Rozdział 3
Zamykam oczy i czekam na cios od mężczyzny, ale nic nie czuję. Patrzę w górę i widzę walczącą Kirę, która delikatnie się do mnie uśmiecha.
Szybko wstaję z ziemi i uderzam mężczyznę z kolana w brzuch, ten się za niego łapie i upada na ziemię. Odwracam się i szybko schylam, żeby nie dostać długim metalowym kijem w głowę od jakiejś brunetki.
Podbiega do mnie Malia, która uderza w twarz kobietę, a ta upada na ziemię nieprzytomna.
Zabieram od niej kij i rzucam gdzieś w tłum, który nie zwraca na nas uwagi.
— Idziemy! — krzyczę i biegnę w stronę wielkiego korytarza, a cała reszta jest tuż za mną.
Idę powoli i czuję dziwny zapach, który kłuję mnie w nosie. Mam złe przeczucia co do pójścia dalej.
— Musimy zawrócić — mówię i reszta się zatrzymuje.
— Niby czemu? — Malia unosi brew.
— Coś mi tu nie gra — rozglądam i nasłuchuję — Poszło nam za łatwo, aż za.
Scott jedynie kiwa głową i też się rozgląda. Jestem ciekawa, czy to, co się stało, zrobił specjalnie by nas nie widzieli czy coś sobie myślał. Wydaje mi się, że to pierwsze, bo przecież chodzi z Kirą. Musieliśmy się wmieszać w tłum, a dla niego to chyba był jedyny sposób, żeby nic nie podejrzewali, ale coś nie wyszło.
Wchodzimy do kolejnego korytarza, zatrzymuję się gwałtownie, kiedy widzę unoszący się dym. Scott staje przede mną i idzie powoli do przodu. Ten dym nie wygląda zbyt dobrze.
— Scott, co ty wyprawiasz? Musimy uciekać! — łapię go za rękaw koszuli.
Chłopak odwraca się w moją stronę i nagle z sufitu, zaczyna wylatywać coraz więcej dymu.
—Nie wdychajcie tego! - krzyczy Scott.
Wstrzymuję oddech i rozglądam się na wszystkie strony. Widzę, że do Kiry idzie jakiś mężczyzna, a ona tego nie widzi.
— Kira, uważaj! — dziewczyna odwraca się w stronę faceta, który uderza ją w głowę z broni i ta upada nieprzytomna. — Cholera...
Przewracam się na ziemię, czując coraz mocniejsze kłucie tym razem w gardle i głośno kaszlę, Scott czołga się do mnie i patrzy na mnie zmartwiony, a ja jedynie kiwam głową na znak, że jest dobrze.
— Myślałam, że będziesz bardziej uważała, Lily — słyszę jakiś głos kobiety — Wiedziałaś kim jesteśmy, a jednak tutaj przyszłaś.
— Chcę... — kaszlę — Chcę tylko Derek'a.
— Zapuściliście się daleko od domu — śmieje się — Nie mów, że nie wiesz gdzie jest Derek.
— Nie... — szeptam załamana — Wy...
— Też nie wiecie, gdzie on jest — kończy Scott.
Kobiecie znika uśmiech z twarzy, wbija mi coś w szyję i nagle czuję się bardzo słabo. Walę głową o podłogę i słyszę tylko obok siebie huk upadającego ciała, który pewnie należy do Malii, która przez cały ten czas stała i podtrzymywała się ściany.
Miałam nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem, ale jednak moje szczęście nie jest takie wielkie, jak myślałam.
Przede mną stoi młodsza wersja Derek'a, patrzy na mnie z wielkim smutkiem i łzami w oczach. Cały się trzęsie i trzyma za włosy, coś szepcząc pod nosem.
Chcę coś powiedzieć, ale z moich ust nie wydobywa się żaden dźwięk, a chłopak zaczyna chodzić w kółko, co zaczynyna być przerażające.
— Czemu mi nie pomożesz? — odzywa się wreszcie, a z jego oczu wypływają łzy — Ja ci zawsze pomagałem, broniłem cię, przytulałem, jak było ci smutno! A teraz nie raczysz nawet mnie uratować po tym wszystkim!
Chłopak podchodzi do mnie i łapie za szyję, którą mocno ściska, przez co nie mogę złapać tchu. W moich oczach pojawiają się łzy, a chłopak robi groźną minę.
Nagle jego twarz zaczyna się zmieniać i chwilę później, przede mną stoi nie kto inny jak Stiles, wygląda, jak wtedy, kiedy go opętało. Blada cera, podkrążone, puste oczy i ten przerażający uśmiech.
— Serio myślałaś, że wrócę do kogoś takiego jak ty? — śmieje się głupio i zwiększa ucisk na mojej szyi — Nigdy bym tego nie zrobił, nawet gdybym mógł dostać co chcę.
— Stiles — wreszcie udaje wydusić mi się jakieś słowo — Ja... Cały czas prób...
— Zamknij się — odpycha mnie, a ja upadam na ziemię, ciężko dysząc — Jesteś dla mnie nikim! Rozumiesz? Nikim!
Jego głos rozbrzmiewa w mojej głowie, kiedy próbuję zatkać uszy. Po policzkach spływają mi słone łzy, a mój wzrok znowu jest skierowany na chłopaka.
Znów się zmienia i pojawia się moja matka, po jej twarzy mogę stwierdzić, że jest zniechęcona i wkurzona.
— Powinnaś się wstydzić, że żyjesz.
Zza kobiety wychodzą Stiles i Derek, którzy trzymają w rękach jemiołę.
Patrzę znów na mamę, jednak nie stała tam ona, tylko cholerna Kate Argent z jej głupim uśmieszkiem.
— Zapowiada się ciekawa przygoda — uśmiecha się.
Po tych słowach gwałtownie wstaję i głęboko oddycham. Jestem w jakimś pomieszczeniu przypięta do krzesła, a obok mnie siedzi Scott ze zmartwieniem wymalowanym na twarzy.
— Co jest do cholery? — próbuję się wyrwać, ale razi mnie prąd.
Zaciskam mocno zęby by nie krzyknąć z bólu.
— Na twoim miejscu bym się nie ruszała, kochanie — przede mną staje starsza kobieta - Araya Calavera — Mam tylko jedno pytanie.
—Wal się — warczę.
— Gdzie jest Derek? — podchodzi bliżej mnie, nie zwracając uwagi na moją poprzednią odpowiedź.
— Nie wiem! — krzyczę zła.
— Zła odpowiedź — mówi i wciska guzik.
Ból przechodzi całe moje ciało, a ja jęczę ściskając pieści, z których zaczyna lecieć krew.
Słyszę śmiech kobiety, a później szarpnięcie za włosy.
—Zadam wam kilka pytań — wskazuje głową na Scott'a — Jeśli nie odpowiecie, ta młoda dama pokopie prądem wilczka, a ten miły chłopak, ciebie.
Patrzę za nią, gdzie stoi Stiles z bronią przyłożoną do głowy. Widać, że jest przerażony, ale próbuje to w jakimś stopniu zakryć, co mu się nie udaje.
— Zadam pytanie jeszcze raz — puszcza moje włosy i się odsuwa — Gdzie jest Derek Hale?
—Naprawdę nie wiemy! — tym razem odzywa się Scott — Myślisz, że po co tu przyjechaliśmy? Też go szukamy.
— Stiles, Kira — kobieta odwraca się w ich stronę. — Wiecie co robić.
Stiles patrzy na mnie przepraszającym wzrokiem, a Kira robi to samo ze Scott'em.
Kolejna fala bólu przeszywa przez moje ciało, kiedy Stiles przyciska guzik.
— Kto chciał się zemścić na rodzinie Hale?! — krzyczy.
—Naprawdę nie wiemy — odchylam głowę do tyłu, czekając na kolejną fale bólu, która szybko się pojawia.
—Musicie się zastanowić — mówi zła — Przecież należysz do tej rodziny! — patrzy na mnie oczekującym wzrokiem.
—Nie wiem — po moim policzku spływa łza — Naprawdę nie wiem, byłam dzieckiem kiedy to wszystko się stało.
—Mocniej! — krzyczy do Stiles'a i Kiry, którzy patrzą na nas smutno. — Myślcie! Kto ma moc i umie zmieniać postać?!
— Większość nadprzyrodzonych postaci — zmieniam kolor oczu i na nią patrzę.
— Kira, daje ci spokój — kobieta nawet nie patrzy na dziewczynę — Stiles, większa moc.
—Może umrzeć — mówi głośno — Proszę, zostaw ją, ona naprawdę nic nie wie.
Calavera odpycha chłopaka i sama zwiększa moc. Czuję jakby ktoś rozrywał moje ciało, niekontrolowanie zaczynam zmieniać się w wilkołaka, a pieści ściskam coraz bardziej.
— Kto stał się wilkołakiem, ale nie przez ugryzienie?! — krzyczy i zwiększyła moc jeszcze bardziej.
Krzyczę z bólu, a przed oczami pojawia mi się końcowy obraz ze snu. Czyli to była prawda, a nie żadne zwidy, była u mnie. Kate Argent żyje i będzie próbowała zabić mojego brata.
— Kate Argent! — krzyczę, wyrywając łańcuchy. — To cholerna Kate Argent.
Starsza kobieta patrzy na mnie z wielkim kpiącym uśmiechem, a ja upadam na ziemię tracąc przy tym kontakt z rzeczywistością.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro