Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

|Rozdział 10|

— Nie wiem, jak inaczej rozwiązać ten problem — mruknął niezadowolony Ran i włożył do ust kawałek ciasta. 

Kawiarnia, do której zabrał nastolatkę, była przytulna. I tak jak obiecał Ran, nie było w niej tłumów, dlatego nie musieli się przejmować, że zostaną podsłuchami. Na początku [_] obawiała się, że zostanie przyłapana z Ranem przez kogoś z klasy, ale nie widziała w pobliżu żadnych osób w mundurku z jej szkoły. Mimo wszystko i tak co chwilę wyglądała zza okna, żeby mieć pewność. Nie uśmiechało jej się ponownie skonfrontować z Reiką.

Ran westchnął, kiedy zauważył, że dziewczyna ponownie wygląda zza okna. Przestał liczyć, który był to raz, odkąd tu dotarli. Kopnął ją delikatnie w łydkę pod stołem i uśmiechnął się, kiedy [_] podskoczyła na krześle, zaskoczona nagłym uderzeniem. 

— Zachowujesz się, jakbyśmy tu prowadzili nielegalne interesy — skomentował rozbawiony. 

— W moim przypadku, spotykanie się z tobą jest trochę zakazane...

— Bo jakaś suka tak postanowiła? — Uniósł wysoko brwi. — Daj spokój.

— To nie do ciebie ma o to problem. 

— Dlatego ci proponuje, że mogę się jej pozbyć, ale niestety jesteś przeciwna. Rozwiązałoby to wszystkie problemy. 

[_] westchnęła. Z pewnej strony Ran miał rację, ale nastolatka nie chciała mieć nikogo na sumieniu. W życiu nie przyszło jej do głowy, żeby tak rozwiązywać ciężkie sytuacje. Ran był inny. Rindō pewnie też. Bójki i gangsterska zajmowały sporą część w ich życiu i nie dało się tego ot, tak zmienić. 

— Po prostu na razie spotykajmy się w ukryciu...

— Tch, niech będzie. Ale jeśli taka sytuacja się powtórzy, zrobimy po mojemu. 

[_] niechętnie przytaknęła. Nie wiedziała skąd u niej pewność, że Reika jeszcze nie raz okaże w jej stronę nienawiść. Nastolatka nie miała nic przeciwko, o ile Reiko nie używała wobec niej przemocy fizycznej. Wyzwiska, nienawistne spojrzenia czy plotki, nie robiły na niej wrażenia. Były łatwe do ignorowania i nieszczególnie wpływały na jej życie. Tak przynajmniej sobie wmawiała. Nie były to nowe sytuacje, więc nauczyła się z nimi żyć. 

— Zmieńmy temat. Dzwoniłaś albo pisałaś już do Rindō? — zapytał Ran. 

— Jakoś nie miałam okazji — przyznała i poprawiła nerwowo włosy. — Z innej strony... Nie za bardzo wiem, co powiedzieć... Czy napisać...

— Zadzwoń teraz. 

— Słucham? 

— Będę ci pomagał, dzwoń.

Ran uśmiechnął się niewinnie, kiedy nastolatka spojrzała na niego podejrzliwie. Więcej wątpliwości pojawiło się, kiedy Ran wyciągnął notes z długopisem. I ten jego uśmiech. Z pewnością nie wróżył dobrych intencji.

— Nie wieże ci — przyznała od razu. 

— Byłabyś głupia, gdybyś wierzyła. Tylko że naprawdę chce was, ze sobą zeswatać. Więc nie marnuj czasu, tylko dzwoń. 

Czy był to dobry pomysł? Z pewnością nie. Tylko że [_] z jakiegoś powodu naprawdę nabrała ochoty, żeby porozmawiać z Rindō. I Ran rzeczywiście mógł okazać się pomocny, gdyby ich rozmowa okazała się niezręczna. Dlatego wyjęła telefon i wybrała kontakt do młodszego Haitaniego. Z każdą sekundą, stresowała się coraz bardziej. Jej serce przyspieszyło rytmu, a dłonie pokrył pot. Nie potrafiła tego kontrolować. Ran z drugiej strony wyglądał na szczęśliwego i już zaczął coś pisać w notesie. 

— Halo? 

Głos Rindō dotarł do uszu [_], przez co poczuła stado motyli w brzuchu. Nawet tak krótkie słowo z jego ust brzmiało cudownie. Odetchnęła głęboko i zebrała się w sobie, żeby odpowiedzieć. 

— Hej, Rindō — przywitała się. 

Na chwilę zapadła cisza, przez co [_] odrobinę się zestresowała. 

— Kto mówi? 

— [___] [_].

— ...

Ponowna cisza, w której dziewczyna natarczywie próbowała sobie przypomnieć czy w ogóle mu się przedstawiła, kiedy spędzili razem kilka godzin w szkole. Nie była pewna, czy rzeczywiście zdradziła mu swoje imię i po prostu zapomniał. Błądziłaby w myślach jeszcze przez długi czas, gdyby Ran ponownie nie sprowadził jej do teraźniejszości. Zirytowało ją to, jak dobrze się bawił przy tej niezręcznej rozmowie. Jeżeli w ogóle można to tak nazwać. 

— Uhm... Wiesz, sytuacja z parasolką i tak dalej... — powiedziała nieśmiało. 

— Ach... A skąd masz mój numer? Nie przypominam sobie, żebym ci go dawał. — Rindō brzmiał na zmęczonego. [_] również odnosiła wrażenie, jakby wcale nie miał ochoty rozmawiać. Spojrzała na Rana, który trzymał zeszyt wystawiony w jej stronę. 

Wcale nie prosił, żebym dał ci jego numer ♥

Usta [_] otworzyły się bez jej świadomości i poczuła się okropnie. Oczywiście, że Rana to bawiło. Oczywiście, że "pomagał" tylko dla swojej rozrywki. Haitani Ran był egoistą i z pewnością nie przejmował się uczuciami niedawno poznanej dziewczyny. Zwykły kłamca. [_] żałowała, że w ogóle mu zaufała.

— Cóż... 

— Nieważne — powiedział. — Zapytam przy okazji, jaki jest twój ulubiony kolor? 

Serce dziewczyny ponownie przyspieszyło tempa, a policzki poczerwieniały. Dlaczego nagle zadaje jej takie pytanie? Nie był zły, że miała numer jego telefonu bez pozwolenia? 

— [kolor]... Mogę zapytać, po co ci ta wiedza? 

— Po nic konkretnego. Jestem zajęty, więc muszę kończyć. 

Rindō rozłączył się, a mimo tego nastolatka wciąż trzymała komórkę blisko ucha. Nie przejmowała się Ranem, który patrzył na nią wyczekująco. Dopiero po chwili zmrużyła oczy i kopnęła go mocniej w nogę pod stołem. 

— Auć! W taki sposób mi wdzięczność okazujesz? — zapytał teatralnie i chwycił się za serce. 

— Jesteś okropny — stwierdziła i spojrzała na niego gniewnie. 

— Okropny? Powinnaś być wdzięczna, beze mnie nawet byś mu otwarcie dzień dobry nie powiedziała. 

— A właśnie, że mówiłam. 

— Tak? To ile razy ci na nie odpowiedział? — Widząc, jak [_] zagryza dolną wargę, uśmiechnął się zwycięsko. — No właśnie. Poza tym ta wasza rozmowa tylko mi coś udowodniła.

— Co takiego? — zapytała.

— Że naprawdę musiał cię polubić. Wiesz, normalnie jak laski, zdobywały numer jego telefonu bez zgody, dawał jasno do zrozumienia, co o nich sądził. A już z pewnością nie pytał o ich ulubiony kolor. Jestem trochę zawiedziony, że tak szybko poszło... 

[_] uśmiechnęła się na słowa Rana. Sama myśl o tym, że Rindō ją polubił, wywoływała u niej lawinę przyjemnych uczuć. Czuła się z tym tak szczęśliwie, że gdyby była w domu, skakałaby po pokoju. Było coś magicznego w tym, że po tylu latach bycia niezauważalną, w końcu została dostrzeżona. I to przez Rindō. Naprawdę nie mogła prosić o więcej. 

— Nie przesadzaj, to, że cię polubił, nie znaczy, że od razu się z tobą ożeni. 

— Ożeni... — [_] powtórzyła i zarumieniła się jeszcze bardziej. 

— W sumie, skoro jestem taki okropny, to z tym poradzisz sobie sama, prawda? — Ran wzruszył ramionami i zaczął przyglądać się dziewczynie uważnie. Zmrużyła oczy. — Chociaż, nie wiem, czy chce, żeby osoba, która uważa mnie za tak złego, umawiała się z moim młodszym bratem. Wolałbym, żeby traktowała mnie z szacunkiem i dziękowała za pomoc... Rindō chyba też nie będzie odpowiadać, że jestem źle traktowany... 

— Ran... Ja...

Ran machnął niedbale dłonią, nakazując [_] milczenie. Dziewczyna zagryzła usta. Niby wiedziała, że się jedynie z nią droczy, ale jednak widziała małą szansę, że rzeczywiście może nastawić Rindō przeciw niej. Zostawić ją samą. Nie można było ukryć, że gdyby nie Ran, wciąż obserwowałaby Rindō z daleka i nie zrobiła żadnego kroku w stronę, żeby coś między nimi powstało. Przyjaźń... Może nawet i miłość. 

— Tak, tak, teraz chcesz przeprosić. Oczywiście. Musisz się naprawdę postarać, żebym wciąż ci pomagał. 

— Co chcesz, żebym zrobiła? — zapytała, mimo że czuła, że wpakowywała się przez to w kłopoty. 

— Podaj mi imię tej dziewczyny, co cię dzisiaj uderzyła. 

— Ran, rozmawialiśmy już o tym. 

— Tylko z nią porozmawiam, o tobie nie wspomnę ani słowem. To też nie tak, że teraz masz jakiś wybór. Pamiętaj, że mogę ci pomóc z Rindō, albo całkowicie pozbawić cię szansy na związek z nim, kochana. Więc jak? 

— Fukudo Reika.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro