Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

seven

wedding day


(🌻)


Ślub. Zjawiskowe przyjęcie na które przybywa kilkadziesiąt gości, z prezentami w dłoniach ofiarowując je później parze młodej. Rodzina, która nieszczerze powie, że cieszy się iż wybrało się takiego, a nie innego partnera życiowego. Dla Keigo to wszystko było bezsensu. Nie zależało mu by wziąć ślub ba! by ktokolwiek wiedział w kim jest zakochany. Jak miał przecież powiedzieć bliskim, że jest kocha się w niemajętnej osobie, że nie będzie miał potomstwa.

Jednak to chyba jeszcze by przeżyli. Pokręciliby głowami, głośno deklarując swoje niezadowolenie o ów dziewczynie, którą by przyprowadził; bo przecież nikt nie myślał o tym, że Keigo śmiałby przyprowadzić osobę tej samej płci przed dwór. To byłaby hańba nie tylko dla niego, co dla całej rodziny, a mimo iż byli jacy byli, nie chciał żeby przez niego stracili swój majątek lub byli prześladowani. On sam, mógł przecież zniknąć z ich życia, po dokonanym ślubie na który jego wybranek narzekał. Raz, gdy oglądali wieczorem gwiazdy i po raz pierwszy o to zapytał, Keigo zaczął się śmiać, a brunet niemal od razu cisnął w niego niebieskimi płomieniami. Mógłby więc zwalić to na przymus by przeżyć. Pokręcił głową, czyżby zaczynał już wariować od słów swej matki?

Dzisiaj również spędzali czas pod nieboskłonem, na którym żarzyły się gwiazdy. Takami opierał głowę na ramieniu swojego ukochanego, w duchu zastanawiając się jak powiedzieć mu o planach rodziców. Koniec końców nie wiedział czy dobrze zrobił wypowiadając cicho:

— Za tydzień biorę ślub.

Cisza nastała między nimi, tak jakby przedtem jej nie było. Niebo jeszcze bardziej pociemniało w wyrazie niezadowolenia. Dabi zaś siedział cicho, wydawało się, że ten nawet nie oddycha, nie chcąc przerywać ciszy. Złote oczy utkwiły spojrzenie w bladej twarzy niebogatego. Widział, jak ten przegryza dolną wargę, przez co jak najszybciej chwycił jego twarz w swoje dłonie obracając ją w swoją stronę. Łzy wypływały z turkusowych oczu, których spojrzenie utkwiło w złocie. Usta otwierały się i zamykały co chwilę, wargi drżały nawet wtedy, gdy te bardziej delikatne się z nimi zetknęły.

Oboje płakali. Płakali, ponieważ nie mogli być z miłością ich życia razem. Życie było aż nader dla nich niesprawiedliwe i mimo, iż to wiedzieli, gnali dalej w te relacje. Pocałunek smakował łzami i rozpaczą. Tak jakby świat, miał się dla obojga zakończyć za równo tydzień. Prawdzie mówiąc kończył się, ponieważ oboje nie mogli wyobrazić sobie życia bez tego drugiego. Bez ich nocnych schadzek, randek gdzieś za pagórkiem czy też słownych przepychanek.

Tęsknota za tym wszystkim namalowana była w ich spojrzeniu. Aura emanowała u jednego rozpaczą, u drugiego zaś smutkiem i złością. Nie był zły na ukochanego, wiedział że to nie jego wina. Wściekły był na ich rodzinę, za to że chcieli mu go odebrać. Całe szczęście, które spotkało go w jego marnym życiu. Nie chodziło nawet o pieniądze, które Hawks sprytem wynosił ze swojego domu by wręczyć je Dabiemu. Chodziło o bliskość, łączącą go z blondynem za którego mógł oddać życie.

Ślub. Chciałby z nim go wziąć. Gdyby tylko mógł, zrobiłby wszystko żeby to on wylądował obok niego przed tym żałośnie białym ołtarzem.

— Chciałbym być na miejscu tej kobiety.

— Wiem... — pochwycił dłonie bruneta w te swoje i kontynuował — Kocham cię, tak bardzo cię kocham Toya. Nie chce żeby to się tak skończyło. Chwilę później rozpłakał się jak dziecko, a jego głowa niemal od razu wyładowała na ramieniu starszego o rok młodzieńca.

On również przewidział dla nich inny los. Dlatego chwilę późnej chwycił swą lewą dłoń, odszukał dotykiem serdeczny palec i używając swojej mocy wypalił obręcz wokół niego. Syknął z bólu przez co Keigo oderwał się od jego ciała w strachu przyglądając się jego twarzy.

— Co się stało? Coś cię boli? To moja wina? — pytania wylewały się z jego ust niczym wodospad, a na ustach Dabiego widniał jedynie ledwo widoczny uśmiech. Chwycił dłoń Keigo i delikatnie masując jego knykcie zapytał:

— Wyjdziesz za mnie?

Złote oczy rozszerzyły się w zaskoczeniu. Nie spodziewał się usłyszeć tego z suchych warg. Jedynie wydał z siebie ciche twierdzenie, a kilka sekund później poczuł palący dotyk na serdecznym palcu. Ugryzł się w język i spojrzał na wypalony ślad wokół jego skóry. Wyglądał jak obrączka; przed twarzą mignęła mu dłoń bruneta, na której widniał niemal identyczny okrąg.

Uśmiechnął się i chwytając ich dłonie połączył ich usta w pocałunku pieczętując ich własny nieidealny ślub.

— Kocham cię i nic tego nie zmieni.

— Ja również cię kocham mon mari.

****
→ mon mari — mój mężu

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro