Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

trzydzieści

Następnego dnia z samego rana wyszłam przed dom, gdzie wraz z Matteo byliśmy umówieni. Skłamałam Leonowi, że jadę do miasta załatwić parę "kobiecych" rzeczy przed ślubem, czego nawet nie komentował. Włoch siedział w samochodzie kawałek dalej od domu, aby nikt nas nie przyuważył. Dotarłszy do pojazdu, szybko wsiadłam do środka, a Matteo od razu odjechał z miejsca.

- Dzień dobry. - uśmiechnął się pod nosem. Zlustrowałam go szybko wzrokiem — na nosie miał okulary przeciwsłoneczne, ubraną białą koszulkę i ciemne spodnie dresowe.

- Hej. - odpowiedziałam, odwzajemniając lekko uśmiech. Czułam się lekko niekomfortowo, z tym że jechałam właśnie z bratem mojego narzeczonego do jego przyjaciela, jednak wciąż wolałam to niż siedzenie w domu i wysłuchiwanie jak bardzo jestem beznadziejna.

- W porządku? - spytał się brunet, kładąc dłoń na moim udzie. Sięgnęłam do niej swoją ręką i splotłam nasze palce ze sobą. Znów poczułam, jak bicie mojego serca przyśpiesza, a na moje policzki wpływa delikatny rumieniec.

Co on ze mną wyprawiał.

- Jest okej. - mruknęłam, opierając się wygodniej o fotel.

Nasza podróż trwała niedługo. Matteo zatrzymał się pod jedną ze starych kamienic i wysiadł z samochodu. Ruszyłam w jego ślady i wygramoliłam się z pojazdu. Wyprostowałam się i rozglądnęłam po uliczce.

- Można tu parkować? - spytałam się, podchodząc do brązowookiego. Machnął ręką i podszedł do dużych, drewnianych drzwi. Wcisnął srebrny przycisk domofonu, a po chwili drzwi ustąpiły. Otworzył je przede mną i wpuścił pierwszą do środka. Na klatce było przyjemnie chłodno, na co westchnęłam z ulgą. Ostatnie dni były naprawdę gorące i nie dało się wytrzymać na zewnątrz zbyt długo.

Matteo poprowadził mnie schodami na drugie piętro. Tam zapukał w dębowe drzwi i odwrócił się, aby posłać mi uśmiech. Wkrótce z mieszkania wyjrzał niewysoki mężczyzna, zgadywałam, że musiał być w wieku Matteo. Miał lekką nadwagę, był ubrany w dresy i trzymał butelkę alkoholu w ręce. Zastanawiałam się, czy to na pewno był przyjaciel Mattea, w końcu kompletnie się od niego różnił.

- Matteito! - wykrzyknął i niespodziewanie przytulił bruneta, co wyglądało zabawnie, szczególnie że brązowooki był wyższy od przyjaciela o głowę. - Dawno się nie widzieliśmy!

- Byłem u ciebie parę dni temu, Mauricio. - powiedział z lekkim uśmiechem, próbując się wyrwać z objęć brodatego mężczyzny.

- Zapraszam do środka. - Mauricio odsunął się i otworzył nam szerzej drzwi. Weszliśmy do mieszkania, a zapach spalonego sosu uderzył moje nozdrza.

- Ty to musisz być Luna. - odwróciłam się w stronę przyjaciela Matteo. - Słyszałem wiele o tobie. Tego dobrego i złego też.

- Um, dzięki? - uśmiechnęłam się słabo.

- Och, Boże, coś ty znów wyczyniał Mauricio? - jęknął brunet, krzywiąc się. - Znów próbowałeś gotować?

- Chciałem zrobić ten przepis, co ostatnio mi podałeś. Robiłem wszystko, jak napisałeś, więc nie wiem, co takiego mogło się stać. - bronił się. Popędził szybko do kuchni, a Balsano za nim. Ja zostałam w hallu i zaczęłam oglądać zdjęcia powieszone na ścianie. Na paru nawet zauważyłam Mattea, który uśmiechał się szeroko w obiektyw. Mimowolnie sama się uśmiechnęłam, widząc go szczęśliwego.

Odsunęłam się od ściany i rozglądnęłam po pomieszczeniu. Ściany były białe, co sprawiało, że w pokoju było bardzo jasno. Przeszłam do salonu i usiadłam na jednym z miękkich foteli. Mieszkanie było nowocześnie oraz przytulnie urządzone. Przez ogromne okna z szerokimi parapetami wpadało słońce i przyjemnie grzało mnie w ramię. Patrząc na to wszystko, aż sama zamarzyłam, aby zamieszkać w takiej kamienicy właśnie we Florencji.

- Następnym razem czytaj dokładnie. - usłyszałam głos z korytarza.

- Okej, okej. - rozległ się szelest po pomieszczeniu. - Pamiętaj, aby zmienić pościel, jasne? Nie będę spał na tej, w której wy...

- Wiesz co, ty nieraz jesteś durny chyba cały czas. - przerwał mu Matteo. - Lepiej już spadaj, nie śpieszyłeś się przypadkiem?

Mauricio zaśmiał się cicho.

- Miło cię było poznać, Luna! - krzyknął z hallu.

- Ciebie również! - odkrzyknęłam. Już miałam wstać z miejsca i pójść do nich, kiedy usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Kilka sekund później Matteo wrócił do mnie, uśmiechając się półgębkiem.

- Niepokoi mnie twoja mina. - przyznałam, unosząc brew. - Czemu wyszedł?

- Pojechał do pracy. - zajął miejsce naprzeciw mnie. - A co, chciałabyś z nim posiedzieć?

- Byłbyś zazdrosny?

- O niego? Nigdy. - parsknął śmiechem. Przewróciłam oczami na jego słowa.

- Więc...? Co my tu robimy?

- Możemy tu robić wszystko. - założył ręce za głowę. - To znaczy, wiesz... możemy korzystać z udogodnień tego miejsca.

- Równie dobrze moglibyśmy pójść na miasto. - wzruszyłam ramionami.

- Ale na mieście nie mielibyśmy takiej prywatności. - puścił mi oczko. - To co, na co masz ochotę?

•••

- Nie, oszukujesz! - szturchnęłam go w ramię. - To nie fair!

- Fair, fair, po prostu ty nie potrafisz grać. - wystawił język w moją stronę.

- Umiem grać! Zawsze wygrywałam w Monopoly! - skrzyżowałam ręce na piersi. Od godziny graliśmy w planszówkę, siedząc na ziemi i zajadając się chipsami, które znaleźliśmy w kuchni oraz dopijając otwarte wino. Już zapomniałam, jak to jest po prostu posiedzieć tak w dobrym towarzystwie i pozwolić sobie zapomnieć o wszystkim.

- Bo pewnie grałaś sama ze sobą. - zażartował, przez co dostał kuksańca w bok ode mnie. - Zaczynasz znów?

- Ja nic nie zaczynam. - wstałam z miejsca i otrzepałam się z okruchów po chipsach. - Nie mów do mnie teraz.

- Rozumiem, że strzelasz focha. - parsknął, podnosząc się z ziemi.

- Może. - stanął naprzeciw mnie.

- I nie będziesz ze mną rozmawiać? - zbliżył się do mnie. Cofnęłam się o krok i uniosłam dumnie głowę.

- Nie będę. - próbowałam zachować kamienną twarz.

- A jeśli zrobię to? - w ciągu sekundy znalazł się przy mnie i chwycił mnie za biodra, unosząc wysoko do góry. Pisnęłam, łapiąc się rękami za jego ramiona.

- Puść mnie!

- Nie zrobię tego! - zaśmiał się i zaczął kręcić się w kółko, wciąż trzymając mnie w powietrzu. Bałam się, że zaraz mnie upuści na ziemię, więc kurczowo trzymając się jego ramion.

- Postaw mnie błagam! - piszczałam jak mała dziewczynka, zaciskając mocno oczy. W pewnym momencie Matteo zatrzymał się w miejscu i podrzucił do góry, sprawiając, że chwilę potem wylądowałam na jego rękach.

- Teraz będziesz ze mną rozmawiać? - spytał. Objęłam go za szyję i dźgnęłam palcem w policzek.

- Niech ci będzie. Tylko już tak nie rób, bo następnym razem puszczę na ciebie pawia.

- Okej. - zaśmiał się. - Dopiero teraz zauważyłem, jak bardzo malutka jesteś.

- No może od razu liliput. - przewróciłam oczami. Matteo pokręcił rozbawiony głową i postawił mnie na ziemi. Poprawiłam swoje włosy i posłałam mu szeroki uśmiech. Czułam się naprawdę szczęśliwa i ciężko było mi myśleć o tym, co miało stać się za dwa dni.

- Mogę się o coś spytać? - zaczął, chwytając mnie w pasie i z powrotem przyciągając do siebie.

- Hm? - mruknęłam, kładąc ręce na jego klatce piersiowej.

- Czy to możliwe, aby w ciągu niecałych dwóch tygodni mógłbym się zakochać? - wpatrywał się we mnie intensywnie. - Bo chyba wpadłem po same uszy i to właśnie przez ciebie.

- Matteo... - byłam zdziwiona jego wyznaniem i jednocześnie oczarowana.

On właśnie powiedział, że się we mnie zakochał.
Czy On właśnie powiedział, że zakochał się we mnie?

Moje serce zabiło szybciej i znów poczułam te słynne motylki w brzuchu.

- Nie musisz nic mówić, ja wiem, co myślisz. - westchnął.

- Matteo - chwyciłam jego twarz w obie dłonie. - Czuję dokładnie to samo, co ty. I, mimo że to jest niewłaściwe, nie jestem w stanie zaprzeczyć moich uczuć do ciebie.

Na twarzy Włocha rozkwitł piękny uśmiech. Wykonałam pierwszy krok, pochylając się i łącząc nasze usta razem. Ten pocałunek był jednak inny niż te wcześniejsze — wolniejszy, bardziej zmysłowy. Wkładałam w niego wszystkie moje uczucia, których nigdy nie byłam bardziej pewna jak w tamtym momencie.

•••
Szczerze — nie jestem z niego zadowolona, co wprowadza mnie w zły mood. Więc może oglądnę jeszcze raz zwiastun ostatnich odcinków Soy Luny, bo LUTTEO.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro