Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

|04 - Początek końca|

[_] włożyła papierosa pomiędzy wargi, zapalając jego końcówkę drżącymi ze zdenerwowania i niepokoju dłońmi. Na zewnątrz panował półmrok. Latarnie i inne światła na terenie szkoły emanowały bladym światłem, w którym można było dostrzec mnóstwo komarów, latających przy blasku. W niektórych oknach znajdowali się sprzątający uczniowie po klubowych zajęciach. Zaczynali powoli zbierać się do domów. Cała atmosfera panująca w szkole, jak i wokół niej wydawała się [_] jeszcze bardziej mroczna i przerażająca niż zazwyczaj.

Westchnęła.

Zaciągnęła się nieświeżym dymem, stukając nerwowo palcami o przedramię. Żołądek zaciskał się co jakiś czas, sprawiając, że miała ochotę zwymiotować. Nie miała jednak czym, ponieważ od śniadania z przyrodnią rodziną, nie była w stanie nic przełknąć. Niepokój wzrastał z każdą chwilą, a w głowie powstawały coraz to nowsze i czarniejsze scenariusze.

Nastolatka wypuściła ustami chmurę dymu, kierując wzrok na dach budynku. Ponownie poczuła nieprzyjemne uczucie w żołądku. Przeogromna klątwa wspinała się po ścianach budynków, rozglądając się po wszystkich stronach. Jej oczy poruszały się w różnych kierunkach, przez co wyglądało to, jakby całkowicie nad nimi nie panowała.

— Zaraza — mruknęła [_], zabierając rzeczy z trawy i otrzepując je z brudu. Wyrzuciła niedopałek za ogrodzenie i zerknęła na zegarek. Przełknęła ślinę, widząc, że za niecałe dziesięć minut powinna zjawić się w klasie klubu okultystycznego, jeżeli chciała zdążyć na odpieczętowywanie jakiegoś przedmiotu.

Nic się nie stanie!

W głowie zabrzmiał jej przekonujący i rozradowany głos przyjaciela.

W przeciwieństwie do niej Itadori nie kłamał. Był osobą szczerą, godną zaufania i z pewnością nie rzucał słów na wiatr. [_] chciała uwierzyć w jego słowa wypowiedziane podczas wspólnej drogi do szkoły. Przekonać samą siebie, że spędzi w klubie przyjemne chwile, które staną się cennymi wspomnieniami. Że klątwy, które widziała, nic nie znaczyły i mogła je spokojnie ignorować, jak to zawsze robiła. Że wróci późno do domu i zaśnie z uśmiechem na ustach. W końcu Yūji powiedział, że nic się nie stanie. Nie miała powodów, by mu w to nie wierzyć. Jednak jej przyjaciel nie należał do wszechwiedzących i nie potrafił przewidywać przyszłości. Mógł się pomylić, a ze słów nic się nie stanie mogło powstać, coś się stanie.

[_] odetchnęła ciężko, wycierając spocone dłonie o spódniczkę. Przystanęła tuż przy rozsuwanych drzwiach klubu okultystycznego, walcząc z chęcią ucieczki.

Właśnie. Mogłaby uciec, następnego dnia przeprosić i powiedzieć, że źle się czuła. Naprawdę ogarnęła ją niewyobrażalna ochota opuszczenia szkolnego terenu i spędzić ten wieczór w parku obserwując gwiazdy. Jednak myśl, że rozczarowałaby w ten sposób Yūjiego, powstrzymywała ją od tego. Nie wybaczyłaby sobie tego.

Będziesz się dobrze bawić.

Kolejne słowa wypowiedziane przez Itadoriego zawitały w jej umyśle. Tym razem postanowiła jednak nie zastanawiać się nad nimi dłużej. Nic to nie wnosiło, jedynie większy strach i niepokój. Postanowiła w nie uwierzyć i zignorować wszystkie obawy, spowodowane dzisiejszym wieczorem i tym, co się zdarzy.

Rozsunęła drzwi, wchodząc na trzęsących się nogach do środka. Przystanęła przy wejściu, rozglądając się po klasie. Ujrzała dwóch starszych uczniów. Byli w trakcie przestawiania stolików i krzeseł, aby było więcej miejsca. Widząc jednak nowo przybyłą, zaprzestali swoich czynności. Starsza dziewczyna postawiła krzesło na ziemię i natychmiast podeszła do młodszej koleżanki.

— [_]-san, prawda? — zapytała, uśmiechając się uprzejmie. Poprawiła niezgrabnie okulary, które zjechały jej na czubek nosa.

— Tak — odpowiedziała [_]. Starała się zapanować nad głosem, by brzmiał neutralnie i nie drżał. Przez wszystkie odczuwane emocje, wątpiła, czy jej się to udało, ale na szczęście, wyglądało na to, że starsi uczniowie nie zwrócili na to uwagi.

— Cieszymy się, że do nas dzisiaj dołączysz! Mam nadzieję, że ci się spodoba.

— Również mam taką nadzieję. — Posłała jedynie w stronę Sasaki uśmiech, ignorując klątwę, która właśnie przechodziła obok jej nóg. Otarła się o nie, wychodząc z klasy — Mogę jakoś pomóc? — zapytała uprzejmie.

— Zapal tę świeczkę. — Sasaki wskazała palcem na stojący na środku stolik, na którym stała jedna, już trochę zużyta świeca. — Ja jeszcze zasłonie okna, a Iguchi zgasi światło i możemy zaczynać!

[_] posłusznie podeszła do stolika, wyciągając z torby srebrną zapalniczkę. Nim jednak zapaliła świecę, przyjrzała się uważniej owiniętemu w papier z dziwnymi wzorami przedmiotowi, który również leżał na stole. Licealistkę przeszyło bardzo dziwne uczucie. Jakby prąd przeszył całe jej ciało, drażniąc każdy nerw w jej ciele. Zatkała szybko dłonią usta, czując, jak nieprzyjemna ciecz, podchodzi jej do gardła, podrażniając je. Przełknęła ją, nie chcąc zwymiotować przy nowych znajomych. Skrzywiła się, ocierając z kącików oczu łezki. Serce obijało się boleśnie o żebra, a nogi stały się jak z waty, przez co nie potrafiła na nich ustać. Usiadła na krześle, myśląc po raz kolejny o ucieczce. Drżącymi dłońmi zapaliła świeczkę, chowając ją z powrotem do torby.

— Wszystko w porządku, [_]-san? — zapytał Iguchi, podchodząc do licealistki. Usiadł na krześle obok dziewczyny i przez chwilę, przyglądał się jej bladej twarzy. — Nie wyglądasz najlepiej — stwierdził, wyglądając przy tym na zmartwionego.

— To nic takiego. — Posłała w jego stronę uspokajający uśmiech. — To pewnie przez to, że nie zjadłam dziś za dużo, i trochę kręci mi się w głowie — skłamała. Odetchnęła z ulgą, widząc, że Iguchi, jak i Sasaki uwierzyli w jej wymówkę, bez większych podejrzeń.

— Rozumiem. W razie czego powiedz, jak będziesz czegoś potrzebować. — Sasaki chwyciła w dłonie, owinięty przedmiot, zaciskając go mocniej w dłoni. — To co? Zaczynamy?

[_] jedynie przytaknęła, starając się wyrównać oddech. Z każdą chwilą robił się on cięższy i bardziej nierówny. Obserwowała dokładnie ruchy starszej koleżanki, zaciskając dłonie na spódniczce, nerwowo ją tarmosząc. Czas w tamtym momencie mijał dla niej jakby w zwolnionym tempie. Przełknęła ślinę, czując suchość w gardle.

— Ch... Chwila! — Przerwała nagle, skupiając na sobie uwagę. Niebieskie oczy Sasaki przeniosły się na przerażoną dziewczynę. Iguchi również zaczął się w nią wpatrywać. Na policzkach [_] powstały lekkie rumieńce zawstydzenia, przez jej nagłe przerwanie. Nie potrafiła w tej chwili myśleć racjonalnie. W ogóle miała problem z myśleniem. — Może to nie jest dobry pomysł? — wyszeptała drżącym głosem, kompletnie nad nim nie panując.

— Nie martw się! — Starsza dziewczyna, położyła pocieszająco dłoń na jej ramieniu. — Nie ma się czego bać. To nie pierwsza taka rzecz, z której ściągamy pieczęć. Z doświadczenia wiemy, że nic się nie stanie. Poza tym lekki zastrzyk adrenaliny jest, fajny!

— Jeśli się boisz, mogę zapalić światło — zaproponował chłopak, wstając już z krzesła, ale Sasaki go powstrzymała.

— Nie niszcz atmosfery. Jest bardzo ważna w takich rzeczach. Naprawdę nie masz się czego bać [_]. — Posłała jej ostatni uśmiech, kontynuując.

Licealistka zagryzła mocno szczękę, przełykając ślinę, kiedy kolejna klątwa przebiegła jej pod nogami, a inna przyglądała im się zza okna. [_] widziała je nie raz, ale cała atmosfera, którą odczuwała od rana, sprawiała, że nie panowała nad całą swoją osobą. Nie potrafiła ignorować w tej chwili ich istnienia. Zerknęła na przedmiot, który sprawiał, że miała ochotę zwymiotować, a widząc, że starszej dziewczynie udało się poluzować papier, którym był owinięty, po raz kolejny zrobiło jej się słabo i odnosiła wrażenie, że jeszcze chwila a straci przytomność.

Jeśli powiesz im o klątwach, to się wystraszą i przestaną, prawda? Nieważne, że wezmą cię za wariatkę. Po prostu im powiedz, powiedz, powiedz...

[_] zagryzła dolną wargę, bijąc się z myślami. Wystarczyło powiedzieć o swoim przeczuciu i fakcie klątw, pojawiających się częściej i w większej ilości. Tu nie chodziło tylko o nią, nie powinno ją w ogóle interesować czy wezmą ją za wariatkę. Autentycznie czuła się, jakby śmierć stała za ich plecami i powoli obejmowała ramionami, zabierając ich cenne życie, przedtem skazując na cierpienie.

— To ludzki palec?!

Słysząc głos znajomego, wzdrygnęła się, wbijając mocno paznokcie w skórę.

— Myślisz, że jest autentyczny?

Nagle świeczka zgasła. Zimny dreszcz przeszedł licealistkę, a kiedy stołem coś zatrzęsło, nawet nie zareagowała, zbyt oszołomiona całą zaistniałą sytuacją. Zignorowała przerażonych starszych znajomych, zerkając w górę, czując na sobie wzrok kilku par oczu.

Nie przypominała sobie, aby kiedykolwiek widziała tak obrzydliwą i głośną klątwę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro