Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

Mam gdzieś w tym momencie Liam'a zmieniającego się na środku szkoły, Scott'a, który prosi mnie o pomoc i Stiles'a, który coś do mnie krzyczy. Chcę po prostu być sama i na chwilę o tym wszystkim zapomnieć, ale nie jestem w stanie.
Czemu akurat mnie to wszystko spotkało? Myślałam, że jeśli stąd nie wyjadę to będzie dobrze, ale nie, jednak życie w Beacon Hills nie jest dla mnie. Chcę stąd wyjechać, ale tego nie zrobię, nie zostawię moich przyjaciół z tym wszystkim samych. Wiem, że teraz jest duże prawdopodobieństwo, że w każdej chwili mogę umrzeć tylko teraz mam to gdzieś, już nic gorszego chyba nie może mnie spotkać.
Siadam pod wielkim drzewem obok parkingu szkoły i zamykam oczy, opierając się głową o drzewo.
Wszystko w tym momencie ucichło, a ja czuję się tak lekko, ale coś jednak nie daje mi spokoju, czuję na sobie czyiś wzrok. Otwieram oczy i widzę, że na parkingu przy czarnym samochodzie stoi jakaś ciemnowłosa dziewczyna i blondyn, którzy mi się przyglądają. Czując się niezręcznie, szybko wycieram łzy i idę w kierunku szkoły.
Nie chcę ich podsłuchiwać i słuchać ich głupich komentarzy na mój temat, już na dzisiaj mam tego wszystkiego dość. Ale to nie jest koniec, bo jeszcze muszę być na meczu od chłopaków i obserwować wszystko wokół, żeby nikt nie zginął.
Myśl, że Stiles będzie prawdopodobnie siedział na ławce i pewnie będzie chciał rozmawiać teraz jest dla mnie przerażająca. Kiedyś cieszyłam się z tego powodu, ale teraz jest mi źle i wolałabym, żeby grał.
Teraz jedynie co czuję kiedy na niego patrzę to wielki ból, żal i smutek.
Często siedzi wtedy z Malią, tak jak to robił kiedyś ze mną.

***

Siedzę na ławce obok Kiry i Scott'a i przyglądam się rozciągającym chłopakom. Przygryzam wargę widząc z daleka Brett'a, który mi się przygląda i zakłada bluzkę na swoje umięśnione ciało. Przyglądanie mu się przerywa nie kto inny, jak Stiles, który staje przede mną ze smutnym wzrokiem.
Szybko wstaje i idę w kierunku wyjścia z boiska, ale czuję na ramieniu czyjaś rękę. Zgaduję, że jest to jego, a nie mam ochoty z nim rozmawiać.

— Lily...

— Nie, nie chce z tobą rozmawiać —zrzucam jego rękę — Znowu się to ma skończyć, jak ostatnio? Pocałujesz mnie i powiesz, że to nie miało mieć miejsca? Wiesz co? Jesteś żałosny.

— Przepraszam... — mówi smutny —Sam nie wiem...

— Do dupy sobie daj te przeprosiny —przygryzam wargę, żeby się nie rozpłakać — Zastanów się, jak ja się teraz mogę czuć.

Odwracam się i idę w stronę wyjścia, ale za sobą słyszę krzyk i odwracam się wkurzona, żeby walnąć chłopaka w twarz.

— Myślałem, że cię nie dogonię — przed sobą widzę Brett'a, a kilka metrów za nim Stiles'a, który nam się przygląda —Nie dałem Ci tego numeru.

— Kurde, zapomniałam w samochodzie telefonu — chowam rękę za siebie — Może po meczu się spotkamy?

— Nie ma sprawy — uśmiecha się, a ja dopiero teraz czuję jego zapach.

Patrzę na niego lekko przerażona, Brett jest wilkołakiem i dzisiaj też mogą na niego polować. Nie wie o tej liście, więc będę musiała mu o tym powiedzieć.
Zmieniam kolor oczu, a chłopak robi krok w tył i przygląda mi się z zachwytem.

— Myślałem, że to tylko jakieś nieprawdziwe plotki — uśmiecha się — Masz piękne oczy, te drugie też.

— Dziękuję — przeczesuje włosy — Ale muszę ci o czymś powiedzieć, o czymś bardzo ważnym.

— Brett! Chodź tu, za chwilę gramy! —słyszymy czyiś głos.

— Będę leciał, powiesz mi później —puszcza mi oczko i biegnie do swojej drużyny.

— Czekaj! — krzyczę za nim, ale się nie odwraca.

Przygryzam zdenerwowana wargę i  wchodze pod trybuny. Mam nadzieję, że znajdę coś podejrzanego i będziemy znać jednego mordercę.
Słyszę gwizdek, który daje znać, że mecz się zaczął, a ja nawet nie mogę im dopingować.
Jedyne co udaje mi się znaleźć to wielki skupisko robaków na zdechłym kocie i mam już dość. Siadam sobie obok jakieś dziewczyny, która strasznie krzyczy, ale nie zwracam na to jakiejś wielkiej uwagi.
Przyglądam się jak Liam trzyma piłkę i biegnie na bramkę, ale nagle kilku chłopaków na niego wpada, nawet z naszej drużyny i wszyscy upadają z jękiem. Czuję nagle bardzo mocny zapach tojadu i widzę Brett'a, który ucieka w kierunku szkoły, trzymając się za brzuch.

— Cholera... — zbiegam z trybun —Scott!

Chłopak na mnie patrzy, a ja pokazuję mu głową na szkołę, ten ściągna kask i zaczyna za mną biec.
Brett jest teraz w wielkim niebezpieczeństwie, jeśli dostał tym tojadem to jest źle, bardzo źle.
Wbiegamy do szkoły i kierujemy się w stronę zapachu krwi. Doprowadza nas to do męskiej szatni, w której znajdujemy nieprzytomnego Brett'a. Scott do niego podbiega, a ja zostaję wciągnięta do pokoju trenera i ktoś przykłada mi przez gardło jakiś drut, który zaczyna mnie mocno palić i dusić.

— Zabiję cię i dostanę wszystko — słyszę szczęśliwy głos dziewczyny — A mówił, że to się uda.

— Bo się nie uda — łapię za drut.

Szybko zdejmuję go z szyi i odwracam się w stronę dziewczyny. Jest to ta, która przyglądała mi się dzisiaj pod szkołą z jakimś blondyndem. Jest to pewnie jej chłopak, który pomaga w zabiciu.

— Przypominam ci, że jestem potężniejsza od prawdziwego alfy i tym czymś nie jesteś w stanie mnie zabić — łapię ją za szyję i rzucam na drzwi. Upada z jękiem i patrzy się przerażona.

Łapię dziewczynę za włosy i wyrzucam z pomieszczenia. Brunetka wali głową o szafkę i upada na ziemię nieprzytomna.

— Suka — warczę.

— Nic ci nie jest? — Scott patrzy na mnie zmartwiony — Twój brzuch...

Patrzę na brzuch i widzę wypływającą z niego czarną krew. Upadam na kolana mocno zaciskając ranę, obraz zaczyna mi się rozmazywać, a przed twarzą widzę Stiles'a, który coś do mnie mówi, ale nic nie rozumiem. Łapie mnie za policzki i przybliża bardzo blisko do swojej twarzy, a ja nawet nie mam siły, żeby go odepchnąć.

I kolejny rozdzialik wjechał!
Trzeci pojawi się później, bo mam małe problemy:/ nawet z tym miałam za co bardzo przepraszam

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro