Rozdział 14
Minęło kilka dni od nocy w domku, a ja cały czas płaczę. Nie mogę uwierzyć, że Stiles tak postąpił i okazał się zwykłym dupkiem. Chyba chciał po tej akcji kilka razy ze mną pogadać, ale zawsze go zlewałam i uciekałam, jak najdalej od niego.
Derek i Peter cały czas się mnie pytają o co chodzi, ale wolę im nie mówić, bo są w stanie go zabić i na pewno by to zrobili. Sama mam ochotę go zamordować, ale tego nie zrobię, nie jestem taka.
Jednak kiedy go widzę czuję jakby ktoś wbijał mi pełno noży w serce i zawsze mam łzy w oczach.
Lydia od tamtego dnia, cały weekend spędziła na odgadnięciu drugiego hasła, ale się nie udało. Biedna przez ten cały czas ani nie jadła ani nie piła i była w takim jakby transie. Razem z Malią i Kirą zdecydowałyśmy, że to nie ma sensu i zabrałyśmy ją do domu, ale ona nalegała, żeby wrócić.
Rozumiem ją, chce wiedzieć kto jeszcze jest w niebezpieczeństwie i mieć go na oku.
Teraz stoję za Stiles'em i patrzę, jak na wielkiej przezroczystej tablicy przykleja zdjęcia i różne zapiski. Jest strasznie skupiony na tym co robi i aż robi mi się ciepło na sercu kiedy to widzę, ale nie przyszłam tutaj się nad nim rozczulać, tylko dowiedzieć się czegoś więcej. Stiles jest mądry i mógł już na coś wpaść tylko ja dowiem się jako ostatnia, bo do mnie na pewno nie zadzwoni.
Zabiera do ręki biały marker i pisze coś na wolnej stronie tablicy, ale nie mogę przeczytać, bo zasłania to swoim ciałem. Przesuwam się trochę w bok i przygryzam wargę, żeby się nie rozpłakać. Napisał na niej "Dlaczego akurat za Lily jest cała kwota?".
Wiem, że to nie jest jakieś wielkie, ale sama myśl, że chłopak dalej się o mnie w jakiś sposób martwi mnie uszczęśliwia.
— Oh Lily — słyszę jego cichy głos — Dlaczego?
Chłopak nagle odwraca się w moją stronę, a ja stoję przerażona. Może jestem tu tylko duchem, ale z tego co wiem w jakiś sposób można wyczuć moją obecność.
Stiles zaczyna iść w moją stronę, ale staje obok szafki i coś z niej wyciąga. Siada na łóżko i bawi się niczym innym, jak naszyjnikiem, który oddałam mu, a raczej rzuciłam podczas kłótni. Nie widzę jego twarzy, bo jest za bardzo pochylony. Chciałabym wiedzieć jaki ma wyraz twarzy, teraz może być smutny, uśmiechnięty, zażenowana i wszystko inne co jest możliwe.
— Ja już nie wiem...
Po policzku spływają mi po kolei łzy i czuję, jak ktoś mną trzęsie.
Otwieram gwałtownie oczy, a przede mną siedzi Derek ze zdziwionym wyrazem twarzy.
— Nie pytaj... — odwracam wzrok.
— Wiem, co robiłaś — przewraca oczami — Jest dużo ofiar?
— Połowa z pierwszej listy — wycieram łzy, które spływają mi po policzkach.
Jestem wdzięczna Derek'owi, że mnie nie wypytujs, pewnie wie, że i tak bym mu nie powiedziała.
— Nie będziesz teraz wychodzić nigdzie sama — mówi stanowczo — Jeśli za ciebie jest cała kwota to pewnie dużo ludzi, a nawet postaci nadprzyrodzonych będzie chciało cię zabić.
— Poradzę sobie — mówię po nosem.
— Już to widzę — wzdycha — Kolacja jest.
— Nie chce jeść.
— Okej, ja i Peter chętnie zjemy twoją porcje z McDonald'a — wychodzi z pokoju.
— Nawet nie próbuj! — biegnę za nim.
W tej chwili chociaż na chwilę mogę zapomnieć o tej sytuacji z Stiles'em i płatnymi zabójcami. Przy jedzeniu czuję się chociaż, jak zwykła rodzina. Już dawno zdecydowaliśmy, że przy jedzeniu gadamy o zwykłych rzeczach.
***
Chowam niepotrzebne rzeczy do szafki i co chwilę oglądam się za siebie. Jestem trochę wystraszona faktem, że ktoś w każdej chwili może mnie zabić i dostanie z tego całą kwotę pieniężną od Peter'a.
Powoli ruszam do wyjścia mając gdzieś wołające mnie głosy Lydii i Kiry. Muszę być sama, przez te wszystkie lekcje dziewczyny były przy mnie nie dając mi chwili na odetchnięcie i cały czas o czymś rozmawiały.
Wychodząc, widzę jak pod szkołę podjeżdża jakiś bus, a w jego kierunku idzie Liam. Podejrzewam, że będą to ludzie z jego poprzedniej szkoły, więc szybko tam biegnę, ale ma moje nieszczęście Liam już stał i rozmawiał z jakimś chłopakiem wystawiając do niego rękę, ale chłopak to jakoś zaczyna komentować.
— Hej — stoję przed wysokim przystojnym chłopakiem — Jestem Lily, a wy pewnie będziecie grać dzisiaj mecz, prawda?
— Oczywiście — uśmiecha się — Śliczne imię, jak jego właścicielka — wystawia w moim kierunku dłoń — Jestem Brett Talbot.
— Miło mi — uśmiecham się ściskając jego ciepłą dłoń.
— Czemu taka śliczna dziewczyna zadaje się z kimś takim? — patrzy za mnie.
— Próbuję pomóc Liam'owi, nie powinniście być do niego tacy ostrzy.
— Może porozmawiamy o tym przy jakiejś kawie? — unosi brew — Masz przy sobie telefon? Podam ci numer i się ugadamy — uśmiecha się słodko.
Z uśmiechem na twarzy zaczynam szukać telefonu w torebce. Wiem, że stoi za mną Liam, ale czuję, że są przy nim Stiles i Scott, więc mogę całą uwagę poświęcić Brett'owi. Jest naprawdę przystojnym facetem i dzięki niemu może zapomnę o Stiles'ie.
— Siemka chłopaki! — obok mnie staje Stiles — Jestem Stiles Stilinski, miło was poznać — chciał podać dłoń Brett'owi, ale ten tylko na nią spojrzał — Masz mocny uścisk dłoni, a teraz przepraszam my już musimy iść.
Łapie mnie za skrawek koszulki i zaczyna gdzieś ciągnąć, nie dając mi się pożegnać z Brett'em.
Wkurzona odpycham od siebie Stiles'a, a ten patrzy na mnie zdziwiony.
— Co ty do cholery wyprawiasz?! — widzę, jak Scott i Liam stają trochę dalej od nas — Najpierw mnie całujesz, później mówisz, że to nie powinno się stać — w oczach pojawiają mi się łzy — Masz mnie gdzieś, a teraz kiedy próbuję o tobie zapomnieć, umawiając się z jakimś chłopakiem to ty nagle mi przerywasz — Stiles chce coś powiedzieć, ale mu przerywam — Weź się lepiej bardziej nie kompromituj — omijam go — I daj mi wreszcie spokój.
— Lily! — słyszę za sobą jego głos, ale nawet sie nie odwracam, nie jestem w stanie spojrzeć na niego po tym wszystkim co mi robi.
Hejka! Oto pierwszy rozdział krótkiego maratoniku! Za jakieś 10 minut powinien pojawić się kolejny i mam nadzieję, że będziecie czekać!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro