|| teddy bear || hotwings
Misja w wesołym miasteczku była jak spełnienie moich dziecięcych marzeń. Oczywiście nie mogłem się do tego przyznać, ale w środku wręcz rozpierała mnie radość. Widziałem je jedynie na jakiś plakatach, ale to jednak nie to samo co zobaczenie go na własne oczy.
Podziwiałem wszystkie atrakcje z daleka, nie mogłem się przecież ujawnić, to by popsuło cel misji. Gdybym zaczął teraz chodzić po centrum tego miasteczka z pewnością różne młode damy rzuciły by się na mnie.
I pomyśleć że to wszystko przez sławę.
Zadanie polegało na sprawdzeniu wszystkich stoisk z nagrodami oraz z jedzeniem. Dlaczego? ponieważ mojego jakże kochanego szefa doszły słuchy że jedno ze stoisk jest prowadzone przez handlarza narkotyków.
To było nawet przemyślane.
Dobrze poukrywany towar który zapewne był w określonych zabawkach czy tam jedzeniu dla swoich klientów, a reszcie osób wydawane były normalne rzeczy.
W pewnym momencie pomyślałem o Dabim. Ciekaw jestem czy chciałby się tu ze mną wybrać. Oczywiście musielibyśmy się pilnować, ale chciałbym przyjść z nim do tego miasteczka. Jak na normalna randkę której zresztą nigdy nie mieliśmy.
Nawet nie pamiętam kiedy zaczął się nasz związek.
To było takie nagłe, ale nie żałuje broń boże, kocham wkurwiać tę cholernie gorąca zapałkę.
Rozglądałem się szukając jakiś podejrzanych stoisk, padło na te z pluszakami do wygrania.
Podszedłem do niego, a sprzedawca chyba wziął mnie za potencjalnego klienta. Zapytał mi się ile chce szans i podał cenę za każdą.
Spojrzałem na nagrody które można było wygrać. Były to pluszaki w różnych rozmiarach i kolorach, jednak jeden przykuł moją uwagę. Największy z największych pluszaków jakiego kiedykolwiek widziałem! Miał białe futerko, i wielka fioletowa kokardę, zakochałem się.
Kiedy powiedziałem że jestem zainteresowany mężczyzna zaczął tłumaczyć mi zasady.
- Czyli mam pistolet strzelam do puszek i jak wszystkie zrzucę to mam misia? - mężczyzna kiwnął głową.
- WCHODZĘ W TO - krzyknąłem. Kupiłem kilka rzutów, ale udało mi się zrzucić tylko dwie puszki, a żeby dostać największego misia musiałbym zrzucić ich aż siedem. Ze smutna mina oddałem pistolet i poprosiłem o małego fioletowego misia.
Gdyby Dabi był misiem wyglądał by tak jak ten którego trzymałem w ręce.
Dobrze że chociaż ten nie płonie bo byłby problem...
Spojrzałem w kierunku nagród, naprawdę chciałbym tego największego misia.
***
W końcu udało mi się znaleźć tego handlarza. Nigdy bym nie pomyślał że można zrobić narkowatę cukrowa, dość oryginalne.
Zawiadomiłem odpowiednie służby i poczekałem na ich przyjazd. Nadal nie mogłem się ujawnić, spłoszyłbym go, a to ostatnie czego chce. Było tu zdecydowanie za dużo ludzi, więc koleś łatwo mógłby uciec, wiadomo mogłem za nim polecieć, ale to zbyt ryzykowne, lepiej poczekać.
Trochę odpłynąłem i pomyślałem o moim związku z Dabim.
Kiedy się zaczął? nie wiem.
Kiedy go pokochałem? nie wiem
Kiedy zaczęło mi zależeć? nie wiem
To śmieszne ale czuje ze Dabi darzy mnie jakimś uczuciem. Nie mówię, że kocha mnie na zabój i tak dalej, ale nie jestem mu obojętny.
Kątem oka zobaczyłem radiowóz. Stał dość daleko, wiec podejrzany nie mógł go dostrzec.
- Czyli nic tu po mnie. -
Wzbiłem się w powietrze i poleciałem do domu.
Przez całą drogę myślałem o tym misiu. Cholera, naprawdę chciałbym takiego. Miałbym z czym spać kiedy mój Dabi, znaczy nie mój, ale mój Dabi wraca na noc do tej swojej rudery, a nie do mnie.
Przytulanie się do kogoś w nocy musi być cholernie przyjemnym uczuciem. Niestety ten głupek nie był romantyczny i kiedyś przekonałem się o tym jak bardzo nie lubi, gdy ktoś go przytula.
Do dziś widzę ten ogień przez który prawie spłonął mi dom, a ja chciałem go tylko przytulić!
Jebana zapałka.
Gdy byłem na miejscu, wyciągnąłem klucze z kieszeni. Otworzyłem drzwi i naprawdę ostatnia rzeczą jaka bym się spodziewał był Dabi siedzący na mojej kanapie.
Zamknąłem za sobą drzwi. Ściągnąłem buty, odwiesiłem kurtkę na wieszak i ruszyłem w stronę kanapy na której wyłożył się chłopak.
- Cześć. - powiedział nawet nie racząc mnie spojrzeniem.
- Dlaczego jesteś w moim mieszkaniu? - machnąłem ręka by się posunął, a gdy to zrobił usiadłem obok niego.
- To już nie mogę odwiedzić mojej ptaszyny bez zapowiedzi? - na jego twarzy pojawił się ten kpiący uśmieszek który miałem ochotę zedrzeć z jego jakże pięknej buźki.
Zignorowałem jego słowa i rzuciłem w niego misiem którego wygrałem. Zacząłem mu opowiadać o moim dniu. O tym całym dilerze, że wreszcie policja pomyślała trochę i przyjechali w cywilu. W szczególności wspominałem o misiu którego bardzo chciałem wygrać, ale nie udało mi się. Namawiałem go również by poszedł tam ze mną, ale nie był zainteresowany.
- Daaaabi, no proszę! Chodźmy tam razem! - wskoczyłem mu na kolana, a ręce zarzuciłem na kark.
- Nie. -odpowiedział. Chwycił mnie za uda i przyciągnął bliżej siebie. Zrobiłem smutną minkę i położyłem mu głowę na ramieniu.
- Wiesz że nigdy nie byliśmy na randce? - zaśmiałem się, nasz związek zdecydowanie nie należał do tych "normalnych".
- Wiem. - zacisnął dłonie na moich udach przez co nie mogłem się ruszyć.
- To dobra okazja żeby to zmienić! - podniosłem głowę i spojrzałem w jego oczy. Jego mina była nijaka, zaś na mojej twarzy widniał uśmiech.
Może jak będę milusi to się zgodzi?
- Czemu akurat wesołe miasteczko? -
- Chcę misia! - wykrzyczałem zanim to przemyślałem. Kurwa, czy ja naprawdę jestem aż tak głupi?
- ZNACZY NIE TYLKO DLATEGO! PO PROSTU CHCE IŚĆ Z TOBĄ NA RANDKĘ! - czułem jak moje policzki płoną, spuściłem głowę w dół. Nie chciałem żeby mnie wyśmiał, a Dabi akurat był do tego zdolny. Usłyszałem westchnienie chłopaka.
- Niech będzie ale pójdziemy tam wieczorem. -
Na mojej twarzy znów pojawił się uśmiech od którego bolały mnie już policzki.
- Naprawdę chcesz iść? - pokiwał głową na tak.
Przytuliłem go mocno, a po chwili odkleiłem się od niego i pocałowałem. Dabi był chyba zaskoczony i pewnie nie spodziewał się takiego ruchu z mojej strony. Po chwili usłyszałem śmiech chłopaka który zaczął oddawać pocałunek. O dziwo należał on do tych powolnych i delikatnych.
Juz myślałem że się na mnie rzuci uff.
Oderwaliśmy się od siebie. Byłem szczęśliwy, cholernie szczęśliwy że się zgodził. Chociaż pewnie zrobił to z litości, ale ważny jest efekt końcowy!
***
Całe popołudnie spędziliśmy na kanapie, znaczy Dabi na niej leżał, a ja na nim. Oglądaliśmy jakieś żałosne i słabe filmy by móc się pośmiać z oczywistych błędów ludzi.
Zrobiliśmy sobie nawet zupkę chińska i zielona herbatę. Wiem dość chujowe połączenie, ale mi to nie przeszkadzało. Tej zapałce chyba tez bo nie narzekał.
- Tooo kiedy tam pójdziemy? - zapytałem biorąc łyka herbaty.
- Mówiłem już że wieczorem. - spojrzałem na zegar który wisiał na ścianie, było już po dwudziestej.
- Już jest wieczór! Daaaabi chodźmy tam teraz! - widziałem po jego minie że nie jest zadowolony, czyli tak jak zawsze, nic nowego.
- Niech będzie. - ze szczęścia rzuciłem się na chłopaka by obdarować go kolejnym buziakiem.
***
Odłożyliśmy puste kubki i miski do zlewu, i poszliśmy się przebrać. Znaczy ja poszedłem bo Dabi nie miał w co, wiec musiałem mu coś przynieść.
Cały czas chodzi w tym płaszczu, ma ich z pięć czy co?
Oczywiście chłopak musiał założyć jakaś bluzę której nie miał, wiec dałem mu jedna ze swoich. Dlaczego musiał ja mieć? No ponieważ kurwa jakoś musi zakryć sobie twarz. Gdyby ktoś go rozpoznał było by źle.
- Już jesteś gotowy? Wszystko mamy? - biegałem w tę i we w tę sprawdzając czy na pewno wszystko zabrałem, gdy upewniłem się że tak podszedłem do niego z uśmiechem.
- Możemy iść! - Dabi mruknął coś pod nosem i wyszliśmy z mojego mieszkania.
***
Wesołe miasteczko do którego chciałem się udać było niedaleko mojego miejsca zamieszkania. Prawdę mówiąc mógłbym być tam w pięć do dziesięciu minut, gdybym poleciał, ale wiedziałem jak Dabi nienawidzi latać, wiec szliśmy pieszo. Towarzyszyła nam cisza, ale nie była ona niezręczna, wręcz przeciwnie. Pasowała do nas, szczególnie do chłopaka, który rzadko kiedy się odzywał.
Odwróciłem głowę w jego kierunku by mu się przypatrzeć.
W sumie to nie wiem czemu się w nim zakochałem, jest obrzydliwy, mało kiedy cokolwiek mówi, obojętny na wszystko. Jest po prostu nijaki, ale gdy tylko mu się przyjrzę widzę te piękne oczy, ten cudowny turkus który sprawia że odlatuję, ten ochrypły głos przez który na moim ciele pojawia się gęsia skórka.
Jednak rozumiem dlaczego się zakochałem. Tak wiem to żałosne że poleciałem na jego oczy.
- Możesz przestać się na mnie gapić? Wpadniesz zaraz na jakaś lampę. - potrząsnąłem głowa by odgarnąć myśli i posłałem mu uśmiech.
***
- Nareszcie jesteśmy, moje nogi umierają! - westchnąłem, naprawdę mnie bolały! Byłoby o wiele szybciej gdybyśmy tu przylecieli.
- Przestań narzekać. Chodźmy po prostu po tego misia czy co tam chciałeś. - poczułem jak moja twarz płonie.
Znowu mnie zawstydził. Ma za dobra pamięć do takich rzeczy.
Chciałem go chwycić za rękę, ale w ostatniej chwili się wycofałem. Pewnie by tego nie chciał.
Udaliśmy się w stronę stoiska z tym super dużym misiem. Na szczęście był tam jeszcze, co oznaczało że nikomu nie udało się zbić tych siedmiu puszek.
- Znowu ty? - powiedział sprzedawca. Zaśmiałem się i pokiwałem głową. Nie pomyślałbym że mnie zapamięta, chociaż może po prostu kojarzy mnie bo jestem bohaterem?
Wytłumaczyłem Dabiemu zasady po raz chyba dziesiąty i czekałem aż zacznie rzucać.
- Pójdziesz po coś do picia? - zmarszczyłem brwi. W takiej chwili, gdy on będzie walczyć o mojego pluszaka mam iść po picie?!
Niechętnie przytaknąłem i ruszyłem w stronę jakiejś budki. Na szczęście kolejki nie były tak długie jak po południu i po jakiś trzech minutach kierowałem się w stronę ostatniej lokalizacji Dabiego.
Rozszerzyłem oczy gdy go zobaczyłem, bowiem w rękach trzymał mojego wymarzonego misia. Podbiegłem do niego uważając oczywiście by nie wylać napojów.
- Udało ci się?! JAK! -
- Normalnie, po prostu rzuciłem w te puszki. Nie wiem co w tym takiego nadzwyczajnego. - wzruszył ramionami i odebrał ode mnie swój napój.
- Weźmiesz go w końcu czy co? - potrząsnąłem głowa i zrobiłem to o co poprosił. Nareszcie miałem tego pięknego pluszaka, dzięki któremu nie będę się czuć samotnie.
Spojrzałem na chłopaka który zapatrzył się w jakiś punkt. Odwróciłem głowę by zobaczyć na co tak spoglądał.
Diabelski młyn.
- Idziemy tam? - spojrzał na mnie jakby nie wiedział o co mi chodzi. Przewróciłem oczami i pokazałem palcem w stronę atrakcji.
- Jak chcesz. - jak zwykle obojętny na wszystko. Pod wpływem impulsu chwyciłem go za rękę i ruszyłem w stronę atrakcji.
Mam nadzieje ze mnie za to nie zabije... Chociaż jeszcze nie puścił mojej dłoni wiec może nie ma nic przeciwko?
Akurat trafiliśmy na mała kolejkę, wiec ustawiliśmy się w rzędzie żeby poczekać na swoją kolej.
Po kilku minutach mogliśmy kupić bilety, a później wsiąść do jednej z kabin. Nie mogłem się doczekać aż koło ruszy, cieszyłem się jak dziecko, w końcu kolejne z moich marzeń się spełniło.
Spojrzałem na Dabiego, byłem ciekaw czy jest chociaż w małym stopniu tak szczęśliwy jak ja. Gdy miałem już go o to zapytać atrakcja ruszyła. Przykleiłem się do szyby i chłonąłem widok który widziałem. Przypominał mi ten gdy latałem, tylko że w zwolnionym tempie.
Zachód słońca ledwo widoczny na horyzoncie, niebo było fioletowe z akcentami różowego. To wszystko wyglądało cudownie.
- Zadowolony? - obróciłem głowę w stronę chłopaka. Siedzieliśmy na przeciwko siebie, aż szkoda ze nie siedziałem obok niego.
- Tak! Cieszę się że tu przyszliśmy. A ty? - Dabi zmarszczył brwi, nie domyślił się o co mi chodzi?
- Cieszysz się ze tu jesteśmy? - nie odpowiedział, po prostu patrzył się na mnie, nic więcej. To było dziwne, zazwyczaj się tak nie zachowywał. Naprawdę coś tu nie pasuje.
- Coś się stało? - znów nie odpowiedział. Podniósł się z miejsca i zrobił kilka kroków w moim kierunku, musiał się przy tym schylić, by nie przywalić w sufit. Stanął naprzeciwko mnie, a twarz zbliżył do tej mojej. Uniosłem lewa brew do góry, o co mu chodzi?
- Dabi? Kontaktujesz w ogóle? - chłopak wydał z siebie pomruk, nie odrywając spojrzenia. Może tak naprawdę toczymy walkę kto dłużej nie mrugnie?
Otworzyłem usta by znowu zapytać o to samo, ale nie zdążyłem ponieważ mnie pocałował. Zdziwiony zamknąłem oczy, a ręce uczepiłem na jego kurtce.
Całowaliśmy się powoli, smakując własnych ust. Te jego były przyjemnie ciepłe, a język który wdarł się do tych moich pozostawiał gorąc w podniebieniu. Jakimś cudem popchnąłem chłopaka na siedzenie obok mnie, a sam usiadłem mu na biodrach.
Przez cały ten czas nie przerwaliśmy naszego pocałunku, który z każda chwila robił się coraz bardziej namiętny. Do samego końca walczyliśmy o dominację nad tym drugim. Niestety przegrałem, ale to tylko przez to, że ta jebana zapałka oparzyła mi język!
Oderwałem się od niego, a głowę położyłem na jego ramieniu. Oboje ciężko oddychaliśmy, ale nikomu z nas to nie przeszkadzało.
- Czyli podobało Ci się? - zapytałem podnosząc głowę z jego ramienia.
- Było znośnie. - zaśmiałem się, a chwilę później uczynił również chłopak.
To był naprawdę cudowny dzień. Siedziałem na kolanach idioty któremu oddałem swoje serce, a dodatkowo miałem obok siebie misia dzięki któremu to wszystko się wydarzyło.
*****
jak nie usunę tego w ciągu 24h to będzie sukces.
a no i jak ktoś znajdzie jakiś błąd czy coś to mnie poprawcie plz
ah no i wiem ze ich charaktery na 100% nie są takie same ale no sorrcia
miłego dnia/nocy misie
22.05.2020
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro