Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

four

picnicking


(🌻)


Najsłodszą według Hawksa randką na którą mógł się zgodzić Dabi było wyjście na piknik. Tylko oni i "natura", do tego ich ulubione jedzenie, i może jakiś napój wysokoprocentowy.
Przygotowania do tego wieczoru nie były zbyt skomplikowane. Kilka kanapek z serem, razem z dwoma talerzykami i papierowymi kubeczkami, które czarnowłosy podwędził z jakiejś imprezy. Zapakował jeszcze białe wino, tylko dlatego że był to ostatni alkohol jaki posiadali w swoim mieszkaniu. Na koniec wrzucił do torby jakiś stary obrus i dwie paczki czekoladowych ciastek. Zadowolony ze swojej roboty Hawks, poszedł do salonu by stanąć naprzeciwko kanapy na której siedział Dabi.

— Powinniśmy już iść.

Pokręcił tylko głową jednak nie podniósł się z wygodnego mebla.
Hawks widząc to, odłożył torbę na ziemię i uklęknął przed nim, kładąc dłonie na jego kolanach.

— Słuchaj... Jeśli tak bardzo nie chcesz iść do jakiegoś parku, możemy iść nawet tam.

— Na pewno chcesz tam iść ptaszynko? Nie boisz się że coś może ci się stać?

— Oh zamknij się.

Zabrał swój bagaż zastanawiając się nad szybkością zmian nastroju u jego chłopaka. "Zdecydowanie za szybko" pomyślał.
Przy drzwiach frontowych zaczekał na ociągającego się złoczyńcę, a gdy ten wreszcie raczył go zaszczycić swą obecnością, westchnął i otworzył drzwi.

Ciemne chmury widniejące na niebie dodawały klimatu, a fioletowe przebłyski mieszały się z Dabim. Bowiem ten przemierzał ulicę bocznymi drogami, z kapturem na głowie. A Hawks, jak gdyby nic leciał zrównując się z niebem, jakby podziwiając jego barwę na nowo. Idealnie się do niej dopasował, gdy leciał tak wysoko by był jedynie małą gwiazdą dla innych ludzi.

Dach na którym miało miejsce ich pierwsze spotkanie, było dość bolesnym wspomnieniem. Do dziś pamiętał zapach spalonej skóry i krzyk gdy przebił bok Dabiego. Westchnął i wylądował na skrawku. Niedługo później zawitał również jego chłopak.

— To zabawne widzieć siebie ponownie w tym miejscu, prawda?

Jemu jednak nie było do śmiechu. Zignorował więc jego słowa i zajął się wykładaniem rzeczy z torby. Można by powiedzieć że wyszło mu to całkiem ładnie. Tylko że Hawks zawsze musiał o czymś zapomnieć.

— KIELISZKI! — krzyknął i jeszcze raz rzucił się w kierunku torby by sprawdzić czy te nigdzie się nie zawieruszyły. Jęknął jednak gdy nie znalazł ani jednego.

— Ptaszynce znów coś nie wyszło hm? Jaka szkoda... — zmarszczył jedynie brwi cicho klnąc pod nosem.

— Spieprzaj, jak coś ci się nie podoba to wiesz tam masz drzwi.

Zirytowany usiadł na skraju dachu i odkręcił wino, które na jego szczęście nie potrzebowało do otwarcia korkociągu. Usłyszał delikatny szum za jego plecami, a po chwili poczuł jak ktoś wyrywa mu wino z dłoni. Obrócił jedynie głowę i zobaczył jak Dabi nalewa wina do papierowych kubeczków. Podziękował, gdy ten wręczył mu jeden i wypił od razu niemal połowę. Usiadł niżej, tak by być bliżej chłopaka i oparł swoją głowę na jego ramieniu.
Ból który nagle poczuł nie był nieznośny, więc miał nadzieję, że po dawce alkoholu nie będzie go w ogóle odczuwać.

Ułożył wolną dłoń na włosach blondyna i zaczął jeździć kciukiem po jego czuprynie.
Przymknęli oczy, starając się czerpać z tej wspólnej chwili jak najwięcej.

Tylko oni, wino z papierowych kubeczków i nocne niebo, chowające ich wszystkie sekrety.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro