Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 25

Hejka! Zapraszam was na mojego instagrama _malowana_watt.
Będę tam udostępniała zdjęcia i informacje dotyczące książek ^^
Będę także aktywna w inny sposób, więc możecie zaobserwować ^^

Stoję przed Parrish'em i mu się przyglądam. Wiemy, że nie jest człowiekiem, ale nie wiemy czym jest dokładnie, czuję od niego nieznajomy zapach. Jego włosy i paznokcie są martwe, a sam został podpalony, więc powinien je stracić, jak i nie umrzeć. Zastanawiam się nad tym, czy nie jest czasem piekielnym ogarem, a te stworzenia są naprawdę silne. Jest dużo o nich historii, ale nie wiadomo, która jest prawdziwa, mogą nawet wszystkie być prawdziwe, a to byłoby przerażające.
Po minie Parrish'a mogę stwierdzić, że jest skrępowany tym, że tak na niego patrzę, ale chociaż mogę zobaczyć jaki jest przystojny i gdyby nie wiek, który zdaniem Derek'a jest za stary, to bym go podrywała, ale nie chcę, żeby skończył zakopany w lesie przez Derek'a.
Wracając do tego kim jest, nie tylko włosy i paznokcie miały spłonąć, ale i cały on, więc moje przekonanie chyba coraz bardziej zaczyna być słuszne, ale narazie nie będę się z nikim tym dzielić, bo może tak nie być.
Ale jeśli tak jest, to mamy do czynienia z naprawdę mocnym stworzeniem.

— Powinienem spłonąć — odzywa się — O co może chodzić?

— Chyba jesteś jednym z nas — robię krok do tyłu.

— Jednym z was? — dziwi się.

— Nie sądzę — mówi Derek — Czymś innym.

— Może jest... — chcę coś powiedzieć, ale przerywa mi Scott.

— Więc czym?

— Nie mam pojęcia — Derek patrzy znowu na Parrish'a.

— Chyba... — Scott znowu mi przerywa.

— Wiedziałeś czym jest Kira i Jackson, a nie wiesz czym on? — dziwi się.

— Nie znam się na tym — patrzy wkurzonym wzrokiem na Scott'a — Może w bestiariuszu jest.

— Ale ja... — znowu mi przerywają, ale tym razem był to Jordan.

— Co to bestiariusz? — pyta — To nie jest moje jedno pytanie, jesteście tacy jak Lydia? Macie moce?

— No nie do końca — mówię zrezygnowana.

— Więc czym jesteście?

Patrzę na Scott'a, a ten delikatnie kiwa głową na znak, że mogę pokazać. Staje znowu bliżej mężczyzny i się przemieniam, a Parrish tylko na mnie patrzy zaskoczony i lekko wystraszony.
Nie dziwię mu się, nie na codzień widzi się takie coś, ale u niego to teraz będzie codzienność.

— Wow — tylko tyle mówi, a ja mam ochotę się zaśmiać, ale tylko delikatnie się uśmiecham.

— Też będziesz tak za niedługo umiał — puszczam mu oczko i się przemieniam z powrotem.

Jordan zaczyna zadawać pełno pytania, a mnie od reszty odciąga Scott ze zmartwionym wyrazem twarzy.

— Co się stało? — pyta.

— Dasz radę jechać do Stiles'a?

— Czekaj, c... — znowu mi przerywa.

Czy dzisiaj każdy musi mi przerywać? Oni chyba chcą, żebym zaczęła się jąkać.

— Wiem, że macie napiętą relację, ale ja musze wszystko wytłumaczyć Jordan'owi, bo mi chyba najbardziej z was wszystkich ufa, a Stiles teraz potrzebuje kogoś przy sobie.

— A Malia? Lydia? — unoszę brwi.

— Malia nie odbiera, a Lydia też tu jest potrzebna.

— No dobra — zabieram kluczyki z samochodu od Derek'a z szafki — Później mi powiesz wszystko.

— Dziękuję! — uśmiecha się i delikatnie mnie przytula.

Odwzajemniam gest, żegnam się ze wszystkimi i wychodzę z loftu mając nadzieję, że Derek nie skapnie się, że zabrałam jego kluczyki.

— Lily! Czekaj! — słyszę głos brata, więc biegnę w stronę samochodu — Oddaj mi kluczyki!

— Wróci cały, obiecuję! — krzyczę i wchodze do samochodu — Kocham cię!

Wyjeżdżam szybko z parkingu i przez lusterko widzę, że Derek za mną biegnie, ale się poddaje i zatrzymuje. Wiem, że będę miała teraz u niego przewalone, ale nie mam jeszcze swojego samochodu, więc muszę jeździć jego. Gdyby był Peter to bym jechała od niego, ale nigdzie go nie ma. W sumie nie widziałam go już kilka dni i jest to dla mnie podejrzane, jednak nie chcę znowu stracić tego minimalnego zaufania, które do niego darzę.
Zmienił się i mam nadzieję, że to nie jest przykrywka. Jeśli tak jest, może w moim życiu się już nie pokazywać, od momentu kiedy mieszka ze mną i Derek'iem w lofcie, bardzo się do siebie zbliżyliśmy.
Odsuwam myśli z Peter'em na bok i parkuję, jak najbliżej drzwi szpitala. Wchodząc do niego i od razu spotykam Melisse.

— Dzień dobry, w której sali leży Szeryf Stilinski? — pytam podchodząc.

— Witaj Lily, w sali sto sześć — uśmiecha się — Jest tam na razie lekarz, więc nie wolno wchodzić.

— Dobrze, dziękuję — żegnam się i idę w stronę sali.

Kiedy Jordan został podpalony, wrócił na komisariat, żeby policzyć się ze swoim mordercą. Podczas bójki szeryf Stilinski został przez przypadek postrzelony w ramię i teraz leży tu w szpitalu.
Widzę, że z sali sto sześć wychodzi lekarz, więc zwalniam kroku i staje przed drzwiami.

— Masz mu tylko dotrzymać towarzystwa, przecież to nic takiego — mówię cicho do siebie.

Pukam cicho trzy razy i wchodze do środka. Widzę Stiles'a siedzącego na fotelu, który przygląda się swojemu śpiącemu ojcu. Jest smutny, musiał mieć poważną rozmowę z ojcem, a w takich sytuacjach zawsze go przytulałam i delikatnie całowałam, ale teraz no...

— Stiles — odzywam się, a chłopak gwałtownie wstaje.

— Kiedy tu przyszłaś? — pyta patrząc mi w oczy, a ja w nich widzę żal, niemoc i smutek.

— Wszystko w porządku? — pytam.

Może nie jesteśmy razem, ale dalej się o niego martwię. Każdy w stadzie jest dla mnie ważny, może Malia mniej, ale to nieważne.

— Tak, nie martw się — odwraca wzrok.

— Nie kłam, przypominam ci, że jestem wilkołakiem.

Stiles nie odpowiada tylko przyciąga mnie do siebie i mocno przytula. Wiem, że teraz tego potrzebuje, więc go nie odpycham tylko przyciągam jeszcze bliżej i zaczynam delikatnie głaskać go po plecach. Zamykam oczy i biorę głęboki wdech czując jego perfumy, które tak bardzo uwielbiam.
Stiles zaczyna się lekko trząść, zawsze tak się dzieje kiedy próbuję powstrzymać łzy i udawać silnego, ale jest strasznie emocjonalny.
To właśnie w nim uwielbiałam i dalej uwielbiam najbardziej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro