Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 45

Razem ze Stiles'em jesteśmy w tyle, ale to tylko dlatego, że co chwilę się zatrzymuje, bo niby coś słyszy. Jestem trochę na niego wkurzona, bo gdyby tak nie wymyślał to już dawno byśmy znaleźli Scott'a i Kirę. Mam złe przeczucia co do tego, a strach o Derek'a mi nie pomaga. Cholernie się o niego boję, nie mogę go stracić... Jeśli kolejna ważna mi osoba umrze to chyba zrobię to samo, ale z tęsknoty.

— Czekaj, słyszałem coś — zatrzymuje mnie.

— To twój telefon Stiles — wzdycham —Dzwoni ci.

— Tu jest zasięg? — dziwi się, wyciągając telefon i go odbiera — Cześć tato, pewnie się gniewasz...

Reszty rozmowy nie słyszę, bo skupiam się na innych dźwiękach. Dociera do mnie przyśpieszone reszty, która pewnie jest daleko stąd i załamany głos Breaden. Robi mi się słabo na samą myśl, że Derek właśnie umarł.

Nie, to nie jest prawda, za dużo negatywnych myśli... Pewnie pomału się goi i za chwilę tu przybiegnie.

Derek obudź się — dociera do mnie jej głos i upadam na kolana.

— Nie... — mówię cicho, a do moich oczu napływają łzy.

— Muszę kończyć — słyszę przerażony głos Stiles'a — Hej, co jest? — szybko do mnie podchodzi.

— Nie żyje — patrzę mu w oczy — On nie żyje!

Stiles bez słowa podnosi mnie i mocno przytula, a ja zanoszę się głośnym płaczem.

Straciłam go, straciłam mojego kochanego brata, który cały czas przy mnie był i próbował zawsze pomóc.

— Chodźmy stąd — szepcze mi do ucha.

— Nie, musimy im pomóc — ocieram łzy, ale mimo to lecą kolejne — Nie mogą kolejne osoby umrzeć.

— Nie lepiej...

— Stiles, nie — przerywam mu — Nie stracę kolejnych osób, na których mi zależy.

Odsuwam się od niego i próbuję powstrzymać łzy, które dalej mi się cisną do oczu. Łapię chłopaka za rękę i ciągnę przed siebie mając nadzieję, że dotrzemy tam na czas.

Stiles cały czas coś do mnie mówi, ale go nie słucham tylko kieruję się tam gdzie muszę, próbując nie myśleć o Derek'u, ale łzy i tak mi lecą po policzkach.

Skręcając w prawo widzę stojące stado, które o czymś rozmawia, ale przerywa gdy nas widzi.

— Gdzie wyjście byli? — pyta surowo Peter — Myśleliśmy, że coś wam się stało.

— Nam nie, ale Derek'owi tak — mówię cicho.

Peter otwiera zdziwiony usta, ale się nie odzywa. Odwraca wzrok, nie wiedząc co powiedzieć i ściska dłonie w pięści.

— Uwaga! — Malia ciągnie mnie i Stiles'a w ich stronę, a za nami pojawia się Berselek.

Przerażona łapię Stiles'a za nadgarstek i ciągnę go za sobą, uciekając za resztą. Nie wiem czemu, ale w tym momencie cała odwaga ze mnie zeszła i jedyne co chcę zrobić to się gdzieś skryć i czekać aż będzie koniec, jednak nie mogę tego zrobić. Nie zostawię przyjaciół, bo wiem, że mnie potrzebują.

Wbiegamy do większego pomieszczenia, a ja wyrywam Malii katanę i rzucam ją w stronę Stiles'a.

— Znajdź Kire i Scott'a — mówię szybko.

Muszę pomóc im w walce, jeśli będzie nas więcej mamy szansę go zabić.

— Biegniesz ze mną — łapie mnie za rękę.

— Do cholery Stiles biegnij! — wyrywam się i odwracam w stronę Berselka, który nam się przygląda ciężko dysząc.

Brunet jeszcze przez chwilę stoi, a później biegnie do kolejnego tunelu, zostawiając nas samych z tym potworem.

Przemieniam się i podbiegam by zaatakować, mimo że się cała trzęsę, a Berslek wali mnie w brzuch i upadam kilka metrów dalej. Każdy zaczyna z nim walczyć, ale on jest od nas silniejszy nawet kiedy atakujemy wszyscy razem.

Popycham potwora na ścianę i walę go kilka razy w twarz, a on znowu mnie uderza w brzuch, tym razem tak, że upadam z głośnym jękiem. Wszystko boli mnie niemiłosiernie, a rana na brzuchu nie chce się zagoić.

Berselek przez nieuwagę zostaje popchnięty na ziemię, a Peter rzuca nam ich ''noże''.

— Celujcie w czaszkę, to go wykończy.

Wstaję szybko z ziemi, trzymając się za brzuch, a Liam i Malia przytrzymują go przy ścianie. Wkurzona podbiegam tam i chcę wbić mu ostrze, ale ktoś mi je rozwala, a ja zataczam się do tyłu.

— Kira! — krzyczę zła — Co ty robisz?!

— To Scott — odzywa się Stiles — Kate mu coś zrobiła.

Patrzę na Berselka i widzę taki sam tatuaż jaki ma Scott. Przez ten cały czas próbowałam zabić przyjaciela nawet o tym nie wiedząc. Straciłabym kolejną ważną osobę, którą bym jeszcze sama zabiła...

Liam i Malia trzymają Scott'a przyglądając mu się, a on się wyrywa i wali każdego w twarz. Odsuwam się pod ścianę nie chcąc dalej go atakować, a ten do mnie podchodzi i mocno wali w głowę. Upadam na ziemię, a do mnie od razu podbiega Stiles i zasłania swoim ciałem, ale Scott nie jest nim zainteresowany tylko Liam'em, do którego powoli podchodzi.

— Scott, nie! — chce wstać, ale się wywracam.

Chłopak łapie Liam'a za kark i podnosi go do ściany, a ja czuję pieczenie przez łzy. Nie może go zabić, przecież to jego beta, którego traktuje jak swoje dziecko.

— Nie jesteś potworem! — krzyczy Liam, patrząc prosto w jego oczy — Tylko wilkołakiem, jak ja.

Na te słowa nie umiem powstrzymać łez i wtulam się w Stiles'a, dalej wszystko obserwując. Scott powoli puszcza Liam'a, a ja delikatnie uśmiecham się pod nosem. Alfa odsuwa się od chłopaka i zaczyna z siebie ściągać ''całego Bersleka'', dochodząc do czaski rozwala ją na pół mocno przy tym krzycząc.

— Już po wszystkim — mówi Stiles — Jest już dobrze.

Patrzę się na chłopaka i mocno się do niego przytulam wiedząc, że już wszyscy są bezpieczni. No prawie, Derek - mój najlepszy brat, leży nieżywy na dworze przez cholerną Kate.

— Ty — słyszę wkurzony głos Scott'a i odwracam się w jego kierunku. Wkurzonym wzrokiem patrzy na Peter'a, który jest zaskoczony — Wiem, że pomogłeś Kate.

Odsuwam się od Stiles'a i szybko wstaje z podłogi, trzymając się za brzuch.

— O czym on mówi? — patrzę na Peter'a — Od samego początku byłeś po jej stronie i dalej jesteś...

— To dla potęgi naszego rodu, Lily — patrzy na mnie spokojnie — Robię to dla nas.

— O czym ty mówisz? — szepczę — Myślałam... Myślałam, że się zmieniłeś.

— Dziedziczna władza należy się nam, mnie, a nie mu — mówi, zaciskając pięści — Nie temu idiocie.

— Nie mów tak o moim przyjacielu — warczę i chcę do niego podejść, ale unosi dłoń.

— Ciebie nie chcę skrzywdzić, więc lepiej stój tam gdzie stałaś.

Czuję, jak ktoś ciągnie mnie do tyłu, a Peter podbiega do Scott'a atakując go. Patrzę na to wszystko wielkimi oczami i nie wiem co zrobić. Dlaczego? Teraz to pytanie mam w głowie, nie trzeba być alfą, to nie jest potrzebne.
Przez niego i ten durny sojusz z Kate, Derek nie żyje i to dlatego, że on chce być tym cholernym alfą.






Hej

tak wiem, że rozdziały są bardzo rzadko, ale nie mam ich teraz kiedy pisać, bo zepsuł mi się telefon ZNOWU, a laptopa nie mam cały czas. Jestem już kilka dni bez telefonu, laptop mam rzadko i jeszcze nauka... Prawdopodobnie będę miała w piątek nowy, więc może się coś pojawi, ale nie obiecuję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro