dla, którego tak wiele poświęcił. Arek doskonale powinien wiedzieć, że pare bluźnierstw i wyzwisk w stronę Mrozowskiego go nie zatrzyma.
- Gdzieś ty wczoraj był? - Pyta Ewa kolejnego poranka podczas ich wspólnego śniadania.
- U niej. Pokłóciliśmy się. - Odpowiada szybko biorąc ostatniego kęsa. Dziś jest dzień kiedy musi wrócić do pracy a praktycznie nieprzespana noc osłabiła jego wydajność.
- Robert poczekaj! - Krzyczy kobieta biegnie za nim do drzwi. - Mam nadzieję, że to nic poważnego.
- To moja wina, ale naprawię to i ją przeproszę. Obiecuje. - Przyznaje szybko i otwiera drzwi. - Dziś do niej pójdę.
- Pamiętaj, aby być szczerym i mówić samą prawdę a na pewno to doceni. A jak już się pogodzicie to zaproś ją do nas na obiad. - Całuje go w policzek na pożegnanie i zamyka za nim drzwi.
»»--⦏R̂⦎--««
Całe szczęście Robert nie dostał żadnego wieczornego zadania i podejrzewa, że to ze względu na plotki oraz długi urlop. Wciąż słyszy rozmowy na swój temat oraz krzywe spojrzenia. Nie zmienia to faktu, że jest całkiem zmęczony po dzisiejszym dniu. Można by rzec, że trochę wypadł z wprawy.
Upewniając się, że nikt go nie śledzi bierze szybką podwózkę na Kwiatową. Ukrywa zniecierpliwienie i niepokój za stoicką maską próbuje wymyślić co ma powiedzieć, gdy zobaczy. Jak na złość nic logicznego nie wpada mu do głowy a wszystkie myśli się rozpraszają kiedy auto parkuje pod wyznaczonym adresem.
- Arek otwórz! - Mówi głośno i wyraźnie, nieustannie pukając w drzwi - Nie odejdę póki nie otworzysz!
- Wypierdalaj! - Krzyczy jak zdesperowane dziecko zachrypniętym głosem z wnętrza, lecz ledwo go słyszy. Ciekawe co będzie jak sąsiedzi ich usłyszą...
Robert przestaje uderzać w białe drzwi i zakłada ręce na biodra. Pomysł, na który właśnie wpadł jest okropny, ale chyba powinien zadziałać.
- Milicja otwierać! - Dodaje cwanie uśmiechając się pod nosem. - Czy zastałem obywatela Krajewskiego?
»»--⦏Â⦎--««
Wolne żarty przecież to jest jakiś absurd. Co on sobie myśli? To jest nadużywanie swoich praw! Typowy milicjant. Najgorsze jest to, że nie może go zignorować bo sąsiedzi się dowiedzą co poskutkuje jeszcze większymi problemami.
Zwleka się z łóżka niechętnie mrucząc coś pod nosem. Najważniejsza jest zimna i obojętna rozmowa. Jakby nigdy nic!
- Tak? - Zaciska zęby w drobnym sztucznym uśmiechu, gdy uchyla drzwi.
- Mogę wejść? Proszę..
Krajewski lustruje go wzrokiem od stóp do głów tocząc walkę ze samym sobą i otwiera drzwi na oścież. Robert wchodzi do środka niepewnie komentując brak zapalonego światła na co ten posyła mu piorunujące spojrzenie. Nie pora na durne rozmowy. Obaj siadają na tapczanie w salonie unikając kontaktu wzrokowego.
- Masz dziesięć minut. - przedstawia sprawę konkretnie. - Domyślam się po co tu jesteś więc oczekuje, że wyjawisz mi prawdę. Całą prawdę.
Widzi, że Robert się spina. Ich rozmowa pokaże czy warto kontynuować tą relacje. Oczywiście Arek bardzo tego chce, wie, że przesadził, ale nie pokaże tego Mrozowskiemu. Niech wyzna co go kuje.
Milicjant dotychczas bawiący się palcami nabiera głęboko powietrza i zaczyna:
- Miałem iść na studia i przerwać pracę, którą załatwił mi ojciec. Przez ten czas przyzwyczaiłem się do realiów pracy jako milicjant. Nie przeszkadzało mi to, nigdy nie wykłócałem się, gdy zamykali sprawę bez dowodów, aż do willi. Nie zajmowaliśmy się tym długo, hiacynt był jak co roku, także niby nic wielkiego. Wtedy zjawiłeś się ty więc założyłem, że zostaniesz informatorem, ale zamknęli sprawę. Lecz ja nie odpuściłem, nie wiem co mnie ugryzło, ale nie potrafiłem tak o tym zapomnieć dlatego postanowiłem w tajemnicy samodzielnie prowadzić śledztwo. Potem była ta impreza i bawiłem się doskonale, następnie wieczór kiedy... - pauzuje na chwile, aby westchnąć jak to ma w zwyczaju. Naprawdę zrobiło się niezręcznie. - kiedy mnie pocałowałeś. Nie odczułem obrzydzenia, nie czułem złości. Bardziej coś w stylu szoku, wątpliwości a także poczucia winy. W końcu miałem się żenić.
- Żenić? Już mieliście w planach ślub? - Pyta zawieszając niebieski wzrok na jego twarzy. Mrozowski Wydawał mu się taki nieobecny.
- Praktycznie wszystko było gotowe.. dlatego nie chciałem tego zepsuć. Próbowałem walczyć z samym sobą i poległem tej samej nocy, gdy Tadeusz umarł.
- Żałujesz? - Przerywa mu nagle licząc, że ten na niego sporzy i wyzna prawdę prosto w oczy. - Zapomni. Nie było pytania.
- Słuchaj to nie tak, że byłem nieszczery w swoich uczuciach i nie wiedziałem co robię przez alkohol. Fakt, wypiłem trochę co dodało mi odwagi, ale nie urwał mi się film. Pamiętam, że na początku się przeraziłem oraz odepchnąłem cię oburzony, ale po chwili było już inaczej. - Mamrocze ukrywając twarz w dłoni. - Resztę historii już znasz, ojciec, przesłuchanie i ratowanie ciebie. Nasza obietnicą dała mi determinacje, aby cię odnaleźć.
Arek ledwo co czuje jak Robert przysuwa swoją rękę i delikatnie dotyka jego palców. Nie skupia się na tym dotyku, nie odsuwa się tylko słucha uważnie dalszej części historii. Ceni, że jest tak szczery co przychodzi mu z trudnością. Niektóre słowa bolą tak samo jak kłamstwa, która wcześniej rozsiewał karmiąc nimi każdego, ale dziś jest inaczej. Mówi prosto z serca tym razem niczego nie ukrywając, że Krajewskiego przechodzą ciarki. Nagle zapragnął zapomnieć o wszystkim i przebaczyć właśnie w tej chwili a następnie zbliżyć się jeszcze bardziej.
- Arek miałeś być informatorem i tylko nim. Nikim więcej jak przeciętną osoba w moim życiu, o której zapomnę. Ale nie potrafię. Wkradłeś się w moje życie i pozostałeś. A teraz mogę cię jedynie prosić żebym ja był i w twoim. Bez względu na wszystko i wszystkich. - Kończy nieśmiało łącząc ich dłonie.
- Ja musze pomyśleć. - Zająknął się i wyślizgnął rękę z objęcia. - Chcesz wody czy coś?
Nim Roberta zdąża odpowiedzieć chłopak wstaje nie czekając na odpowiedź opuszcza pokój utykając. Mrozowski podarzą za nim obserwując go bez przerwy i obwiniaj się za wszystko. W myślach błaga żeby student wrócił do pełnej sprawności.
- Ja będę się zbierał. Nie chce ci przeszkadzać. - Dodaje stając w progu kuchni.
Arek odstawia ciemnobrązowe szklany i obraca głowę w jego stronę. Widzi, że milicjant próbuje coś wydusić.
- Dlaczego tak ostro zareagowałeś? Ktoś ci coś powiedział lub zranił?
W jednej chwili i Arek chce odpowiedział całą swoje historie, ale widzi, że Robert ubiera kurtkę niecierpliwe oczekując odpowiedzi. To nie opowieść na dzisiejszy wieczór.
- Może kiedy indziej?
- W porządku. - Odpowiada beznamiętnie.
I znika za ścianą. Sądząc po pisku drzwi otworzył drzwi czekając na niego. Arek wychyla się za nim i finalnie postanawia należycie się pożegnać.
- Wiedz, że ktokolwiek to był ja nie jestem nim i nie powtórzę błędu. Nie zranię kolejnej osoby, na której mi zależy. Powinieneś wiedzieć też, że nie żałuje tamtej nocy u mnie. - Żegna się w nietypowy sposób i zamyka za sobą drzwi nim Krajewski odpowiada.
Chwilowe otępienie nie powstrzymuje Arkadiusz przez złapaniem za drzwi w ostatnim momencie i z uśmiechem na twarzy otworzyć je z hukiem. W tym momencie był pewien swoi uczuć i mężczyzny naprzeciw, który mierzył go zaskoczony wzrokiem stojąc jak słup soli.
- Nie oczekuj, że teraz cię puszcze.
Dziecińca radość go rozpierała i z całą siłą złapał Mrozowskiego za nadgarstek, aby wciągnąć go do wieszania. Robert nie potrzebował chwili dłużej żeby zrozumieć jego intencje, po prostu obaj tego pragnęli. Ich wargi zetknęły się nieśmiało po raz pierwszy od tak dawna. Nie minęła sekunda a ich usta ponownie się spotkały tym bardziej już odważniej. Milicjant zrzucił z trudem kurtkę kiedy w amoku kierowali się do pokoju Krajewskiego. Arek nie pozwalał Robertowi na oddalenie się chociaż na chwile, jakby miał zniknąć dlatego wplata ręce w jego włosy. Części garderoby zaczęły latać po pokoju przez co zrzuciły nieszczęsną lampkę w pobliżu łóżka. Zajęci sobą i swoimi ustami nie zwracali uwagi na otaczającą ich rzeczywistość. Ciało przy ciele, usta odrywające się od siebie tylko, aby nabrać krótkiego oddechu zostaną jednie słodką tajemnicą dotyczącą tej dwójki.
Dalej można się domyślić co się stało.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro