Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15. Zepsute krzesło

Arek jest zrozpaczony. Dopiero teraz zrozumiał co go czeka i praktycznie nie słyszy o czym mówi do niego Robert po drugiej stronie telefonu. Jedynie przerywa mu szybko, wydusza smętne pożegnanie oraz odkłada słuchawkę mając wciąż zawieszony wzrok na podłodze. Nie potrafi spojrzeć matce w oczy, zaś ona nawet nie raczy z nim porozmawiać. Oboje są równie zagubieni i przerażeni.

Chłopak stracił nadzieję. Najchętniej zamknąłby się w swoim pokoju na długie godziny i nie wychodził. Ukrył się przed światem z dala od problemów oraz ciekawskich spojrzeń. "Co sąsiedzi powiedzą?" - załamany głos matki brzęczy mu w uszach.

Późna jesień daje siwe znaki na zewnątrz, od dawna nastał ciemny wieczór zakłócany jednie przez uliczne latarnie oraz żarówki za oknami mieszkańców Warszawy. Można by rzec "dzień jak co dzień", nie zwiastujący żadnych niespodzianek, a tu proszę, nagłe pukanie do drzwi sprawia, że Krajewski zrywa się z miejsca i otwiera drzwi zastając znajomą twarz.

»»--⦏R̂⦎--««

— Uspokój się, coś wymyślimy. — Mrozowski powtarza do telefonu szybko, lecz łagodnie i zanim Arek mruczy pod nosem pożegnanie oznajmiam cicho jedyną, nieco szaloną rzecz, na którą teraz potrafi wpaść— Przyjadę.

I jest to ruch nieco podejrzany na osoby trzeciej, wliczając w to ojca Roberta. Edward śledzi go wzrokiem kiedy ten wychodzi z korytarza, gdzie znajdował się telefon oraz szuka pieniędzy.

— Gdzie się wybierasz? — Pyta unosząc brew.

— Moja dziewczyna mnie potrzebuje. Jej ojciec trafił do szpitala. — Młodszy odpowiada zgarniając jakieś drobne z szafki nawet nie zerkając na rodziciela.

— Nie wracaj późno bo matka będzie się martwić. — Dodaje na pożegnanie pod nosem i wraca wzrokiem do gazety.

Robert doskonale zdaje sobie sprawę, że jest to tylko z jeden powodów dlaczego ten pyta się, gdzie wychodzi i wyznacza kiedy ma wrócić. Ma wrażenie jakby wrócił do czasów dzieciństwa, kiedy nadopiekuńcza matka chodziła za nim krok w krok, zaś ojciec jedynie śledził wzrokiem tylko wtedy, gdy musiał. Dopiero z czasem Ewa zrozumiała, że jej upragnione dziecko dojrzewa oraz staje się mężczyzną, dlatego już tak nie wtrącała się w jego życie i jedynie wysłuchiwała zmartwień, którymi dzielił się bardzo rzadko w porównaniu do przeszłości. Lecz Edward taki nie był, on po prostu obserwował, wyciągał wnioski, a także wymagał. Gdy młody Mrozowski próbował go oszukiwać ten zawsze wyczuwał fałsz i wypytywał o szczegóły czekając, aż ten się potknie oraz wyjawi prawdę. To, że teraz nie ma pojęcia o tym wszystkim graniczy z cudem, albo jest zwyczajną grą.

Milicjant opuszcza szybko mieszkanie i przez całą drogę tramwajem wpatruje się w okno oraz swoje odbicie. Poza odrobiną zmęczenia na twarzy nie dostrzega zmian, ale ma wrażenie, że te parę tygodni go odmieniło i jest innym człowiekiem. Może nie widać tego na pierwszy rzut oka bo to głębia jego duszy drgnęła pokazując mu nieznane wcześniej uczucia, które prawdę mówiąc sprawiały, że bywał wyczerpany. Gdyby nie odkrył, że jest inny prawdopodobnie szykowałby się do ślubu i spokojnego życia, a nie martwił się oraz oglądał za siebie. To nie tak, że żałował, nawet o tym nie pomyślał, ale fakt, że czuje presję, a także czyjś wzrok na plecach męczy go coraz bardziej z dnia na dzień.

Tramwaj staje, a Robert wychodzi z niego czekając jeszcze przez chwile na przystanku, aby upewnić się czy ktoś za nim nie idzie, po czym kieruje się w dobrze znane mu miejsce. Na klatce schodowej mija się z młodą, wysoką dziewczynę  o wyraźnie długich nogach i papierosem w ręku. Na oko była odrobine wyższa od Arka, a tym samym Mrozowskiego. Ubrana w pomarańczowy sweter kobieta spoglądała na mężczyznę za falowanych włosów, upiętych w niechlujny kitek z błyskiem w zielonych oczach.

— Robert jeżeli dobrze pamiętam. — Zatrzymuje go zerkając w jego stronę i zauważa jego zmieszanie.— Wnioskuje po wyrazie twarzy, że nie wiesz kim jestem. Masz prawo mnie nie pamiętać, w końcu widzieliśmy się tylko na imprezie u Arka.

Mrozowski staje wpatrując się w dziewczynę nieco zniecierpliwiony, lecz ta ciągnie dalej:

— Nie radzę ci teraz iść do twojego kolegi. Jego matka jest tak wściekła, że nawet u siebie słyszałam jej krzyk. Z resztą, gdyby zobaczyła niespodziewanego gościa, którego najpewniej nie zna to zamknęłaby ci drzwi przed nosem. — Pauzuje na chwile oraz wypuszcza chmurę dymu. — Jeśli chcesz go gdzieś wyciągnąć potrzebna jest wymówka, a ja jako dobra znajomą ci pomogę pod warunkiem, że obaj pójdziecie do mnie.

— Arek nie wspominał mi o tobie. — Odpowiada po chwili namysłu pełen nieufności. — Jak chcesz go przekonać?

— Trochę to przykre, w szczególności, że jest dla mnie jak brat. Maria jestem. — Zanim wyciąga dłoń w miłym geście powitania rzuca papierosa na ziemie i gasi butem. — Nie pierwszy, nie ostatni raz Arek ma problem wiec wiem jak go wyciągnąć a przy okazji w końcu lepiej poznać jego nowego przyjaciela.

— Robert, ale to już wiesz. — Ściska jej rękę po chwili. — To co mam robić?

— Po prostu poczekaj u mnie, jest otwarte, a ja do niego zapukam i powiem, nie kran mi się zepsuł czy coś podobnego. — Macha lekceważąco ręką, jakby cała sytuacja była na porządku dziennymi jednym susem mija mężczyznę wspinając się po schodach.

Większość ludzi byłaby równie skołowana co Robert i stałaby w miejscu wlepiając wzrok z miejsce, gdzie zniknęła dziewczyna oczekując, że zaraz zjawi się z Krajewskim u boku. Mrozowski po chwilowym ogłupieniu postanawia wejść do środka zgodnie z życzeniem Marii. W końcu, gdyby stał tu tak dalej czekając, aż ujrzy Arka to ten zapewne zacząłby konwersacje nie myśląc, że jego matka lub ktoś inny mógłby ich podsłuchiwać lub nakryć. Lepiej unikać ryzyka nawet w dosyć niedorzecznym i małym prawdopodobieństwem.

Otwiera białe drzwi do środka i od razu zastaje najpopularniejszy wystrój korytarza - boazeria, stojaki na buty, wieszak i pare zdjęć na ścianie oprawionych w kolorowe ramki. Właśnie fotografii zainteresowały go najbardziej i ogląda każdą uważnie przymrużając oczy przy słabym świetle.

Na pierwszej dostrzega na oko ośmioletnią dziewczynkę siedzącą na brązowej sofie bez jednego z zębów, dwoma kucykami oraz szczerym uśmiechem pomiędzy jej rodzicami, których twarz nie została uchwycone. Na kolejnym uchwycony moment (najprawdopodobniej) ślubu owej dwójki, zaś po prawo od niego zdjęcie z wakacji jej dziadków jeszcze z czasów wojny. Uśmiechają się oni w stronę aparatu, mężczyzna obejmują jedną ręką talie kobiety. Inny zaś zrobiony przed czyimś domem przedstawiał czwórkę osób, w tym właśnie młodą Marie, jej rodziców i babcie niestety już bez jej męża. Ostatni był najświeższy bo widniała na nim tylko Maria w zielonym swetrze oraz jej dumnie stojąca babcia.

— Robert? — Pyta znajomy głos, kiedy drzwi wydaje charakterystyczny pisk, a chłopak staje przed nim zaskoczony.

Mrozowski wyjmuje ręce z kieszeni swojej skórzanej kurtki i nie wiedząc co zrobić by nieco mu ulżyć podchodzi szybko oraz obejmuje nic nie mówiąc. Arek momentalnie oddaje uścisk, zamyka oczy i kładzie głowę na jego ramieniu rozkoszując się chwilową bliskością.

— Arek z tego co wiem to musisz naprawić mi krzesło. — Odzywa się Maria oparta o framugę drzwi z rękoma złożonymi na piersi, a także drobnym uśmieszkiem. — Wszystko jest w salonie, może i ty Robercie chciałbyś nam pomóc?

Mężczyźni dobrze wiedzą do czego to wszystko zmierza, lecz się nie odzywają. Jedynie Krajewski przewraca oczami i posyła jej wymowne spojrzenie, po czym chwyta Mrozowskiego za dłoń i ciągnie do największego pokoju, zaś zadowolona z misternego planu dziewczyna znika za ścianą kuchni.

— Nie wiem czy Ci mówiłem, ale Maria uwielbia wtykać nos w nie swoje sprawy. Za chwile zrobi nam przesłuchanie jak się poznaliśmy. — Siada obok niego przy drewnianym stole postawionym koło dużego okna. — Poczekaj ja to odkręcę..

— Arek uspokój się. Rozmowa z twoją znajomą nam nie zaszkodzi. Zrelaksuj się na chwile. — Chwyta go za rękaw swetra kiedy ten chce wstać. — Jeśli ty jej ufasz to ja też.

Chłopak milknie oraz siada wygodniej wlepiając wzrok w blat stołu. Opowiadanie od nowa tego wszystkiego będzie dosyć niekomfortowe i raczej ominie niektóre wątki w tym, prace, którą zajmuje się Robert. Tylko jak to zrobić? Trzeba zmienić cała historie, a nie umawiał się z Mrozowskim na alternatywną opowieść.

— Już jestem. — Kobieta wchodzi do pokoju i trzeba kubkami gorącej herbaty i stawia je po kolei na stole. — To to zacznijcie od początku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro