Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

|Rozdział 7|

— O mój Boże, tak bardzo mi przykro...! 

W oczach [_] zebrały się łzy, a dłonie trzęsły się i nic nie potrafiła na to zaradzić. Wszystko dobijało ją jeszcze bardziej, ponieważ Haitani Rindō po wszystkim nie odezwał się do dziewczyny ani razu. Wyglądał na jeszcze bardziej zmęczonego i jeszcze bardziej zdenerwowanego — jakby lada chwila miał kogoś pobić. [_] przez myśl przeszło, że był to najgorszy dzień w całym jego życiu. I to jeszcze z jej winy. Dlatego nie potrafiła powstrzymywać łez. Płakanie przed chłopakiem marzeń, wywoływało w niej tylko więcej negatywnych uczuć i niechęć do swojej osoby, 

I po jaką cholerę dawała mu tę parasolkę? Przecież przeczuwała, że był to zły pomysł! 

Z innej strony, kto by przewidział, że kiedy wyjdzie na zewnątrz i ją rozłoży, przez silny wiatr parasolka się niefortunnie złamie, uderzy go w twarz i zrzuci okulary z nosa, które spadną na ziemię i się stłuką? Takie sytuacje nawet nie miały miejsc w filmach, a co dopiero w prawdziwym życiu! 

— N-nie wiedziałam, że tak się stanie... — spróbowała po raz kolejny się wytłumaczyć. Wszystko, żeby tylko się na nią nie gniewał. — Mogę odkupić ci okulary! 

— Daruj sobie — odpowiedział w końcu zrezygnowany. Ton jego głosu nie brzmiał na rozzłoszczony. Bardziej przypominał zmęczony, jakby cała chęć życia się z niego ulotniła. — Ten dzień i tak jest już ciężki. Nie potrzebuję, żeby jeszcze jakaś randomowa dziewczyna, się nade mną użalała. 

[_] zamilkła i poczuła, jak ogarnia ją przeogromny smutek. Nie rozumiała dlaczego. Przecież Rindō nie kłamał. Była dla niego jedynie obcą dziewczyną, która próbowała być miła. Nic więcej. Nawet nie wiedział, że darzyła go jakimikolwiek uczuciami. A nawet gdyby wiedział, czy coś by to zmieniło? Raczej nie. 

— J-jasne. Przepraszam — odpowiedziała i zaśmiała się, próbując ukryć jak wielki wpływ miały na nią słowa Rindō. 

Młodszy Haitani spojrzał kątem oka na nastolatkę. Zdziwił się trochę, że brzmiała na tak bardzo przejęta. Nie widział jej twarzy — bez okularów mało co widział. Był również zaskoczony, że sam się w pewnym stopniu przejął nagłą zmianą w nieznajomej. Normalnie miałby to gdzieś i użył trochę ostrzejszych słów, żeby pozbyć się towarzystwa. Problem polegał na tym, że obecność [_] wcale mu nie przeszkadzała. Westchnął i usiadł na schodach przy wejściu do szkoły. Zadaszenie skutecznie osłaniało go przed kroplami deszczu. 

— Kiedy przyjadą twoi rodzice? — zapytał, niby od niechcenia. W dłoniach trzymał rozbite okulary i dokładniej się im przyglądał. Jakby nie miał nic bardziej interesującego do robienia. 

[_] wzdrygnęła się na wzmiankę o swoich rodzicach. Już zdążyła zapomnieć o swoim kłamstwie. W końcu nikt nie miał po nią przyjechać, a gdyby nawet o to poprosiła, była pewna, że by odmówili. Nie bądź za wygodna — tak by to wszystko podsumowali. 

— Chyba będę musiała do nich zadzwonić. Może... Może stoją w korku. 

— W korku...? — powtórzył z uniesionymi brwiami. 

— Albo coś innego się stało — poprawiła się i od wyciągnęła telefon. — Z-za chwilę wrócę.

Nie chciała dzwonić do swoich rodziców. Początkowy plan wyglądał inaczej, niestety potoczył się w najgorszy możliwy sposób i [_] nie miała zbyt dużo możliwości. Oddaliła się kawałek od Rindō, żeby nie usłyszał jej rozmowy z rodzicami. Jeszcze na chwilę zerknęła na Rana. Poczuła ukłucie zawiedzenia, kiedy go nie dostrzegła. Obiecał, że przez cały czas będzie w pobliżu i wyrazie czegoś wymiarze się pomocą. Jak bardzo naiwna była, żeby wierzyć jego słowom? Była pewna, że w tej chwili gdzieś umiera ze śmiechu. 

— Nie odbierzecie. Proszę — westchnęła, kiedy przyłożyła komórkę do ucha. Nie musiała długo czekać. 

— Masz problem z zakupami? Nie wiesz, co kupić? — usłyszała zmęczony głos matki. 

Usta [_] otworzyły się w zdziwieniu. O tym też zapomniała. Dłonie niemal natychmiast pokryły się potem, a żołądek zmienił w ciasny słup. 

— Uhm... 

— Nawet nie wiem, czy chcę słyszeć to, co masz do powiedzenia. 

— Jestem jeszcze w szkole. 

— I? 

— Pada deszcz, a parasolką mi się złamała, więc pomyślałam, żebyś ty albo tata, po mnie przyjechali? Ładnie proszę... 

[_] usłyszała po drugiej stronie słuchawki bardzo ciężkie westchnienie, a oczami wyobraźni zobaczyła, jak jej rodzicielka chwyta się za nasadę nosa. Zmęczona i pozbawiona wszystkich chęci do dalszej rozmowy z córką. 

— Przepraszam cię, ale czy ty jesteś z cukru? 

— Nie, ale-

— To nie zawracaj mi głowy takimi głupotami. Deszcz jeszcze nikogo nie zabił. O, i nie zapomnij o marchewce. 

Nastolatka nie zdążyła nic odpowiedzieć, a jej rodzicielka już się rozłączyła. [_] nie była zaskoczona, nawet się tego spodziewała. Mimo wszystko posiadała w sobie odrobinę nadziei, że rozmowa potoczy się inaczej, więc to, że czuła się zawiedziona, było zrozumiane. Schowała telefon do kieszeni i z niechęcią podeszła do swojej szafki. Ubrała kurtkę i szalik, a torbę zarzuciła na ramię. 

— Przyjechali? — zapytał Rindō, kiedy zauważył, że dziewczyna szykuje się do wyjścia. Zdziwiło to [_]. Spodziewała się bardziej, że ją po prostu zignoruje. Trochę poprawiło jej to humor. 

— N-nie... Wypadło im coś ważniejszego — odpowiedziała i machnęła niedbale dłonią. 

— To gdzie idziesz? 

— Nie jestem z cukru. — Nie zamierzała brzmieć ironicznie. 

— Z kamienia też nie. Zachorujesz — stwierdził i patrzył na nią, jakby nie do końca była zdrowa na u myślę. 

Na policzkach dziewczyny powstały rumieńce. Martwił się o nią? Naprawdę? Nigdy nie widziała, żeby traktował tak inne dziewczyny. Zazwyczaj ignorował wszystkich dookoła, oprócz swojego starszego brata. Może [_] przesadzała. Może wcale go nie znała, a może tak bardzo chciała wieżyc w te rzeczy, że umysł mylił rzeczywistość z jej wyobraźnią. Nie ważne co to było, nastolatka czuła się w tej chwili szczęśliwie. Rozmawiała z chłopakiem marzeń, a ten nie wyglądał na zirytowanego jej obecnością. Nie wydawał jej się nawet zły na to, że stłukł okulary. Przez jej parasolkę, bo postanowiła dać mu jakąś z plastiku.  

— Możliwe, ale... — Nie potrafiła znaleźć żadnej odpowiedzi. Nie chciała mówić, że rodzice kazali jej iść jeszcze do sklepu. Nie zamierzała przy nim na nich narzekać. Pewnie nawet go to nie interesowało. — Cóż, mieszkam niedaleko, więc nie powinno się nic stać — zapewniła. 

Nim zdążyła zrobić krok w przód, Rindō chwycił ją za nadgarstek i pociągnął w swoją stronę. Przez to usiadła obok niego. Zbyt blisko. Czuła jego zapach i dotyk. Nie przygotowała się na takie doznania. Miała jedynie dać mu parasolkę, ładnie się uśmiechnąć i wymienić kilka uprzejmości. Nic więcej. Jeszcze chwila, a jej serce eksploduje. 

— Jesteś beznadziejnym kłamcą, wiesz? 

— A-ale ja nie...!

— Rodzice wcale nie mieli po ciebie przyjechać, prawda? — Uśmiechnął się w sposób, jakby bawiła go ta cała sytuacja. — I wcale nie wypadło im coś ważnego. Masz po prostu beznadziejnych rodziców. — Rindō westchnął, kiedy zauważył, że dziewczyna nie ma pojęcia skąd, o tym wszystkim wie. — Jak kłamiesz, masz podniesiony głos. I w ogóle brzmisz, jakbyś nie była pewna swoich słów. 

— Och... 

— To raczej nic złego. Nie poproszę cię jednak o pomoc przy chowaniu zwłok, bo przy policji byłabyś zbyt oczywista. 

— Czy ty sobie teraz ze mnie żartujesz? — zapytała. Nie wiedziała, jak zareagować. Nigdy nie widziała Rindō w takim wydaniu. Podobał jej się taki o wiele bardziej. Nie spodziewała się, że będzie w stanie zakochać się w nim jeszcze bardziej. 

— Zostań ze mną, aż przestanie padać. 

I [_] w tej chwili modliła się, żeby padało do rana. Byle jak najdłużej znajdować się przy Rindō i z nim rozmawiać. 

Dotarliśmy do końca...





...tego rozdziału, mam nadzieję, że się podobało <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro