|04 - Początek końca|
[_] włożyła papierosa pomiędzy wargi, zapalając jego końcówkę drżącymi ze zdenerwowania i niepokoju dłońmi. Na zewnątrz panował półmrok. Latarnie i inne światła na terenie szkoły emanowały bladym światłem, w którym można było dostrzec mnóstwo komarów, latających przy blasku. W niektórych oknach znajdowali się sprzątający uczniowie po klubowych zajęciach. Zaczynali powoli zbierać się do domów. Cała atmosfera panująca w szkole, jak i wokół niej wydawała się [_] jeszcze bardziej mroczna i przerażająca niż zazwyczaj.
Westchnęła.
Zaciągnęła się nieświeżym dymem, stukając nerwowo palcami o przedramię. Żołądek zaciskał się co jakiś czas, sprawiając, że miała ochotę zwymiotować. Nie miała jednak czym, ponieważ od śniadania z przyrodnią rodziną, nie była w stanie nic przełknąć. Niepokój wzrastał z każdą chwilą, a w głowie powstawały coraz to nowsze i czarniejsze scenariusze.
Nastolatka wypuściła ustami chmurę dymu, kierując wzrok na dach budynku. Ponownie poczuła nieprzyjemne uczucie w żołądku. Przeogromna klątwa wspinała się po ścianach budynków, rozglądając się po wszystkich stronach. Jej oczy poruszały się w różnych kierunkach, przez co wyglądało to, jakby całkowicie nad nimi nie panowała.
— Zaraza — mruknęła [_], zabierając rzeczy z trawy i otrzepując je z brudu. Wyrzuciła niedopałek za ogrodzenie i zerknęła na zegarek. Przełknęła ślinę, widząc, że za niecałe dziesięć minut powinna zjawić się w klasie klubu okultystycznego, jeżeli chciała zdążyć na odpieczętowywanie jakiegoś przedmiotu.
Nic się nie stanie!
W głowie zabrzmiał jej przekonujący i rozradowany głos przyjaciela.
W przeciwieństwie do niej Itadori nie kłamał. Był osobą szczerą, godną zaufania i z pewnością nie rzucał słów na wiatr. [_] chciała uwierzyć w jego słowa wypowiedziane podczas wspólnej drogi do szkoły. Przekonać samą siebie, że spędzi w klubie przyjemne chwile, które staną się cennymi wspomnieniami. Że klątwy, które widziała, nic nie znaczyły i mogła je spokojnie ignorować, jak to zawsze robiła. Że wróci późno do domu i zaśnie z uśmiechem na ustach. W końcu Yūji powiedział, że nic się nie stanie. Nie miała powodów, by mu w to nie wierzyć. Jednak jej przyjaciel nie należał do wszechwiedzących i nie potrafił przewidywać przyszłości. Mógł się pomylić, a ze słów nic się nie stanie mogło powstać, coś się stanie.
[_] odetchnęła ciężko, wycierając spocone dłonie o spódniczkę. Przystanęła tuż przy rozsuwanych drzwiach klubu okultystycznego, walcząc z chęcią ucieczki.
Właśnie. Mogłaby uciec, następnego dnia przeprosić i powiedzieć, że źle się czuła. Naprawdę ogarnęła ją niewyobrażalna ochota opuszczenia szkolnego terenu i spędzić ten wieczór w parku obserwując gwiazdy. Jednak myśl, że rozczarowałaby w ten sposób Yūjiego, powstrzymywała ją od tego. Nie wybaczyłaby sobie tego.
Będziesz się dobrze bawić.
Kolejne słowa wypowiedziane przez Itadoriego zawitały w jej umyśle. Tym razem postanowiła jednak nie zastanawiać się nad nimi dłużej. Nic to nie wnosiło, jedynie większy strach i niepokój. Postanowiła w nie uwierzyć i zignorować wszystkie obawy, spowodowane dzisiejszym wieczorem i tym, co się zdarzy.
Rozsunęła drzwi, wchodząc na trzęsących się nogach do środka. Przystanęła przy wejściu, rozglądając się po klasie. Ujrzała dwóch starszych uczniów. Byli w trakcie przestawiania stolików i krzeseł, aby było więcej miejsca. Widząc jednak nowo przybyłą, zaprzestali swoich czynności. Starsza dziewczyna postawiła krzesło na ziemię i natychmiast podeszła do młodszej koleżanki.
— [_]-san, prawda? — zapytała, uśmiechając się uprzejmie. Poprawiła niezgrabnie okulary, które zjechały jej na czubek nosa.
— Tak — odpowiedziała [_]. Starała się zapanować nad głosem, by brzmiał neutralnie i nie drżał. Przez wszystkie odczuwane emocje, wątpiła, czy jej się to udało, ale na szczęście, wyglądało na to, że starsi uczniowie nie zwrócili na to uwagi.
— Cieszymy się, że do nas dzisiaj dołączysz! Mam nadzieję, że ci się spodoba.
— Również mam taką nadzieję. — Posłała jedynie w stronę Sasaki uśmiech, ignorując klątwę, która właśnie przechodziła obok jej nóg. Otarła się o nie, wychodząc z klasy — Mogę jakoś pomóc? — zapytała uprzejmie.
— Zapal tę świeczkę. — Sasaki wskazała palcem na stojący na środku stolik, na którym stała jedna, już trochę zużyta świeca. — Ja jeszcze zasłonie okna, a Iguchi zgasi światło i możemy zaczynać!
[_] posłusznie podeszła do stolika, wyciągając z torby srebrną zapalniczkę. Nim jednak zapaliła świecę, przyjrzała się uważniej owiniętemu w papier z dziwnymi wzorami przedmiotowi, który również leżał na stole. Licealistkę przeszyło bardzo dziwne uczucie. Jakby prąd przeszył całe jej ciało, drażniąc każdy nerw w jej ciele. Zatkała szybko dłonią usta, czując, jak nieprzyjemna ciecz, podchodzi jej do gardła, podrażniając je. Przełknęła ją, nie chcąc zwymiotować przy nowych znajomych. Skrzywiła się, ocierając z kącików oczu łezki. Serce obijało się boleśnie o żebra, a nogi stały się jak z waty, przez co nie potrafiła na nich ustać. Usiadła na krześle, myśląc po raz kolejny o ucieczce. Drżącymi dłońmi zapaliła świeczkę, chowając ją z powrotem do torby.
— Wszystko w porządku, [_]-san? — zapytał Iguchi, podchodząc do licealistki. Usiadł na krześle obok dziewczyny i przez chwilę, przyglądał się jej bladej twarzy. — Nie wyglądasz najlepiej — stwierdził, wyglądając przy tym na zmartwionego.
— To nic takiego. — Posłała w jego stronę uspokajający uśmiech. — To pewnie przez to, że nie zjadłam dziś za dużo, i trochę kręci mi się w głowie — skłamała. Odetchnęła z ulgą, widząc, że Iguchi, jak i Sasaki uwierzyli w jej wymówkę, bez większych podejrzeń.
— Rozumiem. W razie czego powiedz, jak będziesz czegoś potrzebować. — Sasaki chwyciła w dłonie, owinięty przedmiot, zaciskając go mocniej w dłoni. — To co? Zaczynamy?
[_] jedynie przytaknęła, starając się wyrównać oddech. Z każdą chwilą robił się on cięższy i bardziej nierówny. Obserwowała dokładnie ruchy starszej koleżanki, zaciskając dłonie na spódniczce, nerwowo ją tarmosząc. Czas w tamtym momencie mijał dla niej jakby w zwolnionym tempie. Przełknęła ślinę, czując suchość w gardle.
— Ch... Chwila! — Przerwała nagle, skupiając na sobie uwagę. Niebieskie oczy Sasaki przeniosły się na przerażoną dziewczynę. Iguchi również zaczął się w nią wpatrywać. Na policzkach [_] powstały lekkie rumieńce zawstydzenia, przez jej nagłe przerwanie. Nie potrafiła w tej chwili myśleć racjonalnie. W ogóle miała problem z myśleniem. — Może to nie jest dobry pomysł? — wyszeptała drżącym głosem, kompletnie nad nim nie panując.
— Nie martw się! — Starsza dziewczyna, położyła pocieszająco dłoń na jej ramieniu. — Nie ma się czego bać. To nie pierwsza taka rzecz, z której ściągamy pieczęć. Z doświadczenia wiemy, że nic się nie stanie. Poza tym lekki zastrzyk adrenaliny jest, fajny!
— Jeśli się boisz, mogę zapalić światło — zaproponował chłopak, wstając już z krzesła, ale Sasaki go powstrzymała.
— Nie niszcz atmosfery. Jest bardzo ważna w takich rzeczach. Naprawdę nie masz się czego bać [_]. — Posłała jej ostatni uśmiech, kontynuując.
Licealistka zagryzła mocno szczękę, przełykając ślinę, kiedy kolejna klątwa przebiegła jej pod nogami, a inna przyglądała im się zza okna. [_] widziała je nie raz, ale cała atmosfera, którą odczuwała od rana, sprawiała, że nie panowała nad całą swoją osobą. Nie potrafiła ignorować w tej chwili ich istnienia. Zerknęła na przedmiot, który sprawiał, że miała ochotę zwymiotować, a widząc, że starszej dziewczynie udało się poluzować papier, którym był owinięty, po raz kolejny zrobiło jej się słabo i odnosiła wrażenie, że jeszcze chwila a straci przytomność.
Jeśli powiesz im o klątwach, to się wystraszą i przestaną, prawda? Nieważne, że wezmą cię za wariatkę. Po prostu im powiedz, powiedz, powiedz...
[_] zagryzła dolną wargę, bijąc się z myślami. Wystarczyło powiedzieć o swoim przeczuciu i fakcie klątw, pojawiających się częściej i w większej ilości. Tu nie chodziło tylko o nią, nie powinno ją w ogóle interesować czy wezmą ją za wariatkę. Autentycznie czuła się, jakby śmierć stała za ich plecami i powoli obejmowała ramionami, zabierając ich cenne życie, przedtem skazując na cierpienie.
— To ludzki palec?!
Słysząc głos znajomego, wzdrygnęła się, wbijając mocno paznokcie w skórę.
— Myślisz, że jest autentyczny?
Nagle świeczka zgasła. Zimny dreszcz przeszedł licealistkę, a kiedy stołem coś zatrzęsło, nawet nie zareagowała, zbyt oszołomiona całą zaistniałą sytuacją. Zignorowała przerażonych starszych znajomych, zerkając w górę, czując na sobie wzrok kilku par oczu.
Nie przypominała sobie, aby kiedykolwiek widziała tak obrzydliwą i głośną klątwę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro