Rozdział 44
Przygryzam wargę, siedząc na kanapie w lofcie. Każdy siedzi cicho i zastanawia się gdzie może być nasza para przyjaciół, ale nic nie przychodzi nam do głowy.
Mogą być wszędzie, pod ziemią w jakimś domu albo nawet już na drugim końcu świata. Kate jest do wszystkiego zdolna i nie zdziwię się jej kolejnym chorym pomysłem.
Na przykład kiedy porwała Derek'a do tego kościoła w Meksyku i go odmłodziła, nie wiem jak to zrobiła, ale może ten zamek też może mieć jakąś moc.
Zamek i moc, Derek i odmłodzenie, Scott i Kira...
— Już wiem! — wstaję gwałtownie, a Stiles, który siedzi obok mnie podskakuje przerażony — Są w...
Nie dane mi jest dokończyć, bo słyszę dzwonek telefonu od Stiles'a. Odwracam się w jego stronę, a na ekranie widzę napis "Lydia". Chłopak od razu odbiera i daje na głośnomówiący, a ja znowu siadam obok niego.
— Porwali Scott'a i Kire — słyszmy głos Lydii.
— To wiemy — mówię — Są w Meksyku, w tym zamku.
— Zgadza się — odzywa się Deaton — Jedzcie za nimi, szybko.
Patrzę na Derek'a i od razu biegniemy do drzwi, ale zatrzymuje mnie Stiles.
— Zostań.
— Jadę, nie zostawię ich.
— Lily... — łapie mnie za rękę.
— Wiem, że się o mnie boisz, ale mnie nie powstrzymasz — całuję go szybko w usta i szybkim krokiem idę w stronę drzwi loftu — Będę biegła, ominę drogi i będę szybciej.
— Masz na nas czekać — mówi stanowczo Derek — Nie walcz bez nas.
Nie odpowiadam tylko wybiegam, słysząc za sobą wkurzony krzyk brata i zmartwiony Stiles'a.
Zmieniam się w wilka i zaczynam biec w miarę znanym mi kierunku.
Samochodem będzie na pewno o wiele dłużej, a teraz liczy się każda sekunda.
Straciłam już kilka ważnych dla mnie osób i nie chcę, żeby ta lista się powiększyła.
***
Biegnę już dość długo, a moje płuca umierają i widzę podwójnie. Mogłam połowę drogi przejechać ze Stiles'em, a połowę przebiec i byłoby lepiej.
Zrobiłam już kilka przerw, na których powoli dreptałam, ale się nie zatrzymałam co teraz skutkuje tym, że prawie nie czuję łap. Jednak nie zatrzymam się, życie moich przyjaciół jeży ważniejsze niż zmęczenie, które z każdym krokiem wzrasta.
Minusem też jest biegnięcie w ciuchach i dziwię się, że mi jeszcze nie spadły. Straciłam tylko buty, ale tym się nie przejmuję.
Widząc już rozwalony kościół przyśpieszam, a kiedy jestem przy budynku to upadam na ziemię zmieniając się w człowieka i ciężko dusząc. Nie umiem złapac tchu ani się podnieść, a obraz przede mną zaczyna się rozmazywać i zamykam oczy odpływając.
Nie wiem czy zemdlałam, ale wszystko słyszę co dookoła się dzieje. Przez krzyk Scott'a otwieram gwałtownie oczy wiedząc, że coś mu się stało.
Pov. Stiles
Chodzę wkurzony po lofcie, ojciec powiedział, że narazie nigdzie nie idziemy, a Lily pewnie za chwilę się wróci, bo Meksyk jest zbyt daleko by mogła to przebiec. Lily jest do wszystkiego zdolna i się o nią obawiam, przebiegnięcie zajmie jej dużo czasu i energii. Zanim tam dojedziemy ona może już... Nie żyć.
— Musimy tam jechać! Oni mogą umrzeć! — krzyczę zły.
— Uspokój się, nic im się nie stanie — tata kładzie dłoń na moje ramię.
— Ale ona się nie wróci! Nie odbiera telefonów — wyrywam się — Straciłem ją już prawie kilka razy, nie chcę tym razem stracić jej na zawsze.
Patrzę na Derek'a, który ściska pieści, ale się nie odzywa. Nie rozumiem jak on tu może dalej stać i słuchać głupot mojego ojca, zamiast być już w drodze do Meksyku i szukać Lily, jak i Scott'a i Kiry.
— Stiles ma rację, musimy tam jechać — mówi Braeden — Ich życie jest zagrożone.
— Powinniśmy już tam dawno temu jechać — wymachuje rękami.
— Uspokój się — warczy Derek — Wyjedziemy za dwie godziny, przygotujcie się.
Już otwieram buzię by powiedzieć, żebyśmy jechali teraz, ale Derek patrzy na mnie tym przerażającym wzrokiem i się nie odzywam.
Chcę już tam jechać, nie mogę jej stracić, bo sam umrę z tęsknoty.
— Na pewno nic im nie jest — mówi Derek, ale widać, że sam nie wierzy w te słowa.
Pov. Lily
Mimo że przed chwilą słyszałam krzyk Scott'a dalej leżę na ziemi i próbuje złapać oddech. Nigdy już nie będę tak dużo biegła, mimo że jestem wilkołakiem, ale one też mają jakiś umiar.
Nagle słyszę nadjeżdżające samochody i poznaje w nich auto Peter'a. Czyżby zabrali jego samochód? A może... Nie, przecież on jest po innej stronie.
Odwracam głowę w stronę nadjeżdżających samochodów i powoli wstaję na trzęsących się nogach. Widzę jak tylne drzwi w jednym się otwierają i staje w nich Derek. Od razu tam podchodzę, prawie się przy tym wywalając i sprawdzam kto jest w środku.
— Liam? — dziwię się.
— Tak to ja — mówi cały spocony.
— Czemu go zabraliscie? — pytam zła — To jeszcze dzieciak.
— Nie panuje nad złością i chciał jechać — odzywa się Stiles i mocno do siebie przytula — Następnym razem poczekaj.
— Musiałam tu być prędzej, ale nie spodziewałam się, że aż tak będę zmęczona — opieram głowę o jego klatkę piersiową i patrzę za Derek'a — Uważaj!
Derek szybko się odwraca, ale jest złapany przez Berserka, który rzuca go na jakieś kamienie i zaczyna bić po klatce piersiowej.
— Nie! — chcę tam podbiec, ale od razu upadam — Derek!
Powoli wstaje i się przemieniam, ale zostaje złapana przez Stiles'a.
— Puść mnie! On go zabije! — z oczu zaczynają płynąć mi łzy.
— On cie tez zabije, nie masz siły — szepcze mi do ucha przerażony.
— Nie! Proszę! — odwracam głowę — Breaden!
Odwracam głowę w stronę dziewczyny i widzę, że zdążyła wyciągnąć broń, którą teraz strzela do Berserka.
Potwór zdezorientowany odsuwa się od Derek'a i ucieka w nieznanym nam kierunku.
Wyrywam się i podbiegam do Derek'a. Jego klatka piersiowa jest cała z krwii, a wzrok coraz bardziej nieobecny.
— Nie, nie, nie — coraz więcej łez spływa mi po policzku — Trzymaj się, zaraz będzie wszystko okej.
Chwytam go za dłoń i zabieram ból, ale mężczyzna od razu się wyrywa.
— Jest okej, znajdźcie Scott'a — mówi ledwo słyszalnie.
— Nie zostawię cię — chwytam go znowu za dłoń, a on ją delikatnie ściska.
— Idź, zostanie tu Breaden — uśmiecha się delikatnie — Jest okej.
— Nie...
— Stiles weź ją — patrzy na chłopaka — Zobaczymy się później, obiecuję.
Stiles mnie podnosi i obejmuje, idąc w kierunku wejścia do podziemi. Wycieram łzy i chwytam chłopaka za dłoń, a on ją ściska próbując dodać mi otuchy.
— Nic mu nie będzie — szepcze mi do ucha — Derek'a tak łatwo się nie zabije.
— Boje się Stiles — zatrzymuje się, zostając ze Stiles'em w tyle.
— Ja też, ale nikt już nie umrze — kładzie dłoń na mój policzek i ociera łzę.
— Nie wiesz tego — przytulam się do niego.
— Nie wiem, ale mam taką nadzieję — wzdycha i całuje mnie w głowę — Chodźmy.
Stiles oplata nasze palce i szybko idzie w jakimś kierunku. Nie jestem jeszcze w stanie długo biec, więc znalezienie ich zajmie nam o wiele dłużej.
Mam nadzieję, że Scott i Kira są bezpieczni, a Derek za chwilę tu przybiegnie cały i zdrowy.
Jeśli strace tą trójkę, to stracę część siebie.
— Lily — Stiles się nagle zatrzymuje, a jego serce bije bardzo szybko — Nie wiem co tu się wydarzy, ale pamiętaj, że cię cholernie kocham.
— Ja też cię kocham — uśmiecham się delikatnie — I nie mów tak, nic się nie stanie.
Całuję go w usta, ale szybko się od siebie odrywamy, słysząc strzał z broni Breaden.
Hejka!
Wiem, że rozdział miał być wczoraj, ale byłam na pewnym spotkaniu i nie miałam kiedy go dokończyć.
Spróbuję teraz być bardziej aktywna, ale tego nie obiecuję. W szkole zadają tego tak dużo, że ja pomału nie nadążam.
Mam nadzieję, że nie jesteście źli i rozdział był ciekawy ♡
Zbliżamy się też pomału do końca, bo zostało jeszcze z cztery rozdziały :(
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro