✧.* ❝ XV. Pod jemiołą ❞
┏━━━✦❘༻༺❘✦━━━┓
Zośka
Zima powitała nadchodzące święta białą, śnieżną kołderką, otulającą szare miasto.
Temperatura sięgała poniżej zera, więc mróz szczypał mnie w zarumienione policzki. Schowałem zziębnięte, sztywne od ziąbu dłonie głębiej w kieszenie mego zimowego płaszcza; nadłożyłem kroku.
Wszyscy gdzieś się spieszyli - zapewne do sklepów, aby zrobić zakupy na święta, a może do swych rodzin.
Ja także miałem jeden określony cel mojej wędrówki - mieszkanie mojego przyjaciela, Alka. Dziś mam ostatnią możliwość, aby wręczyć mu prezent, w końcu jutro już wigilia i będzie zajęty w gronie swojej rodziny.Przyspieszyłem kroku, chcąc jak najbardziej schować się przed zimnym powietrzem w cieple mieszkania.
Minęła mnie urocza młoda para. Poczułem ukłucie zazdrości, bynajmniej nie dlatego, iż nie mogłem spotkać się z Halą, która wyjechała do babci. Moją zazdrość wzbudziła myśl, że ja i Rudy nigdy byśmy nie mogli przemierzać ulic Warszawy, gdyż oboje byliśmy mężczyznami. Takie coś nie było akceptowane.
Stanąłem przed właściwymi drzwiami.
Spodziewałem się Alka, lecz ukazała mi się postać jego narzeczonej, Basi.
— Serwus, jest może Alek? — Spytałem z nadzieją; w dłoni trzymałem pakunek z prezentem.
— Zaraz powinien przyjść. Wejdź, rozgość się. Możesz poczekać w jego pokoju — dziewczyna ciepło mnie przyjęła.
Jak powiedziała, tak i zrobiłem. Zdjąłem buty w przedpokoju i skierowałem się do sypialni Alka; drzwi zostawiłem uchylone.
Z nudy postanowiłem przejrzeć jego regał z książkami - ciekawe, czy czyta coś ciekawego, lub czy w jego księgozbiorze pojawiły się jakieś nowe, intrygujące pozycje.
W oczy rzuciła mi się kartka. Podniosłem ją i zdałem sobie sprawę, że trzymam zdjęcie. Na początku nie poznałem osób, które na nim były, gdyż obraz był trochę rozmazany, jednak po chwili to do mnie dotarło: to byłem ja i Janek, obejmujący się i całujący.
Wpatrywałem się w zdjęcie w szoku, gdy powróciły wspomnienia z tamtej nocy. Miałem wrażenie, że przeżywam tą chwilę od nowa, że czuję na sobie wargi Janka...Nawet przypatrując się zwykłej kartce papieru, oddającej swym nadrukiem rzeczywistość sprzed prawie dwóch miesięcy czułem się tak, jakbym znowu znajdował się na Alkowej kanapie, otumaniony alkoholem i namiętnością, z powrotem żywymi motylami w moim brzuchu.
Czyli stąd ten ślad na szyi Janka... To ja go zrobiłem. Jak mogłem być tak głupi?
A co gorsza, sądząc po dziwnym wtedy dla mnie zachowaniu Janka (teraz już całkowicie zrozumiałym), mogłem śmiało wysunąć przypuszczenie, że on to pamięta.
Boże, jak on musiał się poczuć, kiedy jednej nocy rozpaliłem w nim gorące uczucie, a następnego dnia zupełnie o tym zapomniałem, ba, stało się tak, jakby to nigdy się nie wydarzyło!
Niewiele myśląc, schowałem zdjęcie do kieszeni.
Miałem nadzieję, że Alek tego nie spostrzeże, ani nie powiąże zniknięcia fotografii ze mną.
Na przemian robiło mi się zimno i gorąco. Miałem żal do siebie. Zacząłem kręcić się po pokoju Alka, dopóki ten nie pojawił się w drzwiach.
— Serwus — przywitał się ze mną uściskiem dłoni.
— Serwus — odparłem i czym prędzej wepchnąłem mu prezent do rąk. — Wesołych Świąt.
— Też mam coś dla ciebie — uśmiechnął się szeroko, po czym sięgnął po pakunek stojący na regale. Kiedy jego wzrok przesunął się po miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą leżało zdjęcie, poczułem ścisk w brzuchu.
— Ty otwieraj pierwszy — powiedziałem, kiedy wręczył mi do ręki prezent.
Jak powiedziałem, tak i zrobił.
Alek mówił coś do mnie pod nosem, ale jego słowa wchodziły mi jednym uchem, a drugim wylatywały. Nie mogłem się na niczym skupić, nie licząc tego zdjęcia, którego widok wciąż miałem przed oczami, jakby samo patrzenie nań wtedy sprawiło, że wrył mi się w umysł.
Na języku czułem zniewalający smak skóry Rudego; na mych ustach jego wargi odciskały się słodkimi pocałunkami.
— Jaki piękny sweter! Dziękuję — zawołał uszczęśliwiony Maciej, po czym objął mnie serdecznie.
— Teraz ty otwórz — ponaglił mnie.— Już się robi — odparłem z uśmiechem, chociaż z środku cały drżałem z nerwów.
Odwinąłem powoli papier. Moim oczom ukazał się piękny zestaw do pisania: kałamarz, piękne pióro oraz zdobiony notatnik. Z wrażenia zaparło mi dech w piersiach.
— Jest... Piękne — wydusiłem z siebie. — Dziękuję!
— Nie ma za co, twój prezent także jest świetny!
Objęliśmy się serdecznie.
Później siedzieliśmy na jego tapczanie i rozmawialiśmy. Ja jednak myślami wciąż błądziłem w rejonie, który nazywał się Janek.
Po tym, jak już opuściłem mieszkanie przyjaciela postanowiłem, że pogadam o tym całym wydarzeniu z Jankiem. Nie wiem jak ani kiedy, ale to zrobię.
┏━━━✦❘༻༺❘✦━━━┓
Rudy
Leżę na tapczanie, wpatrując się pustym wzrokiem w sufit.
Mój umysł ogarniają natrętne myśli, które atakują mnie szczególnie w chwilach zwątpienia i bezsilności.
Minęły już prawie dwa miesiące, a ja i tak to przeżywam...
Wargi moje i Tadeusza, zwarte w pocałunku, usta jego wypisujące swym boskim oddechem ślady miłości na mej skórze, ciała nasze splątane niby dzikie wino...
A potem co? Zapomnienie, odosobnienie.
Jakby tego nie było, jakby słowa nakreślone grafitem zetrzeć gumką - były, nie ma.
Spozieram w pamięć moją i słyszę jego słowa: "Ja chyba też cię kocham", rzekł na wyznanie mych uczuć.
Oh, jakżem był głupi, niesiony alkoholowym upojeniem, mówić mu to, co gra w mym sercu od tak dawna!
Bo czuję, jakby to były tylko igruszki z jego strony.
To tylko usta jego, związane mocą delirium wyrzekły słowa puste, głupie, nierzeczywiste.
On mnie nie kocha - ma swoją dziewczynę, dlaczegóż by miał zwrócić swą uwagę na mnie?
Wiem, że muszę oderwać się od rozmyślań. Jeżeli chcę podarować Tadeuszowi prezent, muszę wyjść z domu już teraz - inaczej nie zdążę wrócić przed godziną policyjną.
Materac skrzypi, gdy podnoszę się powoli. Zabieram podarunek z szafki i ubieram buty.
— Wychodzę! — informuję siostrę i mamę; mój głos brzmi dziwnie chrapliwie.
Jestem tak pogrążony w myślach krążących wokół Tadeusza, że nawet nie dostrzegam, aż docieram na Koszykową 75, pod dom Tadeusza i jego rodziny.
Moje nogi jakby instynktownie kierowały mną tam, gdzie jednocześnie pragnę i nie chcę się znaleźć.
Ponad mną góruje szary budynek z płyt, odgrodzony misterną bramą, przez którą właśnie przechodzę.
Idę do właściwej klatki, których jest tutaj kilka, równo rozmieszczonych w bryle budynku i zostawiam za sobą mroźne, kłujące powietrze.
Wspinam się po schodach, by następnie stanąć pod drzwiami mieszkania państwa Zawadzkich.
Chcę nacisnąć przycisk dzwonka, ale palec mi drży.
Biorę głęboki oddech i stukam w drzwi.
— Gestapo! Otwierać! — Dobra, to chyba jednak nie jest najlepszy sposób, aby mężczyzna, którego potajemnie kocham otworzył mi drzwi do swojego domu.
Tadeusz otwiera mi drzwi niemal natychmiast. Wydaje się być zdenerwowany, jednak wątpię, by było to spowodowane moim nieśmiesznym żartem. Na mój widok jego policzki przybierają różany kolor.
— Serwus — wita się i uchyla drzwi, zapraszając mnie do środka.
— Serwus — odpowiadam.
Z grzeczności zdejmuję buty, by nie nanieść stopionego śniegu zmieszanego z błotem do środka.
Stajemy w salonie, przed oczami mam widok mieszkania Zośki, który towarzyszył mi przez tyle dni, między innymi wtedy, kiedy zdrowiałem po aresztowaniu.
Tadeusz spojrzał na mnie, jakby czekał, aż ja odezwę się pierwszy.
— Ja tylko chciałem wręczyć ci prezent. Wesołych Świąt — mój głos wydobywający się z mych ust brzmi dla mnie pusto i głucho, kiedy wręczałem mu pakunek.Tadeusz uśmiecha się i kładzie pakunek na ziemi, by po chwili wyjąć własny prezent dla mnie.
— Dziękuję — mówimy w tym samym momencie.
Kiwam zachęcająco głową, by Zośka otworzył prezent ode mnie. Chcę zobaczyć jego reakcję.
Obserwuję, jak delikatnymi ruchami swych długich, szczupłych palców rozwiązuje wstążkę i odwija papier.
Jego twarz powoli zmienia się, kiedy widzi, co ode mnie dostał.
Jest to album na zdjęcia, ale nie taki zwyczajny - jego okładka jest ręcznie malowana i zdobiona przeze mnie.
— Jest piękny... dziękuję — szepcze uśmiechając się lekko, jednak jego twarz ma dziwny wyraz.
— Otwórz i zobacz, co jest na pierwszych stronach.
Spełnia moje polecenie; do stron przyczepione są różne zdjęcia - głównie nas z przyjaciółmi, czasem tylko mnie i jego.
— Janku... myślę, że jest pewne zdjęcie, które mogłoby także tu dołączyć — mówi, unosząc powoli głowę i patrząc mi się w oczy.
— Jakie? O czym ty mówisz? — Dziwi mnie jego zagadkowość.
— To — wyjmuje z kieszeni jakąś fotografię, którą mi podsuwa.W jednej chwili moje serce zatrzymuje się, oddech zamiera w płucach.
Tadeusz gdzieś zdobył zdjęcie, gdzie się całujemy!
Wolę nie myśleć, skąd je ma... A może Alek się wygadał? Nie, to niemożliwe, mimo jego gadatliwości, nie jest głupi - nie powiedziałby mu bez mojej zgody.
To samo Anoda, który wspiera mnie od początku.
— C-co? Skąd ty to masz?... — jąkam się, moją twarz na przemian blednie i rumieni się.
— Znalazłem u Alka — powiedział ze spokojem, wciąż wpatrując mi się w oczy. Pod naporem jego spojrzenia zacząłem się trząść; robiło mi się słabo na samą myśl, że on odkrył prawdę na temat tego szalonego wieczoru.
— Słuchaj... Obaj byliśmy bardzo pijani a w szczególności ty, to stało się przez to, że kierował nami alkohol... Możemy zapomnieć o tym, jeśli chcesz! — Głos drżał mi tak samo jak dłonie.
— Czemu teraz się tłumaczysz i zrzucasz całą winę na alkohol? — Spytał powoli Tadeusz. Jego twarz ściągnęła się w wyrazie emocji, której nawet nie umiałem rozpoznać. To było coś w rodzaju... niezrozumienia, żalu.
Czy mi się zdawało, ale czy on przybliżył się lekko do mnie?
Gorączkowo szukałem w mojej głowie odpowiedzi, jakiej mogłem mu udzielić. Wciąż widząc przed sobą jego poważną twarz, blisko mnie, przejechałem nerwowo językiem po wargach.
— J-ja po prostu... Wiem, jak to wygląda... — próbowałem się bronić, ale Tadeusz położył palec na moich ustach, zamykając je.
— Janek, ja wiem, jak to wygląda. Chcę wiedzieć, jaka jest prawda — prosił. Zdjął palec z moich warg i otwartą dłonią delikatnie przejechał po moim policzku.
Nie mam wyjścia.
Teraz już wszystko skończone: nasza przyjaźń, jakikolwiek kontakt.
On mnie przecież znienawidzi! Tadeusz jest człowiekiem honoru - byłby zły, gdyby dowiedział się, że umyślnie całowałem go, podczas gdy ten był w związku przez cały czas. A dodatkowo obaj jesteśmy mężczyznami. Przyjaciółmi.
Nie usprawiedliwia mnie nawet wypity alkohol!
Ze stresu bolał mnie brzuch, a powietrze w moich płucach stało się ciężkie i gęste.
— Pewnie wiesz, że... po wypiciu alkoholu człowiek dostaje animuszu do robienia rzeczy, na które normalnie nie miałby odwagi. Słyszałeś też pewnie powiedzonko, że "Myśli pijanego to czyny trzeźwego", prawda? Tak było i tym razem — mój głos załamywał się, nawet jeśli starałem się nad nim zapanować.
Tadeusz milczał, a ja tak bardzo bałem spojrzeć się mu w oczy, że mój wzrok błądził po całym pomieszczeniu, aż po suficie.
Wtedy ze zmieszaniem i przerażeniem skonstatowałem, że z sufitu zwiesza się pęczek jemioły, wprost nad nami.
Speszony szybko spuściłem oczy w dół.
— Janeczku... — Tadeusz ujął moją dłoń, jednak ją wyrwałem.
— Nieważne. Zapomnij o tym — uciąłem i wstałem.
Nagle Zośka poderwał się z miejsca za mną i przyciągnął do siebie.
— To, co opisałeś nie działa tylko w jedną stronę, a we dwie — wyszeptał. Na dźwięk jego spokojnego, dźwięcznego głosu moje serce drżało w rytmie nerwowego staccato.
— J-jak to? — Wyjąkałem — Nic nie rozumiem...
On uniósł głowę w górę. Zauważył jemiołę...
— To zaraz zrozumiesz. — Położył dłonie na mojej talii, przyciągając do siebie, po czym jedną z nich przeniósł na mój czerwony od rumieńca policzek.
Przechylił lekko głowę, by po chwili skrócić między nami dystans tak, by nasze usta się zetknęły.
Początkowo moje serce biło tak mocno i szybko, że bałem się, że w końcu mi stanie. To jednak nie stało się - czując delikatny, czuły dotyk Tadeusza, powoli zwalniało, ukojone jego czułością.
Nasze wargi otulały się wzajemnie początkowo z ostrożnością, eterycznością, jakby z niemym pytaniem, lecz wkrótce zdobyły się na odwagę, poruszając się w zmysłowym tańcu, a ja miałem wrażenie, jakby doskonałe pasowały do siebie.
Tak, jakby nikt inny nie mógł pocałować mnie, a nikt inny nie mógł pocałować Tadeusza bo byłaby to zbrodnia, zachwianie harmonii i zniszczenie krystalicznego ideału.
Ruchy jego ust sprawiały, że drętwiałem, cierpła mi skóra, ale w ten niezwykle przyjemny sposób, skłaniający do dalszego działania, nie przerywania pieszczoty.
W brzuchu poczułem to niesamowite, uskrzydlające uczucie. Czy to były motyle łechcące mój brzuch? Chciałbym, aby to się nie kończyło.
Tadeusz zanurzył swoją dłoń w moich włosach, ciągając za nie, drugą ściskał mnie za bark.
Ja swoje przeniosłem na jego biodra, przyciągając go do mnie coraz bardziej.
A wtedy stało się coś, czego nie oczekiwałem.
— Przepraszam... ja... nie mogę — wydyszał Tadeusz, odrywając się ode mnie i ukrywając twarz w dłoniach.
— Ja... Ja... Ja... — powtarzałem, niezdolny do powiedzenia czegoś więcej.
Mój umysł nie obejmował tego, co właśnie się stało. Właśnie ziściło się moje najskrytsze marzenie.
Jednak słowa Tadeusza i jego zbolała twarz wreszcie doszły do mojej świadomości.
— A-ale czego? To nie w porządku? — Nagle jakby wszystko się rozpadło; poczułem, jak oczy zachodzą mi łzami — przepraszam...
— Nie, nie przepraszaj! — Nagle chwycił mnie za ramiona — Chciałem tego. Tylko że Hala... nie kocham już jej, ale ona mnie tak. I jesteśmy w związku, jak to o mnie świadczy, kiedy robię coś takiego za jej plecami? — Westchnął. Wyglądał jak kupka nieszczęścia.
Świadomość, że pozostawał w związku z Halą, bolała mnie zapewnie bardziej, niż jego samego. Jakże mogłem liczyć, iż dane nam będzie cieszyć się swoją obecnością i miłością bez większych komplikacji?
Żyliśmy w czasach, gdzie ludzie jak ja - jak my - byli wysyłani do obozów, uważano nas za zagubionych grzeszników.
Jednak czy jedna strona Biblii była warta więcej niż nasze życie?
Oczy Tadeusza były tak smutne, tak wypełnione żalem, że moje serce ściskało się z bólu.
Tak bardzo chciałem mu pomóc!
— Czasem lepiej, aby się rozejść, aniżeli trwać w związku, który unieszczęśliwia jedną stronę, bo potem ta druga także byłaby pokrzywdzona — odzywam się cicho, niepewnie.
— Masz rację, myślałem o tym, aby się z nią rozstać. Ale nie mogę tego teraz zrobić, bo wyjechała do babci i nie wiem, kiedy wróci. Nie chcę robić tego przez telefon — westchnął.
Tak bardzo bolało mnie jego cierpienie, że czym prędzej przygarnął go do siebie i mocno objąłem.
— Poczekajmy. Może... Może... — nie wiedziałem, co dodać.
"Może Hala zrozumie, że zakochałeś się w mężczyźnie i zostawiasz ją dla niego?"
Nie, to nie wchodziło w grę.
— Może powiem jej to jak już wróci. Obiecuję. Bo nie wiem, czy zauważyłeś, ale... Kocham Cię — spojrzał na mnie, a jego oblicze się nieco rozpromieniło.
Na te słowa moje serce zaczęło bić szybciej, policzki pokryły się malinowym rumieńcem.
Ziściło się moje największe, skryte marzenie, które pielęgnowałem w sobie niby rzadki kwiat przez tyle czasu.
Przyznaję, że czasem zapominałem go podlać, czasem rwałem biedne, zielone listki, czasem płatki usychały. Jednak przeżył, by teraz rozkwitnąć tak, jak jeszcze nigdy wcześniej i roztaczać cudowną, słodką miłosną woń.
— Ja... Ja ciebie też kocham — chwyciłem jego dłoń i zamrugałem kilka razy, by odgonić łzy wzruszenia.
Czy była to sprawka tej słynnej magii świąt? Czyżby był to prezent dla mnie od losu?
Nie znałem odpowiedzi na to pytanie, więc zamiast się zadręczać, pocałowałem szybko Tadzia, by cieszyć się każdą spędzoną wspólnie chwilą.
Uśmiech, jakim mnie obdarzył był zdolny sprawić, abym rozpromienił się jak wiosenne słońce.
Wtulilem się w jego pierś, wdychając jego zapach, a on objął mnie w pasie i ucałował w czubek głowy.
— Nie wierzę, jak mogłem być tak ślepy i nie widzieć, że mam przy sobie tak cudowną osobę, jaką jesteś ty. Jedyne czego żałuję to to, że odzyskałem wzrok tak późno... — Jego oddech mierzwił mi włosy.
— Lepiej późno niż wcale... — Obaj zaśmialiśmy się cicho. Ja jednak po chwili spoważniałem. — Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę. To jest jak piękny sen... — wymamrotałem stłumionym głosem.
— Janeczku, to jest prawdziwe. I będzie trwało już zawsze — wyszeptał, a ja od razu mu uwierzyłem.
┏━━━✦❘༻༺❘✦━━━┓
heeeejj misiaki!!!
co sądzicie o tym rozdziale?? nam, autorom, bardzo się podoba, chyba wiadomo czemu 🤭
JEBAC HALE!!!
ROSKA DOMINATION!!!!!
ekhm
przejdźmy do screnow ☺️
i jeszcze ilustracja :3
(mój nowy szkicownik jest wypełniony obecnie jedenastoma rysunkami rośki, staczam się...)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro