|Rozdział 10|
— Nie wiem, jak inaczej rozwiązać ten problem — mruknął niezadowolony Ran i włożył do ust kawałek ciasta.
Kawiarnia, do której zabrał nastolatkę, była przytulna. I tak jak obiecał Ran, nie było w niej tłumów, dlatego nie musieli się przejmować, że zostaną podsłuchami. Na początku [_] obawiała się, że zostanie przyłapana z Ranem przez kogoś z klasy, ale nie widziała w pobliżu żadnych osób w mundurku z jej szkoły. Mimo wszystko i tak co chwilę wyglądała zza okna, żeby mieć pewność. Nie uśmiechało jej się ponownie skonfrontować z Reiką.
Ran westchnął, kiedy zauważył, że dziewczyna ponownie wygląda zza okna. Przestał liczyć, który był to raz, odkąd tu dotarli. Kopnął ją delikatnie w łydkę pod stołem i uśmiechnął się, kiedy [_] podskoczyła na krześle, zaskoczona nagłym uderzeniem.
— Zachowujesz się, jakbyśmy tu prowadzili nielegalne interesy — skomentował rozbawiony.
— W moim przypadku, spotykanie się z tobą jest trochę zakazane...
— Bo jakaś suka tak postanowiła? — Uniósł wysoko brwi. — Daj spokój.
— To nie do ciebie ma o to problem.
— Dlatego ci proponuje, że mogę się jej pozbyć, ale niestety jesteś przeciwna. Rozwiązałoby to wszystkie problemy.
[_] westchnęła. Z pewnej strony Ran miał rację, ale nastolatka nie chciała mieć nikogo na sumieniu. W życiu nie przyszło jej do głowy, żeby tak rozwiązywać ciężkie sytuacje. Ran był inny. Rindō pewnie też. Bójki i gangsterska zajmowały sporą część w ich życiu i nie dało się tego ot, tak zmienić.
— Po prostu na razie spotykajmy się w ukryciu...
— Tch, niech będzie. Ale jeśli taka sytuacja się powtórzy, zrobimy po mojemu.
[_] niechętnie przytaknęła. Nie wiedziała skąd u niej pewność, że Reika jeszcze nie raz okaże w jej stronę nienawiść. Nastolatka nie miała nic przeciwko, o ile Reiko nie używała wobec niej przemocy fizycznej. Wyzwiska, nienawistne spojrzenia czy plotki, nie robiły na niej wrażenia. Były łatwe do ignorowania i nieszczególnie wpływały na jej życie. Tak przynajmniej sobie wmawiała. Nie były to nowe sytuacje, więc nauczyła się z nimi żyć.
— Zmieńmy temat. Dzwoniłaś albo pisałaś już do Rindō? — zapytał Ran.
— Jakoś nie miałam okazji — przyznała i poprawiła nerwowo włosy. — Z innej strony... Nie za bardzo wiem, co powiedzieć... Czy napisać...
— Zadzwoń teraz.
— Słucham?
— Będę ci pomagał, dzwoń.
Ran uśmiechnął się niewinnie, kiedy nastolatka spojrzała na niego podejrzliwie. Więcej wątpliwości pojawiło się, kiedy Ran wyciągnął notes z długopisem. I ten jego uśmiech. Z pewnością nie wróżył dobrych intencji.
— Nie wieże ci — przyznała od razu.
— Byłabyś głupia, gdybyś wierzyła. Tylko że naprawdę chce was, ze sobą zeswatać. Więc nie marnuj czasu, tylko dzwoń.
Czy był to dobry pomysł? Z pewnością nie. Tylko że [_] z jakiegoś powodu naprawdę nabrała ochoty, żeby porozmawiać z Rindō. I Ran rzeczywiście mógł okazać się pomocny, gdyby ich rozmowa okazała się niezręczna. Dlatego wyjęła telefon i wybrała kontakt do młodszego Haitaniego. Z każdą sekundą, stresowała się coraz bardziej. Jej serce przyspieszyło rytmu, a dłonie pokrył pot. Nie potrafiła tego kontrolować. Ran z drugiej strony wyglądał na szczęśliwego i już zaczął coś pisać w notesie.
— Halo?
Głos Rindō dotarł do uszu [_], przez co poczuła stado motyli w brzuchu. Nawet tak krótkie słowo z jego ust brzmiało cudownie. Odetchnęła głęboko i zebrała się w sobie, żeby odpowiedzieć.
— Hej, Rindō — przywitała się.
Na chwilę zapadła cisza, przez co [_] odrobinę się zestresowała.
— Kto mówi?
— [___] [_].
— ...
Ponowna cisza, w której dziewczyna natarczywie próbowała sobie przypomnieć czy w ogóle mu się przedstawiła, kiedy spędzili razem kilka godzin w szkole. Nie była pewna, czy rzeczywiście zdradziła mu swoje imię i po prostu zapomniał. Błądziłaby w myślach jeszcze przez długi czas, gdyby Ran ponownie nie sprowadził jej do teraźniejszości. Zirytowało ją to, jak dobrze się bawił przy tej niezręcznej rozmowie. Jeżeli w ogóle można to tak nazwać.
— Uhm... Wiesz, sytuacja z parasolką i tak dalej... — powiedziała nieśmiało.
— Ach... A skąd masz mój numer? Nie przypominam sobie, żebym ci go dawał. — Rindō brzmiał na zmęczonego. [_] również odnosiła wrażenie, jakby wcale nie miał ochoty rozmawiać. Spojrzała na Rana, który trzymał zeszyt wystawiony w jej stronę.
Wcale nie prosił, żebym dał ci jego numer ♥
Usta [_] otworzyły się bez jej świadomości i poczuła się okropnie. Oczywiście, że Rana to bawiło. Oczywiście, że "pomagał" tylko dla swojej rozrywki. Haitani Ran był egoistą i z pewnością nie przejmował się uczuciami niedawno poznanej dziewczyny. Zwykły kłamca. [_] żałowała, że w ogóle mu zaufała.
— Cóż...
— Nieważne — powiedział. — Zapytam przy okazji, jaki jest twój ulubiony kolor?
Serce dziewczyny ponownie przyspieszyło tempa, a policzki poczerwieniały. Dlaczego nagle zadaje jej takie pytanie? Nie był zły, że miała numer jego telefonu bez pozwolenia?
— [kolor]... Mogę zapytać, po co ci ta wiedza?
— Po nic konkretnego. Jestem zajęty, więc muszę kończyć.
Rindō rozłączył się, a mimo tego nastolatka wciąż trzymała komórkę blisko ucha. Nie przejmowała się Ranem, który patrzył na nią wyczekująco. Dopiero po chwili zmrużyła oczy i kopnęła go mocniej w nogę pod stołem.
— Auć! W taki sposób mi wdzięczność okazujesz? — zapytał teatralnie i chwycił się za serce.
— Jesteś okropny — stwierdziła i spojrzała na niego gniewnie.
— Okropny? Powinnaś być wdzięczna, beze mnie nawet byś mu otwarcie dzień dobry nie powiedziała.
— A właśnie, że mówiłam.
— Tak? To ile razy ci na nie odpowiedział? — Widząc, jak [_] zagryza dolną wargę, uśmiechnął się zwycięsko. — No właśnie. Poza tym ta wasza rozmowa tylko mi coś udowodniła.
— Co takiego? — zapytała.
— Że naprawdę musiał cię polubić. Wiesz, normalnie jak laski, zdobywały numer jego telefonu bez zgody, dawał jasno do zrozumienia, co o nich sądził. A już z pewnością nie pytał o ich ulubiony kolor. Jestem trochę zawiedziony, że tak szybko poszło...
[_] uśmiechnęła się na słowa Rana. Sama myśl o tym, że Rindō ją polubił, wywoływała u niej lawinę przyjemnych uczuć. Czuła się z tym tak szczęśliwie, że gdyby była w domu, skakałaby po pokoju. Było coś magicznego w tym, że po tylu latach bycia niezauważalną, w końcu została dostrzeżona. I to przez Rindō. Naprawdę nie mogła prosić o więcej.
— Nie przesadzaj, to, że cię polubił, nie znaczy, że od razu się z tobą ożeni.
— Ożeni... — [_] powtórzyła i zarumieniła się jeszcze bardziej.
— W sumie, skoro jestem taki okropny, to z tym poradzisz sobie sama, prawda? — Ran wzruszył ramionami i zaczął przyglądać się dziewczynie uważnie. Zmrużyła oczy. — Chociaż, nie wiem, czy chce, żeby osoba, która uważa mnie za tak złego, umawiała się z moim młodszym bratem. Wolałbym, żeby traktowała mnie z szacunkiem i dziękowała za pomoc... Rindō chyba też nie będzie odpowiadać, że jestem źle traktowany...
— Ran... Ja...
Ran machnął niedbale dłonią, nakazując [_] milczenie. Dziewczyna zagryzła usta. Niby wiedziała, że się jedynie z nią droczy, ale jednak widziała małą szansę, że rzeczywiście może nastawić Rindō przeciw niej. Zostawić ją samą. Nie można było ukryć, że gdyby nie Ran, wciąż obserwowałaby Rindō z daleka i nie zrobiła żadnego kroku w stronę, żeby coś między nimi powstało. Przyjaźń... Może nawet i miłość.
— Tak, tak, teraz chcesz przeprosić. Oczywiście. Musisz się naprawdę postarać, żebym wciąż ci pomagał.
— Co chcesz, żebym zrobiła? — zapytała, mimo że czuła, że wpakowywała się przez to w kłopoty.
— Podaj mi imię tej dziewczyny, co cię dzisiaj uderzyła.
— Ran, rozmawialiśmy już o tym.
— Tylko z nią porozmawiam, o tobie nie wspomnę ani słowem. To też nie tak, że teraz masz jakiś wybór. Pamiętaj, że mogę ci pomóc z Rindō, albo całkowicie pozbawić cię szansy na związek z nim, kochana. Więc jak?
— Fukudo Reika.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro