Rozdział 45
Razem ze Stiles'em jesteśmy w tyle, ale to tylko dlatego, że co chwilę się zatrzymuje, bo niby coś słyszy. Jestem trochę na niego wkurzona, bo gdyby tak nie wymyślał to już dawno byśmy znaleźli Scott'a i Kirę. Mam złe przeczucia co do tego, a strach o Derek'a mi nie pomaga. Cholernie się o niego boję, nie mogę go stracić... Jeśli kolejna ważna mi osoba umrze to chyba zrobię to samo, ale z tęsknoty.
— Czekaj, słyszałem coś — zatrzymuje mnie.
— To twój telefon Stiles — wzdycham —Dzwoni ci.
— Tu jest zasięg? — dziwi się, wyciągając telefon i go odbiera — Cześć tato, pewnie się gniewasz...
Reszty rozmowy nie słyszę, bo skupiam się na innych dźwiękach. Dociera do mnie przyśpieszone reszty, która pewnie jest daleko stąd i załamany głos Breaden. Robi mi się słabo na samą myśl, że Derek właśnie umarł.
Nie, to nie jest prawda, za dużo negatywnych myśli... Pewnie pomału się goi i za chwilę tu przybiegnie.
— Derek obudź się — dociera do mnie jej głos i upadam na kolana.
— Nie... — mówię cicho, a do moich oczu napływają łzy.
— Muszę kończyć — słyszę przerażony głos Stiles'a — Hej, co jest? — szybko do mnie podchodzi.
— Nie żyje — patrzę mu w oczy — On nie żyje!
Stiles bez słowa podnosi mnie i mocno przytula, a ja zanoszę się głośnym płaczem.
Straciłam go, straciłam mojego kochanego brata, który cały czas przy mnie był i próbował zawsze pomóc.
— Chodźmy stąd — szepcze mi do ucha.
— Nie, musimy im pomóc — ocieram łzy, ale mimo to lecą kolejne — Nie mogą kolejne osoby umrzeć.
— Nie lepiej...
— Stiles, nie — przerywam mu — Nie stracę kolejnych osób, na których mi zależy.
Odsuwam się od niego i próbuję powstrzymać łzy, które dalej mi się cisną do oczu. Łapię chłopaka za rękę i ciągnę przed siebie mając nadzieję, że dotrzemy tam na czas.
Stiles cały czas coś do mnie mówi, ale go nie słucham tylko kieruję się tam gdzie muszę, próbując nie myśleć o Derek'u, ale łzy i tak mi lecą po policzkach.
Skręcając w prawo widzę stojące stado, które o czymś rozmawia, ale przerywa gdy nas widzi.
— Gdzie wyjście byli? — pyta surowo Peter — Myśleliśmy, że coś wam się stało.
— Nam nie, ale Derek'owi tak — mówię cicho.
Peter otwiera zdziwiony usta, ale się nie odzywa. Odwraca wzrok, nie wiedząc co powiedzieć i ściska dłonie w pięści.
— Uwaga! — Malia ciągnie mnie i Stiles'a w ich stronę, a za nami pojawia się Berselek.
Przerażona łapię Stiles'a za nadgarstek i ciągnę go za sobą, uciekając za resztą. Nie wiem czemu, ale w tym momencie cała odwaga ze mnie zeszła i jedyne co chcę zrobić to się gdzieś skryć i czekać aż będzie koniec, jednak nie mogę tego zrobić. Nie zostawię przyjaciół, bo wiem, że mnie potrzebują.
Wbiegamy do większego pomieszczenia, a ja wyrywam Malii katanę i rzucam ją w stronę Stiles'a.
— Znajdź Kire i Scott'a — mówię szybko.
Muszę pomóc im w walce, jeśli będzie nas więcej mamy szansę go zabić.
— Biegniesz ze mną — łapie mnie za rękę.
— Do cholery Stiles biegnij! — wyrywam się i odwracam w stronę Berselka, który nam się przygląda ciężko dysząc.
Brunet jeszcze przez chwilę stoi, a później biegnie do kolejnego tunelu, zostawiając nas samych z tym potworem.
Przemieniam się i podbiegam by zaatakować, mimo że się cała trzęsę, a Berslek wali mnie w brzuch i upadam kilka metrów dalej. Każdy zaczyna z nim walczyć, ale on jest od nas silniejszy nawet kiedy atakujemy wszyscy razem.
Popycham potwora na ścianę i walę go kilka razy w twarz, a on znowu mnie uderza w brzuch, tym razem tak, że upadam z głośnym jękiem. Wszystko boli mnie niemiłosiernie, a rana na brzuchu nie chce się zagoić.
Berselek przez nieuwagę zostaje popchnięty na ziemię, a Peter rzuca nam ich ''noże''.
— Celujcie w czaszkę, to go wykończy.
Wstaję szybko z ziemi, trzymając się za brzuch, a Liam i Malia przytrzymują go przy ścianie. Wkurzona podbiegam tam i chcę wbić mu ostrze, ale ktoś mi je rozwala, a ja zataczam się do tyłu.
— Kira! — krzyczę zła — Co ty robisz?!
— To Scott — odzywa się Stiles — Kate mu coś zrobiła.
Patrzę na Berselka i widzę taki sam tatuaż jaki ma Scott. Przez ten cały czas próbowałam zabić przyjaciela nawet o tym nie wiedząc. Straciłabym kolejną ważną osobę, którą bym jeszcze sama zabiła...
Liam i Malia trzymają Scott'a przyglądając mu się, a on się wyrywa i wali każdego w twarz. Odsuwam się pod ścianę nie chcąc dalej go atakować, a ten do mnie podchodzi i mocno wali w głowę. Upadam na ziemię, a do mnie od razu podbiega Stiles i zasłania swoim ciałem, ale Scott nie jest nim zainteresowany tylko Liam'em, do którego powoli podchodzi.
— Scott, nie! — chce wstać, ale się wywracam.
Chłopak łapie Liam'a za kark i podnosi go do ściany, a ja czuję pieczenie przez łzy. Nie może go zabić, przecież to jego beta, którego traktuje jak swoje dziecko.
— Nie jesteś potworem! — krzyczy Liam, patrząc prosto w jego oczy — Tylko wilkołakiem, jak ja.
Na te słowa nie umiem powstrzymać łez i wtulam się w Stiles'a, dalej wszystko obserwując. Scott powoli puszcza Liam'a, a ja delikatnie uśmiecham się pod nosem. Alfa odsuwa się od chłopaka i zaczyna z siebie ściągać ''całego Bersleka'', dochodząc do czaski rozwala ją na pół mocno przy tym krzycząc.
— Już po wszystkim — mówi Stiles — Jest już dobrze.
Patrzę się na chłopaka i mocno się do niego przytulam wiedząc, że już wszyscy są bezpieczni. No prawie, Derek - mój najlepszy brat, leży nieżywy na dworze przez cholerną Kate.
— Ty — słyszę wkurzony głos Scott'a i odwracam się w jego kierunku. Wkurzonym wzrokiem patrzy na Peter'a, który jest zaskoczony — Wiem, że pomogłeś Kate.
Odsuwam się od Stiles'a i szybko wstaje z podłogi, trzymając się za brzuch.
— O czym on mówi? — patrzę na Peter'a — Od samego początku byłeś po jej stronie i dalej jesteś...
— To dla potęgi naszego rodu, Lily — patrzy na mnie spokojnie — Robię to dla nas.
— O czym ty mówisz? — szepczę — Myślałam... Myślałam, że się zmieniłeś.
— Dziedziczna władza należy się nam, mnie, a nie mu — mówi, zaciskając pięści — Nie temu idiocie.
— Nie mów tak o moim przyjacielu — warczę i chcę do niego podejść, ale unosi dłoń.
— Ciebie nie chcę skrzywdzić, więc lepiej stój tam gdzie stałaś.
Czuję, jak ktoś ciągnie mnie do tyłu, a Peter podbiega do Scott'a atakując go. Patrzę na to wszystko wielkimi oczami i nie wiem co zrobić. Dlaczego? Teraz to pytanie mam w głowie, nie trzeba być alfą, to nie jest potrzebne.
Przez niego i ten durny sojusz z Kate, Derek nie żyje i to dlatego, że on chce być tym cholernym alfą.
Hej
tak wiem, że rozdziały są bardzo rzadko, ale nie mam ich teraz kiedy pisać, bo zepsuł mi się telefon ZNOWU, a laptopa nie mam cały czas. Jestem już kilka dni bez telefonu, laptop mam rzadko i jeszcze nauka... Prawdopodobnie będę miała w piątek nowy, więc może się coś pojawi, ale nie obiecuję.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro