16. Szalony plan
Mężczyźni spoglądają na siebie równocześnie nie wiedząc od czego zacząć, dlatego Robert chwyta za swój kubek z herbatą nawet nie biorąc choćby łyczka i czeka, aż ktoś się odezwie.
— Spokojnie nie dodałam tak żadnej trucizny. — Maria zwraca się do Mrozowskiego odchylając się znudzona na swoim krześle. — Chcecie herbaty z prądem, aby gadka zaczęła się kleić?
Krajewski parska i upija łyk napoju, w końcu zaczynając.
— Na prawdę ściągnęłaś mnie tutaj, abym opowiadał Ci o moim życiu uczuciowym?
— Nie znamy się od wczoraj, wiesz, że uwielbiam plotki i niepotrzebne mi do życia informacje. W dodatku Arusiu, twoja mama prosiła, żebym miała na tobie oko. — Nachyla się nieco nad stołem cała uradowana.
— Cóż... — Chłopak wzdycha i zerka na wciąż milczącego Roberta. — Chcesz, abym to ja mówił czy ty?
— Arek i ja poznaliśmy się przypadkiem, kiedy uciekał przed milicją, wted-
— Jebane psy! Człowiekowi żyć nie dadzą i przyczepią się byle gówna! — Krzyczy dziewczyna uderzając dłonią o stół. Cóż, zrozumiała reakcja, która inni by poparli.
— Wtedy natknąłem się na Roberta i gdy zniknęli nasza rozmowa zaczęła się bardziej kleić, a potem tak wyszło, że nasza relacja przybrała inny obrót niż Robert by się spodziewał. — Krajewski upraszcza to jak najbardziej może czując nieprzyjemny ucisk w żołądku.
— Wykorzystałem informacje zdobyte dzięki Arkowi. — Oświadcza Mrozowski chłodno. — Jestem milicjantem.
Następuje cisza podczas, której każdy z uczestników rozmowy wymienia się spojrzeniami pełnymi skrywającymi przeróżną mieszankę emocji. Chłopak jest równie zaskoczony co sąsiadka, w końcu nie spodziewał się tak konkretnej odpowiedzi z ust Roberta. Musiał być powód dlaczego zdradza jej takie informacje. Zawsze miał motyw. Już wcześniej miał okazję przekonać się, że ten nie obdarza zaufaniem byle kogo.
— Ja jebie Arek ty nie jesteś normalny! Wyrwałeś milicjanta? Ja nie wiem co powiedzieć.. chwila jakim to cudem jesteś normalny? Jak tylko wykorzystasz go raz jeszcze to.. A TY — Zwraca się do Krajewskiego wstając od stołu. — dlaczego mu ufasz? Masz pojęcie, że mam pod dachem psa? Cholera..
Chłopak również odsuwa krzesło od stołu i chwyta Jabłońską za dwie dłonie, by nieco ją uspokoić. Maria patrzy na zatroskaną twarz przyjaciela, a następnie przenosi wzrok na opanowanego Mrozowskiego.
— Maria. — Krajewski zwraca się, aby zwrócić na siebie uwagę. — Robert nie jest taki jak reszta. Gdyby nie on to mnie dziś, by tu nie było. Obaj siedzimy w tym bagnie.
— Obaj ryzykujemy wiele. — Dodaje po chwili Mrozowski. — Gdyby nie mój jebnięty ojciec mógłbym nawet stracić prace.
— A wtedy i tobie groziłoby wojsko. — Tym razem Arek zwraca się w stronę siedzącego mężczyzny.
— Jedyne wojsko jakie mi grozi podczas szkoły oficerskiej. W przeciwieństwie do ciebie ja idę tam dobrowolnie dlatego Arek znajdź coś jak najszybciej. Chwyć się czegokolwiek. — Ton głosu milicjanta z każdym słowem jest coraz bardziej zdesperowany. Słowa, które dobiera są tylko wpółprzemyślane, ale ma (złudną) nadzieję, że Krajewski przyjmie te informacje z spokojem. W końcu i tak musiałby mu powiedzieć, a Maria dowiedzieć się o nim czegokolwiek jeśli zgodzi się wykonać plan, który właśnie wymyślił.
— Jaka szkoła oficerska.. o czym ty mówisz? — Chłopak patrzy na niego zaskoczony. — Nie mówiłeś mi o tym.
— Porozmawiamy o tym później póki co mam prośbę do Mari. — Robert stara się zignorować wymowny wzrok Arka i kieruje swoje słowa do dziewczyny. — Jest wiele rzeczy, które stoją nam na drodze i jedną z nich jest mój ojciec. Uwierz mi, że to kawał sukinsyna, Sbek, który obserwuje wszystko z cienia. Zawsze potrzebuje dowodów i póki co udało mi się mu wmówić, że mam dziewczynę. — Mrozowski widzi jak Krajewski stara mu się przerwać przejęty kolejną kwestią, o której wcześniej nie wiedział. — Dlatego zwracam się do ciebie. Arek ci ufa, wiec i ja mogę to zrobić. Czy mogłabyś jednorazowo poudawać, że jesteś moją partnerką przed moją rodziną?
— Oh.. nie spodziewałam się, nie wiem co powiedzieć. — Odzywa się po dłuższej chwili Jabłońska. — To istne pchanie się w paszcze lwa.
— Rzeczywiście to dosyć ryzykowne. — Dodaje Arek wbijając wzrok w mężczyznę obok. Z wszystkich rzeczy, które Robert mógł zaproponować nie spodziewał się tego ruchu. W dodatku nie wspominał o ojcu wiele! Nie raczył rzucić choćby słowem, że stary Mrozowski naciska na dowody co go zirytowało. Sam fakt zatajania tej informacji sprawia, że Krajewski zaczyna mieć wątpliwości, że ten mu o wszystkim mówi oraz w ogóle ufa.
— Ale to nie znaczy, że wam nie pomogę. Mam jedynie nadzieje, że nie będzie to największy błąd mojego życia, ale skoro pan milicjant jest tak zdesperowany, że prosi mnie o pomoc to jestem skłonna ci pomóc, a nawet zaufać. Jeśli uszczęśliwiasz Arka oraz uratowałeś mu życie o czym również będziecie musieli opowiedzieć to pisze się na ten szalony plan.
— Pasuje Ci w tą sobotę o 15? — Proponuje Robert na dobry początek.
— Chyba tak. Nie wiem jeszcze kiedy moja na babcia wróci z sanatorium.
— Ja będę przekazywał informacje miedzy wami. — Arek pewnie stawia warunek po czym zwraca się do Roberta. — Nie zgadzam się, aby ponownie planował za moimi plecami.
— Trudny ten wasz związek chłopcy... trudny. — Maria podsumowuje ich z półuśmiechem na ustach.
I gdy tylko kończą swój spontaniczny plan Mrozowski daje ponieść się swoim myślą. Ostatnio działo się tak wiele, że nawet nie wpadł, aby zapytać Krajewskiego czy zechciałby być jego chłopakiem. Samo pytanie jest dla niego jak gula w gardle, nigdy wcześniej nie pomyślałbym, że on miałby... partnera. Wizja szczęśliwego życia z osobą tej samej płci jest dla niego odległa oraz nowa, nawet wzbudza lekki ucisk stresu w żołądku.
Z drugiej strony wie, że Arek by na pewno go nie odrzucił i równie jak on chciałby dzielić z nim radosne i smutniejsze chwile.
— Oficjalnie nie jesteśmy w związku, to trochę... skomplikowane. Chyba jeszcze nie jesteśmy gotowi na taki krok. — Chłopak sprawdza go na ziemie i orientuje się, że przez ten cały czas wpatrując się właśnie w niego. — Osobiście nie mam nic przeciwko, ale wiem, że Robert potrzebuje czasu, aby poukładać to sobie wszystko w głowie. Z resztą sam wiem jak to jest! Poza tym poważny związek z mężczyzną nie jest nowy tylko dla niego.
— To nie tak, znaczy, no.. cholera. Ja trochę nie wiem co robić, ale to nie znaczy, że... — Mrozowski unosi się nieco starając się nieco obronić, chociaż wie, że Arek nie zamierzał go zrazić.
— Jeśli chcemy zbudować związek musimy sobie zaufać i zaakceptować siebie. — Dogryza mu nieco z niewinnym, wręcz zatroskanym wyrazem twarzy. Chęć wyjścia i przeprowadzenia poważnej rozmowy z milicjantem rośnie z każdą minutą.
— Ja się chłopcy w to mieszać nie będę. Wole posłuchać jakim cudem ryzykowaliście życiem, dlatego rządami w tej chwili całej historii bo inaczej nici z planu Pana milicjanta. — Uderza palcem o blat stołu pewna siebie. Mimo, iż jest dorosła to dziecinną ciekawość oraz brak hamulców odnośnie pytań dodaje jej uroku.
Po długim monologu Krajewskiego (i wtrąceniach Roberta) usatysfakcjonowana Jabłońska, w końcu dała im spokój, a rozmowa zeszła na typowe informacje i historyjki. Z każdy wypowiedzią Marii, Mrozowski utwierdzał się, że zaufanie, którym obdarował dziewczynę były słuszne. W dodatku wciąż nie zamykające się usta młodej gospodyni pozwalałby mu wychwycić nowe informacje o niej, które mogę przydać się, gdy matka lub ojciec zaleją go serią pytań o jego wybrankę. Właśnie w taki sposób naprawa krzesła przerodziła się w ponad godziną pogawędkę, zakończoną wspominką o studiach, które wzbudziły negatywne emocje chłopaka. Próbował to ukryć, ale wyraz twarzy ujawnił, że chowa uczucie bezradności, co szybko dostrzegła pozostała dwójka, decydując, że na tym zakończą spotkanie.
— Odprowadzę cię do przystanku. — Krajewski wypowiada słowa z trudem, gdy drzwi do mieszkania Jabłońskiej się zamykają. Do tej pory nie ujarzmił emocji oraz powrót do szarej rzeczywistości, gdzie znalazł się w trudnej sytuacji przytłaczał go pomimo godziny odprężenia podczas, której dowiedział się co nieco o Robercie.
— Poradzę sobie. Nie ryzykuj chodzącą sam po ciemku.
— Nie traktuj mnie jak dziecko i nie zatajaj nformacji. Szkoła oficerska, poważnie? Zaczynam podejrzewać, że w ogóle nie chciałeś mi powiedzieć.
— Arek daj spokój, to za rok więc nie ma co się tym przejmować. — Odpowiada czując nieprzyjemny ucisk w żołądku. Wie, że ta rozmowa go nie ominie i chciałby mieć to już za sobą.
— Och to może nie wpadłeś na to, że w ciągu roku zadrze się do ciebie przywiązać, a ty tak nagle byś powiedział, że wyjeżdżasz na dwa lata? Myślisz, że nie wiem, że pierwsze dwa lata to dobrowolna służba wojskowa? A potem co wrócisz tu do Warszawy? Czy ty w ogóle chciałeś mi powiedzieć, czy wolałeś zniknąć bez słowa zostawiając mnie mającego na głowie twojego ojca, który chciałby, abym zniknął z powierzchni tego świata? Nie chce wychodzić na dupka, Robert troszcząc się tylko o siebie i swoje życie, ale gdyby nie ty to bym tu nie stał. Nie wiedziałbym co mam zrobić gdybyś wyjechał.
Mrozowski wie, że nie sprecyzował, gdzie konkretnie jest owa szkoła i widząc wściekłość Krajewskiego nawet nie zamierza ujawniać konkretnych informacji skoro nawet nie zapytał.. póki co.
— Nie krzycz, jesteśmy na klatce schodowej. — Odpowiada spokojnie żeby nieco uspokoić sytuacje, lecz ku jego niezadowoleniu sprawa przybiera odwrotny rezultat.
— Ty to masz wyczucie, czy w ogóle dociera do ciebie co próbuje przekazać? Pomijając już fakt, że jesteśmy w chujowej sytuacji i widzę jak ciągle oglądasz się za siebie to pragnę zaznaczyć, że nie jestem zły bo wybierasz się na studia, a to, że nawet nie raczysz wspomnieć o nich. Nic, null! Dlaczego ty do cholery ukrywasz to wszystko nawet przede mną, nie ufasz mi, boisz się? — Z każdym kolejnym słowem jego głos z wyraźnie wściekłego staje się zachrypnięty, że aż łamiący. — Jesteśmy w tym razem Robert.
Ostatnie zdanie pobudza wspomnienia milicjanta. Dokładnie tak samo mówiła jego poprzednia partnerka, przed którą również wiele ukrywał co jak wiadomo nie wyszło mu na dobre. Tym razem jest w innej sytuacji, w końcu Halina nie przeszła przez tyle co Arek i Mrozowski nie potrafi przewidzieć jego reakcji, gdyby wszystko mu ujawnił.
— Musze iść, pogadamy o tym później. — Odpowiada po krótkiej chwili milczenia i wycofuje się zostawiając chłopaka z szeroko otwartymi oczami i zawodem wymalowanym na twarzy.
— Czy to później kiedykolwiek nastanie? — Pyta na pożegnanie, kiedy ten rzuca mu ostatnie spojrzenie.
Jego odpowiedź nie nadchodzi. Po prostu zostawia go w wymownej ciszy nie słysząc nawet charakterystycznego zostań.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro